Bohemian Rhapsody - hit nietypowy

opublikowano: 2012-07-07 10:45
wolna licencja
poleć artykuł:
Na temat wielkich zespołów napisano i powiedziano już wiele banałów. Oczywistość goni oczywistość. Wszyscy prześcigają się w wynajdywaniu kolejnych superlatyw na potwierdzenie wielkości tego czy innego zespołu. Zachwyty i krytyka idą ze sobą w parze i końca ich nie widać. Nie inaczej jest w przypadku Queen.
REKLAMA
Zespół Queen w 1976 r.

Już dziś we Wrocławiu odbędzie się koncert Queen+Adam Lambert. Kombinacje Briana Maya i Rogera Taylora, czyli tego co zostało z oryginalnego składu grupy, z różnymi wokalistami spotkały się z falą krytyki. Zastępy fanów na ogół nie potrafią pogodzić się z tym, że ktoś próbuje zastąpić wielbionego przez nich artystę. Często oskarżają muzyków o „odcinanie kuponów” i nie wysłuchawszy nowych nagrań mają z góry wyrobione zdanie. Nie mnie oceniać czy to oni mają rację, czy też owa „resztka” Queen. Warto jednak zauważyć, że w zeszłym roku zespół obchodził czterdziestolecie działalności, a w przyszłym będziemy świętować taką samą rocznicę wydania debiutanckiego albumu. Zamiast zatem skupiać się na mniej i bardziej udanych próbach przywrócenia grupie blasku, namawiam do przyjrzenia się powodom dla których muzycy znad Tamizy osiągnęli taki sukces. To zaś jest możliwe tylko, gdy zrozumiemy fenomen Piosenki.

Po premierze albumu „Sheer Hart Attack” Brian May, Roger Taylor, John Deacon oraz frontman Freddie Mercury, szerzej znani jako Queen, nie byli już dla Brytyjczyków, Europejczyków czy Amerykanów zespołem anonimowym. Niemniej, sytuacja finansowa grupy pozostawiała wiele do życzenia. Muzycy komponowali jak szaleni. Owocem tego była – w zgodnej opinii większości fanów i krytyków – „A Night at the Opera”. Gdy zapytać przeciętnego słuchacza z czym kojarzy mu się ta płyta w zdecydowanej większości przypadków usłyszymy tylko dwa słowa: „Bohemian Rhapsody”. Utwór ten przyćmił resztę longplaya, skądinąd świetnego.

Utwór ukazał się jako singiel 31 października 1975 r.,. na trzy tygodnie przed premierą albumu. Początkowo jednak żadna stacja radiowa nie chciała go puszczać. Uznano, że blisko sześciominutowy utwór był za długi. Niemniej, sprytne zabiegi Mercury’ego spowodowały, że niebawem jedna z londyńskich rozgłośni zaczęła emitować utwór, a w ślad za nią wiele innych stacji radiowych. W końcu, „BoRhap”, jak nazywali ją członkowie grupy, szybko stała się numerem jeden na brytyjskich listach przebojów.

==

REKLAMA

==

Popularność utworu trudno wytłumaczyć. Już na pierwszy „rzut ucha” jest dziwny. Mieszanina rocka i opery. Niejasny tekst, dużo niezrozumiałych słów lub luźnych, mających głównie charakter ozdobników, nawiązań religijnych. Jak coś takiego może się podobać?

Premiera „Bohemian Rhapsody” miała miejsce w dekadzie, gdy tryumfy święciły zespoły spod znaku rocka progresywnego. Ich utwory były niejednokrotnie dziwniejsze, dłuższe i bardziej zróżnicowane niż to, co oferowali muzycy Queen. Oni dawali publiczności nieco lżejszą formułę tej muzyki. Trafiała ona zatem na podatny grunt.

Kolejnym powodem był wideoklip promujący utwór. Marek Niedźwiedzki stwierdził kiedyś, iż był to pierwszy teledysk w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie prezentowano w nim po prostu śpiewającego zespołu na tle bardziej lub mniej dziwnych obrazów. Był przemyślaną kompozycją, współgrającą z wokalizami członków grupy. W świecie rodzącej się kultury obrazkowej „Bohemian Rhapsody” robiło duże wrażenie.

Trzeci powód był najbardziej banalny i oczywisty ze wszystkich. Po prostu nikt dotychczas nie zrobił czegoś takiego. Nowość, potraktowanie słuchacza jak inteligentnej jednostki, przekazanie mu zamiłowania wokalisty do opery w ciekawy, niebanalny sposób zmuszały wręcz dosłuchania utworu.

Piosenka uczyniła z Queen grupę o rozpoznawalności porównywalnej jedynie z The Beatles. Od tego momentu jej popularność miała stale rosnąć. Grupa przeżywała różne metamorfozy, najczęściej bez pudła trafiając w gusta publiczności. „Bohemian Rhapsody” była jednak wciąż jednym z najważniejszych elementów koncertów grupy.

Do drugiej młodości utworu doszło po śmierci Freddiego Mercury’ego. Wpierw wyszła reedycja „A Night at the Opera”, zaś w 1992 r. w filmie „Świat Wayne’a” przypomniano przebój Queen. Stacje radiowe znów prześcigały się w emitowaniu niezwykłego utworu. Podczas koncertu poświęconego pamięci Mercury’ego wykonali go Elton John oraz Axl Rose.

Redakcja: Michał Przeperski

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Przemysław Piotr Damski
Doktor nauk humanistycznych w zakresie historii powszechnej, specjalista dziejów XIX i XX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem lat 1871–1918. Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego; wykładowca w Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie; współpracował ze Społeczną Akademią Nauk w Łodzi przy projekcie „Colonisation and Decolonisation in National History Cultures and Memory Politics in European Perspective”, nadzorowanym przez Universität Siegen (Siegen, Niemcy). Stypendysta Roosevelt Study Center (Middelburg, Holandia).

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone