Obiad czwartkowy: Polityka historyczna, czyli teren sztucznie zabudowany

opublikowano: 2009-08-06 21:51
wolna licencja
poleć artykuł:
Polityka historyczna. Lansowany przez Prawo i Sprawiedliwość i prawicowych publicystów zbitek słowny, stał się kilka lat temu trwałym elementem debaty publicznej. Jego symbolami miały być Muzeum Powstania Warszawskiego i kolejne hucznie obchodzone rocznice różnych wydarzeń. Czy jednak polityka historyczna była realnym projektem, czy może funkcjonowała – i funkcjonuje nadal – wyłącznie w sferze haseł i sloganów?
REKLAMA

Kiedy w 2005 roku PiS sięgało po władzę, realizacja tzw. polityki historycznej była jednym z celów działań tego ugrupowania. Przykładem nowego sposobu kultywowania przeszłości miały być obchody 60 rocznicy Powstania Warszawskiego realizowane przez ekipę Lecha Kaczyńskiego. Od tej pory o tzw. polityce historycznej stało się głośno, a wśród polityków i dziennikarzy rozgorzała dyskusja jak ją prowadzić.

Rzeczpospolita prohistoryczna

Biuletyn IPN-u z maja 2006. Zawarta w nim dyskusja jest często uznawana za „manifest” polityki historycznej.

W książce Polityka historyczna. Historycy – politycy – prasa Dariusz Gawin, wraz z Pawłem Kowalem – jednym z czołowych działaczy Prawa i Sprawiedliwości – pisali: oczywistą koniecznością wydaje się prowadzenie przez Polskę świadomej i aktywnej polityki historycznej [...] polityka historyczna będzie zatem pełnoprawnym elementem polityki polskiej obok polityki gospodarczej, socjalnej czy zagranicznej, uwzględnianym w programach partyjnych, planach rządowych, działaniach społecznych. Zadanie to obejmuje zarówno struktury państwa, władze samorządowe, jak i organizacje pozarządowe.

Polityka historyczna była jednocześnie przeciwstawiana działaniom ekip rządowych po 1989 roku, które oskarżane były o brak zainteresowania historią, a wręcz działania spychające historię na boczny tor. „Wybierzmy przyszłość” – hasło wyborcze Aleksandra Kwaśniewskiego z 1995 roku – miało być symbolem negacji historii i wyrzucenia jej po za nawias debaty publicznej. Polityka historyczna stała się więc elementem bilateralnej wizji świata polityków i zwolenników PiS, którzy antyhistorycznej III RP, przeciwstawiali prohistoryczną IV RP.

Polityka historyczna prowadzona przez rządy PiS-u była jednak mocno krytykowana. Zarzucano jej jednostronność i wykorzystywanie dla celów bieżącej walki. Klęska PiS w wyborach 2007 roku, nie oznaczała jednak końca polityki historycznej. Zasadniczą potrzebę jej kontynuowania – w innej, mniej upolitycznionej formie – wyrażała również zwycięska Platforma Obywatelska.

Nowy premier Donald Tusk w swoim expose deklarował: będziemy chcieli przy pomocy polityki historycznej wzmocnić wizerunek Polski jako kraju, który w swojej historii zawsze miłował wolność i który wiedział, kiedy miał tę szansę, jak mądrze ją wykorzystać. W ostatecznym rachunku to właśnie taka polityka historyczna może być i będzie zasadniczym elementem oddziaływania Polski wobec naszych sąsiadów, także spoza Unii Europejskiej.

REKLAMA

Teren sztucznie zabudowany

Z perspektywy dzisiejszej wydaje się jednak, że polityka historyczna była i pozostaje jedynie utartym sloganem, który podobnie jak równie mityczne „pokolenie JP2” chętnie przywoływany jest przez prawicowych publicystów i polityków. Jeżeli coś co nazwać można „polityką historyczną” istnieje to jedynie w sferze oficjalnych wystąpień, pokazowych uroczystości czy deklaracji.

Jej realizacja w Polsce, przypomina bowiem nic innego, jak słynną budowę „terenu zabudowanego” w filmie „Miś” Stanisława Barei. Fasada, w którą każe się wierzyć społeczeństwu, jest jednak widoczna dla ludzi na co dzień zajmujących się historią, dla których żadnego przełomu w podejściu do historii nie ma. Ani ekipa Prawa i Sprawiedliwości – mająca historię na swoich sztandarach – ani Platformy Obywatelskiej – deklarująca chęć realizacji polityki historycznej – nie uczyniły nic, aby umocnić finansowo i organizacyjnie nauki historyczne. Nie sformułowały żadnego zwartego programu, który ułatwiłby edukację historyczną i wsparł działania popularyzacyjne. Jedynie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego kierowane przez Kazimierza Michała Ujazdowskiego próbowało przez pewien czas wspierać historyków, działając jednak fragmentarycznie i chaotycznie.

Muzeum Powstania Warszawskiego. Czy na stworzeniu jednej nowoczesnej ale zideologizowanej placówki powinna polegać polityka historyczna?

W Polsce polityka historyczna została wyłącznie zinterpretowana jako świetnie wpisujący się w ogólną logikę debaty publicznej aspekt propagandowy, którym można straszyć, szantażować i prać mózgi. Nie ma tu wiele dbałości o historię, widoczna jest jednak ogromna troska o propagandę przez tę historię wyrażoną. Rozmowa nad dziejami stała się więc elementem bieżącej rozgrywki politycznej, wszelkie cele istnienia historii pozostawiając na boku.

REKLAMA

Badacz we mgle

Nie można mówić o prowadzeniu jakiejkolwiek polityki historycznej, jeśli jedynie Instytut Pamięci Narodowej dysponuje dziś środkami – nawet po ich zmniejszeniu – umożliwiającymi spokojne prowadzenie badań, organizację konferencji, szkół letnich, prowadzenie Klubów Historycznych itp. Instytucja, badająca przecież jedynie skromny fragment naszej historii, stała się na rynku historycznym hegemonem, a dla wielu wyrocznią.

Tymczasem z coraz większymi problemami finansowymi borykają się uczelnie, które starają się za wszelką cenę utrzymywać wysoki nabór kosztem poziomu przyjmowanych absolwentów szkół średnich. Jednocześnie rosną koszty badań, gdyż coraz trudniej o granty, dofinansowania, stypendia.

Nie robi się również nic aby historykowi ułatwić codzienną pracę. Archiwa w Polsce przeżywają okres już nie tylko stagnacji, ale może wręcz upadku, co jest bardzo widoczne w coraz to nowych – przekraczających granice absurdalności – wewnętrznych regulaminach i przepisach. Szczytem upodlenia jest słynny już zakaz podłączania do prądu laptopów w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie, uzasadniany oszczędnościami.

Wnętrze pracowni naukowej w Archiwum Akt Nowych. Czy realna polityka historyczna powinna objąć także archiwa? (fot. DW)

To zresztą nie jedyna wada wspomnianej placówki. Dla badaczy korzystających z AGAD-u wiele do życzenia pozostawia również stan opisu jednostek archiwalnych. Od lat nie przygotowywano nowych inwentarzy, indeksów, a istniejące roją się od łatwo wychwytywalnych błędów. Wiąże się to, rzecz jasna, z ogólnym niedofinansowaniem archiwów w Polsce, a także przestarzałymi formami organizacyjnymi i nie dotyczy jedynie AGAD-u. O projektach digitalizacji zbiorów, czy stworzeniu jednego Narodowego Archiwum, nie ma już nawet co wspominać, gdyż w polskich warunkach jest to idea równa szklanym domom.

Niewidoczne w Polsce są również działania mające na celu edycje źródeł. Ostatnie wielkie edycje całych zespołów źródłowych – akt grodzkich i ziemskich, akt prawnych, listów, mów itp. przypada na wiek XIX. Współcześnie edycja źródeł w praktyce zanikła, za co częściową odpowiedzialność ponoszą historycy, bardziej zainteresowani wyżej ocenianymi w karierze zawodowej badaniami niż edycjami.

REKLAMA

Edukacja i popularyzacja

Niewiele poprawiło się również w dziedzinie popularyzacji historii. Ekranizacje filmowe albo nie doszły do skutku (tak jak chociażby próba adaptacji „Kuriera z Warszawy”), albo przerażają swoją sztampowością, topornością, brakiem pomysłu i pieniędzy. Stworzona za kadencji prezesa telewizji publicznej Bronisława Wildsteina TVP HISTORIA jest z kolei przykładem na to, jak telewizji historycznej nie należy robić. Nudna, nieatrakcyjna, lansująca upadłe gwiazdy powtarzające w kółko to samo (w czym bryluje Jan Pietrzak), z nieistniejącym pasmem publicystyczno-informacyjnym, jest parodią telewizji historycznej a nie elementem popularyzacyjnym. Ramówkę wypełniają nie nowe programy historyczne, dokumenty czy reportaże, ale odgrzebywane z zakurzonych archiwów produkcje z początków lat 90-tych, a nawet starsze.

Nieznacznie lepiej jest w dziedzinie muzealnictwa. Projekt budowy Muzeum Historii Polski jest realizowany powoli, bez szczególnego zaangażowania i chęci. Wyraźnie brakuje również pomysłów na reorganizację systemu zarządzania muzeami, oraz ich uatrakcyjnienie i to pomimo odnoszącej co roku sukcesy Nocy Muzeów. Nie widać również woli tworzenia innych nowoczesnych, interaktywnych form muzealnych, które powtórzyłyby sukces Muzeum Powstania Warszawskiego.

W coraz gorszym stanie jest edukacja historyczna. Słabe wyniki matur pokazują, że przez ostatnie lata nie zrobiono nic, aby jej poziom wzrósł. Dodatkowo wprowadzana od września nowa podstawa programowa znacznie ogranicza ilość godzin historii, sprawiając, że duża część młodzieży skończy ją w praktyce na I klasie liceum. Nowy przedmiot – Historia i społeczeństwo – nie jest tu w moim przekonaniu żadnym rozwiązaniem, lecz doprowadzi do jeszcze większego bałaganu i ignorancji wobec edukacji historycznej.

REKLAMA

Nie lepiej jest także z procesem komputeryzacji nauk historycznych. Internet pozostaje w środowisku tematem tabu, a działania państwa w celu zwiększenia zastosowania internetu w badaniu i popularyzacji historii są znikome, lub nastawione na działanie zrywami. Choć jednocześnie trzeba tu zaznaczyć, że powstanie Bibliografii Historii Polski, czy rozwój Federacji Bibliotek Cyfrowych, są ważnym krokiem w kierunku zbratania technik informatycznych z historią. Więcej jednak na ten temat opowie Wam Marcin Wilkowski z objętego patronatem „Histmaga” serwisu „Historia i Media”.

W świecie pozorów

Przytoczone przykłady są jedynie fragmentaryczną próbą opisu sytuacji w jakiej znajdują się nauki historyczne w naszym kraju. Oprócz szumnych sloganów, nie istnieje w Polsce żadna polityka historyczna, rozumiana jako zaplanowany i realizowany cykl działań mających na celu wsparcie badań historycznych, ich upowszechnienie i popularyzację. Pewne działania podejmowane są okazyjnie i nie mają związku z ogólną strategią, lecz raczej z przelotnymi modami lub nieokreślonymi naciskami. Badanie historii opiera się wyłącznie na pasji poszczególnych naukowców, którzy przepychają się przez absurdy organizacyjne i borykają z trwałym niedofinansowaniem.

Polityka historyczna jest pozorem odgrzewanym co jakiś czas w przypadku rocznic, świąt i wszelkiego rodzaju uroczystości wspomnieniowych. Ma charakter jedynie fasadowy, gdyż nie idzie za nią żadne wsparcie historii jako elementu nauki i kultury. Aby to się zmieniło potrzebne są nie tylko hasła i slogany, nie działanie zrywami, tak jak w przypadku rocznicy wyborów czerwcowych czy zbliżającej się rocznicy wybuchu II wojny, lecz złożony program zmian strukturalnych w ramach edukacji historycznej, badań historycznych i popularyzacji historii. Bez tego o żadnej polityce historycznej mowy być nie może.

REKLAMA

Kolejny rok

Przez ostatni rok starałem się opisać zaledwie kilka zjawisk trapiących historię w dzisiejszym życiu publicznym. Są one bezpośrednim pokłosiem braku realnego programu działania państwa na rzecz rozwoju nauk historycznych w różnych ich formach – począwszy od rozwoju naukowego po popularyzację.

Dostępność źródeł, przygotowanie warsztatu pracy dla historyków, warunki edukacyjne, działalność muzeów, popularyzacja w mediach, stanowią system naczyń połączonych, w którym wada jednego z elementów powoduje wadliwość działania całej „historycznej machiny”. Nie będzie bowiem dobrych „gawędziarzy medialnych” bez dobrych naukowców, nie będzie dobrych naukowców, bez edukacji na wysokim poziomie, nie będzie ciekawych prac, jeśli ich przygotowanie pochłaniać będzie ogromne ilości czasu i funduszy, wreszcie historia nie będzie rozrywką, jeśli efekty pracy historyków nie zostaną przedstawione w odpowiedniej formie.

Może dopiero skonstruowanie takiego zwartego programu pozwoli nam upowszechnić wiedzę o Polsce na zachodzie, i odzyskać należne miejsce w świadomości europejczyków. Nie będzie jednak tak, jeśli jedynym autorytetem historycznym będzie dla nas Norman Davis, a polscy historycy nadal będą skuleni czekali w kolejce na doładowanie swoich laptopów w szatni Archiwum Głównego Akt Dawnych.

Zobacz też

Zredagował: Kamil Janicki

Przypominamy, że felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji "Histmag.org".

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone