Ernest Shackleton i imperialna ekspedycja antarktyczna

opublikowano: 2014-02-15, 14:55
wszelkie prawa zastrzeżone
15 lutego 1874 w Ballitore w hrabstwie Kildare, urodził się Ernest Schackleton. Ten irlandzki podróżnik i odkrywca zasłynął nie tylko jako zdobywca Antarktydy, ale również jako przykład prawdziwego lidera, któremu nie straszna nawet najtrudniejsza sytuacja...
reklama

Warunki paku lodowego polepszyły się na wieczór w Nowy Rok. Nagle zaczęliśmy posuwać się w bardzo dobrym tempie do przodu, dopóki ze wschodu nie nadszedł umiarkowany sztorm, z ciągłymi opadami śniegu. Wczesnym rankiem 2 stycznia natrafiliśmy znów na stary, gruby pak lodowy. Nasza ówczesna pozycja to: 69°49ʹS i 15°42ʹW, a nasz przebieg z ostatnich 24 godzin wyniósł 124 mile – całość w kierunku południowym.

Ernest Schackleton

Ten spory przeskok wprawił mnie w dobry nastrój i przyniósł nadzieję ujrzenia lądu następnego dnia, ale ostatecznie zostaliśmy opóźnieni zarówno przez gęsty pak, jak i sztorm. Byłem zniecierpliwiony myślą o dotarciu do lądu, głównie przez wzgląd na psy, które z braku ćwiczeń zaczęły coraz bardziej słabnąć.

Zaczęły przygniatać nas trudności, co w efekcie 4 stycznia zmusiło nas do pokonywania drogi, odbijając się to od jednej, to od drugiej kry na przestrzeni 20 mil kwadratowych przez ponad 50 godzin i starając się znaleźć przesmyk prowadzący na otwarte wody, który skierowałby nas na południe, południowy wschód czy południowy zachód. Czuliśmy, jak gdyby duchy Antarktydy starały się nas zawrócić ze szlaku – szlaku, którym nie powinniśmy byli podążać.

Pragnęliśmy jednocześnie torować sobie drogę tak na wschód, jak i na południe, aby dotrzeć do lądu znajdującego się na wschód od najdalej na południe wysuniętego punktu ekspedycji Rossa i jednocześnie daleko na wschód od Ziemi Coatsów.

Zbity pak mimo wszystko pozwolił nam przepłynąć kawałek na południe, ale już 6 stycznia byliśmy tak ściśnięci przez lód, że pozwoliłem sobie dać psom dawkę ćwiczeń na krze. Były tak uradowane faktem zejścia z pokładu, że część z nich wskoczyła do wody, a ich uprzęże nie powstrzymały ich przed zajadłymi walkami. Kolejnego dnia, kiedy znów udało się przepłynąć pewien dystans, zauważyliśmy obecność orek wokół statku, co wymusiło na mnie wzmożoną uwagę i ostrożność przed wydaniem komukolwiek pozwolenia na opuszczenie statku. Bestie te miały zwyczaj lokalizowania foki na krze, wyglądając ponad jej krawędź, aby chwilę później przebić się przez lód, licząc na szybki posiłek. Faktem natomiast jest, że spod lodu nie potrafią odróżnić foki od człowieka.

reklama

8 i 9 stycznia los się do nas uśmiechnął i mogliśmy dalej podążać na południe po czystej, błękitnej wodzie, nie mając przed sobą nic poza morzem, a za sobą tylko kolejne mile. Była to niesamowita odmiana po długiej walce pomiędzy krami, ale tak jak wszystko co dobre, szybko się skończyło i nasza swoboda płynięcia musiała znów zostać przerwana. I tak już o godzinie pierwszej w nocy Endurance znów tkwiła pomiędzy masami lodu.

Frank Hurley i Ernest Shackleton w obozie

W południe nasza pozycja była następująca: szerokość 72°02ʹS, długość 16°07ʹW. Byliśmy wówczas niedaleko lądu odkrytego przez dra W. S. Bruce’a, który w 1904 r. kierował ekspedycją Scotia, nazwanego przez niego Ziemią Coatsów. Dr Bruce natknął się na barierę lodową na 72°18ʹS, 10°W i opisywał ją jako pnące się w górę masy lodu i śniegu, z mieliznami przy samej barierze. Obecność lądu była nadzwyczaj wyraźna. To były właśnie te masy [opisywane przez dra Bruce’a – przyp. tłum.], zaczynające się możliwie na południe w głąb Antarktydy, z których to miałem rozpocząć przejście kontynentu. Od tamtej chwili wszystkie oczy wyglądały na południowym wschodzie dostępnego brzegu, opisanego przez dra Bruce’a. Sam opis nadawał temu miejscu charakter wyspy bądź półwyspu, z cieśniną po południowej stronie. W jednej chwili płynęliśmy przez ciężki, choć luźny lodowy pak. Było niedługo przed północą, kiedy to przedostaliśmy się na otwarte morze, wzdłuż lodowej bariery. Ta była wysoka na 70 stóp, z klifami po ok. 40 stóp. Scotia musiała przepływać przez ten punkt, kiedy 6 marca 1904 r. płynęła do najdalej wysuniętego na południe punktu wyprawy.

Trudne i pochmurne warunki atmosferyczne wpłynęły na nasz postęp w kilku kolejnych dniach, ale już od 12 stycznia byliśmy za punktem, do którego najdalej dopłynęła Scotia. Tak więc ląd przykryty lodem, który opływaliśmy, był dla wszystkich niezbadany. 13 stycznia o 4 po południu wciąż podążaliśmy wzdłuż bariery ciągnącej się dalej na południowy zachód, kiedy to nagle dotarliśmy do przylądka, który zawracał na południowy wschód. Naszą drogę nadal blokował bardzo gęsty lodowy pak i kiedy nie mogliśmy po czasie już znaleźć jakiegokolwiek przejścia dalej, przycumowaliśmy statek do kry i wznieciliśmy ogień w paleniskach.

reklama

Kilka pingwinów cesarskich zostało schwytanych i zabranych na pokład jeszcze poprzedniego dnia. Dwa z nich były wciąż żywe, kiedy Endurance przybiła do kry. Pingwiny, nie czekając nawet chwili, zeskoczyły na lód, odwróciły się w naszą stronę, skłoniły trzykrotnie z pokorą i oddaliły się na drugą stronę kry. Jest coś niezwykle ludzkiego w ruchach i zachowaniu tych zwierząt. Ja jednak ponownie zacząłem zamartwiać się stanem psów. Niektóre zaczęły chorować i musieliśmy odstrzelić jednego z nich. Było to dokładnie dwunastego.

Nie ruszaliśmy statku do 14 stycznia, ale następnego dnia warunki się poprawiły i już na wieczór Endurance przemieszczała się na południe, pchana wiatrem, kontynuując okrążanie bariery przy sprzyjającej pogodzie. Wyglądałem dogodnych miejsc do zejścia na ląd, jednak starałem się raczej uniknąć opuszczenia pokładu na północ od Zatoki Vahsela, na Ziemiach Luitpolda, dopóki nie będzie innego wyjścia. Każda mila zyskana ku południu oznaczała dla nas trochę krótszy odcinek przeprawiania się saniami po lądzie.

Krótko przed północą 15 stycznia podpłynęliśmy do północnej ściany wielkiego lodowca, wychodzącego przez barierę w morze. Był wysoki na prawie 400 stóp, a na jego krawędzi widniała gruba pokrywa lodu zatokowego. Zatoka uformowana przez północną krawędź tego lodowca stanowiłaby wspaniałe miejsce do zejścia na ląd, jako że była chroniona przed południowo-wschodnim wiatrem i otwarta tylko na wiatr północny. Nazwałem tę zatokę Zatoką Lodowcową. Ta budziła później we mnie wielki sentyment.

Ernest Shackleton, przed siedzibą Royal Geographical Society w Londynie (fot. Michel wal; Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)

Dalej na silniku Endurance płynęła przy czole lodowca przez kolejne siedemnaście mil i o 4 nad ranem 16 stycznia dotarliśmy do krawędzi następnego masywu lodowca. Poruszaliśmy się dalej wzdłuż czoła tegoż zapierającego swą wielkością dech w piersiach lodowca przez 40 mil, aby wreszcie zostać zatrzymanymi przez zbity lodowy pak, który zdawał się utrzymywać przez wystające z brzegu góry lodowe. Dalsza podróż tego dnia nie była już możliwa, lecz nasze copołudniowe obserwacje wykazały, że w ciągu ostatnich 24 godzin przepłynęliśmy 124 mile w kierunku południowo-zachodnim. Oparliśmy statek o małą górę lodową, która ochroniła nas przed sztormem z kierunku ENE przez cały kolejny dzień (niedziela 17 stycznia).

reklama

Powyższy tekst jest fragmentem książki Ernesta Shackletona pt. „Południe”:

Ernest Shackleton
„Południe. Historia Ekspedycji Ernesta Shackletona z lat 1914-1917”
Wydawca:
Anima Ex Machina
Okładka:
twarda
Liczba stron:
292
Format:
155 x 215
ISBN:
978-83-935436-0-1

Kiedy niebo było czyste, ląd zdawał się wznosić 3000 stóp ponad czoło lodowca. Wybrzeże Cairda, jak je nazwałem, łączy Ziemię Coatsów, odkrytą przez Bruce’a w 1904 r., z Ziemią Luitpolda, odkrytą przez Filchnera w roku 1912. Mieliśmy już blisko do granicy z Ziemią Luitpolda.

Statek stał pod osłoną przytwierdzonej do brzegu góry lodowej do 7 rano 17 stycznia, kiedy to sztorm zelżał na tyle, abyśmy mogli pożeglować dalej w kierunku południowo-zachodnim przez przesmyk, który otworzył się wzdłuż czoła lodowca, dzięki czemu na 19 stycznia nasza pozycja była: szerokość 76°34ʹS, długość 31°30ʹW. Pogoda była w porządku, ale lód zamknął się tej nocy wokół statku i dalsza podróż nie była możliwa. Dokładne oględziny statku 20 stycznia wykazały, że jest on mocno utwierdzony w lodzie. Tak daleko, jak tylko mogło sięgnąć oko z samego czubka masztu, porządnie zbity pak lodowy, w którym znajdowała się Endurance, ciągnął się we wszystkich kierunkach po sam horyzont.

Minęło wiele dni nieobfitujących w wydarzenia. Umiarkowanej siły bryzy ze wschodu i południowego zachodu nie miały widocznego wpływu na lód, a statek niezmiennie utrzymywał swoją pozycję. 27 stycznia – dziesiątego dnia bezczynności – zadecydowałem ugasić ogień podtrzymujący ogrzewanie. Paliliśmy w sumie pół tony węgla dziennie, aby utrzymać parę w bojlerach, a jako że skład zawierał już tylko 67 ton, co dawało 33 dni płynięcia na silniku – nie mogliśmy sobie pozwolić na taki wydatek surowca.

reklama
Frank Wild i Ernest Shackleton na paku lodowym

Przez wszystkie dni oczekiwania stopniowo gromadziliśmy coraz więcej foczego mięsa, potrzebnego dla psów, ale i będącego bardzo przyjemną dla nas odmianą względem naszej codziennej diety.

Musiał minąć dopiero 9 lutego, zanim na nowo kazałem zagotować wodę w bojlerach w nadziei, że znów uda nam się przemieszczać naprzód, jednak nasz wysiłek poszedł na marne. Co prawda, dało się złamać młody lód, ale pak odparł nasz atak i statek znów utknął w krze. Nie mając więcej nadziei na odpłynięcie w najbliższym czasie, kazałem sobie spuścić na krę wieziony łazik, aby przetestować jego możliwości. Przyznam, że łazik spisywał się doskonale, poruszając się ok. 6 mil na godzinę i pokonując grudy oraz grzbiety ukrytego stopę bądź dwie pod śniegiem lodu. A powierzchnia była znacznie gorsza niż ta, którą spodziewaliśmy się zastać na lądzie bądź barierze lodowej.

W czasie drugiej połowy lutego nie miały miejsca żadne ważniejsze zmiany naszej sytuacji. Wczesnym rankiem 14 lutego kazałem rozpalić paleniska, by nadać dużą moc silnikom. Wszystkie ręce, które miałem do dyspozycji, zatrudniłem przy pracy na krze z dłutami, piłami i pikami. Cały ten dzień, jak i przez połowę następnego pracowaliśmy bez wytchnienia, aby przedostać statek do przesmyku przed nami. Wykonaliśmy świetną robotę, a rezultatem było przemieszczenie statku o jedną trzecią potrzebnego dystansu. Niestety, pozostałe 400 jardów grubego lodu do przesmyku zmusiło nas do poddania walki i przyznania, że dalszy trud jest daremny. Każdy jard utorowanej przed Endurance drogi zamykał się chwilę później, co było możliwe tylko przy tak niezwykle, jak na tę porę roku, niskich temperaturach.

Podobizna Shackletona z pisma "Vanity Fair"

Porzucenie pomysłu natarcia na przesmyk zostało przyjęte z wielkim niezadowoleniem przez wszystkich, którzy włożyli w to swoją ciężką pracę. Ludzie pracowali z takim samozaparciem, że zapewne zasługiwali na sukces, ale zadanie okazało się ponad nasze siły. Oczywiście jeszcze nie opuściła mnie nadzieja wydostania się na czyste wody, ale natenczas zaczynałem wliczać możliwość pozostania na zimę w nieprzyjaznym uścisku ramion lodowego paku. Słońce, które gościło na niebie nieprzerwanie od ponad dwóch miesięcy, zaszło po raz pierwszy 17 lutego i pomimo że nie zniknęło całkowicie aż do kwietnia, jego zanikające pod horyzontem promienie przypomniały o nadchodzącej zimie. W dalszym ciągu zbieraliśmy zapasy mięsa i tłuszczu foczego, a wycieczki po krze, by upolować taką fokę, stały się dla każdego miłym sposobem na spędzenie czasu.

reklama

22 lutego Endurance dotarła do najbardziej na południe wysuniętego punktu dryfu, dotknąwszy 77. stopnia szerokości na 35. stopniu długości. Lato odeszło, choć prawdę powiedziawszy, ciężko było dostrzec dotychczas jakąkolwiek jego obecność. Temperatury były bardzo niskie tak w dzień, jak i w nocy. A pak coraz bardziej przymarzał wokół statku. Nie ulegało już wątpliwości, że Endurance będzie musiała pozostać w paku na zimę.

Pisałem wtenczas:

Musimy czekać na wiosnę, która, miejmy nadzieję, będzie nam bardziej sprzyjać. Gdybym miesiąc temu spodziewał się, że lód nas tutaj ściśnie, zapewne rozstawilibyśmy obóz na wielkim lodowcu. Jednak wówczas nie było powodów, by myśleć, że nasze losy tak się odwrócą. Górującym nad wszystkim innym niepokojem jest w chwili obecnej dryf. Gdzie nas zbłąkane wiatry i prądy poniosą? Zapewne będziemy przemieszczać się na zachód, ale jak daleko? I czy uda się wydostać z paku już wczesną wiosną, by dotrzeć do Zatoki Vahsela lub innych dogodnych do zejścia na ląd miejsc? Są to chwile pełnych niepokoju pytań.

24 lutego udało nam się stworzyć nowy porządek dnia, a Endurance stała się naszą zimową stacją. Wydano rozkazy, by oczyścić ładownię rufową, a magazyny sprawdzić pod kątem żywności, abyśmy widzieli, na czym stoimy, kiedy będziemy pozostawać pod oblężeniem antarktycznej zimy. Psy zostały następnego dnia wyładowane ze statku, a ich klatki rozstawione na krze wzdłuż stalowej liny, do której przyczepione były również ich smycze. Były oczywiście wniebowzięte z tytułu opuszczenia pokładu i wnet rozpoczęliśmy trenowanie poszczególnych zespołów. Naszą główną rozrywką na krze były hokej i piłka nożna. Wszyscy chętnie uczestniczyli w tych wycieńczających rozgrywkach. Uzbroiliśmy także nasz aparat komunikacji bezprzewodowej, ale bez rezultatów. Ewidentnie nasz statek znajdował się za daleko od jakiejkolwiek cywilizacji jak na możliwości naszej małej stacji odbiorczej.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Ernesta Shackletona pt. „Południe”:

Ernest Shackleton
„Południe. Historia Ekspedycji Ernesta Shackletona z lat 1914-1917”
Wydawca:
Anima Ex Machina
Okładka:
twarda
Liczba stron:
292
Format:
155 x 215
ISBN:
978-83-935436-0-1
reklama
Komentarze
o autorze
Ernest Shackleton
Ur. 1874, zm. 1922. Irlandzki podróżnik i odkrywca, badacz Antarktydy. Zostawił po sobie niezwykłe wspomnienia z wyprawy antarktycznej jakiej przewodził w latach 1914-1917. W roku 2012 książka ta została przetłumaczona na język polski („Południe. Historia Ekspedycji Ernesta Shackletona z lat 1914-1917” tłum. Grzegorz Górnicki).

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone