Obiad czwartkowy: Grillowane święta narodowe…

opublikowano: 2009-05-08 03:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Cóż świętujemy 1 i 3 maja? Święto Pracy i Święto Konstytucji 3 maja – powiedzą bardziej zorientowani. Gdyby jednak oprzeć się tylko na przekazach medialnych w dniach tych obchodzono „majówkę” albo też Dni Narodowego Grillowania. Święta wyzute zostały z ich znaczenia, pozostała jedynie skwiercząca kiełbaska na rozżarzonym węglu.
REKLAMA

Zobacz też: Konstytucja 3 maja - historia i dziedzictwo

Rola mediów w kształtowaniu wiedzy oraz opinii publicznej jest w coraz mocniejszy sposób podkreślana przez socjologów, pedagogów i antropologów. Truizmem będzie więc stwierdzenie, że współczesna rzeczywistość pokazała nam w sposób najbardziej dobitny rolę informacji jako jednego z głównych czynników formowanie naszego zachowania czy wartości, które przyjmujemy.

PO dało dni wolne, PiS dał grilla

Z ogromną ciekawością przyglądałem się informacjom medialnym, jakie pojawiały się w okresie tzw. długiego weekendu. Koncentrowały się one głównie wokół „majówki”, „majowego wyjazdu”, cen wynajmu pokoi w okresie „majowego weekendu” itd. Nie mniej miejsca poświęcano tematowi „czy PiS dał nam grillowanie?” i czy to „grillowanie” jest w istocie oznaką zamożności. Trudno się zresztą dziwić, skoro „grillowanie” stało się również motywem debaty stricte politycznej – i to w obliczu zbliżających się wyborów do Parlamentu Europejskiego.

Można więc było odnieść wrażenie, że zbliżające się święta są jedynie swoistymi wakacjami wiosennymi, podarowanymi przez cudowny rząd Donalda Tuska, wespół z partią Jarosława Kaczyńskiego, która do tych dni dorzuciła grilla.

A o świętach cisza…

Początkowo szaleństwo to tłumaczyłem sobie samemu jedynie gorączką przedweekendową. Faktycznie, pogoda nastrajała do odpoczynku i wyjazdu poza miasto. Coraz bardziej zaczęło mnie to irytować, gdy wraz z przyjściem 1 maja tematy w mediach nie zmieniały się. Nadal miliony sposobów na opieczenie kiełbaski z pobliskiego hipermarketu wydawały się ważniejsze od świąt, które ponoć przyszło nam obchodzić.

1 maja był w tym ciągu świątecznym najbardziej poszkodowany. Z coraz większym bólem gardła – spowodowanym bynajmniej nie świńską grypą – dziennikarzom przechodziło stwierdzenie, iż 1 maja to Święto Pracy. Z migających pasków informacyjnych dowiadywaliśmy się, że to rocznica wejścia do Unii Europejskiej, że pierwszy dzień majówki, że początek długiego weekendu (z krótką statystyką pijanych kierowców), a na końcu – już jakby z obowiązku – że 1 maja to Święto Pracy.

1 maja stał się zresztą w Polsce, bardziej świętem „wyśmiewania PRL-u”, niż świętem pracy. Jeżeli media dotykały problemu 1 maja, to robiły to zazwyczaj w kontekście humorystycznym, przedstawiając dawne pochody pierwszomajowe, przemawiających sekretarzy itp. itd. Znani artyści, muzycy, wspominali swoje „pochody”, podkreślając rzecz jasna swoją ówczesną niechęć do systemu, jak i również wspomnianych pochodów.

Takie pochody to nie u nas...(fot. Chuck Taylor, 2008, lic. CC ASA 2,0).

Ten sielski przekaz uzupełniały informacje o współczesnych pochodach, przypominających jednak raczej polityczne manifestacje resztek polskiej lewicy. Tu oczywiście pośmiać można było się z Piotra Ikonowicza, którego wypowiedzi rozbawiały do łez dziennikarzy siedzących w studio.

Próżno było szukać w mediach informacji o znaczeniu 1 maja – o strajku robotników w Chicago w 1886 roku, o historii święta pracy, o dziejach problemu robotników w myśli społecznej i politycznej.

Pierwsza strona „Dziennika Bałtyckiego” z 2 maja 1972 roku.

Nie lepiej potraktowano – wydawałoby się bardziej poprawne politycznie – Święto Konstytucji 3 maja. Bardziej interesujące były dla mediów powroty z majówek, dalszy ciąg opowieści o grillowaniu, stan Bałtyku itd., itp. O konstytucji 3 maja mówiono mało, jeśli w ogóle. Jedyna ciekawa dyskusja o wydarzeniach z 1791 roku odbyła się przed i po uroczystościach trzeciomajowych relacjonowanych przez TVP.

REKLAMA

Zbyszek Hołdys – naczelny historyk

Przekaz historyczny w mediach pogarsza się z roku na rok. W zasadzie oprócz afer lustracyjnych, kolejnych książek o Wałęsie, wątków antysemickich czy niekończących się dyskusji o IPN-ie, o historii mówi się niewiele, albo w ogóle. Wobec palikotyzacji życia publicznego staje się ona w dyskursie medialnym niepotrzebna.

Trudna do zinterpretowania, pełna niejednoznaczności, wymagająca skupienia, spokojnej dyskusji, nie jest atrakcyjna dla przekazu poszukującego świńskich łbów, „małpek”, czy spotów wyborczych z montażem na poziomie szkoły podstawowej. O tym media mogą dyskutować godzinami, dniami i tygodniami…

Historia zaś jest czasem smutną koniecznością, o której należy poinformować. Zaprasza się wtedy więc „dyżurnych historyków”, którzy choć najczęściej nie zajmują się danym zagadnieniem, starają się wybrnąć z tej sytuacji jak najlepiej. Jeszcze jeśli w dyskusji uczestniczą historycy to pół biedy... niestety, coraz częściej zastępują ich, równie dyżurni, koledzy dziennikarze. Co odróżnia te dwie grupy? Dziennikarze nigdy nie przyznają się do niewiedzy, a historykom to się zdarza. Szczytem jest jednak zapraszanie do dyskusji historycznej Zbyszka Hołdysa czy innych artystów, co dzieje się niestety równie często.

Polityka historyczna schodzi do lamusa, a powraca gdy może stać się sprawnym narzędziem politycznym kompromitującym jednych, czy sankcjonujących misję dziejową drugich.

A czy jest co świętować?

Tymczasem święta majowe niosą za sobą ogromny przekaz treści etycznych i symbolicznych. 1 maja to przecież nie tylko święto lewicy, ale i w ogóle dzień poruszający problem pracy w stosunkach międzyludzkich. O pracy człowieka wypowiadał się papież Leon XIII w encyklice Rerum Novarum, czy Jan Paweł II w Centesimus annus, a jej istota w życiu społecznym poruszała głowy niejednego myśliciela, filozofa, czy polityka. Czy naprawdę, choćby tego jednego dnia, nie można się nad tym problemem zatrzymać dłużej – również w kontekście historycznym?

3 maja to zaś nic innego, jak wielkie święto polskiej demokracji. Konstytucja majowa była dowodem, że zanarchizowany system polityczny mógł dokonać samonaprawy bez zbędnych ofiar. Jest to więc święto ogromnego dziedzictwa, jakie niesie ze sobą I Rzeczpospolita, ze swymi wadami i zaletami. Wielki wkład demokracji szlacheckiej w historię Europy jest jednak przez Polaków niezauważany, a wręcz traktowany ze wstydem.

Są to więc problemy i wartości dotyczące nie tylko wąskiej grupy osób. Dotyczą one całego narodu, a ich mocne usadowienie w historii nadaje im donioślejszego charakteru, pokazującego, że pewne problemy czy wartości aktualne mogą być przez lata.

Syndrom 2 maja

Najdobitniej brak wyrazu tych świąt widać 2 maja. 12 lutego 2004 roku, Sejm RP ustanowił ten dzień dniem polskiej Flagi Narodowej. Czy jednak miliony sms-ów jakie dotarły do użytkowników Orange i Play pomogły w zrozumieniu idei tego święta? Media elektroniczne nie śpieszyły się zresztą z wyjaśnieniami skąd jest ta flaga, dlaczego takie kolory, skąd się wzięły inne symbole.

20 lat po odzyskaniu pełnej niepodległości Polacy przestają rozumieć swoje święta narodowe. Obdarte z symboliki, coraz częściej pozostają dniem wolnym od pracy i okazją na „grillowanie”. Media, które winny pomagać kształtować opinię społeczną, również w warstwie edukacyjnej, podchodzą jednak do sprawy niepoważnie. Bardziej odpowiada im sielankowy nastrój majówki, niż próba zmierzenia się z historią, która wydaje się być tylko niepotrzebnym balastem.

A może mamy właśnie być takim społeczeństwem cieszącym się z uśmiechniętego premiera i równie wesołego prezesa, którzy dali nam wolne i grillowanie?

Zobacz też

Zredagował: Kamil Janicki

Przypominamy, że felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji "Histmag.org".

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone