Hilke Sellnick – „Gdańsk. Początek drogi” – recenzja i ocena
Hilke Sellnick – „Gdańsk. Początek drogi” – recenzja i ocena

Jest rok 1860. Młoda Johanna wraca do rodzinnego miasta po nieudanej ucieczce z pianistą – z nadzieją na pojednanie, z obawą przed odrzuceniem. Jednak rzeczywistość, jak to często bywa w historiach rodzinnych, okazuje się bardziej brutalna niż można by się spodziewać. Ojciec, którego wsparcie mogłoby wszystko zmienić, nie żyje. Jego miejsce zajmuje Theodor – nowa głowa rodziny i zarządca firmy handlowej, który szybko daje siostrze do zrozumienia, że nie widzi dla niej roli innej niż cicha obecność w cieniu.
W tym świecie z góry przypisanych ról Johanna wybiera niepokorną drogę. Z pozoru konwencjonalne małżeństwo z dużo starszym stoczniowcem, Bertholdem Forsterem, okazuje się dla niej nie ucieczką, lecz początkiem nowej ścieżki. Zainspirowana mężem, zaczyna interesować się przemysłem, z czasem przejmuje inicjatywę i przekonuje go do założenia nowej stoczni. Jej zaangażowanie i odwaga zderzają się z oporem – nie tylko społeczeństwa, ale i samej rodziny. Paweł, syn Forstera z pierwszego małżeństwa, początkowo traktuje ją z podejrzliwością, jak intruza. Z czasem jednak między nimi zaczyna się rodzić nieoczekiwana nić porozumienia.
To, co wyróżnia powieść Sellnick, to nie tylko mocno zarysowana kobieca protagonistka, ale także dbałość o tło historyczne i społeczne. XIX-wieczny Gdańsk nie służy tu wyłącznie jako scenografia – to miasto z krwi i kości, pełne życia, sprzeczności i napięć. Czuć tu oddalenie od wielkich europejskich stolic, ale i ferment nowoczesności, który coraz bardziej wdziera się w codzienność. To również miejsce, gdzie kobieta – nawet z nazwiskiem i posagiem – nie ma prawdziwego wpływu, jeśli nie nauczy się walczyć o własną przestrzeń.
„Nagle dociera do niej, że jest zdana na jego łaskę. Papcia już nie ma, Teodor jako najstarszy syn zajął jego miejsce. Ma dwadzieścia dwa lata, nie jest więc jeszcze pełnoletnia, brat jest jej opiekunem, musi się podporządkować jego poleceniom…”.
Ten fragment oddaje esencję konfliktu – zależność kobiety od męskiej opieki, nawet w sytuacjach, w których wydawałoby się, że „wolność” została już odzyskana. Sellnick nie epatuje dramatyzmem, ale z precyzją pokazuje, jak subtelnie przemoc systemowa może wkradać się w codzienność. A także, jak łatwo kobiece ambicje mogą zostać zignorowane, wyśmiane, stłumione.
Narracyjnie książka prowadzona jest klarownie. Styl Sellnick jest lekki, ale nie banalny – autorka wie, jak przykuć uwagę, jak budować napięcie i jak operować dialogiem, by oddać emocje bohaterów. Widać doświadczenie literackie – mimo że pisarka debiutowała stosunkowo późno, jej powieści historyczne sprzedały się w milionach egzemplarzy, a kolejne tytuły przetłumaczono na wiele języków. Polski przekład wpisuje się w tę tradycję i zasługuje na uznanie – język jest płynny i dostosowany do realiów epoki, a zarazem przystępny dla współczesnego czytelnika. To niewątpliwa zasługa tłumaczki, Ewy Kochanowskiej. Dodatkową wartością jest fakt, że polski przekład był konsultowany z historykiem. Treść została ponadto wzbogacona o przypisy wyjaśniające m.in. kontekst, niuanse topograficzne i nazewnictwo.
Książka liczy blisko 500 stron, ale dzięki krótkim rozdziałom i dobrze rozłożonym punktom zwrotnym nie sprawia wrażenia przeciągniętej. Idealna na urlop, spokojny wieczór czy podróż pociągiem – pozwala zanurzyć się w świecie przeszłości, oderwać od codzienności i pobyć przez chwilę w cudzym życiu.
Czy ma słabe strony? Tak i to niestety – choć niesłusznie – widoczne na pierwszy rzut oka. Szata graficzna, zarówno w wersji polskiej, jak i niemieckiej, mocno zaniża wrażenie, jakie robi sama treść. Okładka sugeruje przeciętny, stereotypowy romans, a tymczasem otrzymujemy literacką, dobrze udokumentowaną powieść o emancypacji, rodzinie i pracy. Pierwsze wrażenie jest mylne, jednak jestem w pełni zadowolona z lektury.
Hilke Sellnick pokazuje, że nawet w ramach znanych formuł – saga rodzinna, kobieca powieść historyczna – można stworzyć coś świeżego, angażującego i ważnego. I że historia kobiety, która chce żyć po swojemu, nie traci na aktualności – niezależnie od tego, czy rozgrywa się w 1860 roku, czy dziś.