Adrian Goldsworthy – „Orzeł i lew. Rzym, Persja i wojna nie do wygrania” – recenzja i ocena
Adrian Goldsworthy – „Orzeł i lew. Rzym, Persja i wojna nie do wygrania” – recenzja i ocena
Rywalizacja między Imperium Rzymskim a Persją należała do najdłuższych i najbardziej złożonych konfliktów w dziejach starożytności. „Orzeł i lew. Rzym, Persja i wojna nie do wygrania” to próba spojrzenia na tę konfrontację zarówno w sferze militarnej, jak i politycznej, dyplomatycznej oraz kulturowej.
Autor nie sprowadza tej rywalizacji do nieustannej wojny – pokazuje ją raczej jako serię napięć, negocjacji i prób wzajemnego testowania własnych możliwości. Jeśli niemożliwa była dominacja nad sąsiadem, gra toczyła się o prestiż w oczach „swoich” i przed przeciwnikiem – również jako narzędzie odstraszania.
Granica między wojną a pokojem była płynna – potęga militarna odgrywała nie mniejszą rolę od sprawnej dyplomacji. Wojna nie jest tu traktowana jako seria wyjątkowych wydarzeń, lecz jako stały element funkcjonowania obu państw. Pokój ma charakter tymczasowy, podlega nieustannym negocjacjom, jest więc kruchy. Wojna jawi się raczej jako kosztowny mechanizm wyczerpywania zasobów, który rzadko przynosi trwałe efekty polityczne. To szczególnie dobrze wybrzmiewa w opisach późnych konfliktów, kiedy oba imperia są już strukturalnie osłabione.
Goldsworthy nie serwuje nam bynajmniej perspektywy rzymskocentrycznej. Persja nie jest tu bowiem jakimś efemerycznym bytem, ale pełnokrwistym i pełnoprawnym rywalem. Posiada własną tradycję, skuteczną administrację i pomysł na prowadzenie walki. Po jednej jak i drugiej stronie zmieniają się systemy, zmieniają się władcy, jednak konflikt trwa – raz wybucha z pełną mocą, innym razem tli się, jak gdyby przypominając obu stronom, że nie wygaśnie w pełni i kiedyś znów rozgorzeje. Na tle przemian politycznych widzimy również, że oba te organizmy nie tracą zdolności do adaptacji, uczą się na własnych błędach, poznają lepiej przeciwnika.
Nie jest to jednak najlepsza praca w dorobku brytyjskiego badacza, co nie znaczy, że jest słaba. Przeciwnie – lektura dotychczasowych prac Goldsworthy’ego „podkręca” wymagania. Cóż, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Dość powiedzieć, że moim i nie tylko moim zdaniem książki jego autorstwa oraz te napisane przez Petera Heathera (zresztą także wydawane nakładem Wydawnictwa Rebis) pozwoliły odejść tezom prezentowanym w ramotce Edwarda Gibbona na zasłużoną emeryturę (i znów wtrącę: nie znaczy to bynajmniej, że dzieło Gibbona jest słabe – jest znakomite, ale nie zawsze się broni pod względem aktualności ustaleń).
Wróćmy jednak do „Orła i lwa”. Goldsworthy przyzwyczaił nas do potoczystej narracji, dynamicznego i przystępnego stylu, dzięki któremu dzieje Rzymu zyskują kolor i smak. Niekiedy jednak ogrom wydarzeń i postaci może przytłoczyć – o ile bowiem nie ma usprawiedliwienia dla nieznajomości panujących w Rzymie czy najważniejszych dowódców, o tyle inaczej ma się sprawa z drugą stroną. Zwłaszcza, że wobec przyjętych cezur pojawiają się na kartach książki tak szybko, jak znikają.
Bohaterem pracy nie są jednak ludzie, a sam konflikt. Zarówno Rzym, jak i Persja ukazane są jako państwa zdolne do wielkich osiągnięć, lecz jednocześnie uwikłane w własne ambicje, strukturalne słabości i krótkowzroczne decyzje elit. W efekcie otrzymujemy obraz konfliktu, który bardziej przypomina długotrwały impas niż klasyczną walkę o dominację. Klęski kładą się cieniem na świadomości obu stron i miast motywować do ostatecznego rozprawienia się z wrogiem, stają się przestrogą przed zbytnim ryzykiem.
Świetny projekt okładki zachęca do zakupu – Rebis po raz kolejny wznosi się na wyżyny i pokazuje, jak powinno się wydawać książki. W środku jednak można znaleźć pewne błędy. Nie jestem na przykład pewien, czy w historiografii funkcjonuje nazwa Karry zamiast niesławnego dla Rzymian Carrhae. Nie umniejsza to oczywiście wysokim walorom recenzowanej publikacji.
Książka dobrze wpisuje się w nurt historii „długiego trwania”. Najważniejsze nie są tu pojedyncze bitwy czy wybitne jednostki, lecz procesy: zmiany w armii, ewolucja granic, adaptacja taktyk, zmęczenie społeczeństw, przemiany wewnętrzne. To sprawia, że lektura jest mniej efektowna, ale jaka mogłaby być? „Orzeł i lew” to książka wymagająca (pewnie bardziej od innych prac autora), ale satysfakcjonująca – szczególnie dla tych, którzy chcą spojrzeć na starożytność z szerokiej, porównawczej perspektywy. Granica rzymsko-partyjska lub też rzymsko-perska jest również granicą niemożności trwałego zapanowania nad peryferiami. Czytajmy, bo warto!
