Bezwzględni handlarze niewolnikami z Gustavii

opublikowano: 2021-10-01 12:42
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Pod koniec XVIII wieku Saint-Barthélemy na Karaibach staje się szwedzkim terytorium zależnym. Kwitnie handel niewolnikami, a porządek na wyspie egzekwuje się za pomocą bicza.
REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Niklasa Natt och Daga „1794”.

Właśnie tak wyglądało moje pierwsze spojrzenie w mroczne serce wyspy. Być może powinienem był szybciej domyślić się natury rzeczy, ale nie pierwszy raz potrzebowałem więcej czasu, żeby coś zrozumieć. Johan Axel powziął podejrzenia znacznie wcześniej i być może dzięki temu szybciej dostosował się do obowiązujących na wyspie reguł. Dla mnie ta próba okazała się zbyt trudna. Jednak najgorzej czułem się wtedy, gdy musiałem patrzeć w oczy kolorowym mieszkańcom Gustavii. Niektórzy z nich byli wyzwoleńcami, inni cieszyli się ograniczoną swobodą, większość stanowili niewolnicy należący do ludzi o jaśniejszym odcieniu skóry. W ich oczach widziałem te same uczucia, którymi obdarzali przedstawicieli mojej klasy: strach i niechęć schowane pod przykrywką posłuszeństwa. Nie mieli przecież powodu, żeby wyróżnić mnie w jakiś szczególny sposób.

Muzeum Gustawa III w Sztokholmie (mal. Pehr Hilleström)

W biurze gubernatora szybko się okazało, że prawie do niczego się nie nadaję. To, że nie miałem głowy do liczb, nie było dla mnie zaskoczeniem. Czułem się jednak tak, jakby wyspa pozbawiła mnie wszelkich atutów. Nigdy nie potrafiłem udawać, więc Bagge i podlegli mu urzędnicy od razu domyślili się motywów, które mną kierowały. Prędko doszli do wniosku, że jestem zbyt wrażliwy, i chociażby z tego powodu mi nie ufali, a nawet robili wszystko, żeby wykluczyć mnie ze swojego grona. Zamykali mi drzwi przed nosem, a gdy przechodziłem, przerywali rozmowy. Przydzielono mi więc nowe zadanie pod pretekstem, że mnie to zahartuje. Miałem być protokolantem w wymiarze sprawiedliwości i pomagać profosowi w czasie egzekucji, żeby się nie pomylił. Powierzając mi nowe obowiązki, Bagge roześmiał się w chamski sposób.

– Nawet jeśli matematyka nie jest w rodzie Tre Rosor wiodącą dziedziną, będziecie z pewnością umieli stawiać kreski na papierze.

Nie przeczuwając, jak szeroki zakres obowiązków na mnie spada, zabrałem kartki, przybory do pisania i udałem się do fortu, który stał na wzgórzu wznoszącym się nad północnym brzegiem zatoki. Niestety, spóźniłem się. Wszyscy czekali na mnie z niecierpliwością na wzniesieniu, na którym stały działa strzegące wejścia do portu. Ze wzgórza rozciągał się piękny, urzekający wręcz widok. Z tak dużej odległości Gustavia sprawiała przyjemne wrażenie. Na miejscu zastałem grupkę cywilów i kilku ubranych w wypłowiałe mundury żołnierzy z fortu. Strażnik zerknął wymownym wzrokiem na zegarek, jakby chciał pokazać, co sądzi o moim spóźnieniu, po czym odwrócił się ode mnie, żeby przystąpić do swoich czynności. Dwaj żołnierze przytrzymywali okrytą kilkoma nędznymi łachmanami czarną kobietę. Była tak wychudzona, że z odległości kilku kroków mogłem policzyć jej żebra. Zauważyłem, że jest brzemienna. Brzuch miała tak duży, że na pewno była w zaawansowanej ciąży. Na ziemi leżały skórzane pasy przymocowane do tylnego koła armatniej lawety. Jakieś osiem łokci od tego miejsca stały dwa wbite w ziemię pale, do których też były przyczepione rzemienie.

REKLAMA

Żołnierze poprowadzili kobietę pod ten zaimprowizowany szafot, gdzie podszedł do nich jakiś biały mężczyzna. Doszło między nimi do ożywionej wymiany zdań w języku francuskim. Słowa wypowiadali w gardłowy sposób, więc większości z nich nie zrozumiałem. Domyśliłem się tylko, że mężczyzna, który jest właścicielem niewolnicy, zasugerował, aby bez względu na jej stan potraktować ją bez litości. Strażnik dał znak dwóm żołnierzom, którzy wystąpili z szeregu i zaczęli kopać dół w ziemi w połowie odległości między armatą a palami. Nic z tego nie rozumiałem. Właściciel kobiety zauważył zmieszany wyraz mojej twarzy, bo podszedł do mnie i przedstawił się.

– Nazywam się Durat. Ubolewam, że się spóźniliście.

Spytałem go łamaną francuszczyzną, co tu się dzieje, a on roześmiał się głośno i klepnął mnie mocno po ramieniu, jakby chciał dać mi do zrozumienia, że moja młodość i naiwność nie są mu obce.

– Jesteście tu nowi, więc wam to wyjaśnię: ceny za niewolników znacznie się od siebie różnią. Najmniejszą wartość osiągają ci, którzy pochodzą z wybrzeża Gwinei. Nie mówią po francusku i wszystkiego trzeba ich uczyć. Co gorsza, na wspomnienie życia, które wiedli wcześniej, okazują nieposłuszeństwo. Najwyżej cenimy naszych kreolskich niewolników, którzy urodzili się na wyspie i wyssali swój niewolniczy status z mlekiem matki. Są silni, posłuszni i pojętni.

REKLAMA

Pokręciłem głową, jakbym chciał pokazać, że dalej nic nie rozumiem i nie podążam za tokiem jego myśli.

Widok z Brunnsbacken na Saltsjön w 1773 roku (mal. Johan Sevenbom)

– Nie rozumiecie? W brzuchu tej kobiety jest dwadzieścia moit, co odpowiada podwójnej stawce za nowego niewolnika. Dla mnie to czysty zysk. Nie chcę, żeby coś poszło nie tak. Ten dół jest przeznaczony dla jej brzucha. Żołnierze podprowadzili kobietę do dołu, zdjęli z niej ubranie i zmusili ją, żeby uklękła. Potem ułożyli ją w taki sposób, żeby brzuch wpasował się w otwór w ziemi. Kiedy uznali, że wszystko jest jak należy, przywiązali ręce niewolnicy do koła armaty, rozsunęli jej nogi i przywiązali je do osobnych pali. Kobieta cicho popłakiwała. Po wykonaniu tych czynności strażnik odczytał wyrok.

– Niewolnica Antoinette została trzykrotnie przyłapana na tym, że po zapadnięciu zmroku handlowała poza domem, chociaż wiedziała, że jest to niedozwolone. Za karę zostanie jej wymierzone trzydzieści uderzeń.

Profos też był czarnoskóry, tak jak ona. Rozpiął koszulę i opuścił ją w taki sposób, że opadała mu od pasa w dół. Bicz miał osiem łokci długości i zrobiony był z ciemnego, plecionego skórzanego rzemienia. Profos przystąpił do egzekucji. Widać było, że jest w tym wprawiony i umie uderzać tak, żeby za każdym razem trafić bezbłędnie w ciało. Uderzenia brzmiały jak strzały z pistoletu i odbijały się echem od murów fortu. Bicz siekał skórę, pozostawiając w niej głębokie rany. Kobieta przeraźliwie krzyczała. W pewnej chwili odeszły jej wody i spłynęły do wygrzebanego w ziemi dołu, w którym trzymała brzuch. Nigdy bym nie przypuszczał, że trzydzieści uderzeń to tak dużo i że wszystko może trwać tak długo. Zerknąłem na obserwujących egzekucję ludzi. Po dziewiętnastym uderzeniu uniosłem rękę i zawołałem: „Trzydzieści!”. Mój głos wydał mi się żałośnie słaby w porównaniu z dźwiękiem bicza. Nikt nie zaprotestował, więc jeden z żołnierzy uwolnił kobietę, a dwaj niewolnicy podnieśli ją z ziemi. Wyglądała, jakby straciła przytomność, cała się trzęsła. Żołnierze położyli ją na noszach i odeszli. Durat poszedł z nimi. Na odchodnym obrzucił mnie długim spojrzeniem swoich ciemnych oczu – znacznie dłuższym niż podczas naszej rozmowy.

REKLAMA

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Niklasa Natt och Daga „1794” bezpośrednio pod tym linkiem!

Niklas Natt och Dag
„1794”
cena:
42,90 zł
Tytuł oryginalny:
„1794”
Wydawca:
Sonia Draga
Tłumaczenie:
Wojciech Łygaś
Rok wydania:
2021
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
592
Data i miejsce wydania:
I
Premiera:
15.09.2021
Format:
143 × 205 [mm]
ISBN:
978-83-8230-181-6
EAN:
9788382301816

Ten tekst jest fragmentem książki Niklasa Natt och Daga „1794”.

Jak we mgle ruszyłem w powrotną drogę do miasta. Zrozumiałem, że handel ludźmi jest tu wszechobecny. Koło Carenagen stała szopa dla niewolników, przy której codziennie handlowano ludźmi. Najlepsze okazy wystawiano w piątki, gdy tłumnie zjawiali się kupcy z sąsiednich wysp. Każdego dnia do portu zawijały kolejne statki z żywym towarem. Na nabrzeżu i u Dawisa słyszałem przerażające historie. Któregoś wieczoru podczas kolacji siedziałem koło grupy mężczyzn. Jeden z nich, który był kapitanem statku, wyrzekał w pijackim zwidzie na krzywdę, jaka go spotkała. Płynął kiedyś przez Atlantyk do Holandii, gdzie za cukier, który miał w ładowni, kupił mnóstwo świecidełek tak bardzo pożądanych przez Afrykanów. Stamtąd ruszył do Gwinei, gdzie kupił tylu niewolników, że ledwo zmieścił ich na statku. W drodze na Karaiby znalazł się w strefie ciszy. Mijały tygodnie, a morze wciąż było spokojne. Kiedy zaczęły im się kończyć zapasy wody i żywności, kapitan postanowił uczynić jedyną rzecz, którą w tych okolicznościach uznał za słuszną: wyprowadził z ładowni powiązanych łańcuchami niewolników i pierwszych, którzy weszli na pokład, wypchnął za burtę. Podobnie potraktował następnych. Trwało to do momentu, gdy ciężar łańcuchów i ludzkich ciał zrzuconych do morza przeważył tych, którzy nadal stali na pokładzie: w tym samym momencie w sposób naturalny zsunęli się do wody. Pozbawionym emocji głosem, któremu towarzyszył suchy śmiech, kapitan opisał tych ludzi jako długą, czarną gąsienicę, która zostawiła po sobie równie długi, krwawy ślad. Siła, z jaką byli wciągani do wody, okazała się tak potężna, że łamali sobie nogi o stopnie i brzegi burty. Pod wpływem energii napierających ciał pękł reling i razem z nimi wpadł do morza. Kiedy ostatni, okaleczeni od szorowania po deskach po pokładzie niewolnicy znaleźli się w spienionych falach, rozległ się dźwięk przypominający trzaśnięcie bicza. Szybko zjawiły się rekiny i rzuciły się na krwawą zdobycz.

REKLAMA
Sztokholm na mapie z 1693 roku

Kapitan splunął do spluwaczki. W jednej chwili stracił wszystko, co miał. Wartość utraconego zysku przekraczała wartość jego rocznej pracy, a na deskach pokładu zostały ślady, których nie udało się usunąć. Widzi je każdego dnia. Codziennie przypominają mu o jego nieszczęsnym losie.

Tego samego popołudnia gubernator znowu po mnie posłał. Na jego twarzy zobaczyłem z trudem hamowaną złość.

– Był u mnie dzisiaj Durat ze skargą. Osobiście liczył uderzenia. Miało ich być trzydzieści, ale po waszej interwencji skończyło się na dziewiętnastu. Chciałbym więc spytać, panie Eriku Tre Rosor, i radzę dobrze zastanowić się nad odpowiedzią: jesteście idiotą czy zrobiliście to celowo?

Spuściłem głowę, żeby nie widzieć jego reakcji, i odparłem:

– Aż tak źle nie liczę.

Bagge rąbnął pięścią w biurko z taką siłą, że aż podskoczył stojący na nim kałamarz.

– W takim razie posłuchajcie, co wam powiem. Utrzymanie dyscypliny wśród niewolników jest niezwykle ważne. Na Hispanioli doszło do buntu. Wyzwoleńców jest tam tylu, że zdołali namówić do walki niewolników. Przejęli kontrolę nad tak dużą częścią wyspy, że chyba na zawsze jest stracona. Tutaj niewolników też jest więcej niż nas, więc nie powinniśmy dawać im okazji do kwestionowania naszej władzy. Myślicie, że dobry uczynek wobec tej niewolnicy choćby w najmniejszym stopniu zmienił jej opinię o was? Gdybyście kiedyś znaleźli się z nią sam na sam, a ona miałaby nóż, wasz los byłby przesądzony. Tylko ciągły strach przed chłostą gwarantuje, że tacy jak ona są nam posłuszni, bo rozumieją wyłącznie język siły. Jutro rano ta kobieta jeszcze raz trafi do profosa, żeby wymierzył jej resztę kary, a jeśli i wtedy liczba uderzeń nie będzie się zgadzać, gwarantuję wam, że profos nie pomyli się na jej korzyść.

Bagge wstaje z krzesła i kontynuuje:

REKLAMA

– Tym razem nie wy będziecie liczyć uderzenia, zrobi to ktoś inny. Zawiedliście moje zaufanie. Muszę przyznać, że w tej sytuacji nie wiem, jakie zajęcie mógłbym dla was znaleźć na wyspie. Na razie będziecie towarzyszyć kuzynowi i pomagać mu w wypełnianiu obowiązków. Jutro rano pojedziecie załatwić pewną sprawę w głębi wyspy. Jest tak prosta, że nawet wy nie sprawicie kłopotu. Jeśli jednak znowu będę musiał was do siebie wezwać, możecie się spodziewać poważniejszych konsekwencji.

Po tych słowach gubernator przesunął w moją stronę leżący na biurku list, a w jego głosie pojawił się bardziej łaskawy ton.

– Wasz czyn nosi znamiona przestępstwa i powinienem was za niego ukarać. Mam ochotę zakuć was w łańcuchy albo skazać na chłostę i wymierzyć wam tyle razów, ile oszczędziliście tamtej niewolnicy. Powodem, dla którego postępuję wobec was tak oględnie, jest list od waszego ojca, który dotarł do mnie dziś rano z pocztą z Göteborga. Napisał też kilka zdań do mnie. Jestem więc prawie pewien treści jego listu do was i chciałbym wam przekazać wyrazy współczucia. Wasz brat miał wypadek. Spadł z konia i nie żyje.

Studnia na Brunnsbacken, 1773 rok (mal. Johan Sevenbom)

Nocne godziny na wyspie odmierzają obce dźwięki. W mieście palą się świece i płoną pochodnie, z szynków i karczem dobiegają głośne wrzaski i inne hałasy. Można odnieść wrażenie, że takie lokale działają w każdym domu. Niewidoczne dla ludzkiego oka owady brzęczą wspólnym chórem, jakby umówiły się na ten sam rytm i dźwięk. Pulsuje nimi cała okolica. Niewolnikom nie wolno po zmroku opuszczać łóżek, ale ponieważ jest ciemno i nikt ich nie widzi, często to robią, bo i tak niczym nie ryzykują. Wystarczy, że będą trzymać się z dala od ulic, na których mogliby się natknąć na nocne straże. Ci, którzy zostają na noc w szopach, śpiewają. Nad wyspą płyną niezrozumiałe strofy, melancholijne pieśni w języku, którego nawet Fahlberg nie rozumie. Być może przywołują w nich swe rodzinne strony, których nigdy więcej nie zobaczą? Ich brzmienie wzbudziło tęsknotę także we mnie. Miejsce wspomnień o moim starszym bracie, który nigdy nie był mi bliski, zajęły wspomnienia o Linnei Charlotcie. Wstyd, jaki odczuwałem z tego powodu, miał się nijak do bólu wywołanego moją tęsknotą za nią.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Niklasa Natt och Daga „1794” bezpośrednio pod tym linkiem!

Niklas Natt och Dag
„1794”
cena:
42,90 zł
Tytuł oryginalny:
„1794”
Wydawca:
Sonia Draga
Tłumaczenie:
Wojciech Łygaś
Rok wydania:
2021
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
592
Data i miejsce wydania:
I
Premiera:
15.09.2021
Format:
143 × 205 [mm]
ISBN:
978-83-8230-181-6
EAN:
9788382301816
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Niklas Natt och Dag
Ur. 1979 roku w Sztokholmie. Wywodzi się z najstarszego żyjącego do dziś szwedzkiego rodu szlacheckiego. W XV wieku jeden z jego przodków brał udział w morderstwie bohatera narodowego, Engelbrekta, inny sto lat później przyczynił się do utraty stolicy Szwecji na rzecz Chrystiana II Tyrana, a na początku XIX stulecia kolejny przedstawiciel rodu, skazany na śmierć, musiał uciekać z kraju, gdy zażądał abdykacji króla Karola XIV Jana. Sztokholm 1793 to jego debiutancka powieść, za którą otrzymał nagrodę Szwedzkiej Akademii Kryminału oraz nominację do tytułu Książki Roku. Gdy nie jest zajęty pisaniem lub czytaniem, grywa na gitarze, mandolinie, skrzypcach i shakuhachi, japońskim flecie bambusowym. Mieszka w Sztokholmie z żoną i dwoma synami.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone