„Katastrofa” – reż. Artur Żmijewski – recenzja i ocena filmu

opublikowano: 2011-04-27 17:20
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Czuję się trochę jak w popularnej piosence Kultu „Mój dom murem podzielony”. „Gazeta Polska” niczym na tajnych kompletach wyświetla film „Mgła” Dłużewskiej i Lichockiej, śpiewając przed nim Rotę i hymn państwowy. „Krytyka Polityczna” w swoich klubach pokazuje „Katastrofę” Artura Żmijewskiego, a publika często obcością, śmiechem i kpiną reaguje na ukazywany w filmie dyskurs katolicko-patriotyczny.
REKLAMA
„Katastrofa”
Reżyseria:
Artur Żmijewski
Produkcja:
Polska
Czas:
56 min

W moim przypadku wszystko zaczęło się od facebooka. Cieszyński Klub „Krytyki Politycznej” na popularnym portalu społecznościowym rozesłał zaproszenie na projekcję filmu „Katastrofa” Artura Żmijewskiego. Po projekcji odbyła się dyskusja z udziałem Grzegorza Klamana (Instytut Sztuki „Wyspa”), Agaty Szczęśniak („Krytyka Polityczna”) i Stanisława Rukszy (CSW „Kronika” w Bytomiu). Spotkanie prowadziła Joanna Wowrzeczka-Warczok (uczciwie chcę to zaznaczyć – w moim przekonaniu dyskusja mogła znacząco wpłynąć na mój odbiór filmu). Wróćmy do samego facebooka. „Najnowszy film Artura Żmijewskiego zatytułowany »Katastrofa« to dokument pokazujący reakcje społeczne na katastrofę smoleńską, opisujący rytuały towarzyszące narodowej żałobie” – przeczytałem. Dyskusja rozpoczęła się już na facebooku na długo przez prelekcją filmu, a wątpliwości nie zostały rozmyte nawet po obejrzeniu „Katastrofy”. Małgorzata Tkacz-Janik, popularna śląska feministka, napisała: „To nie jest dokument. Z całym szacunkiem”. Czym zatem jest ten film?

Naprawdę nie wiem. Na potrzeby jego omówienia możemy przyjąć, że film „Katastrofa”, który powstawał w Warszawie, Smoleńsku i Krakowie, składa się z trzech części. W pierwszej oglądamy reakcję Polaków na tytułową katastrofę. 10 kwietnia 2010 roku samolot z 96 pasażerami (wśród nich był polski prezydent Lech Kaczyński) rozbił się pod Smoleńskiem. Delegacja zmierzała na uroczystości w Katyniu. W tej części widzimy reakcję mediów oraz (przede wszystkim) zwykłych Polaków na tę katastrofę. Tłum zbiera się pod Pałacem Prezydenckim, przynosi kwiaty, zapala znicze. Nie milknie płacz, religijny śpiew i modlitwy. Żmijewski ukazuje, że Polacy (przynajmniej ci zgromadzeni pod pałacem) nie dysponują innym – poza katolickim – językiem mówienia o śmierci. W wypowiedziach ludzi – twórcy filmu nie zadają wiele pytań, przede wszystkim filmują ludzkie emocje, rejestrują lament i nawoływania – słyszymy ciągle o Matce Królowej Polski, ranach i ofierze Chrystusa.

W drugiej części Żmijewski portretuje sposób przeżywania narastającej żałoby, ukazuje powracające trumny, polityków, którzy o tragedii mówią tylko z ołtarzy w towarzystwie duchownych. Słyszymy jedynie język liturgii – język etyki, moralności, antropologii nigdy w kontekście tej tragedii nie wybrzmiał. Tę część kończy ilustracja pogrzebu pary prezydenckiej na Wawelu. Ważne, że już w tym drugim fragmencie filmu ukazywani bohaterowie mocno akcentują teorię spiskową i obarczają winą (między innymi) Rosjan za tę tragedię.

REKLAMA

Część trzecia jest niczym wiadro emocji wylanych na głowę. Nie sposób ich chyba wytrzymać i pozostać nieporuszonym. Żmijewski skupia się na walce o krzyż pod Pałacem Prezydenckim, jest Świtoń, są oskarżenia o zdradę, jest nienawiść, strażnicy miejscy uniemożliwiający oddanie hołdu i zapalenia znicza, są przeciwnicy krzyża, którzy bronią paradygmatu racjonalności (a może tylko drwią z moherów), jest jakiś religijny fanatyzm i nieopisana niemożliwość pogodzenia dwóch odrębnych światów i stanowisk moralnych. Teorie spiskowe są tu na głównym planie. Co jeszcze robi Żmijewski? Jedzie do Smoleńska, a w nim pyta napotkanych Rosjan, czy to oni stoją za tym zamachem. Ukazani rosyjscy rozmówcy zachowują zimną krew, nie dają się sprowokować i racjonalnie ukazują argumenty na rzecz nieszczęśliwego wypadku. Dowcip może fajny, ale czemu Żmijewski nie miał więcej poczucia humoru i nie skoczył z kamerą do jakiś chłopaków z FSB?

Tyle o treści filmu. Warto wrócić do postawionego przeze mnie na początku pytania, czym jest ten film? Dokumentem – jak przeczytałem w zaproszeniu na facebooku, dziełem sztuki – co podkreślali uczestnicy dyskusji? Obraz wyprodukowano na Biennale Sztuki w São Paulo, a sam jego twórca nigdy nie zabiegał o miano dokumentalisty. W przypadku „Mgły” pojawił się zarzut, że jest to dokument wyjątkowo jednostronny. Pokazuje perspektywę obozu związanego z Lechem Kaczyńskim, oddaje głos jedynie urzędnikom jego kancelarii. To miało dyskredytować dzieło Lichockiej i Dłużewskiej. W przypadku „Katastrofy” też oglądamy jednostronny obraz wydarzeń – Polskę, przyjmując pewną perspektywę, zacofaną, kołtuńską, narodowo-katolicką, irracjonalną i – co podkreśliła choćby Magdalena Środa – dla pewnego środowiska politycznego czy intelektualnego po prostu obcą. Sympatycy filmu podkreślają, że to nie dokument, a dzieło sztuki, które ma powiedzieć nam coś nowego o nas, Polakach. Powstaje pytanie, ilu widzów potraktuje „Katastrofę” nie jako dokument? I dlaczego mieliby tak zrobić?

Bardzo często w przypadku dyskusji o tym filmie pojawia się teza, że pod tym krzyżem widzimy Polskę wykluczonych; Polaków, którzy – mówiąc najbardziej lapidarnie – nie są beneficjentami transformacji. Słyszymy, że to głos wykluczonych, którzy nie mają własnej reprezentacji. Czy aby na pewno? Czy nie było żadnej siły politycznej, która potrafiła ich zmobilizować, a całe wydarzenia wykorzystać do zdobywania poparcia politycznego? Owszem, pod krzyżem widzimy niemodnie ubrane staruszki w moherowych beretach trzymające zniszczone reklamówki z Tesco, ale są też dobrze ubrane młode kobiety. To nie tylko wykluczeni.

Na koniec bardzo ważna rzecz. „Mgła” wzrusza, jest świetnie zrealizowana, z doskonale pasującą do tematu muzyką. Przy niej „Katastrofa” wypada po prostu blado.

Zobacz też:

Korekta: Justyna Piątek

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Łukasz Grzesiczak
Łukasz Grzesiczak – rocznik 1981. Absolwent filozofii UJ, próbuje skończyć bohemistykę na UJ. Przygotowuje doktorat o Europie Środkowej w Instytucie Politologii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Pracował jako piarowiec kultury, asystent senatora oraz wydawca on-line w portalu społecznościowym. Czechofil, dziennikarz, recenzent kulturalny – obecnie współpracuje m.in. z tygodnikiem „Przegląd”, czeskim magazynem „Listy”, „Nową Europą Wschodnią”, „Witryną czasopism” i portalem „polis.edu.pl”. Publikował m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Newsweeku”, „GW”, „Dzienniku Zachodnim”, „Twórczości” i „Lampie”. Jego proza ukazywała się na łamach „Pograniczy”. Tłumaczy z języka czeskiego i słowackiego. Uwielbia kawę, domino, Milana Kunderę i The Clash. Bloguje na http://kostelec.blox.pl

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone