Studenckie życie

opublikowano: 2007-02-23 19:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Impreza studencka w mieszkaniu, tak zwana domówka. Na stoliku leżą trzy plastikowe woreczki pełne marihuany, tuż obok litr wódki _Finlandia_ i sześć butelek piwa. W sypialni zamyka się para – dopiero co się poznali. Seks, dragi i alkohol – tak według niektórych żyją studenci. Jak jest naprawdę?
REKLAMA

Początek dnia

Karolina uważa, że student bez książek to nie student.

Prawie codziennie wstaję o szóstej rano. O ósmej muszę być już na uczelni. Lubię studiować, lubię mój kierunek. Mam dużo ciekawych i kreatywnych zajęć – mówi Karolina, studentka IV roku germanistyki Uniwersytetu Śląskiego. Uczy się w autobusie i to jej podobno wystarcza, by wiedzieć, o czym są ćwiczenia. – Jestem inteligentna od urodzenia, więc nie spędzam za dużo czasu nad książkami – dodaje skromnie. Trzeba znać swoją wartość.

Zajęcia dla Karoliny to intelektualne wyzwanie. Czas dyskusji, polemiki, ale też chwil na przemyślenie pewnych kwestii. Dlatego wkurzają ją ignoranci. – Studenci, którzy olewają wszystko i myślą, że jakoś zdadzą egzaminy, gdy będą już pod ścianą. Drażni mnie ich obrażanie się o to, że muszą się uczyć – mówi. Uważa, że to przenoszenie dziecinnego sposobu myślenia z liceum. Do studiowania trzeba dorosnąć. Karolina wyróżnia jeszcze jedną kategorię studentów: kujoni. – To jest naprawdę duży problem. Typowy filologiczny kujon rzadko kiedy ma skonkretyzowane zainteresowania. Nie potrafi do niczego podejść z pasją. – Do tego jest zarozumiały, niesympatyczny, nie potrafi myśleć logicznie i analitycznie – dodaje Wojtek, kolega z germanistyki, który z tym podziałem się zgadza.

Dla tej dwójki równie istotną częścią dnia, oprócz kilku godzin na uczelni, jest wieczór ze znajomymi przy piwie. – Nie wiem, czy znasz piosenkę grupy Pogodno, w której wokalista zaczyna śpiewać »Piwo, wino, wódka, jazz, piwo, wino, wódka, jazz«? W każdym razie wszystko się zgadza, tylko że osobiście wolę rock – Karolina zaczyna mówić coraz żywiej. Widać, że woli opowiadać o tym, co dzieje się poza murami uczelni.

Piwo - studenckie paliwo.

How to rock and not to roll

Studenci bardzo dużo czasu spędzają na zabawie. – Kilka razy w tygodniu imprezujemy – przyznaje Andrzej studiujący prawo. – Różnie to wygląda. Są tygodnie, gdy nazbiera się dużo nauki i wtedy odpuszczamy, ale są też maratony imprezowe przez siedem dni – mówi Krzyś z informatyki. Karolina potwierdza, że studenci należą do najbardziej imprezowych grup w naszym społeczeństwie. Ona sama imprezuje, gdy tylko nadarzy się taka okazja. – Dzień bez piwa to dzień stracony. Tylko że dla nas to piwo jest pretekstem do rozmowy. Najpierw idziemy do kina, teatru lub na koncert, a dopiero potem siadamy w naszej ulubionej knajpce i dyskutujemy. Karolina mówi, że często wśród studentów zdarza się tak, że pije się do oporu. Nadchodzi tak zwany „zgon”, czyli upicie się do stracenia świadomości. Uważa, że to żenujące, zwłaszcza gdy ktoś się tym chwali. Najważniejsza jest dla niej dobra zabawa, a alkohol po prostu pomaga wprowadzić się w dobry nastrój.

REKLAMA
Studenci po zabawie w klubie. Za niedługo będzie świtać

Gdzie się bawimy? W klubach studenckich, pubach, w moim mieszkaniu. Właściwie to wszędzie, gdzie wybieram się z moją ekipą, jest świetna impreza – twierdzi Karolina. Oto czynniki, które uznaje za najważniejsze, by w nocy się nie nudzić: odpowiedni ludzie, miejsce z charakterem, alkohol i muzyka. – Wtedy zawsze jest świetnie!

Po drugiej stronie lustra

Udaliśmy się do jednego z „miejsc z charakterem” w Katowicach. „Rawa Pub” przyciąga do siebie studentów z pobliskich wydziałów. Przebywają tu ludzie z politologii, socjologii, historii, filozofii, prawa czy kierunków ścisłych. Wymieniać można by bardzo długo. Knajpa znajduje się w niepozornym miejscu. Po wejściu najpierw czuć intensywny zapach dymu papierosowego. Dopiero po chwili wzrok przyzwyczaja się do białej poświaty i zaczynamy widzieć szczegóły. Na ścianach wiszą obrazy przedstawiające Erica Claptona, jest sporo drewnianych półek z bibelotami. Zamiast małych stolików i krzeseł przez środek ciągną się długie ławy. Najwięcej żaków przychodzi w ciągu dnia, gdy na uczelni są jeszcze zajęcia. – Gdy ktoś przyjdzie wcześnie rano, to zazwyczaj wychodzi dopiero wieczorem. Zdarzają się grupy niewychodzące stąd po jedenaście godzin. Piją bardzo dużo! Sprzedajemy około tysiąca piw dziennie. Ale jednocześnie jest bardzo kulturalnie. Przez dwa lata nie było tu ani jednej zadymy z udziałem studentów – mówi Janusz, barman pracujący tu od początku istnienia lokalu. Pokazuje na stolik, przy którym siedzą sami staruszkowie. – Dziadki tu przychodzą po to, by zażyć energii. Patrzą, jak bawi się młodzież i od razu czują się odmłodzeni.

REKLAMA
Janusz jest barmanem i studentem politologii. Wszyscy bywalcy Rawa Pub muszą go znać.

Ale takie posiedzenia w knajpie to nie tylko picie. Janusz twierdzi, że studenci przychodzą tu się uczyć, wymienić notatkami i kserokopiami. Często pojawiają się też z wykładowcami – zapraszają ich na kawę. Oczywiście nie zawsze jest tak grzecznie. Raz dziewczyna zaczęła tańczyć i rozbierać się na stole. – Była bardzo ładna – opowiada Janusz. Mówi, że niewiele brakowało, a poszłaby na całość.

Śpiewanie to codzienność. Często grupa studentów intonuje „Baranka” Kultu. Na większych imprezach, na przykład organizowanej przez nas dla stałych bywalców Wigilii, uczestnicy tańczą przy szafie grającej. – Zdarzają się też sytuacje, że studenci uprawiają seks w toalecie – mówi Janusz poproszony o jakieś pikantne historie. – Pub stawia na różnorodność muzyki, stara się stworzyć rodzinny klimat. To bardzo podoba się studentom – kończy barman i zaprasza nas do ponownego odwiedzenia tego miejsca.

Tajemnice akademików

Jak wyobrażałem sobie typowego studenta, nim sam zacząłem nim być? – pierwszoroczniak z kulturoznawstwa chwilę myśli, co odpowiedzieć. – Spodziewałem się, jak to może wyglądać. Mój studiujący brat w nocy, rozbierając ciuchy, rozpieprzał zawsze cały pokój. On nie ma padaczki, to musiał być alkohol – odpowiada. Zapytany, czy był już na imprezie w akademiku, przecząco kręci głową. – Nie, ale chyba każdy słyszał to powiedzenie: »Kto nigdy nie mieszkał w akademiku, ten nie wie, co to prawdziwe studiowanie«. Mam nadzieję, że wkrótce dowiem się, czy to prawda – kończy i szybkim krokiem idzie na zajęcia.

Prawie jak… w szpitalu psychiatrycznym.

My udajemy się na Osiedle Akademickie Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach-Ligocie. To właśnie tam dokonamy konfrontacji największego studenckiego mitu z rzeczywistością. Akademiki stoją praktycznie w lesie, na samym końcu stolicy Śląska. Przywodzą na myśl epokę PRL-u. Masywne, szare bloki raczej odpychają niż zachęcają do zamieszkania. Mimo to na osiedlu mieszka ponad 400 studentów. Zarówno Polaków, jak i obcokrajowców. – Akademiki mają tę zaletę, że są w miarę tanie. Płaci się raz na miesiąc ustaloną z góry stawkę i nikt nie obciąża nas już dodatkowymi kosztami za zużyty prąd, gaz czy wodę. Dostać miejsce w akademiku nie jest tak trudno – mówi Jarek, student socjologii. Nie wszyscy jednak podzielają jego zdanie.

REKLAMA

Mieszkanie w akademiku ma swoje plusy i minusy. Dużo zależy od tego, czy trafimy na normalnego współlokatora, z którym znajdziemy wspólny język. Jeżeli nie, możemy liczyć się z wieloma nieprzyjemnościami. Ja byłam zmuszona zmieniać aż trzy razy współlokatorkę – wyznaje Gosia, studentka psychologii. – Nie wszystkim też odpowiadają nadmierny hałas, ciągłe imprezy, wspólne kuchnie, łazienki czy pralki. Ale jeżeli jesteś osobą towarzyską, nie przeszkadzają Ci cienkie ściany i masz w sobie tyle samozaparcia, żeby mimo wielu przeszkód się uczyć, akademik jest miejscem dla Ciebie – wylicza Szymon, student filozofii.

Student nie jest wymagający. Zaśnie wszędzie.

Z pewnością dużą zaletą mieszkania w DS-ie jest również to, że w akademiku znajdziesz starszych kolegów, którzy podpowiedzą, jak podchodzić do poszczególnych wykładowców, podrzucą w razie potrzeby kserokopie, pomogą przed kolokwium czy egzaminem – kontynuuje Szymon. Nikt tutaj nie odmawia pomocy, a najpopularniejszą walutą za tego typu przysługi jest puszka piwa.

Bardzo ważnym miejscem w każdym domu studenckim jest kuchnia, jedna na piętro. Wydawałoby się, że będzie to miejsce związane wyłącznie z przyrządzaniem posiłków. Nic bardziej mylnego. – Lubimy przesiadywać w kuchni i po prostu rozmawiać, o wszystkim i o niczym. Pomieszczenie jest przestronne i zmieści dużo więcej osób niż przeciętny pokój. Czasem ktoś przyniesie gitarę albo fajkę turecką i możemy tak siedzieć do rana – opowiadają Kasia i Justyna, studentki psychologii.

Jazda bez trzymanki!

Życie w akademiku ma też drugie dno. Spokojne z pozoru imprezy przeradzają się w libacje alkoholowe, na których pojawiają się nie tylko mocne trunki, ale także narkotyki. Zdarza się, że pijany student szuka pretekstu do bójki. – Pamiętam taką sytuację. Chłopak, który przyjechał tylko na jedną imprezę, strasznie się spił, a później biegał z nogą urwaną od krzesła po akademiku. Na szczęście ochrona szybko interweniowała i nikomu nic się nie stało – opowiada Sabina, studentka filologii polskiej. Takie przykłady można mnożyć. Większość tego typu wybryków inspirują osoby niemieszkające w akademiku. – Wydaje im się, że skoro to nie ich dom, to mogą wszystko i są bezkarni. A my później za nich odpowiadamy przed kierownictwem – wzdycha Damian z prawa.

REKLAMA

Najwięcej incydentów przypada na juwenalia. Połamane meble, drzwi wyrwane razem z futryną, poodcinane kable telefonów, mnóstwo szkła na korytarzach, porozbijane kafelki w toaletach. – Staramy się sami w miarę możliwości pilnować porządku, bo wiemy, że sami możemy na tym ucierpieć – wyjaśnia Jarek. – Za ciężkie przewinienia można dostać wilczy bilet i być wzywanym na dywanik do swojego dziekana. Najłagodniejsza kara to sprzątanie terenu osiedla.

Student sex-party

Chętnie odwiedzany przez studentów katowicki klub - Spiż.

Siedzimy w klubie studenckim. To już któreś z kolei piwo. Chcemy wyciągnąć od Grzesia pikantne szczegóły. Im student więcej wypije, tym robi się rozmowniejszy. – Wiadomo, że studenci przesadzają ze środkami odurzającymi. Wtedy zacierają się wszelkie granice. Jeżeli do tego dorzucimy poczucie niczym nieskrępowanej wolności i bezkarności, bo właśnie wyrwaliśmy się spod skrzydeł tatusia i mamusi, czasami zdarzają się przykre rzeczy.

Niewinne z pozoru zabawy są tylko wstępem do prawdziwej orgii. Towarzyszące studenckim imprezom gry mają się nijak do powszechnie znanego kręcenia butelką. Zasady tej popularnej wśród młodzieży zabawy wszyscy znamy, ale dla żaków to po prostu dziecinada. Brać studencka ma swoją grę, tzw. kamienną twarz.

REKLAMA

Wódeczka leje się strumieniami, po pokoju krąży lufka z najprzedniejszym stuffem. Zwykły melanż. Siedzimy w gronie znajomych, słuchamy muzyki i rozmawiamy o wszystkim, ale zawsze znajdzie się osoba, która przyczepi się do tematu seksu. Część koleżanek się burzy i rumieni, ale zwykle jest to tylko udawany bunt. W trakcie jednej z takich imprez kumpel zagadał do dziewczyn, czy grały kiedyś w kamienną twarz – snuje opowieść Grześ, student politologii. Zaskoczyło mnie wtedy, że większość wiedziała, o co chodzi i jakoś nie miały specjalnie oporów – kontynuuje. Zasady zabawy są proste. Chętna dziewczyna wchodzi pod przykryty obrusem stół, a chłopaki robią wszystko, żeby nie dać po sobie poznać, co się dzieje pod spodem, zachowując wspomnianą kamienną twarz – Gra kończy się w momencie, gdy uczestnik, przy którym dziewczyna zatrzymała się na dłużej, nie powstrzyma uśmiechu zadowolenia. Teraz on musi wejść pod stół – śmieje się Grześ.

Student studentowi nierówny

Takie zachowania są straszne. Nie wiem, czy mam się śmiać z tych ludzi, czy płakać. Zabawa zabawą, ale gdzie tu jakiekolwiek poczucie własnej godności. I to wszystko pewnie przez alkohol, bo na trzeźwo nie wyobrażam sobie, żeby ktoś się tak bawił – oburza się Karolina po usłyszeniu od nas historii o kamiennej twarzy. Zaprosiła nas do mieszkania na kawę. – Dzisiaj nie dziwi mnie już nic. Nie jesteśmy spójnym, elitarnym środowiskiem. W Polsce studiuje prawie każdy młody człowiek – mówi. Po chwili podrzuca kolejną myśl: – Tak jak wszędzie: możecie trafić na płytkich skurczybyków, których horyzonty nie wychodzą poza znajomość 100 marek piwa. Znajdziecie też wśród nas wartościowe osoby, z wieloma zainteresowaniami, otwarte na ludzi, inteligentne i zawsze chętne do pomocy.

Niektórzy myślą jednak inaczej. Bartek z ekonomii: – Świat kręci się wokół pieniędzy i seksu. Po 5 latach imprezowania w akademikach, mieszkaniach i w dziesiątkach klubów studenckich uważam, że to powiedzenie jest jak najbardziej słuszne. Uczelnia to właśnie taki mały świat i nie ma sensu doszukiwać się w nim czegoś więcej. Żadnych wyższych wartości, żadnych idei.

A co ty o tym sądzisz? Pisz na: [email protected]">[email protected]">[email protected] lub weź udział w dyskusji na naszym forum.

Jeśli spodobał Ci się powyższy tekst, weź udział w naszej akcji, wesprzyj autora i zagłosuj na niego w plebiscycie na najlepszy artykuł lutego! Głosowanie trwa do 13 marca 2007 roku.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Adam Pisarek
Magister politologii (specjalność dziennikarstwo i komunikacja społeczna) oraz student teorii i historii kultury na Uniwersytecie Śląskim. Aktywnie uczestniczył w przedsięwzięciach Międzywydziałowego Stowarzyszenia Dziennikarzy „Mosty”, obecnie jest prezesem Stowarzyszenia Działań Nietypowych „Szatnia”, działającego na polu kultury na Śląsku. Organizował między innymi Festiwal Wolnych Ludzi i „Kapu!erę” – Festiwal Sztuki Podróżowania. Przez rok był współpracownikiem „Dziennika Zachodniego”. Współpracował również z Teatrem Śląskim, gdzie jako wolontariusz był założycielem i jednym z liderów Rady Studenckiej.

Wszystkie teksty autora
Kamil Machura
Absolwent politologii na Uniwersytecie Śląskim.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone