„Chłopi” – reż. J. Rybkowski – recenzja i ocena filmu

opublikowano: 2019-03-30 12:00
wolna licencja
poleć artykuł:
„Chłopi” Jana Rybkowskiego na podstawie powieści Władysława Reymonta to arcydzieło polskiej kinematografii. Reżyser zdołał uchwycić unikalny mikroświat przedstawiony przez wielkiego noblistę i pokazać, że „Chłopi” to także opowieść o nas samych.
REKLAMA

„Takeśta to Lipczaki, takie!?” – odgraża się Franciszek Pieczka nad grobem Boryny do Emilii Krakowskiej, Jadwigi Chojnackiej, Barbary Ludwiżanki, Augusta Kowalczyka i innych osobowości aktorskich, które spotkały się na planie „Chłopów” Rybkowskiego. Ano tak wyszło, że właśnie jak prawdziwe z nich były Lipczaki!

Władysław Bończa-Rutkowski – „Rozmawiający chłopi” 1896

Niełatwo sfilmować dzieło, które jest jednocześnie epopeją, studium psychologicznym, analizą społeczną, repozytorium pewnej odmiany kultury i plenerem malarskim… Jego delikatną, zniuansowaną materię łatwo jest skrzywdzić i spłaszczyć, przesączając ją przez kliszę innej kategorii sztuki niż ta, w której ją pierwotnie utkano.

Samo przeniesienie całego mikroświata „Chłopów” na taśmę filmową, gdyby się udało, byłoby rodzajem sztuki. Możemy sobie zatem wyobrazić przysposabianie nagrodzonego literackim Noblem dzieła do możliwości filmowego środka wyrazu, jako robotę przypominającą rozplątywanie pajęczyny, tym bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę możliwości kinematografii roku 1973 w Polsce. Pewne sploty w tej pajęczynie siłą rzeczy trzeba było poświęcić i rozsupłać na rzecz zachowania delikatnej „przędzy” w całości. I Rybkowskiemu się to udało!

„Chłopi” zostali zrealizowani z rozmachem. Rybkowski miał wyrobioną pozycję w branży, i dobrze było u niego grać. Zresztą angażował nie byle kogo. Na planie nie było miejsca na amatorszczyznę, no chyba, że w przypadku statystów, którymi byli zresztą mieszkańcy okolicznych wsi, prawdziwi chłopi – a więc element niemalże dokumentalny w tej opowieści, z ich oryginalnymi rekwizytami, językiem i znajomością obrzędowości. Aktorzy, którzy spotkali się u Rybkowskiego to artyści z ugruntowanym dorobkiem i autorytetem, sprawdzeni na scenach teatrów i w produkcjach filmowych. W obliczu ówczesnych możliwości technicznych i ograniczeń płynących z samej formy filmowej to właśnie ich gra musiała wystarczyć za wszystkie efekty specjalne i sprawić, by w ich postaciach żył duch Reymonta. Na tym polega sukces i artyzm filmowych „Chłopów”, bo – znów się powtórzę – i aktorom się to udało!

Każda kreacja jest tutaj niczym model 4D bohaterów epopei – jej sposób mówienia, konstrukcja psychiczna, mimika, autentyczność, nawet to, w jaki sposób nosi kostium. Potencjał tkwiący w każdym z artystów wystarczyło tylko lekko „uruchomić”, co Janowi Rybkowskiemu, który na planie był aktywny nie tylko inwencją, ale też fizycznie, nie sprawiało trudności. Emilia Krakowska, odtwórczyni Jagny, wspomina, że Rybkowskiego było wszędzie pełno na planie; pozornie spokojny obserwował otoczenie z przenikliwą czujnością, jego pole widzenia obejmowało 360 stopni wszystkiego, co działo się w scenie. A do tego miał jeszcze tik. I na przykład mówił tak: „Proszę państwa, mnie się to bardzo podoba!” (Krakowska cytuje reżysera naśladując tik) I nikt nie wiedział, czy on wtedy mówi tylko „z okiem”. Na nagraniach z planu „Chłopów” widzimy Rybkowskiego żywo gestykulującego podczas instruowania statystek. Stoi w tłumie swoich aktorów i całym sobą próbuje oddać wejście weselnych kucharek z dymiącymi półmiskami. Ten rytm tego, jak będziecie wchodzić kuchareczki, to też tak wiecie, tak tańcująco będziecie szły!

REKLAMA

W innym wycinku planu widzimy go siedzącego na wozie drabiniastym, w okularach przeciwsłonecznych i kapeluszu, dyskutującego z aktorami o ustawieniu sceny. Z pewnością nie można powiedzieć, że był reżyserem „krzesełkowym”.

Kościół pw. Wszystkich Świętych w Pszczonowie, przed którym kręcono sceny do filmu „Chłopi” (aut. miw, CC BY-SA 3.0)

Lata siedemdziesiąte to ostatni moment, w którym można było na wsiach uchwycić ginący już folklor. Gdzieniegdzie stały jeszcze malowane chałupy, a w skrzyniach na strychach jeszcze czasem zalegały babcine wełniaki. Trzeba było się spieszyć, by nie stracić połączenia z czasami, w których toczy się akcja filmu. To połączenie możliwe było dzięki staruszkom żyjącym w okolicach Lipiec i Pszczonowa, gdzie kręcono produkcję. Dzięki nim na planie wyczarowano autentyczne stroje, autentyczne przyśpiewki, autentyczny język i rekwizyty.

Znalazłem kowala staruszeczka i starą kuźnię, gdzie zobaczyłem pełno kowalskich skarbów. Nie chciał pieniędzy, uzależnił wypożyczenie rekwizytów od tego, czy udzielę poprawnej odpowiedzi na jego trzy pytania-zagadki. Ostatnie dotyczyło kotwicy, którą mi pokazał. Skojarzenie najprostsze – z łódką. Ale to była wieś, brak rzeki. Strzeliłem: „Jak wiadro wpadnie do studni, żeby je wyłowić”. Dostałem wszystko. - wspomina scenograf, Bogdan Sölle.

Lipczanie użyczali też oryginalnych kostiumów. Przeważnie grało się, mając 20 kg wełny na sobie – opowiada Emilia Krakowska. – Skoro tak się chłopki i chłopi ubierali, to i my aktorzy musieliśmy się w tym poruszać swobodnie.

Dzięki temu scenografia była zachwycająca; jakby chciał Wyspiański: „bajecznie kolorowa”, ale bez zbędnej przesady, autentyczna. Sukmany i zapaski, kiedy aktorzy szli w pole, były utytłane i dziurawe, a kiedy do kościoła czy na wesele – wykrochmalone jak u laleczek z Cepelii. Miski jadła dymiły, spódnice furkotały, wozy skrzypiały. Wszystko po bożemu, jak na porządnej, XIX-wiecznej łowickiej wsi.

Pogoda też sprzyjała filmowcom. O dobrych okolicznościach przyrody wspomina Ignacy Gogolewski, odtwórca roli Antka Boryniaka: Wszystkie cztery pory roku sprzyjały temu filmowi – tak, jakby ktoś zamawiał. Gdzieś tam pod koniec zimy trzeba było trochę pianką przyprószyć, że jeszcze jest gdzieś jakaś taka resztka przedwiosennego śniegu, ale to tylko na chwilę. Polska przyroda, tak integralna z duszą powieści, wyrazicielka procesu odwiecznego umierania i zmartwychwstawania, symbolizująca krąg życia wybrzmiała w filmie widziana jakby oczami chłopa, który do tej przyrody przywykł był, a która była li tylko elementem otoczenia. Trochę brakowało mi zawsze podczas seansów widoków – widokówek polskiej przyrody, osładzających oczy i duszę, tym bardziej, że na kartach powieści natura jest osobną bohaterką, daleko wykraczającą poza konwencje obrazowania realistycznego. „Chłopów” kręcono realistycznie, nawet naturalistycznie, więc jestem w stanie wybaczyć brak pięknych i długich ujęć krajobrazów, które zapewne zabrałyby dużo taśmy filmowej, którą można byłoby podarować jakiemuś dialogowi. W końcu „Chłopi” to ogrom treści, którą trzeba priorytetyzować nawet odstępując czasem od efektownej formy.

REKLAMA
Różne wydania „Chłopów” Reymonta w Galerii Staroci i Pamiątek Regionalnych. Lipce Reymontowskie (aut. Anna Weronika Brzezińska , CC BY-SA 3.0)

Niedosyty przyrodnicze Rybkowski zrekompensował doskonale wyreżyserowanymi scenami portretowymi, których w filmie jest mnóstwo. Krytycy zwracają uwagę na scenę śmierci Boryny, impresjonistyczną, archetypiczną, mistyczną wręcz, ale mnie najbardziej urzekła scena spotkania Jagusi i Jasia Organiściaka. Pieląca chwasty Jagna, cała w bieli lnianych koszul i zapasek spostrzega stojącego nad sobą Jasia. Portret Jasia w tej wzruszającej miłosnej scenie wykadrowano tak, by jego twarz obramowana białym kołnierzykiem koszuli jaśniała na tle nieba pokrytego puszystymi letnimi chmurami, które jako żywo przywodzą na myśl niebo, ale nie to ziemskie, a te boskie niebiosa. Jasio pochyla się nad Jagną, co przypomina zstąpienie z niebios. Jaguś przypominająca leśną rusałkę ukrytą w zieleni unosiła oczy ku górze, jakby dostępując objawienia. – Bałam się… – szepcze urzeczona dziewczyna – że pana Jasia już nigdy nie obaczę… W tle organy (zstąpienie Jasia-anioła) i flety (piękna, delikatna Jagna-rusałka). Niewiele było w tej scenie słów, które przeszkadzałyby widzowi chłonąć tęsknoty z oczu ich dwojga.

Jagna-rusałka to Krakowska w swoim najdelikatniejszym wydaniu, to dziewczyna, za którą można było rzucić wszystko i zatracić się w niewinności jej brązowych oczu, łagodnych i pięknych jak u wołu. Sceny portretowe z Krakowską w całym filmie mają ten sam potencjał, uwypuklają i wysubtelniają jej urodę, która w ruchu wydaje się surowa, zdrowa, czerstwa, chłopska. Jagna robi wrażenie, mimo, że w filmie grały naprawdę ładne aktorki, o delikatniejszym wejrzeniu, niż Krakowska – choćby Iwona Karel (Tereska Żołnierka), albo Krystyna Królówna (Hanka). To jednak Jagna uwodzi widza i skupia na sobie jego wzrok.

Pierwotnie Jagnę miała zagrać piękna Anna Seniuk, która tuż przed ruszeniem zdjęć (1 marca) postanowiła spłatać Rybkowskiemu figla. A w zasadzie po prostu tak wyszło...

REKLAMA

Polecamy e-book Agnieszki Woch – „Geniusze, nowatorzy i skandaliści polskiej literatury. Od Przybyszewskiego do Gombrowicza”

Agnieszka Woch
„Geniusze, nowatorzy i skandaliści polskiej literatury. Od Przybyszewskiego do Gombrowicza”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
113
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-24-2

Książka dostępna również jako audiobook!

Ania Seniuk była w propozycji pierwszej, a ja miałam zagrać Hankę. – mówi Emilia Krakowska – Byłam bardzo z tego powodu szczęśliwa. I wtedy był telefon do mnie (13 lutego – przyp. A.B.), czy ja się zgadzam (zagrać Jagnę), bo Ania nie może. Oczywiście musiałam się dowiedzieć dlaczego, bo nie lubię takich niejasnych sytuacji. Anusia po prostu zakochała się – i wcale jej się nie dziwię! – zakochała się nieprzytomnie. Wolała być w tym czasie ze swoim ukochanym.

Emilia Krakowska, która wcieliła się w rolę Jagny w filmie „Chłopi” Jana Rybkowskiego (aut. Biblioteka Publiczna dzielnicy Bemowo miasta stołecznego Warszawy , CC BY-SA 2.5)

Miałam już wszystkie kostiumy, buty gotowe, do Łodzi jeździłam na przymiarki – mówi Anna Seniuk. – Ale chciałam pojechać w piękną i długą podróż poślubną. I pojechałam. Do Bułgarii. (…) Wszyscy na mnie krzyczeli, że zwariowałam. Że to jedyna tak wyrazista postać kobieca w polskiej literaturze i drugi raz podobna okazja się nie trafi. Nie trafiła się. Ale małżeństwo też nie zdarza się co dzień. W rezultacie rolę 19-letniej Jagusi dostała Krakowska. – Miałam wtedy już 33 lata i byłam powtórnie zamężna. Ale przecież jestem aktorką! A poza tym byłam do roli przygotowana; wcześniej zagrałam Jagnę sto razy w teatrze. Decyzja Seniuk rozgniewała Rybkowskiego do tego stopnia, że postanowił się na aktorce zemścić, zresztą z zadziwiającą skutecznością. Dopilnował, by przez dwa kolejne lata nie dostała żadnego angażu.

Przy obsadzeniu roli Macieja Boryny Rybkowski nie zawahał się ani razu – od początku powtarzał, że jego Borynę może zagrać Hańcza – inna możliwość nie wchodziła w grę. Jest też Boryna postacią szczególnie „dopieszczoną” w kwestii zajmowania przestrzeni filmowej. Często występuje w scenach symbolicznych, malarskich. W scenie powstania chłopskiego jest jak u Kossaka; zresztą powstanie to pojęcie bliskie Polakom, wzbudza w nas respekt i robi wrażenie, ma zawsze emocjonalne konotacje. To potęguje wydźwięk sceny batalistycznej z Hańczą w roli głównej. Inna odsłona, wspomniana już przeze mnie scena śmierci jest bodaj najważniejsza w całym filmie. Hańcza, w ogóle bardzo autentyczny w swojej roli, tutaj jak nigdzie indziej ma coś w sobie z króla Piasta. To tu, w tej na wskroś archetypicznej scenie przesiąkniętej symbolizmem, jak mityczny siewca, Boryna umiera na swojej ukochanej ziemi tak, jak Roland umierał za ukochaną ojczyznę – godnie, właściwie, pięknie.

Władysław Hańcza zaskarbił sobie Boryną serca publiczności, bo jak nikt inny nadawał się do tej roli – postawny, zamaszysty, godny, o tanecznych ruchach, bardzo przekonująco upewniał widza, że „chłop potęgą jest i basta!”. Charakterystyczny głos, szare oczy (Borynowe „bure ślepie”) – i ten nos! („ten sam ci nos kiej kartofel!”) sprawiły, że Hańcza wrósł w rolę do najdrobniejszej cząsteczki swojego istnienia. Zresztą nawet miejscowi dali się nabrać na chłopskość Hańczy – lipiecki statysta zaczepił kiedyś aktora z pytaniem: Wy z Lipiec jesteśta? Na co Hańcza: A z Lipiec. – A płacą wam za to? – A płacą!

REKLAMA

Największy problem w chłopskości Hańczy stanowiły dłonie. Sprawiały one nieustanny kłopot charakteryzatorom – były to dłonie drobne, jak na mężczyznę, niespracowane, arystokratyczne. Po dłoniach też poznawali miejscowi, że to miastowy. Pewnie nie jest pan ze wsi, ręce ma pan takie inne – mówili. Sam Hańcza, fabrykancki dziedzic, miał sposób bycia arystokraty. Wspomina to Jerzy Janeczek, który zagrał u boku aktora w innej ikonicznej produkcji, w „Samych Swoich”: Hańcza grywał głównie szlachciców albo arystokratów, co więcej, sam wyglądał i zachowywał się jak arystokrata. Czarne buty z białymi noskami, albo odwrotnie, już nie pamiętam, nieodłączny szaliczek, kapelusz, rękawiczki. Nie był wylewny, na planie zawsze trzymał się z boku, żył w swoim świecie.

Władysław Reymont, autor powieści „Chłopi” na obrazie Jacka Malczewskiego z 1905 roku

Dłonie dostały jednak swoją własną część sceny – tuż przed śmiercią Boryny, kiedy bohater wstawał z łóżka, to one zagrały w kadrze oddając walkę słabego ciała w chęci podźwignięcia się z łóżka. Charakteryzatorzy spisali się na medal – wypielęgnowane dłonie Hańczy stały się chłopskimi grabami, po których widać wysiłek, pracę i chorobę.

Taki ojciec musiał mieć odpowiedniego syna. I tak właśnie ujął to Rybkowski, który zabiegał o Ignacego Gogolewskiego. Ten początkowo nie był zainteresowany rolą Antka. Wtedy reżyser powiedział, że jeżeli Borynę gra Hańcza, musi mieć właściwego syna. Takiemu argumentowi Gogolewski nie mógł się przeciwstawić. Toteż wkładałem kostium i ganiałem za Krakowską po polach – opowiada później ze śmiechem. Tak jak filmowy ojciec, tak i jego syn musiał zaskarbić sobie autentycznością sympatię miejscowych statystów.

Ignacy Gogolewski, który w filmie „Chłopi” Jana Rybkowskiego wcielił się w rolę Antka (aut. Zbigniew Zugaj - domowe archiwum)

Mieszkańcy pomagali przy filmie, ale trochę nieufnie przyglądali się nam, miastowym, grającym chłopów – wspomina aktor – Ja przekonałem ich do siebie, gdy stuknąłem obcasami, przytupnąłem, aż deski zatrzeszczały, gdy kapela rżnęła od ucha, a wokół stali statyści z Lipiec i patrzyli, jak miastowy radzi sobie z obertasami. Antek Gogolewskiego to postać zawzięta, wycofana, pełna goryczy i urazy do świata. O ile książkowemu Antkowi można coś niecoś wybaczyć, filmowemu – już nie. Zgorzkniały i opryskliwy, toczący wewnętrzne walki, trawiony przez poczucie niesprawiedliwości i urażoną dumę jest odrzucający. Rozczarowuje tym bardziej, kiedy podziwiamy go za szlachetną obronę ojca w trakcie bitwy o las, a potem, w obliczu możliwości uratowania Jagny od wypędzenia ze wsi pozostaje obojętny, umywa ręce. Wypowiada słowa z którymi ja, jako wykonawca nie mogłem się pogodzić. – wspomina gorzko Gogolewski. – Wierzcie mi, że wypowiadając te słowa buntowałem się, ponieważ to pozostało w Antku na pewno do końca jego żywota.

REKLAMA

Akcja w filmie toczy się w kompozycji szopkowej – to szereg obrazów, gdzie społeczność Lipiec jest przedstawiana w różnych momentach roku liturgicznego, w cyklu przyrody, w scenkach rodzajowych. Przypomina to trochę zmieniającą się podczas spektaklu scenografię w teatrze. Taki rodzaj percepcji może też wynikać z kostiumowego charakteru filmu – dla współczesnego widza stroje i domostwa chłopskie to pewnego rodzaju egzotyka, tym bardziej zwraca on na to uwagę i tym bardziej wydaje mu się to teatralne.

Gogolewski wspomina, że istota „Chłopów” książkowych,

Pierwsza strona rękopisu „Chłopów” Władysława Reymonta

jak i filmowych wywodzi się wprost z tragedii antycznej. W istocie, odnajdziemy w tej narracji wielkie klasyczne wzorce literackie, w tym wszystkie kategorie tragizmu charakterystycznego dla greckiego dramatu. Każdy z głównych bohaterów obciążony jest fatum, które w tym przypadku nie jest złym przeznaczeniem, jak chcieli Grecy, a okrutnymi, bezkompromisowymi zasadami życia gromady, która eliminuje każdą odmienność. Ironia tragiczna nie jest tu dyktowana przez bogów, a przez popędy i namiętności, nad którymi nie sposób zapanować, a wina tragiczna jest niezawiniona… Przed aktorami stanęło wyzwanie zwizualizowania sobą całego dorobku wielkiej literatury – od greckiego tragizmu, przez realizm, psychologizm, naturalizm, impresjonizm, symbolizm… Uważam, że stanęli na wysokości zadania i zachęcam, by miłośnicy wysokiej literatury z każdym seansem odkrywali inną płaszczyznę artystycznego wyrazu, a ci, którzy za czytaniem, bądź, co bądź, lektur szkolnych nie przepadają, dali szansę i zobaczyli w bohaterach Człowieka takiego samego, jakim my wszyscy jesteśmy z naszymi marzeniami, wątpliwościami, tęsknotami i pragnieniami.

Źródła cytatów:

Katarzyna Kaczorowska, Emilia Krakowska. Aktorzyca, Kraków 2018.

Magdalena Małecka, Seniuk. Nietypowa baba jestem, Kraków 2016.

Wywiad Anny Bernat (PAP) z Emilią Krakowską, Emilia Krakowska wspomina „Chłopów”.

„Chłopi” – 40 lat po premierze.

Anna Gronczewska, Władysław Hańcza – Łodzianin, który został jednym z najwybitniejszych aktorów. [w:] „Dziennik Łódzki”

Materiał Izabeli Bojarewicz-Liber, Chłopi: wielkie dzieło na małym ekranie [w:] Kino Polska, na podstawie materiałów archiwalnych TVP

Polecamy e-book: Paweł Rzewuski – „Wielcy zapomniani dwudziestolecia”

Paweł Rzewuski
„Wielcy zapomniani dwudziestolecia cz.1”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
58
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-0-8
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Anita Brzyszcz
Historyczka i językoznawczyni, dziennikarka radiowa, publicystka. Rekonstruuje białogłosowe pieśni słowiańszczyzny. Obszary jej zainteresowań badawczych obejmują antropologię kultury i społeczeństw, historyczne uwarunkowania współczesnych procesów społecznych i kulturowych; badanie mentalności postkolonialnej i europocentrycznej; historię języków słowiańskich, women studies, kondycję praw człowieka i praw zwierząt i wiele innych.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone