Turcja-Armenia: historyczne pojednanie czy kontynuacja historycznego sporu?

opublikowano: 2009-10-18, 13:40
wszelkie prawa zastrzeżone
Wydarzenia ostatniego tygodnia każą zapytać, czy podpisanie turecko-armeńskiego porozumienia zbliżyło dwa skłócone od stulecia narody, czy raczej dało początek kolejnemu etapowi konfliktu. I czy w ogóle dojdzie do ratyfikacji dokumentu mającego unormować wzajemne kontakty? Wydarzenia i komentarze w świetle armeńskich depesz prasowych.
reklama

Zobacz też: Armenia i Turcja doszły do porozumienia. Czy aby na pewno?

W Armenii wciąż niespokojnie

Prezydent Armenii Serż Sarkisjan, jeden z inicjatorów zbliżenia turecko-armeńskiego. Opozycja nawołuje do jego ustąpienia.

W piątek w Erewaniu doszło do kolejnej demonstracji antyrządowej. Tym razem wzięło w niej udział około 2 tys. przeciwników porozumienia z Turcją – pięć razy mniej niż tydzień wcześniej. Manifestację zorganizowała Armeńska Federacja Rewolucyjna – partia nacjonalistyczna i trzecia siła polityczna w państwie według liczby posłów. AFR opuściła koalicję rządową z powodu planów pojednania z Turcją.

Protest odbył się mimo, że władze stolicy nie wyraziły na niego zgody. Zebrani, podobnie jak tydzień temu, nawoływali do ustąpienia prezydenta.

W debacie publicznej w Armenii żywa pozostaje sprawa opóźnienia, do którego doszło podczas podpisywania porozumienia turecko-armeńskiego w ubiegłą sobotę. Kiro Manojan, dyrektor armeńskiego Biura Spraw Politycznych, stwierdził, że podpisanie dokumentu odbyło się pod naciskiem międzynarodowym i wbrew interesom Armenii. Do opóźnienia miało, jego zdaniem, dojść ponieważ Turcja w ostatniej chwili chciała zmienić nie tylko treść przemówienia swojego ministra, ale także treść podpisywanego porozumienia. To był dostatecznie dobry powód, by odstąpić od negocjacji – powiedział Manojan.

Karabach jednak na tapecie?

Do podpisania porozumienia z 10 października doszło dzięki ustępstwom poczynionym przez obie strony. Ormianie zgodzili się na powołanie wspólnej komisji historycznej, zaś Turkowie – na nie uzależnianie porozumienia od rozwiązania sprawy Górskiego Karabachu – spornego regionu Azerbejdżanu, który w pierwszej połowie lat 90. został zajęty przez Armenię. Tymczasem Zafer Çağlayan, turecki minister handlu zagranicznego, stwierdził w czwartek na kongresie gospodarczym w Kairze, że relacje handlowe między Turcją i Armenią mogą zostać nawiązane dopiero, gdy pomyślnie zamknięty zostanie temat Górskiego Karabachu.

Nierówne szanse armeńskich historyków?

Ofiary masakr na ludności ormiańskiej w 1915 roku.

Wiele kontrowersji budzą plany powołania wspólnej komisji historycznej, która ma wyjaśnić czy w 1915 roku doszło do ludobójstwa dokonanego przez Turków na narodzie ormiańskim. Zdaniem Turków nie tylko nie dokonano ludobójstwa, ale nawet mówienie o nim jest niedopuszczalne – w świetle tureckiego prawa nazwanie wydarzeń z 1915 roku ludobójstwem to przestępstwo za które grozi kara więzienia. Tymczasem na świecie powszechnie przyjmuje się, że zbrodnie z okresu I wojny światowej były realizowane z polecenia władz tureckich i miały charakter ludobójczy.

reklama

Jak pisałem tydzień temu, niezrozumiały jest cel działania komisji – ma ona ponownie podjąć sprawę, która przez międzynarodowe środowisko naukowe już dawno została uznana za wyjaśnioną. Kiedy Turcy zaproponowali powołanie komisji w 2005 roku, Międzynarodowe Stowarzyszenie Badaczy Zbrodni Ludobójstwa wystosowało list otwarty do tureckiego premiera. Napisano w nim: Reprezentujemy większość europejskich i północnoamerykańskich badaczy zajmujących się zbrodniami ludobójstwa. Odnosimy wrażenie, iż nawołując do powołania niezależnej grupy badaczy nie jest Pan świadomy, jak bardzo bogaty jest już wypracowany materiał naukowy odnoszący się do ludobójstwa na Ormianach w 1915 roku oraz jak tamte wydarzenia korespondują z Konwencją Genewską. Pragniemy podkreślić, że nie tylko Ormianie są przekonani o tym, iż na ich narodzie dokonano ludobójstwa. Jest to opinia przytłaczającej większości badaczy zajmujących się tym zagadnieniem – setek niezależnych naukowców, którzy nie mają żadnych powiązań z rządami i którzy działają w wielu krajach, należą do przeróżnych narodów i publikowali swoje prace na przestrzeni kilku dekad.

Kemal Çiçek, szef Departamentu badań nad Armenią w Tureckim Towarzystwie Historycznym, stwierdził, że komisja jest potrzebna, ponieważ w tureckich i armeńskich archiwach jest wiele dokumentów z I wojny światowej, które mogą zaskoczyć stronę armeńską. Zdaniem Çiçeka sama Turcja nie ma się czego obawiać. Odmiennego zdania jest Ruben Safrastjan, dyrektor Instytutu Studiów Orientalnych Armeńskiej Akademii Nauk. Jest on przekonany, że w archiwach obydwu państw nie ma żadnych materiałów, które mogłyby zmienić postrzeganie sprawy. Co więcej – jego zdaniem – wszystkie dotąd upubliczniane przez Turków dokumenty dowodzą, że doszło do ludobójstwa oraz że strona turecka z premedytacją zafałszowuje historię. Niezależnie, co będą mówić tureccy historycy, już dawno skończył się okres debaty nad tym, czy Turcy dokonali ludobójstwa na Ormianach. To jest naukowo zaakceptowany fakt – podsumował.

Zdaniem armeńskiego posła Dawita Szanazarjana strona turecka będzie w komisji na uprzywilejowanej pozycji. Ze względu na obowiązujące w tym kraju prawo, jedyny wniosek do jakiego mogą dojść tureccy historycy to zaprzeczenie ludobójstwa. Poseł zaproponował nawet by... wprowadzić w Armenii „lustrzane” prawo, które będzie z kolei zabraniało publicznego kwestionowania ludobójstwa.

reklama

Kto będzie pierwszy?

Ten sam poseł zaapelował o jak najszybszą ratyfikację porozumienia. Tymczasem nawet wielu polityków partii rządzącej wskazuje, że należy poczekać na ratyfikację dokumentu przez Turcję. Zdaniem Szanazarjana Armenia powinna to zrobić pierwsza, aby nie dawać Turcji możliwości powiązania tematu zbliżenia z Armenią z kwestią Górskiego Karabachu. Jeśli nasz parlament nie przejmie inicjatywy, będzie to znaczyło, że nasze władze godzą się na tureckie warunki.

Ratyfikacja pozostaje niepewna tak w Turcji, jak i w Armenii. W obydwu krajach silna jest opozycja sprzeciwiająca się porozumieniu na wynegocjowanych warunkach.

Monument poświęcony ofiarom ludobójstwa. Erewań (fot. Bouarf, CC ASA 3,0).

Głosy diaspory

Nawet dwa razy więcej Ormian żyje na emigracji, niż w samej Armenii. Co diaspora myśli na temat procesu zbliżenia z Turcją? Największa społeczność ormiańska występuje w Rosji. Przewodniczący Związku Ormian Rosyjskich Ara Abrahamian podkreślił, że nie można twierdzić jakoby emigranci byli przeciw porozumieniem armeńsko-tureckiemu. Zbliżenie z Turcją jest kwestią bezpieczeństwa narodowego. Musimy w tym temacie działać jednomyślnie – wyjaśnił. Z radością powitał perspektywę otwarcia granicy, które powinno pomóc rozwinąć gospodarkę Armenii. Jednocześnie zaznaczył, że należy pamiętać z kim zostało zawarte porozumienie: Turcja się nie zmieniła. Nie możemy się okłamywać, co do jej intencji w kwestii otwarcia granic i nawiązania „dobrosąsiedzkich” relacji. Takie relacje Turcja ma już z Azerbejdżanem.

Nawiązując do padających ze strony opozycji nawoływań do ustąpienia rządu i prezydenta Armenii, Abrahamian podkreślił, że w jego opinii patriotyzm tak Serża Sarkisjana, jak i szefa MSZ Edwarda Nalbandiana nie ulega wątpliwości.

Zainteresował Cię temat Zakaukazia? Polecamy książkę
reklama

Co z Azerbejdżanem?

Zbliżeniu armeńsko-tureckiemu towarzyszy ochłodzenie w relacjach turecko-azerbejdżańskich. Azerbejdżan jest tradycyjnym partnerem Turcji, a jednocześnie od prawie dwóch dekad jest uwikłany w konflikt z Armenią o sporny region Górskiego Karabachu. Jeszcze w maju szef tureckiego MSZ Ahmet Davutoğlu mówił, że Turcja i Azerbejdżan są nie tylko przyjaciółmi, sąsiadami i bratnimi państwami, ale także – strategicznymi partnerami. Tymczasem wczoraj prezydent Azerbejdżanu İlham Əliyev stwierdził, że przynajmniej w dziedzinie energetyki takie partnerstwo nie jest już możliwe. W odpowiedzi na niezadowalające warunki strony tureckiej w kwestii tranzytu gazu powiedział, że Baku będzie szukać rozwiązań alternatywnych, prawdopodobnie we współpracy z Rosją i Iranem. Strona azerska zarzuciła też władzom tureckim znieważenie flagi Azerbejdżanu. Podczas środowego meczu piłki nożnej w tureckiej Bursie, kiedy na boisku spotkały się drużyny Turcji i Armenii, lokalne władze zakazały wnoszenia na stadion i pokazywania azerskich flag. Oficjalny protest został przekazany na ręce tureckiego Charge d'Affaires w Baku, Nihata Civanera. Tak zakaz, jak i protest stają się zrozumiałe, jeśli przypomnieć, że zbliżenie turecko-armeńskie jest często określane mianem „polityki futbolowej”. Nowy etap wzajemnych relacji zapoczątkowało spotkanie prezydentów przy okazji meczu we wrześniu ubiegłego roku.

Źródła

Materiały z serwisu panARMENIAN.net:

reklama
Komentarze
o autorze
Kamil Janicki
Historyk, były redaktor naczelny „Histmag.org” (lipiec 2008 – maj 2010), obecnie prowadzi biuro tłumaczeń, usług wydawniczych i internetowych. Zawodowo zajmuje się książką historyczną, a także publicystyką historyczną. Jest redaktorem i tłumaczem kilkudziesięciu książek, głównym autorem i redaktorem naukowym książki „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych” (2009) a także autorem około 700 artykułów – dziennikarskich, popularnonaukowych i naukowych, publikowanych zarówno w internecie, jak i drukiem (również za granicą).

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone