Nauka jest zbyt ważna, by zostawiać ją wyłącznie politykom!

opublikowano: 2012-11-23, 17:14
wolna licencja
Od pewnego czasu w Internecie działa nowy ruch, stworzony przez młodych naukowców, postulujący przeprowadzenie w organizacji polskiej nauki głębokiej zmiany. Obywatele Nauki, bo taką nazwę nosi ta grupa, chcą zainicjować rzeczywistą, szeroką dyskusję o stanie nauki i naukowców w Polsce. Zapytaliśmy przedstawicieli ruchu o ich wizje i cele działania.
reklama

Tomasz Leszkowicz: Grupę inicjatywną Obywateli Nauki tworzą przedstawiciele nauk ścisło-przyrodniczych i humanistyczno-społecznych. Czy w dzisiejszym świecie ten mariaż jest w ogóle jeszcze możliwy? Śledząc dyskusje medialne można odnieść wrażenie, że jedni naukowcy tworzą postęp i PKB, drudzy zaś wychowują pokolenie bezrobotnych.

Jesteśmy ruchem społecznym, który powstał w środowisku pracowników naukowych, reprezentujących różne dyscypliny i ośrodki badawcze. Inspiracją i zachętą dla nas jest ruch Obywateli Kultury. Chcemy zainicjować szeroką publiczną dyskusję o przyszłości nauki w Polsce – dyskusję wolną od wpływów ideologii, doraźnej polityki i medialnej sensacji. Dostrzegamy potrzebę zmian i jesteśmy na nie gotowi. Zmiany te nie mają jednak sensu bez merytorycznej debaty nad społeczną rolą nauki i naukowców, czy bez nowego spojrzenia na system edukacji w zmieniającym się świecie. W debacie tej musi uczestniczyć całe środowisko naukowe i wszyscy, dla których ważny jest rozwój cywilizacyjny i społeczny Polski. Obywatele Nauki pragną stworzyć forum dialogu wewnątrz środowiska naukowego w Polsce, by możliwe stało się wypracowanie wspólnych stanowisk w kluczowych kwestiach dla przyszłości nauki. Sądzimy, że właśnie nieformalny i apolityczny ruch społeczny tworzy najlepsze ramy dla wspólnej analizy sytuacji obecnej oraz zarysowania kierunku zmian na przyszłość. Liczymy, że ruch Obywateli Nauki będzie odpowiedzią na żywotne potrzeby polskiego środowiska naukowego, które zmaga się z wieloma problemami, lecz nie mówi o nich w jednolity i czytelny dla wszystkich ludzi sposób. Chcemy stać się jego głosem - piszą o sobie Obywatele Nauki na swojej stronie internetowej obywatelenauki.pl . Polecamy także profil inicjatywy na Facebooku .

Marcin Grynberg, Aneta Pieniądz: Podział ten jest czysto medialny albo spowodowany uprzedzeniami. Gdy się już rozmawia, szczególnie o konkretach, problemu nie ma. Trzeba tylko chcieć się dogadać. Tak właśnie to wygląda wśród Obywateli Nauki. Proszę pamiętać, że wśród nas są też inżynierowie, medycy i prawnicy i jakoś nam się udaje (śmiech).

Przedstawianie humanistyki i nauk ścisłych jest próbą sztucznego wartościowania i dzielenia nauki, która dopóki posługuje się metodą naukową, dopóty pozostaje jednością. Mariaż między nimi nie tylko jest możliwy, ale jest faktem – nigdy nie doszło bowiem do rozwodu. Nie ma potrzeby odwoływać się tu do zamierzchłej przeszłości i przypominać o wspólnych korzeniach nauk i samej idei poznania naukowego w cywilizacji europejskiej. Oczywiście, warsztat i metodologie różnych nauk muszą się różnić w zależności od przedmiotu badania, jednak ich cel pozostaje wspólny: dążyć do prawdy. Warto też zauważyć, że we współczesnym świecie w wielu nowoczesnych gałęziach nauki zaciera się granica między tym, co tradycyjnie definiowane było jako humanistyka, a naukami ścisłymi. Weźmy na przykład socjobiologię, kognitywistykę, ekohistorię albo historię nieantropocentryczną.

Rzecz jasna, dla tych, którzy patrzą na naukę wyłącznie poprzez jej wąsko pojętą dochodowość (tzn. w kategoriach inwestycji finansowej z wysoką stopą zwrotu, najlepiej w jak najkrótszym czasie), takie czarno-białe przeciwstawienie jest wygodne. Fałszywa jest też rozpowszechniana od dłuższego czasu teoria o wydziałach humanistycznych jako fabrykach bezrobotnych. Bezrobotny zostaje bowiem przede wszystkim absolwent, który był źle kształcony. Nie jest ważne, czy studiował historię, zarządzanie czy informatykę, jeśli nie nabył tam umiejętności cenionych na rynku pracy, a przede wszystkim nie nauczył się samodzielności myślenia i kreatywnego podchodzenia do problemów. Zresztą badania rynku pracy wcale nie wskazują na humanistów jako na najbardziej zagrożoną grupę, a raczej na konieczność specjalizacji jako warunek znalezienia zatrudnienia. Innymi słowy, dla pracodawcy cenniejszy jest absolwent studiów historycznych, wyspecjalizowany np. w zarządzaniu dokumentacją niż nauczyciel po pedagogice ogólnej.

Zanim przejdziemy do przyszłości, zajrzyjmy na chwilę w przeszłość - czy istnieje pewien historyczny wzór organizowania nauki, który byłby bliski idei ON?

reklama

Organizacja nauki może być rozumiana dwojako: jako sposób jej uprawiania lub zarządzania nią. Obecnie nie da się sprawnie łączyć tych dwóch dziedzin, zwykle każda z nich zajmuje zbyt wiele czasu.

Wykład z filozofii (ilustracja z końca XIV w.).

Model uprawiania nauki, w którym naukowiec jest mentorem, doradcą, naukowym spowiednikiem adepta na pewno jest nam bliski. Pewnie bardziej w stylu sokratejskim niż w stylu wykładu dla setki studentów. Model ten ma szansę się sprawdzać współcześnie, ponieważ na wszystkich szczeblach trzeba teraz uczyć myślenia, pracy zespołowej, a nie podawać gotową i niepodlegającą dyskusji wiedzę. Zanim wykładowca skończy wykład, studenci wyszukają już w Internecie i przeczytają to, co ma on im do przekazania (a przynajmniej to, co sami sądzą, że chce im przekazać). Niestety, często wiedza tak zdobyta będzie słabej jakości. Dlaczego? Bo nauczyciel akademicki nie ma czasu uczyć krytycznego podchodzenia do treści, z tej choćby przyczyny, że ma zbyt wielu studentów. Dlatego cieszy nas zapowiedziana przez ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego zmiana w systemie finansowania wydziałów, w której promowana będzie wreszcie dostępność nauczyciela dla studenta. Zwracamy też uwagę na dokonujący się na naszych oczach przełom w rozumieniu roli nauczyciela. Staje się on nie tyle przekazicielem wiedzy, ile przewodnikiem w poznawaniu metod docierania do niej w lawinowo rosnących zasobach, dostępnych na wyciągnięcie ręki i kliknięcie myszką, a przede wszystkim powinien uczyć umiejętności samodzielnej krytycznej selekcji i weryfikacji tego ogromu informacji. Dziś jeszcze rzadko zdajemy sobie z tego sprawę, ale zmiana ta ma fundamentalne znaczenie dla całego procesu kształcenia, od przedszkola do doktoratu. Paradoksalnie jednak, zmiana ta potwierdza tylko starą zasadę, że wszystko się powtarza: w istocie wiele w tym nowym modelu jest z dawnego wzorca relacji mistrz-uczeń, opartej na różnicy doświadczenia, ale też na ciągłym obustronnym rozwoju obydwu partnerów i wzajemnym poszanowaniu.

Zarządzanie nauką jest równie trudną i ambitną dziedziną. Nie chodzi tylko o poszukiwanie i aplikowanie o fundusze oraz zarządzanie instytucjami naukowymi, ale także o umiejętności organizacji pracy i zarządzania ludźmi w zespołach czy radzenie sobie z projektami wielozespołowymi i wielonarodowymi. Tu dysponujemy wzorcami wypracowanymi w krajach, w których nauka od dawna funkcjonuje w systemie, w którym naukowcy zmuszeni są rywalizować o pieniądze i działać w porozumieniu z badaczami z innych ośrodków i dyscyplin badawczych. Jesteśmy wszelako ostrożni wobec prób bezmyślnego implementowania cudzych rozwiązań w naszych warunkach. Zwróćmy chociażby uwagę na konsekwencje wprowadzenia na polskich uczelniach systemu bolońskiego, bez liczenia się ze specyfiką poszczególnych dyscyplin nauki i wydziałów. A wprowadzaliśmy ów system w czasie, kiedy na zachodzie Europy toczyła się już krytyczna dyskusja na temat negatywnych skutków jego funkcjonowania, a na dziesiątkach zachodnioeuropejskich uniwersytetów studenci głośno protestowali. Polska nie korzysta z możliwości, jakie daje jej zapóźnienie (tak, tak!). Mamy bowiem szansę przyjrzeć się skutkom zmian w systemie nauki, wprowadzanym w państwach UE, i uniknąć popełnianych przez nich błędów. Szkoda, że z tej możliwości nie korzystamy.

reklama

Słabością Państwa od dawna jest brak strategii. Wszyscy znajomi naukowcy nie mają pojęcia, jakie są dalekosiężne plany rozwoju nauki i karier naukowców w Polsce. Trudno wtedy mówić o planach i wzorach na przyszłość.

W niedawnym wywiadzie dla naszego portalu prof. Marcin Kula stwierdził, że historycy zmierzają prostą drogą do marginalizacji - czy to w obrębie środowiska naukowego, czy też pośrednio w przestrzeni publicznej. Czy ten proces dotyczy całej polskiej nauki?

Na pewno nie można traktować jednolicie całego środowiska naukowego, a nawet konkretnych dziedzin. Wszyscyśmy różni, mamy różne doświadczenia i umiejętności i jedni osiągają sukcesy, inni nie, a jeszcze inni nie osiągają ich mimo, że powinni. Miary sukcesu i marginalizacji są więc dość trudne do zdefiniowania, jeśli nie mamy do czynienia z obiektami przyciętymi jednako na miarę.

Musimy też sami uderzyć się w piersi: marginalizacja środowisk naukowych w życiu publicznym wynika też w niemałej części z ich wycofania się do laboratoriów i sal wykładowych, spowodowanego z jednej strony niesmakiem, jaki musi budzić poziom debaty publicznej w Polsce, z drugiej zaś – niestety – konieczność przyziemnej walki o codzienny byt. Chcielibyśmy zmienić ten stan rzeczy, dlatego też ON nieprzypadkowo tak duży nacisk kładą na społeczną funkcję nauki i naukowców.

Dlaczego nauka w dzisiejszym świecie miałaby odgrywać ważną rolę?

Nauka cały czas odgrywa ważną rolę. Bez niej nie żylibyśmy tak, jak żyjemy, tylko do dziś wegetowalibyśmy w jaskiniach i ziemiankach, umierając w wieku lat 30 (o ile należelibyśmy do szczęśliwców, którzy zdołali przeżyć dzieciństwo). Nieważne, czy to się kiedyś nazywało nauką, ale potrzeba odkrywania, rozumienia i polepszania sobie warunków życia, a na dodatek jeszcze zrozumienia, czym jest to życie, pojawiła się u zarania naszych dziejów i będzie trwała nadal.

Karta manuskryptu z ok. 1300 r. z rysunkami ilustrującymi zagadnienia geometryczne (źródło: British Library Online Gallery, domena publiczna).

Nie wiemy natomiast, czy nauka będzie odgrywała ważną rolę społeczną, bo to zależy od decyzji konkretnych społeczeństw, czyli płatników oraz decydentów politycznych. Wydaje się jednak, a jest to udowodnione w historii świata po wielokroć, że postęp społeczny, rozumiany na sposób zachodni, nie jest możliwy bez nauki i wysłuchania, choćby krytycznego, tego, co ma ona do powiedzenia. Sądzimy, że nauka może pomóc społeczeństwom radzić sobie z poczuciem niepewności i zagrożenia, jakie towarzyszą mu w dzisiejszym, błyskawicznie i wielokierunkowo zmieniającym się świecie. Obowiązkiem naukowca jest wyjaśnianie trudnych kwestii, a przede wszystkim zwalczanie twierdzeń opartych na błędnych albo świadomie zafałszowanych przesłankach. Pamiętajmy też, że wiedza jest w obecnym świecie chyba silniej niż kiedykolwiek powiązana z władzą: nauka i naukowcy, działający uczciwie, a nie wyłącznie w imię zysku, mogą przestrzegać społeczeństwa przed wykorzystaniem coraz bardziej zaawansowanych technologii do celów niebezpiecznych z punktu widzenia przyszłości naszej cywilizacji. Pojawia się tu nieuchronnie kwestia odpowiedzialności społecznej naukowców – rozwojem badań nie da się bowiem na dłuższą metę odgórnie sterować, można natomiast wpływać na sposób wykorzystywania jej wyników. Tu niebagatelną rolę odgrywać może wspomniana wcześniej humanistyka, dostarczająca narzędzi umożliwiających krytyczną refleksję nad kulturą i kierunkami rozwoju społeczeństw oraz ich zmieniającą się w czasie tożsamością.

reklama

Czym miałby być proponowany przez ON Pakt dla Nauki?

Pomysł Paktu dla Nauki narodził się pod wpływem działań podejmowanych przez Obywateli Kultury. Tak jak Obywatele Kultury, także i Obywatele Nauki uważają, że władze i politycy zbyt małą uwagę przywiązują do kwestii rozwoju kulturowego i naukowego oraz budowania kapitału społecznego Polski. W dyskursie politycznym i medialnym dominują problemy gospodarcze, postrzegane na dodatek w perspektywie krótkoterminowej. Tymczasem coraz wyraźniej widać, że w przyszłości to właśnie zdolność do tworzenia wiedzy i zarządzania nią będzie decydować o miejscu społeczeństw i państw w światowym porządku. W Polsce system prawny nie nadąża za zmianami dokonującymi się w nauce i potrzebami edukacyjnymi społeczeństwa. Co gorsza, problematyka ta – kluczowa dla rozwoju kraju – budzi znacznie mniejsze zainteresowanie niż nośne medialnie afery czy sprawy ekonomiczne. ON chcą wywołać dyskusję na temat nauki i systemu edukacji, której uczestnikami mają być nie tylko naukowcy i przedstawiciele odpowiadających za naukę i edukację organów rządowych, ale każdy, komu sprawy nauki są bliskie: zarówno nauczyciele, jak i rodzice planujący ścieżkę edukacyjną swoich dzieci, popularyzatorzy czy ludzie chcący poszerzać wiedzę po zakończeniu systemowej edukacji. Nauka jest według ON sprawą ogólnospołeczną, zbyt ważną, by pozostawić dyskusję o niej wyłącznie politykom. Debata ta powinna doprowadzić do diagnozy jej stanu w Polsce, ale także wskazać te obszary, które wymagają wsparcia i zmian prawnych. Na tej podstawie chcielibyśmy sformować zespoły tematyczne, złożone z ekspertów, niekoniecznie związanych z instytucjami nauki, które wypracują projekty koniecznych zmian w zakresie prawa, procedur, metod i sposobu finansowania itd., pozwalających na wielostronny rozwój badań naukowych, ale także na realizację społecznej misji nauki. Projekty te staną się podstawą do dialogu z władzami i wspólnego wypracowania długofalowego programu służącego naprawie nauki i systemu szkolnictwa, który nazwaliśmy Paktem dla Nauki. Nad realizacją tych ustaleń będzie czuwać także strona społeczna.

reklama

Każda dyskusja o kondycji polskiej nauki zahacza o pewne fundamentalne pytanie - więcej czy mniej wolnego rynku?

dr Marcin Grynberg – adiunkt w Instytucie Biochemii i Biofizyki Polskiej Akademii Nauk, zajmuje się bioinformatyką.dr Aneta Pieniądz – adiunkt w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, specjalizuje się w historii społecznej średniowiecza.dr Paweł Szczęsny – adiunkt na Wydziale Biologii UW i w Instytucie Biochemii i Biofizyki PAN, specjalizuje się w bioinformatyce, interesuje się także zjawiskiem Nauki 2.0.

Na tym polega problem nauki, że jest rozumiana jako jeden organizm, kiedy jest to wygodne, a kiedy nie – wręcz przeciwnie. Nauka to nie jest jeden sposób myślenia, wykonywania odkryć i ich implementacji społecznych. Cele historyków są inne niż inżynierów, działania fizyków doświadczalnych wymagają innych funduszy niż polonistów. Obywatele Nauki uważają, że nie można wkładać całej nauki do jednego worka, lecz trzeba przyjrzeć się użyteczności społecznej poszczególnych dziedzin, sposobom działania instytucji i wyznaczyć pewne standardy, które wykluczą nierobów z systemu. Wtedy dopiero będziemy mogli mówić o wydajności i konkurencyjności nauki. A czy inżynier potrzebuje inspiracji czy zabezpieczenia przed nieodkrywaniem koła dzięki historykowi? Na pewno mu nie zaszkodzi.

Wolny rynek jest ważny dla tych dyscyplin, które są bezpośrednio związane z ekonomią. Konkurencja światowa jest tak silna, że nie ma wątpliwości, że trzeba silnych żeby to przetrwać. Jednak nie można myśleć o nauce w kategoriach sprymitywizowanego neoliberalizmu, do czego mają często tendencję media, niektórzy politycy i ekonomiści. Wbrew opiniom wielu, uczelnia wyższa nie jest przedsiębiorstwem działającym według reguł rynkowych tylko po to, by wypuścić gotowy produkt w postaci absolwenta idealnie dostosowanego do wymogów rynku pracy. Powtarzamy z uporem, że uczelnia jest miejscem tworzenia kapitału kulturowego, czy to poprzez badanie problemów pozornie „bezużytecznych”, bo nieprzeliczalnych na pieniądze, ale istotnych dla budowania tożsamości społeczeństwa, czy kształtowanie postaw nonkonformistycznych i otwartości w myśleniu o sobie i otaczającym świecie, czy wreszcie przez jak najbardziej praktyczną naukę sposobu prowadzenia konstruktywnej debaty.

Ważne miejsce w Manifeście ON zajmuje popularyzacja nauki. Jak powinna ona funkcjonować?

reklama

Jesteśmy zwolennikami zastosowania systemu francuskiego, w którym każdy pracownik naukowy ma trzy, a nie dwa obowiązki: uczyć, pracować naukowo i popularyzować naukę. Jest to konieczne, ponieważ świadomość społecznej roli nauki jest obecnie słaba. Poza odgórnym nakazem popieramy każde oddolne działania mające na celu upowszechnianie wiedzy, jak np. fantastyczna „To tylko fizyka” dra Marka Pawłowskiego czy wszelkie inicjatywy rozwijane w ramach nauki obywatelskiej (ang.: citizen science) np. Zooniverse. Popularyzacja nie może być tez traktowana jako działalność okazjonalna. Festiwale nauki czy noce naukowców są doskonałym pomysłem, ale one nie wystarczą. Działalność upowszechniająca wiedzę musi stać się elementem strategii inwestowania w edukację, na wszystkich szczeblach, od samorządów poczynając. Dlaczego sponsorujemy jednorazowe festyny, a brak środków na utrzymanie stałych przedsięwzięć służących popularyzacji wiedzy? A wykorzystać do tego można już istniejącą infrastrukturę, jak chociażby sieć bibliotek publicznych, które powinny przekształcać się w centra pośredniczące w transmisji wiedzy. ON chcą wspomóc działania zmierzające do uświadomienia społeczeństwu korzyści z takich, mało spektakularnych na pozór inwestycji. Tylko jeśli obywatele będą wywierać nacisk na polityków, możliwa jest zmiana ich priorytetów.

Jaką rolę w Państwa wizji nauki polskiej powinien zajmować Internet i cyfryzacja? Czy możliwe jest przezwyciężenie środowiskowego strachu wobec sieci, wymieszanego ze swoistą pobłażliwością?

Paweł Szczęsny: Współczesna nauka nie istnieje bez Internetu. Oczywiście, jest mnóstwo obszarów badawczych, które wprost nie zależą od sieci, aczkolwiek możliwości i skalę oddziaływania, które oferuje infrastruktura internetowa, dalece zmieniają współczesny krajobraz naukowy. Nie chodzi tylko o łatwy dostęp do zasobów: publikacji, materiałów źródłowych, czy danych. Istotną rolę odgrywa też skala tego dostępu – w domyśle dla wszystkich. Odkrywa się na nowo rzadko używane sposoby organizacji badań, polegające na masowym włączeniu w proces naukowy wolontariuszy, czyli tzw. naukę obywatelską. Ponadto dostęp cyfrowy pozwala na wdrożenie procesów kontroli jakości (danych lub publikacji) na masową skalę. A wydaje się, że to tylko wierzchołek góry lodowej.

Sceptycyzm środowiska naukowego jest jak najbardziej zrozumiały i być może jest nie do przezwyciężenia w krótkim czasie. Nie zapominajmy jednak, że młodzi ludzie rozpoczynający obecnie karierę naukową to pokolenie „cyfrowych tubylców”, tzn. niepamiętające już świata bez Internetu. Nie tylko będzie w pełni mogło korzystać z możliwości oferowanych przez sieć, ale też z czasem aktywnie wpływać na metody i funkcjonowanie nauki w oparciu o własne i internetowe doświadczenia.

W naszej wizji nauki Internet i cyfryzacja jest jak wodociąg – infrastrukturą, bez której nie da się funkcjonować we współczesnym świecie. Zadaniem naukowców i nauczycieli akademickich jest dać społeczeństwu narzędzia do krytycznego dostrzegania zagrożeń i efektywnego wykorzystywania możliwości, jakie one niosą.

reklama
Komentarze
o autorze
Tomasz Leszkowicz
Doktor historii, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Publicysta Histmag.org, redakcji merytorycznej portalu w l. 2006-2021, redaktor naczelny Histmag.org od grudnia 2014 roku do lipca 2017 roku. Specjalizuje się w historii dwudziestego wieku (ze szczególnym uwzględnieniem PRL), interesuje się także społeczno-polityczną historią wojska. Z uwagą śledzi zagadnienia związane z pamięcią i tzw. polityką historyczną (dawniej i dziś). Autor artykułów w czasopismach naukowych i popularnych. W czasie wolnym gra w gry z serii Europa Universalis, słucha starego rocka i ogląda seriale.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone