W bydlęcych wagonach

opublikowano: 2024-01-30 14:09
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Janek początkowo myślał, że to lalki na tych taczkach układają, dopiero przeraźliwe krzyki i lament kobiet, którym odbierano niemowlęta, uprzytomnił mu, co się stało...
REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Anny Augustyniak „Na targu niewolników III Rzeszy”.

Załadunek więźniów do wagonów. Rampa towarowa przy dworcu kolejowym w Tarnowie, 14 czerwca 1940 (fot. IPN)

Wmieście przemianowanym na Schieratz ludzi na stojąco upchnięto w bydlęcych wagonach i zasunięto rygle. Zapadła ciemność, pociąg ruszył. Dokąd? Nikt nie wiedział dokąd i niczego nikt nie widział: ani szyldów mijanych stacji, ani budynków, ani drzew, nawet bezkresu. Bronkę ktoś przygniótł tobołkami. Chciała wołać o pomoc, ale ręce Władki były gdzieś daleko, nie mogła ich odnaleźć, dusiła się, chciwie łapała powietrze. Przez zakratowane okienko niewiele go wpadało. Gorąco stawało się nie do wytrzymania. Jedni drugich błagali o wodę, ale nikt jej nie miał. Pragnienie paliło i niektórych z tego pragnienia nagła gorączka spaliła. Zamilkły na zawsze ściśnięte i przytulone do swych matek maleńkie dzieci. Zwłoki wyrzucano potem z wagonu prosto na taczki, gdy już pociąg zajechał na miejsce. Janek początkowo myślał, że to lalki na tych taczkach układają, dopiero przeraźliwe krzyki i lament kobiet, którym odbierano niemowlęta, uprzytomnił mu, co się stało.

Transportem kolejowym kierował wtenczas SS‑Oberstürmbannführer Hermann Krumey. Nie miał nawet czterdziestki, a już był kimś. Wcześniej szpiegował dla Abwehry, ale Himmler miał dobre oko, wyłowił go, awansował i Krumey w Łodzi rozkręcił biznes na kolei. Jednych wysyłał do Auschwitz, drugich do więzień albo do Generalnego Gubernatorstwa, innych na roboty do Rzeszy. Co tu mówić, lubił swój nowy fach w Centrali Przesiedleńczej.

Ci, którzy właśnie przyjechali z Sieradza, nie czekali na dworcu długo. Zaraz ich skierowano do Durchgangslager w hali fabrycznej przy Kopernika na segregację: ci na lewo, tamci na prawo i czystka z tych, którzy do niczego. Władka była czujna, szepnęła do męża, że baczenie na Bronkę trzeba mieć, bronić jej w razie czego. Bo Bronka w kontakcie ze światem sama by się nie obroniła, ładniejsza od Władki, ale niema, co znaczyło, że łatwa do zwichnięcia. Żandarm już szprechał do nich i Jan co rychlej przekładał żonie na nasze, a ta siostrze pokazywała na migi. Dla kogoś niezorientowanego wyglądało to tak, jakby straciła rozum i Niemcowi wygrażała pięściami albo po niewidocznych klawiszach fortepianu suwała palcami w tę i z powrotem, błyskawicznie tkając nimi słowa. Jej ręce były przewodnikiem siostry. Bronka ma kiwać głową na znak, że się zgadza, że rozumie i wcale nie jest głupia, zrobi, co każą, do roboty chętna i przyda się w Rzeszy jak najbardziej. Bronka kiwnęła głową raz, potem drugi i trzeci w stronę Niemca… i tak oto Władka przeprowadziła siostrę na stronę tych, co zdatni na coś i w selekcji rasowej jeszcze są ludźmi. Ale co to za ludzie, których się rejestruje, rewiduje, pozbawia pieniędzy i tych prawie nic niewartych drobiazgów, które zdążyli wcisnąć do tobołka, gdy wypędzano ich z własnych domów.

REKLAMA

Hałas się nagle jakiś podniósł, gdy ogłosili, że zabierają pościel, a potem że i o ubrania chodzi. Więc nawet i to stracą?

Anna:

– Czemu im zabierali?

Janek:

– Do parowania, żeby zabić wszy. Wszy przenosiły tyfus. Nie, my ich jeszcze nie mieliśmy, ale w takim tłumie lęgły się jak oszalałe i w szwach bielizny zaraz się roiły.

Transport Żydów do Auschwitz, maj lub czerwiec 1944 roku

Pierzyny z poduszkami w prześcieradła kazano zawijać i na nich pisać nazwiska. Czym napisać? Władka rozejrzała się po placu i męża szturchnęła, żeby farby nabrał z wiadra. Inni już paluchami kreślili litery w skupieniu podobnym do Jezusowego, kiedy pisał palcem po ziemi imiona kobiet, z którymi grzeszyli faryzeusze. Faryzeusze? Przecież byli wierni literze prawa, regułom czystości i sami przyprowadzili do Jezusa jawnogrzesznicę, a on powiedział, kto z was jest bez winy… i pisał te imiona kobiet, i Śliwińscy, wierni wszystkiemu co tylko dobre na tym świecie, napisali nazwisko swoje i Bronki na pościeli. Czy to była ich wina, że od paru godzin koczowali przed fabryką tkanin wzorzystych, obrusów i kap na łóżka? To ich wina, że dali się uprowadzić ze swoich łóżek, ograbić z życia, które wiedli, i na rozkaz rozebrać się do naga? Gwałtem znaleźli się w tym rojowisku ludzi z dwójką ogłupiałych z przerażenia dzieci i głuchoniemą, co nijak nie rozumiała, że naprawdę padł rozkaz rozebrania się do naga. Od śmiechu i krzyków żołnierzy odbijały się płacz i błagania zrozpaczonych kobiet walczących o pozostanie w halce, a choćby w majtkach.

Pośród tej wrzawy znów jednych od drugich zaczęli oddzielać. Przy pierwszym przesiewie Niemcy pozbywali się chorych i kalek. Procesja kuśtykających, zniedołężniałych i garbatych zniknęła za metalową bramą. Krewni nigdy ich nie odnaleźli, chyba że w niebie. Oględziny lekarskie od jednego stołu do drugiego i trzeciego z obmacywaniem na końcu, czy ciało czasem nie zakaźne niebezpiecznie, zdatne do czegoś, znaczy do roboty, i jak z genitaliami? Dorosłym kazano stawać na krzesłach i owłosienie łonowe oglądano, przyświecając latarkami. Szukano śladów po ukąszeniach na podbrzuszu. Insekty? Wtedy trzeba golić do skóry. No i data, termin, miesiąc, dzień okresu. Jeśli ciąża, to kłaść się na stół akuszerski i pokazać, co tam w środku. Męskie palce mundurowego specjalisty z podwiniętymi mankietami już gotowe do gmerania w pochwie.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Anny Augustyniak „Na targu niewolników III Rzeszy” bezpośrednio pod tym linkiem!

Anna Augustyniak
„Na targu niewolników III Rzeszy”
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Świat Książki
Rok wydania:
2024
Okładka:
miękka
Liczba stron:
320
Premiera:
24.01.2024
Format:
135x215 [mm]
ISBN:
978-83-828-9989-4
EAN:
9788382899894
REKLAMA

Bronkę, która dopiero co rozkwitała w swej kobiecości i kusiła mięsistymi wargami, osłaniał czar, jaki te milczące wargi nakładały jej na twarz. Ułomność roznosząca tajemnicę po skórze wchodziła we wszystkie zakamarki, a spojrzeniu nadawała coś mokrego w wyrazie, jakąś głębię nigdy niezamarzającego jeziora, dlatego ciarki przechodziły, gdy komuś zdarzyło się skrzyżować z nią swoje oczy. Taubstumme?

– Do łaźni! – powiedział esesman, spuszczając wzrok, gdyż akurat w tym momencie nie narodził się w nim morderca żyjący podówczas w prawie każdym Niemcu. Czy zapisał w jej dokumentach: Taubstumme? Czy jedynie to o oczach, że oparzelisko? Dlaczego nie kazał dołączyć do procesji upośledzonych za Marianką i Mariolą?. Bronka głucha jak one i z tej samej gminy, mijały się nieraz, tylko ona była już dojrzała w swych wdziękach. Może z tego powodu nie wydano na nią wyroku i nie musiała usłyszeć tego, co tamte dziewczyny, że ma odejść za metalową bramę. Jak one to usłyszały? I jak ona miałaby ten głos usłyszeć? Jedynie uszami siostry, która przyuczona do objaśniania jej świata, posłyszawszy, że Bronka ma iść na śmierć, zrobiłaby zaraz palcem wskazującym poziomy ruch z lewa do prawa tuż pod swoją brodą. Ale Władka usłyszała: Do łaźni… i to jej palce pokazały siostrze. Bo dobry był ten Niemiec i uchowała się Bronka w piątym roku wojny.

REKLAMA
Jeden z wagonów Słowackich Linii Kolejowych wykorzystywany przez Niemców do transportu Żydów (fot. Christian Michelides)

Do łaźni! Żołnierze wrzeszczeli jak opętani, szturchając, popychając i kopiąc. Zawstydzenie nagością trochę zmalało. Ludzie starali się nie patrzeć na innych poniżej głowy, zwłaszcza na miesiączkujące kobiety, którym krew strużkami leciała po wewnętrznej stronie ud i skapywała na bose stopy. Wyglądały jak ranne w tym największym z fizjologicznych obnażeń. Która mogła, zasłaniała się rękami. Władka jedną ręką trzymała Bronkę, drugą przyciskała do siebie małą Krysię. Janek sam musiał się pilnować. Porywany wciąż w różne strony przez kłębowisko golasów trzymał się blisko Bronki. Pierwszy raz widział ją bez ubrania. Ale był za mały, żeby z tej lekcji coś zapamiętać. Czuł tylko jej przestrach i tych wszystkich potwornie wychudzonych albo klocowato tęgich sylwetek. Matka nie ostrzegła go, co to za mycie pod prysznicami, czasu na to nie starczyło, a zresztą skąd miałaby wiedzieć… Śmierdziało od brązowej cieczy, którą polewano im głowy i chlapano pod pachami oraz w kroczu, skóra paliła i szczypały oczy. Janek instynktownie przykrył sobą Krysię, kiedy z sufitu zaczęły lać się strugi na przemian lodowatej i gorącej wody. Larum się wtedy podniosło. Kobiety krzyczały, dzieci krzyczały i Janek krzyczał, aż naraz od wilgotnej pary kształty straciły granice, w głowie się zamuliło i upadłby, gdyby ścisk się nie zrobił i fala obcych ciał nie uniosła go do olbrzymiej, zupełnie pustej hali fabrycznej, gdzie dygocząc z zimna, jedni poprzywierali do drugich na betonowej podłodze. Czy to jeszcze byli ludzie? Te nagie i oszołomione postacie? Nie, to już więźniowie z wypełnionym transportausweisem.

Po wielu godzinach rozdano namokłą po odkażaniu odzież, tak cuchnącą chemikaliami i powygniataną, że nie dało jej się w pełni rozprostować, ale ludzie posłusznie się ubierali, chcąc jak najszybciej zakryć nagość. Potem rzucono każdemu trochę spleśniałego chleba i ręce w za krótkich rękawach natychmiast go rozdrapały. Przed pierwszą nocą rozdzielili mężczyzn i kobiety. Ojciec zabrał syna i sprowadzono ich do piwnicy.

O świcie chłopca obudził przerażający dźwięk, otworzył oczy i w małym okienku zobaczył czyjeś nogi. Jedne się pojawiały, drugie nikły, kolejne się pojawiały, by zaraz zniknąć. Niezliczona liczba nóg na wysokości jego oczu maszerowała w tych charakterystycznych marschstiefelach. Rytmiczny metalowy odgłos potęgował się w uszach Janka i rozchodził po całym ciele. Zaczął trząść się z grozy, bo miał wrażenie, jakby tym krokiem defiladowym po nim żołnierze szli i wdeptywali go w ziemię. Echo tych kroków słyszały na górze i kobiety. Też były przerażone. Przez całą noc posadzka w hali nie ogrzała się ani trochę. Kładąc się do snu, Władka zdjęła z głowy wełnianą chustkę i pościeliła Krysi. Tyle tylko mogła zrobić. Nie miała czym jej przykryć i długie minuty musiały minąć, żeby dziecko przestało płakać, a Władka mogła odepchnąć od siebie coś mrocznego, co dusiło ją w gardle. Wymacała wtedy rękę Bronki, splotła z nią palce i tymi palcami jej mówiła, żeby się nie lękała i cokolwiek by się miało dziać, będą razem.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Anny Augustyniak „Na targu niewolników III Rzeszy” bezpośrednio pod tym linkiem!

Anna Augustyniak
„Na targu niewolników III Rzeszy”
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Świat Książki
Rok wydania:
2024
Okładka:
miękka
Liczba stron:
320
Premiera:
24.01.2024
Format:
135x215 [mm]
ISBN:
978-83-828-9989-4
EAN:
9788382899894
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Anna Augustyniak
Dziennikarka i filolog. Realizatorka nagrań dla radia PR 1 i audycji literackich dla PR 2, redaktor wydań telewizyjnych programów dokumentalnych dla TVN, TVP2, TV Puls i Polsatu. Autorka reportaży społecznych emitowanych w Magazynie Ekspresu Reporterów, a także recenzji prasowych i tekstów krytycznych oraz książek Hrabia, literat, dandys. Rzecz o Antonim Sobańskim (2009)), Irena Tuwim. Nie umarłam z miłości (nominacja do nagrody Złoty Ekslibris 2017) i in.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone