2500 lat wojny cywilizacji. Konflikt na Bliskim Wschodzie nigdy się nie skończy!
Zobacz też: Bliski Wschód - miejsce starcia cywilizacji? [historia, artykuły, publicystyka]
Geologowie posługują się pojęciem „uskoków”, na określenie linii wzdłuż których prawdopodobieństwo występowania trzęsień ziemi jest szczególnie duże i nic nie jest w stanie ich powstrzymać. Od 2500 lat największy geopolityczny uskok świata stanowi linia rozdzielająca Europę od Bliskiego Wschodu. Izrael, europejskie państwo na bliskowschodnim terytorium, ma nieszczęście leżeć właśnie na tej linii. Z tego powodu nieprawdopodobne wydają się szanse odnalezienia jakiegokolwiek ostatecznego rozwiązania problemów Izraela i jego sąsiadów. Wiedzą o tym mądrzy dyplomaci, którzy nie oddają się myśleniu życzeniowemu i snom o stałych, ostatecznych rozwiązaniach.
Ponad 60-letni konflikt arabsko-izraelski jest tylko ostatnią odsłoną tego, co moglibyśmy nazwać najdłuższą wojną w historii świata – 2500-letniego starcia świata europejskiego ze światem Azji Zachodniej, regionu obecnie określanego mianem Bliskiego Wschodu. Starcie to rozpoczęło się w VI wieku p.n.e, kiedy Imperium Perskie zażądało podporządkowania się greckich miast w Azji Mniejszej. Pierwszy punkt kulminacyjny zderzenia cywilizacji nastąpił w latach 80. V wieku, wraz z inwazją gigantycznej armii Kserksesa na Grecję kontynentalną. Grecy przetrwali, zwyciężając w dwóch decydujących bitwach.
Kolejna kulminacja przypada na lata 30. i 20. IV wieku p.n.e., kiedy to Aleksander Wielki, w najwspanialszej kampanii wojskowej wszechczasów, podbił Persję – imperium obejmujące takie dzisiejsze punkty zapalne świata, jak Liban, Izrael, Syria, Irak, Iran czy Afganistan. Osoby zaznajomione z karierą Aleksandra mogą przeżywać istne dejavu, czytając współczesne nagłówki gazet...
Nawet trzy wielkie wojny między Rzymem i Kartaginą były częścią tej samej rywalizacji między Europą i Azją Zachodnią. Wprawdzie Kartagina leżała w zachodniej części basenu Morza Śródziemnego, jednak była państwem o bliskowschodniej strukturze społecznej i kulturze, założonym przez osadników z Fenicji – dzisiejszego Libanu.
Przez kolejne 2000 lat wojna była kontynuowana na przeróżnych frontach: w Północnej Afryce, Hiszpanii, Francji, Palestynie, na Bałkanach, w Azji Mniejszej. Raz przewaga była po jednej, raz po drugiej stronie. Nagły i dramatyczny rozkwit islamu w VII wieku pozwolił skonsolidować i umocnić siły Azji Zachodniej w niespotykanym stopniu, prowadząc do nieodwracalnej islamizacji Bliskiego Wschodu i na wiele wieków zaburzając balans sił na rzecz tej strony cywilizacyjnego starcia. Dopiero rozwój nowoczesnej nauki i przemysłu pozwolił odwrócić trend i zyskać decydującą przewagę cywilizacji europejskiej. Zmienny charakter tej rywalizacji powinien nam przypominać, że europejska dominacja to kwestia ostatnich stuleci i nic nie gwarantuje, że będzie ona trwała.
Już w XIX wieku Turcy i Arabowie pozostawali daleko w tyle za Europejczykami, jeśli chodzi o rozwój ekonomiczny i militarny. W efekcie Europejczycy, a szczególnie Brytyjczycy i Francuzi, byli w stanie „skolonizować” dużą część arabskiego świata. Wśród kolonistów byli też syjoniści, którzy osiedlali się w Palestynie. Nie reprezentowali oni jednak żadnego mocarstwa i byli jedynymi Europejczykami, którzy wyruszając na Bliski Wschód spalili za sobą wszystkie mosty. Byli absolutnie zdeterminowani by pozostać w Palestynie, bowiem w razie złego obrotu wypadków – w przeciwieństwie do Brytyjczyków czy Francuzów – nie mieli gdzie wrócić.
Po drugiej wojnie światowej ruszyła bliskowschodnia kontrofensywa przeciw europejskiej dominacji w regionie. Wówczas prowadzono ją pod flagą panarabizmu – dzisiaj pod sztandarami wojującego islamizmu. Ponieważ obecnie największym „europejskim” mocarstwem są Stany Zjednoczone, to też nie może dziwić fakt, że właśnie one stały się głównym obiektem wrogości państw Bliskiego Wschodu.
Powyższa analiza jest niewątpliwie pesymistyczna. Trzeba pogodzić się z faktem, że nie istnieje realistyczna szansa na jakiekolwiek trwałe rozwiązanie konfliktu arabsko-izraelskiego, bądź też odwiecznej wojny świata europejskiego i muzułmańskiego. Żadna ze stron nie może też oczekiwać, że uda jej sie osiągnąć ostateczne zwycięstwo nad drugą. Niestety, najlepsze co mogą zrobić dyplomaci to próby ograniczania skali konfliktu i ofiar, które pojawią się gdy ponownie wybuchną walki. Bo że wybuchną – jest pewne.
Przetłumaczył z języka angielskiego: Kamil Janicki
Przypominamy, że felietony i eseje publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji "Histmag.org".