Rodric Braithwaite -„Afgańcy. Ostatnia wojna imperium” – recenzja i ocena
Sir Rodrick Quentin Brathwaite, rycerz Orderu Świętego Michała i Świętego Jerzego, nie jest postacią w Polsce powszechnie znaną. Autor „Moskwy 1941: Największej bitwy II Wojny Światowej” i niewydanej w Polsce „Across the Moscow River: The World Turned Upside Down”, zanim został autorem poczytnych książek, był dyplomatą. W 1988 roku został mianowany ambasadorem Zjednoczonego Królestwa w Związku Sowieckim, jak się okazało, ostatnim. Funkcję ambasadora w Moskwie pełnił do 1992, stając się zarazem pierwszym brytyjskim ambasadorem w Rosji. Po powrocie do Londynu mianowano go szefem Joint Intelligence Committee, został też doradcą Johna Majora do spraw polityki zagranicznej.
Witajcie „za rzeczką”
Zanim przejdę do właściwej recenzji, muszę się z Państwem podzielić jedną refleksją. Otóż pierwszy raz w życiu przeczytałem monografię historyczną, po zamknięciu której westchnąłem w duchu i pomyślałem „szkoda, że to takie krótkie”. To najprawdziwsza prawda.
Opowieść zaczyna się na długo przed wkroczeniem wojsk radzieckiej 40. Armii do Afganistanu, właściwie nawet przed powstaniem Związku Sowieckiego. Pierwsze dwadzieścia stron to zwięzły opis dziejów Afganistanu do momentu inwazji, począwszy od XVIII wieku. Dowiadujemy się tam o wszystkim tym, co w konsekwencji doprowadziło do agresji. Część druga jest poświęcona działaniom wojennym, trzecia zaś, procesowi wycofywania się Armii Radzieckiej.
Myliłby się ten, kto oczekiwałby, że taki podział oznacza, iż Braithwaite będzie się twardo trzymał chronologii także w treści. Dzieje się tak tylko na początku, gdy poznajemy kulisy podjęcia decyzji o wkroczeniu wojsk radzieckich i wówczas gdy w nad wyraz przyspieszony sposób zaznajamiamy się z historią kraju. Kolejne części są już skonstruowane o wiele bardziej swobodnie.
Braithwaite nie proponuje nam spojrzenia na historię jako ciąg kolejnych wydarzeń, lecz snuje opowieść. Opowieść o żołnierzach, rolnikach, lekarzach, mudżahedinach, bitwach, polityce, wojnie, zdradzie i spiskach. Owszem, są one uszeregowane mniej więcej zgodnie z chronologią, ale, tak jak już wspomniałem, to nie ona jest dla autora najważniejsza. Najważniejsza jest panoramiczna prezentacja wydarzeń.
W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że Braithwaite cały czas niepodzielnie panuje nad tekstem. Czytelnikowi nawet przez moment nie grozi chaos. Mówiąc obrazowo: zamiast sadzać nas przed mapą Afganistanu z grubą encyklopedią, tablicami chronologicznymi i paroma stronami z wynotowanymi datami, zostajemy posadzeni w wygodnym fotelu ze szklanicą whisky w garści, zaś wyśmienity gawędziarz rozpoczyna od swoich ulubionych wspomnień, dobrze już opracowanych i uzupełnionych. Gawędziarz dysponuje także świetnym piórem, bardziej pasującym do wysokiej klasy prozy sensacyjnej, niż monografii naukowej. Choć trudno to sobie wyobrazić, ten język po prostu porywa: przyznam się, że zaniedbywałem niektóre czynności, by móc jak najszybciej usiąść do książki i dowiedzieć się, co było dalej.
Braithwaite pisze o ludziach walczących po obu stronach barykady. Pisze bardzo starannie, ale nie unika anegdot i wątków nieco humorystycznych. Łatwo też zauważyć, do jakich źródeł miał dostęp; mimo ewidentnych starań, mudżahedini potraktowani są w książce o wiele bardziej zdawkowo. Wystarczy jednak przypomnieć sobie, że mianem „Afgańców” określano wyłącznie sowieckich żołnierzy 40. Armii, przestanie nam to przeszkadzać.
Osoby, które cenią sobie staranne i gruntownie uporządkowane informacje, też nie będą rozczarowane. Dla nich przeznaczone są dodatki, gdzie znajdziemy zarówno chronologiczną tablicę zdarzeń, Ordre de bataille 40. Armii, jak i fragmenty bardziej opisowe: dodatkowe informacje o Przymierzu Siedmiu czy porównanie wojen w Afganistanie, Algierii, Wietnamie i Indochinach.
W szczegółach
Charakterystyczną cechą książki Braithwaite’a jest to, że w wielu miejscach korzysta on ze źródeł internetowych. Dla wielu klasycznie pojmujących znaczenie słowa „źródło” może być to nieprzyjemny zgrzyt: strony w sieci bywają zamykane, mogą też zostać przeedytowane. Cóż, autor pisze o wydarzeniach bardzo świeżych. Wiele, jeśli nie większość, memuarów ich uczestników nie została do tej pory nigdzie wydrukowana. Są to ludzie wciąż żyjący, chcący podzielić się swoją historią. Trudno więc dziwić się, że robią to za pośrednictwem najpowszechniej dostępnego medium: przez Internet. Warto więc wykrzesać z siebie pewien kredyt dobrej woli i zaakceptować fakt, że przypisy często odwołują się do Internetu.
Można tam znaleźć pominięcia i drobne błędy, jednak proszę pamiętać, że celem autora nie było precyzyjne opisanie każdego dnia i każdej operacji, jakie wydarzyły się w przeciągu całej interwencji. Może więc i dowiemy się, że karabinek szturmowy AK-74 to „karabin maszynowy Kałasznikowa”, nie uda nam się bardziej dokładnie zgłębić dziejów 24. Gwardyjskiego Pułku Pancernego lub 264. Wydzielonego Pułku Sił Specjalnych. Poznamy za to m.in. zachowania żołnierzy na przepustkach i podczas patroli, ich bolączki, realia życia w Afganistanie czy odbiór Afgańców w Rosji. W mojej opinii, lektura recenzowanej książki da czytelnikowi znacznie więcej niż najlepsze nawet sążniste monografie wielkości średniowiecznej cegły.
Podsumowanie
Książkę oceniam nad wyraz pozytywnie. Świetnie napisana, przygotowana z pietyzmem, poruszająca temat w Polsce niby znany, ale nie do końca. Doskonała zarówno jako pozycja historyczna, jak i „coś do poczytania” dla zabicia czasu. Z pewnością spodoba się miłośnikom prozy Toma Clancy’ego, mając nad jego pozycjami dwie zasadnicze przewagi: opowiada o prawdziwych wydarzeniach i pozbawiona jest rozczulającej naiwności, uproszczeń i naciągnięć. Z czystym sumieniem polecam „Afgańców” zarówno osobom, które o Afganistanie nie wiedzą nic, jak i historykom dwudziestowiecznej wojskowości, miłośnikom thrillerów politycznych czy badaczom dziejów Związku Radzieckiego. Warto przeczytać. Przekonajcie się sami, zachęcam gorąco.
Zobacz też:
Redakcja: Michał Przeperski