Andrzej Fiedoruk – „Alkoholowe dzieje świata” – recenzja i ocena

opublikowano: 2020-12-18 09:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Od wielu lat badacze alarmują nas, że poziom czytelnictwa w Polsce spada. Z kolei spożycie napojów procentowych per capita nieustannie wzrasta. Jak w takich warunkach odnajdzie się więc książka dotycząca spirytualiów? I czy warto w ogóle po taką pozycję sięgnąć?
REKLAMA

Andrzej Fiedoruk – „Alkoholowe dzieje świata” – recenzja i ocena

Andrzej Fiedoruk
„Alkoholowe dzieje świata”
nasza ocena:
7/10
cena:
49,90 zł
Wydawca:
Księży Młyn
Okładka:
twarda
Liczba stron:
312
Format:
165×235 mm
ISBN:
978-83-7729-576-2
EAN:
9788377295762

Książek o alkoholach istnieje sporo, także na naszym rodzimym rynku. Problem w tym, że wiele z nich nie stanowi lektury, w którą możemy się zagłębiać wciśnięci w wygodny fotel przez wiele godzin – to raczej wydawnictwa w stylu przekrojowych atlasów, pokazujących nam, jakimi trunkami możemy, zależnie od okazji, raczyć siebie lub gości naszego domu. Istnieje jednak również nurt podchodzący do sprawy zupełnie inaczej – przedstawiający też kontekst historyczno-społeczny spożywania (lub niespożywania – jak w przypadku czasów prohibicji) alkoholu. Do tego właśnie grona pasuje nowa publikacja Andrzeja Fiedoruka.

Autor już we wstępie zaznacza, że to, jak przedstawi dzieje napitków, dalekie będzie od typowo naukowego tonu charakterystycznego dla uniwersyteckich prac. W zasadzie mógłbym się zgodzić z jego założeniem, bo faktycznie napoje alkoholowe kojarzą nam się raczej z czymś wesołym – z wyjściem na piwo po pracy, spotkaniem przy winie z przyjaciółmi, imprezą w klubie z fantazyjnym drinkiem itp. aspektami, więc luźniejsze przedstawienie trunkowych dziejów pasuje jak (nomen omen) ulał. Problem tkwi w tym, że być może nie każdemu to przypasuje.

Chodzi mi tu przede wszystkim o język książki. Autor nie tylko prowadzi swoje opowieści w swobodnej, lekkiej stylistyce, ale używa wielu słów i zwrotów potocznych. Będziemy mieć w czasie lektury więc do czynienia (pewnie setki razy) ze sformułowaniami takimi jak „dawać w palnik”, „być na bani”, „chlanie” itp. Jest więc dużo – jak to się teraz mawia – „śmieszkowania”, czasami może się nawet wydawać, że aż z przesytem. Mnie osobiście nie raziło to jakoś specjalnie w trakcie czytania, nie będę też udawał językowego purysty, który podobnych sformułowań na co dzień nie używa, ale zdaje sobie sprawę, że dla innych odbiorców może się to stać w którymś momencie irytujące.

Inna sprawa, że niektóre stwierdzenia okazują się całkiem wyszukane, co uważam za spory plus – ubogaciłem własny słownik o eufemistyczne stwierdzenie „jechać do Rygi”, co znaczy tyle, co „zwymiotować”. Także „wydmikufle” (czyli osoby nadużywające alkoholu) przypadły mi do gustu i chętnie wymruczę ten archaizm pod nosem, kiedy następnym razem przeczytam w prasie o ekscesach wywołanych kilkoma głębszymi.

REKLAMA

Sam charakter książki jest mocno ciekawostkowy, naszpikowany różnymi, często pomniejszymi wątkami dotyczącymi np. dawnych winiarzy, handlarzy czy ogólnie pojętego pospólstwa. Nie jest to jednak tylko historia „ludowa”, bo swoje własne opowieści otrzymują też elity i głowy koronowane, które przecież w niemniejszym stopniu wznosiły toasty. I tak z książki dowiemy się, jakie alkohole gościły na stole polskiego szlachcica i czym musiał on raczyć towarzyszy uczt, by nie zostać uznanym za sknerę. Przeczytamy, jakie żarty pijackie na swój temat lubił Bolesław Wieniawa-Długoszowski, albo że królowa Szkotów Maria miała niezwykle bolesną śmierć, po prawdopodobnie kat był pod wpływem.

Moim faworytem jest z kolei Karol II Zły, XIV-wieczny król Nawarry, któremu dla zdrowotności przepisano okłady w formie nasączonych alkoholem prześcieradeł. Te oczywiście zajęły się ogniem i niezbyt popularny wśród poddanych władca skończył nieciekawie. Choć to okrutna historia, to jakże ciekawa – to jest kolejna zaleta książki.

Nie jest tak, że „Alkoholowe dzieje świata” to tylko i wyłącznie historie o tym, kiedy i jak powstał pojedynczy trunek z szerokiej gamy napojów, jakimi raczyła się ludzkość przez wieki. Jest tu mnóstwo treści „wokół”, kontekstów społecznych i politycznych, ogólnej historii świata. Dzięki temu możemy poznać – niejako rykoszetem – masę ciekawych informacji na temat procesów zachodzących na przestrzeni wieków w różnych zakątkach świata. Wychodząc od informacji, kto, kiedy i co mógł pić w Imperium Azteków, dowiemy się zaraz, że funkcjonował w ich kalendarzu Dzień Dwóch Królików, a urodzeni wówczas szczęśliwcy mieli specjalne przywileje. Przy okazji wspomnienia o wódce „Extra Żytnia” złapiemy kilka słów na temat sytuacji dewizowej w PRL-u i tak dalej.

Książka jest tak skonstruowana, że pobudza ciekawość do wyszukiwania na własną rękę dokładniejszych informacji o opisywanych postaciach czy wydarzeniach, czego być może nie zaliczymy sensu stricto do zalet pozycji, ale jest to na pewno pozytywna cecha.

Oczywiście dostaniemy także całą masę treści „technicznych”, przepisów na alkohole dawne, które być może jakiś entuzjasta zechce na własną rękę odtworzyć (byle w granicach prawa – bo jak wiemy, z przyrządzaniem różnych alkoholi to bywa u nas różnie w świetle przepisów). Dowiemy się np., że rosolis, nie mający oczywiście nic wspólnego z rosołem, tworzono dawniej przede wszystkim na bazie liści rosiczki, a można go było dodatkowo zaprawić anyżem, kolendrą czy gorzkimi migdałami. Takie ciekawostki z pewnością docenią panie i panowie domu, nawet jeśli poprzestaną tylko na przeczytaniu opisów, zamiast zabawy w dawnych alchemików.

REKLAMA

Niestety książka ma też pod tym względem pewne istotne wady. Jako, że obejmuje ona, co prawda konkretny, ale ogromny temat ciągnący się przez różne lokalizacje geograficzne i poprzez wszystkie możliwe epoki, to niektóre fragmenty wydają się być lekko „ściśnięte”. Tak jest np. przy podrozdziale o miodach staropolskich, a więc – wydawać by się mogło – dosyć obszernym temacie, który tu został zawarty na 4-5 stronach, których przecież część zajęły chociaż ilustracje. Bywa też i tak, że w toku narracji w ciągu kilku akapitów raz trafimy do wieku XV, potem cofniemy się na moment do XIV, a następna dygresja będzie dotyczyła momentu 300 lat później. Być może niektórych odbiorców takie skoki zdenerwują, mnie jednak specjalnie nie biły po oczach i jeśli ktokolwiek ma w głowie zarys tego, jak wyglądały kolejne wieki (a obstawiam, że takie osoby właśnie sięgną po książkę), to też nie powinno to stanowić dla niego jakiegoś wielkiego problemu.

Dziwi trochę sam podział książki, bo patrząc tylko po spisie treści wydaje się, że nie ma tu szczególnego klucza. Zaczynamy od kultur starożytnych uszeregowanych częściowo geograficznie, potem podział następuje pod względem konkretnych gatunków alkoholi, w dalszych częściach mamy alkoholowe historie Polski i Rosji, potem napitki i politykę, napitki wojny itd. Teraz pytanie, czy taki nieco nieskładny rozrzut to wada – moim zdaniem nie, bo luźny charakter książki raczej pasuje bardziej właśnie do takiego miszmaszu, niż stalowego porządku np. pod względem geografii czy chronologii, co bardziej by chyba wpasowywało się w wywód typowo naukowy.

REKLAMA

Czasami zresztą ciężko odróżnić, czy Andrzej Fiedoruk puszcza po prostu oko do czytelnika (raczej to zakładam w większości przypadków), czy na serio traktuje dość spore uogólnienia, takie jak to, że picie przyczyniło się w Anglii do rozwoju demokracji i społeczeństwa obywatelskiego, bo w pijalniach od XVI wieku spotykał się cały przekrój społeczeństwa i mógł wspólnie rozprawiać o polityce, albo że w chrześcijańskiej Europie przełomu I i II tysiąclecia możemy mówić o kulturze pijaków. To dość uproszczone spojrzenie, ale tak jak piszę – być może tylko żartobliwe.

Na sam koniec warto wspomnieć o oprawie graficznej książki, a ta wypada bardzo dobrze – twarda okładka tytułowa stylizowana jest na pięknie zdobioną butelkę, podobny motyw zdobień przewija się też gdzieniegdzie w środku, a numery stron zawarte są wewnątrz narysowanego szkliwa na napitki. W książce nie brakuje ilustracji, co prawda czarno-białych, ale częstokroć bardzo ciekawych – od malunków kultur starożytnych, po antyalkoholowe plakaty radzieckie, które, przynajmniej dla mnie, są niezwykle ciekawym materiałem do przeglądania. Zdarzyło się, że niektóre motywy się powtórzyły w różnych formach, np. wizerunek Zagłoby z napitkiem w ręku, albo wylewanie cieczy do kanału w czasach prohibicji, ale nie zmienia to faktu, że materiały graficzne stanowią dobre uzupełnienie dla tekstu.

Czy mogę polecić „Alkoholowe dzieje świata” do lektury? Myślę, że tak, zwłaszcza jeśli ktoś ma poczucie humoru, lubi błysnąć w towarzystwie nietuzinkową ciekawostką i chce podjąć zabawę słowem, jaką serwuje mu autor. Jeśli ktoś jednak szuka typowo historycznej publikacji, to może lepiej jednak niech sięgnie po rozprawę traktującą o jakimś konkretnym wycinku z historii różnych „wód życia” i tym podobnych wynalazków.

Zainteresowała Cię nasza recenzja? Zamów książkę Andrzeja Fiedoruka „Alkoholowe dzieje świata” bezpośrednio pod tym linkiem, dzięki czemu w największym stopniu wesprzesz działalność wydawcy lub w wybranych księgarniach internetowych:

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Paweł Czechowski
Ukończył studia dziennikarskie na Uniwersytecie Śląskim. W historii najbardziej pasjonuje go wiek XX, poza historią - piłka nożna.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone