Barbara Seidler - „Pamiętajcie, że byłem przeciw. Reportaże sądowe” - recenzja i ocena

opublikowano: 2017-12-17 19:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Reportaże sądowe Barbary Seidler to nie tyle sugestywnie nakreślone portrety procesów karnych, ile głębsza, socjologiczna próba ukazania ludzkich dramatów oraz stojących za nimi realiów społecznych. Z 16 opowieści, składających się na książkę „Pamiętajcie, że byłem przeciw”, raz za razem pobrzmiewa pytanie: dlaczego nikt nie zareagował, póki jeszcze nie było za późno?
REKLAMA
Barbara Seidler
„Pamiętajcie, że byłem przeciw. Reportaże sądowe”
cena:
39,90 zł
Wydawca:
Czarne
Okładka:
twarda
Liczba stron:
280
Seria:
wydawnicza: Reportaż
Data i miejsce wydania:
1
Premiera:
4 października 2017
Format:
133 mm × 215 mm
ISBN:
978-83-8049-585-2

Pierwsze reporterskie próby Barbary Seidler przypadają na lata 50., kiedy to zdobywała dziennikarskie szlify w redakcjach „Życia Warszawy” (1950-1955), „Trybuny Mazowieckiej” (1955), „Po prostu” (1955-1957) czy wreszcie „Nowej Kultury” (1957-1962). Jej talent dostrzeżono stosunkowo wcześnie - już w 1956 roku otrzymała Warszawską Nagrodę Literacką Młodych za reportaż „Niespokojne sumienie”. Cztery lata później, Seidler wydała nakładem Czytelnika pierwszy wybór tego typu tekstów z łamów „Nowej Kultury” pod wspólnym tytułem „Worek z miliardami”. Spotkał się on z pozytywnym przyjęciem zarówno ze strony krytyków, jak i czytelników. Wedle wspomnień dziennikarki, prof. Julian Hochfeld, będąc pod wrażeniem lektury tomu, zasugerował jego autorce spróbowanie sił na studiach doktoranckich z zakresu socjologii prawa. Nic z tego ostatecznie nie wyszło.

Z początkiem lat 60. podjęła, trwającą ponad trzy dekady, współpracę z krakowskim miesięcznikiem „Życie Literackie”. Od sierpnia 1963 do lutego 1990 roku tam ukazywały się jej reportaże, wydawane niekiedy w formie większych zbiorów pod szyldem Czytelnika (m.in. „Dziś na wokandzie” - 1966; „Na wadze Temidy” - 1971; „Skłóceni z prawem” - 1972; „Schody do raju czy rozpacz” - 1977; „Mrok” - 1983).

Wydawnictwo Czarne przygotowało kolejną w jej dorobku pisarskim książkę z wyborem 16 reportaży sądowych z lat 1962-1982. Są to teksty już uprzednio publikowane na łamach wspomnianych wyżej pozycji Czytelnika, o czym próżno niestety szukać informacji na odwrocie okładki czy w części wprowadzającej Cezarego Łazarewicza. Szkoda, bowiem dla osób zaczynających swoją przygodę z Barbarą Seidler od tej właśnie książki mogłyby to być cenne - dostępne niejako pod ręką - pomoce bibliograficzne do odbywania dalszych, własnych poszukiwań i podtrzymywania tym samym kontaktu z pisarstwem prawdziwej instytucji polskiego reportażu. Szkoda też, że brak adnotacji o stopniu zgodności reportaży w zbiorze „Pamiętajcie, że byłem przeciw” z ich pierwodrukiem bądź oryginalną, nieocenzurowaną instytucjonalnie koncepcją autorki.

Nie do końca czytelny wydaje się klucz, wedle którego tych 16 tekstów znalazło się na kartach książki. Pewne podpowiedzi mógłby sugerować wspólny dla nich tytuł. Stanowią go słowa wypowiedziane przez mecenasa Krzysztofa Ładę-Bieńkowskiego w trakcie rozprawy zamykającej proces głównych oskarżonych w tzw. aferze mięsnej. 2 lutego 1965 roku obrońca Stanisława Wawrzeckiego zamanifestował swój sprzeciw wobec zasądzonych trzech wyroków śmierci dla jego klienta, Kazimierza Witowskiego i Mieczysława Fabisiaka. W tekście swój stosunek do kwestii karania śmiercią wyraziła również Seidler, stawiając przy okazji bardzo ważne pytania: „Jakie mamy wreszcie prawo skazywać na śmierć jednych, aby nastraszyć drugich? I czy szalę ludzkiego życia mogą przechylić najcięższe nawet miliony?” Był to bodajże jedyny fragment 280-stronicowej książki, poświęcony kwestiom moralnych dylematów związanych z karą śmierci.

REKLAMA

W pozostałych reportażach autorka demaskuje z całą bezwzględnością słabości ludzkiej natury i otaczających ją realiów wraz z całym bagażem sprzeczności, niejednoznaczności czy absurdalności z czytelnym sygnałem sprzeciwu wobec patologii. Być może, w tym właśnie aspekcie należy doszukiwać się motywów dla opatrzenia książki tymże tytułem.

Nie ulega wątpliwości, iż całość – oprócz niewątpliwych walorów literackich i przenikliwości spojrzenia autorki (a może to był ów poszukiwany przeze mnie klucz doboru tekstów?) – spaja jeszcze coś innego, może nawet bardziej wyrazistego: poruszenie sumienia, będące udziałem obecnych na sali oraz wszystkich zapoznających się ze szczegółami spraw wówczas bądź też po latach. Ludzkie tragedie ze zbioru „Pamiętajcie, że byłem przeciw” rozgrywały się na przestrzeni lat 1962-1982, a więc epok tak diametralnie odmiennych od siebie, że aż nasuwa się pytanie: czy w tekstach tę specyfikę widać?

W przypadku reportaży z lat 60. przewijają się w tle nawiązania do trudnej sytuacji mieszkaniowej w Warszawie („Tu Dante nie mieszka”), kłopotów z aprowizacją rynku konsumenckiego („Mięso i inne sprawy”), czy ideologicznej ofensywy „partyzantów” („Syn pułku”). W tekstach powstałych już w epoce rządów ekipy gierkowskiej autorka w ciekawej literacko próbie odmalowuje problemy niewydolnego zaopatrzenia sklepów w artykuły gospodarstwa domowego („Meksyk w środku miasta”), absurdów biurokratycznej machiny administracyjnej oraz korupcji („Kolory i smaki przestępstwa”). Lata 80. to zaledwie drobny, choć niezwykle wyrazisty epilog, z łamów którego pobrzmiewa atmosfera krytycyzmu wobec działań organów władzy na fali „karnawału Solidarności” („Kolory i smaki przestępstwa”).

REKLAMA

Wszystkie teksty, niezależnie od czasu, w jakim powstawały, łączą ludzie wraz ze swymi nierozwiązanymi słabościami, prowadzącymi nierzadko wprost na ławę oskarżonych. Alkoholizm, hołdowanie utartym konstrukcjom myślowym i zwyczajom, niezrozumienie czy wreszcie zimna obojętność wobec otoczenia to tylko przykładowy zestaw jednej szali ważącej odpowiedzialność za przestępstwo. Drugą z nich obciąża - w poszczególnych reportażach niekiedy w stopniu determinującym - bierne bądź też czynne przyzwolenie otoczenia na trwanie tego typu deformacji. Doskonale ów problem naświetla Seidler w reportażach „Tu Dante nie mieszka”, „W kurzu wiejskiej drogi” czy w najbardziej przejmującym - w moim odczuciu - tekście „Pani od maszynoznawstwa”.

Na przykładzie tragicznych losów pobitego na śmierć 6,5-letniego Daniela dziennikarka odważyła się nie tylko poddać pod wątpliwość postępowanie, a tak naprawdę bierność osób z bliskiego otoczenia chłopca, wiedzących o jego tragedii, a niewiele robiących, by nie doszło do najgorszego, ale również zadać pytania o rolę organów ścigania.

Oficer dyżurny odesłał mnie do prokuratora, prokurator kazał mi się zwrócić do kuratora sądowego. [...] Pani kurator poleciła mi zrobić obdukcję. [...] Lekarka zrobiła obdukcję, zadzwoniłam do pani kurator, że ją mam na piśmie. Kurator kazała zatrzymać, oświadczając, że się zgłosi. (...) Pani kurator zadzwoniła jeszcze raz do przedszkola. Zapewniła, że zajmie się sprawą. [...] Pani kurator więcej się nie zgłosiła. Dyrektorka zapomniała, jak ona się nazywa. Obdukcję nosiła w torebce kilka miesięcy, gdy przekładała drobiazgi do letniej torby, wyrzuciła ją.
  • relacjonowały w 1981 roku dyrektorka i woźna przedszkola NBP przy ulicy Boya, gdzie mały Daniel przez jakiś czas chodził.
REKLAMA

Podobnych, poruszających sumienie historii jest na kartach książki więcej. Intensywność ich przeżywania wzmacnia zniuansowany styl autorki, która w swych reportażach nie ucieka od stosowania znanej zasady kontrapunktu. Tam, gdzie groza jest wystarczająco wyraziście podkreślona własną przerażającą treścią, wystarcza jej jedynie prosty, beznamiętny sposób snucia opowieści, przeplatanej oszczędnymi, ale na tyle plastycznymi opisami, że wypada zgodzić się z Mariuszem Szczygłem, iż kiedy zaczyna się któryś tekst czytać, to od razu „włącza się w głowie telewizor”. Uważny czytelnik z pewnością przyłączy się do wyrażonej opinii, zwłaszcza po doświadczeniu obcowania z mocnym tekstem „Mrok” z października 1980 roku.

Umiejętnie wzmacniany przez autorkę ładunek emocjonalny, jaki niosą ze sobą procesy sądowe, to doskonały środek koncentracji uwagi wokół bolączek społecznych, charakterystycznych nie tylko dla tamtej, minionej już epoki czy konkretnej szerokości geograficznej. Patologie, podbudowana stereotypami oraz przesądami mentalność czy wreszcie atomizacja ludności to ledwie drobny skrawek zagadnień, które Barbara Seidler podnosi w swojej książce bez podsuwania czytelnikom gotowych środków zaradczych. Potępiając przestępstwo, nie etykietuje, nie generalizuje, lecz sygnalizuje, że pod powłoką utkaną niekiedy przez urzędowe czy nasze własne wyobrażenie tkwią naprawdę poważne problemy, których świadome bądź nieuświadomione niedostrzeganie może prowadzić w kierunku tragedii opisanych przejmująco w tych 16 reportażach.

Warto zatem się pochylić nad każdym z osobna, podobnie zresztą jak i nad całością książki, którą traktuję nie tylko jako zapis skrawka polskiej rzeczywistości doby PRL-u, ale przede wszystkim jako zaproszenie do dyskusji nad bardziej uniwersalnymi pytaniami: czy do niektórych przestępstw musi faktycznie dochodzić? Co można zrobić, aby im skutecznie zapobiec?

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Piotr Donefner
Historyk, doktorant Instytutu Historii PAN. Pasjonat polityczno-społecznych dziejów Polski po 1945 roku, szczególnie propagandy. Miłośnik polskiego filmu fabularnego, amerykańskiej muzyki rozrywkowej z lat 50. oraz wszelkiej maści kotów. W wolnym czasie muzyk amator

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone