Baader–Meinhof (reż. Uli Edel) – recenzja i ocena filmu

opublikowano: 2009-04-18 23:51
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Chciałam obejrzeć ten film, kiedy tylko dowiedziałam się, że wchodzi na ekrany polskich kin. Byłam zdziwiona, że grany jest tylko w ekskluzywnych kinach przy kompleksach handlowych a i wyświetlany jest o dziwnych porach, np. 10.15 w sobotni poranek, albo o 20.50 w tenże sobotni wieczór. Zobaczyłam go wreszcie w studyjnym kinie „Luna”. Czy był to świadomy zabieg dystrybutora (Monolith Plus), który nie mogąc zignorować głośnego, nagradzanego filmu, rozpowszechniał go tak, aby obejrzało jak najmniej młodych ludzi, podatnych na wpływ wszystkiego co ekstremalne? Czy raczej świadectwo, iż rewolucja spłonęła w ogniu popkultury i można się spokojnie czegoś o niej dowiedzieć pomiędzy zakupami w sieciówce a lunchem w globalnej jadłodajni?
REKLAMA
Baader–Meinhof (Der Baader-Meinhof Komplex)
Czas:
150 minut

Sama wychowałam się jeszcze w cieniu legendy RAF – romantycznych rewolucjonistów, walczących z kapitalistycznym wyzyskiem, wyjętych spod prawa buntowników. I, co już wówczas było dla mnie ważne, również buntowniczek i rewolucjonistek.

Film Udi Edela miał być obiektywną, wyważoną, rzeczową opowieścią o RAF, którą reżyser chciał pokazać swojemu dziecku wychowanemu w Kalifornii. Wydaje mi się, że Edelowi udało się te zamierzenia zrealizować. Obraz w żaden sposób nie zachęca do podkładania ładunków wybuchowych, wytoczenia wojny systemowi. Pokazuje brutalność i zaciekłość obu walczących stron. Wśród oponentów znaleźli się zarówno brutalni fanatycy jak i osoby kierujące się zasadami niekrzywdzenia niewinnych obywateli. Zaskoczeniem było dla mnie przedstawienie samej Ulrike Meinhof. W filmie Udi Edela nie jest fanatyczną terrorystką, rewolucjonistką, a wrażliwą osobą, pełną refleksji, racjonalną. Środowisko z którego się wywodziła – pisma Konkret – nie było grupą rozbrykanych lewaków, ale lewicowych mieszczańskich sybarytów, przemieszczających się drogimi samochodami do podmiejskich willowych dzielnic, gdzie mieszkali. Widać rozdarcie Meinhof, która czuła zakłamanie swoich współpracowników, ale nie wczuła się w radykalizm Baadera i jego współpracowników. Sam Baader przedstawiony jest w filmie jako histeryczny narcyzm, dla którego rewolucja, którą wywołał, była pretekstem do szybkiej jazdy samochodem, szybkiego seksu i szybkiej kasy. Widać tu jego nieumiejętność współpracy, brak szacunku dla towarzyszy, a zwłaszcza towarzyszek broni. Bo w filmie Udi Edela to kobiety reprezentują teoretyczne zaplecze całego ruchu, to one kształtują ideologiczne podłoże rewolty i wygłaszają główne założenia akcji.

Wydaje mi się, że z pożytkiem dla filmu i w trosce o rzetelność historyczną, byłoby wprowadzenie podpisów przy osobie pojawiającej się pierwszy raz na ekranie. Dla mnie nie było jasne kogo gra Bruno Ganz (Horsta Herolda – Przewodniczącego Federalnego Urzędu Kryminalnego, czyli biura koordynującego prace wszystkich policji z niemieckich landów). Praktyka ta sprawdza się świetnie w telewizyjnej „Scenie faktów”. Nie są to zwyczajni bohaterowie filmowi, a postacie historyczne różniące się poglądami. Warto pamiętać, jakie poglądy głosiły osoby zajmujące ważne stanowiska w kraju, z jakiej opcji politycznej się wywodziły, jaką rolę pełniły w faszystowskich Niemczech. Film zawiera coraz popularniejsze obecnie wstawki dokumentalne. Bardzo podoba mi się ten zabieg, bo podnosi dramaturgię filmu, jego wiarygodność historyczną – choć można tu postawić pytanie o obiektywność w doborze obrazów z epoki. Wprawdzie początkowo obraz poraża wręcz ostrością działań policyjnych, ale wypowiedzi (czy autentyczne?) polityków pokazują polaryzację stanowisk, wśród decydentów obawiających się stworzenia represyjnego państwa policyjnego. Niestety, ale działania RAF, wbrew zamiarom, przyczyniły się do jeszcze większego monitoringu i kontroli społeczeństwa. Aż kręci się łezka w oku, że jeszcze nie tak dawno nie było wszędzie kamer, wykrywaczy metali, a na lotnisku nie trzeba było zdejmować butów. I aż nieprawdopodobne wydaje się, że można było przeprowadzić równocześnie w kilku miejscach akcję w odstępach 10 minutowych, nie posiadając komputerów czy telefonów komórkowych.

Zobacz też

Zredagował: Kamil Janicki

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Anna Nowakowska-Wierzchoś
Doktor historii, archiwistka. Autorka książki Wanda Gertz. Opowieść o kobiecie żołnierzu (Kraków 2009) oraz artykułów naukowych i popularnych poświęconych aktywności społecznej i politycznej Polek w kraju i na emigracji w XX w., a także edycji tekstów źródłowych. W 2014 r. obroniła w IH PAN doktorat pt. „Konopniczanki”. Związek Kobiet Polskich we Francji im. Marii Konopnickiej w latach 1944-1950.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone