Aleksander Makowski – „Tropiąc bin Ladena” – recenzja i ocena

opublikowano: 2012-10-18 16:54
wolna licencja
poleć artykuł:
Tajne służby, walka wywiadów, skały Afganistanu, chaos wojny domowej i polski oficer, polujący na Osamę bin Ladena. To nie scenariusz filmu sensacyjnego, lecz treść nowo wydanych pamiętników pułkownika Aleksandra Makowskiego.
REKLAMA
Aleksander Makowski
„Tropiąc bin Ladena. W afgańskiej matni 1997–2007”
cena:
90 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Czarna Owca
Rok wydania:
2012
Okładka:
Miękka
Liczba stron:
440
Format:
135x210 mm
ISBN:
978-83-7554-472-5

Oficerom wywiadu zdarza się czasem spisać jakieś wspomnienia. „Akwarium” Suworowa, „Tajemnice CIA” Shackleya czy „Łowca szpiegów” Wrighta to tylko przykłady z dość obfitego zbioru tego typu literatury. Cieszy się ona niesłabnącą popularnością, mało kogo bowiem nie fascynuje podlany sensacją świat ludzi spod znaku płaszcza i szpady… zazwyczaj nie mający nic wspólnego z rzeczywistą pracą służb tajnych. Dzięki tego typu wspomnieniom czytelnik może, choć w ograniczonym stopniu, liznąć prawdziwej pracy wywiadu.

Szpieg, który napisał wspomnienia

Napisane przez Aleksandra Makowskiego „Tropiąc bin Ladena. W afgańskiej matni 1997–2007” nie jest więc jakimś absolutnym przełomem, choć trzeba zaznaczyć, że mało który oficer wywiadu bierze się za opisywanie spraw tak świeżych, jak historia polowania na bin Ladena. Pod tym względem więc jest to pewna nowość. Sam pułkownik Makowski służy w wywiadzie jeszcze od 1972 roku, zaczynał więc w I Departamencie MSW i prowadził działalność wywiadowczą wymierzoną w Zachód. W swej robocie musiał być jednak dobry, wspominany zaś Zachód nie żywił specjalnej urazy, skoro mimo negatywnej weryfikacji współpracował zarówno z MI 6, jak i CIA, już jako wolny strzelec.

W tajnej służbie III Rzeczypospolitej

Wspomnienia Autora zaczynają się w 1997, kiedy po raz pierwszy wyjeżdża do Afganistanu jako osoba właściwie prywatna, kończą się zaś na przełomie 2006/2007 roku, gdy Antoni Macierewicz likwiduje WSI. Czas między tymi wydarzeniami upływa Autorowi w Afganistanie, Polsce i wielu innych krajach Europy i Azji, gdzie podejmuje działania mające na celu umożliwienie schwytania Osamy bin Ladena.

Na książkę ostrzyłem sobie zęby dłuższy czas, lubię sobie bowiem poczytać o wywiadzie, zwłaszcza polskim, a także o Afganistanie i o współczesnych konfliktach w ogóle. Liczyłem też na małe podkarmienie mojej dumy: oto ukaże mi się polski wkład w polowanie na najgroźniejszego terrorystę świata, z pewnością niebanalny, może w końcu to Polska będzie rozdawała karty… W sumie pod tym względem się nie zawiodłem całkowicie, faktycznie bowiem wkład polskich służb tajnych był niebagatelny… i rozpaczliwie niewykorzystany. Chwilami człowiek zaciska książkę w dłoniach i aż gryzie się w język, by nie jęknąć nad głupotą administracji amerykańskiej w ogóle i CIA w szczególności.

Tematem książki są wydarzenia sprzed kilku lat, większość ich uczestników jeszcze żyje, większość łańcuchów zależności wciąż istnieje. Jasnym więc jest dla mnie, że w „Tropiąc bin Ladena” często a gęsto będę natykał się na luki i pominięcia, których trudno uniknąć, biorąc pod uwagę, jak bardzo wszystko to jest tajne. Nie mam więc o to pretensji, to dla mnie zrozumiałe. Ale na litość, skoro Makowski o tak wielu rzeczach nie mógł napisać, to nie należało brać się do pisania w ogóle! Po zakończonej lekturze najmocniej wryły mi się w pamięć ciągłe posiłki! Od wystawnych uczt z afgańskimi oficjelami, poprzez zwykłe dania, na miskach zupy jarzynowej w domu jakiegoś taksówkarza kończąc. Chwilami miałem wrażenie, że czytam raczej „Przewodnik kulinarny po Afganistanie doby wojny domowej”.

Makowski nie pisze, oczywiście, że coś pomija, jednak wrażenie, że natrafiamy na opuszczenia, jest bardzo silne przez całą książkę. Trudno na przykład uwierzyć, że źródła osobowe Autora w Afganie ograniczały się do jednego poważnego kontaktu. Kiedy wytniemy wszystkie fragmenty „turystyczno-krajoznawcze”, jak właśnie opisy posiłków, przelotów samolotowych klasą biznes i noclegów w hotelach, nie zostaje zbyt wiele.

REKLAMA

Nie da się też podejść zbyt bezkrytycznie do opisywanych rozmów. Makowski przytacza je co do słowa, a pamiętajmy, że mówimy o wydarzeniach sprzed kilku lat, zaś w wywiadzie nikt nie robi notatek na szybko z rozmów z kontaktami operacyjnymi, ani tym bardziej: nie prowadzi szczegółowego dziennika.

O ile zresztą można przyjąć do wiadomości, że w jakiś sposób zapamiętał te rozmowy, to zdziwienie budzi fakt dokładnego przytaczania tych, przy których być go nie mogło i nie było. Konfabulacja? Dostęp do źródeł w innych służbach wywiadowczych? A jeśli tak, to skąd pewność, że może je ujawnić? Wyczucie, znajomość realiów czy umowa ze źródłem? Wrażenie, że coś jest nie tak, jest bardzo silne.

O samym polowaniu na bin Ladena też nie jest zbyt wiele. Głównie o Ahmadzie Szachu Masudzie, znanym jako Lew Pandższiru. Jest obecny na co drugiej stronie nieledwie. I znowu: skoro tym się zajmował Makowski, to po co tytuł sugerujący co innego? A skoro znajomość z Masudem miała umożliwić dopadnięcie głowy Al-Kaidy, to czemu o tym nie napisał? A skoro nie mógł, to po co w ogóle zaczynał?

Choć skłonny byłbym zrzucić wszystkie te niedociągnięcia na karb skomplikowanej sytuacji i niemożności mówienia całej prawdy, to nic nie ratuje stylu, jakim książka jest napisana. Wiem wprawdzie, że od oficerów wywiadu nie wymaga się umiejętności operowania eleganckim stylem pisarskim, raporty wywiadowcze mają być treściwe i bez ubarwień, nie zmienia to jednak faktu, że książkę czyta się fatalnie z powodu języka Autora. Owszem, treściwy i suchy styl dobrze pasuje do raportów, ale nie do literatury, nawet faktu, a taki gatunek reprezentuje „Tropiąc bin Ladena”.

Zakończenie książki daje natomiast jasne wytłumaczenie, dlaczego ona powstała. Zmuszony będę część z niego zdradzić, by to wyjaśnić: jest to bowiem obrona dobrego imienia Autora, podważonego przez raport Macierewicza z likwidacji WSI. Nie chcę tutaj pisać o moich prywatnych ocenach zarówno samego raportu, jak i działań jego autora, jasno jednak widać, że cała książka jest po to, by temu zaprzeczyć. Rodzi się pytanie: czy wspomnienia napisane w tym celu spełniają cel opisania sytuacji w Afganistanie, jej złożoności i elementów składowych? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam czytelnikom.

Weryfikacja

Książka, choć zapowiadała się ciekawie, temat bowiem jest fascynujący, rozczarowała mnie. Nie wyjaśnia zbyt wiele, ma wspominane luki, napisana jest kiepsko, a wydana jeszcze gorzej (po kilku dniach używania pojawiły się „ośle uszy”, krawędzie zaś okładki zaczęły się rozwarstwiać). Choć dalej ważnym pozostaje fakt, że traktuje ona o wydarzeniach istotnych, a mało znanych, to jednak sam ten argument nie wystarczy. Głosy zaś, że wspomnienia Makowskiego ukazują „kuchnię” pracy wywiadowczej, mogą być wypowiedziane jedynie przez ludzi, dla których były one pierwszymi przeczytanymi pamiętnikami oficera wywiadu. Choć książka nie jest tak zła, bym odradzał kupno, sugeruję jednak poważnie się nad nim zastanowić, a jeszcze lepiej: uprzednio książkę pożyczyć, by uniknąć rozczarowania.

Zobacz też:

Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Przemysław Mrówka
Absolwent Instytut Historycznego UW, były członek zarządu Koła Naukowego Historyków Wojskowości. Zajmuje się głównie historią wojskowości i drugiej połowy XX wieku, publikował, m. in. w „Gońcu Wolności”, „Uważam Rze Historia” i „Teologii Politycznej”. Były redaktor naczelny portalu Histmag.org. Miłośnik niezdrowego trybu życia.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone