Jak Brytyjczycy przegrali z Ameryką?
Z wielką przykrością informuję Waszą Ekscelencję, że zostałem zmuszony do opuszczenia posterunków w Yorku i Gloucester oraz do poddania wojsk pod moim dowództwem, które na mocy kapitulacji z 19. dnia zostały wzięte jako jeńcy wojenni połączonych sił Ameryki i Francji
– informował w liście generał Charles Cornwallis swego przełożonego Henry’ego Clintona o wyniku bitwy pod Yorktown. Był październik 1781 roku i chociaż nie była to jeszcze ostatnia bitwa, a do podpisania pokoju musiały minąć prawie dwa lata, to de facto kończyła się wojna o niepodległość. W jaki sposób kraj, który jeszcze niedawno pobił Francuzów w wojnie siedmioletniej, przegrał z własnymi poddanymi? Przyczyn było wiele, a dyskusje na ten temat zajęły już tysiące stron zapisanych przez historyków. Jedną z największych szans Brytyjczycy zaprzepaścili już na początku wojny. Wspierany przez flotę generał Howe był bliski kompletnego odcięcia armii Waszyngtona pod Nowym Jorkiem. Amerykanom udało się jednak w porę wycofać. Ten schemat powtarzał się wielokrotnie. Waszyngtona nazywano amerykańskim Fabiusem. Było to nawiązanie do rzymskiego wodza, który miał stosować strategię unikania starć z wojskami Hannibala. Waszyngton grał na przeczekanie, co utrudniało Brytyjczykom stłumienie rebelii. Dawała o sobie znać skostniała, przedrewolucyjna europejska sztuka wojenna XVIII wieku. Kurczowo trzymano się baz wojskowych i linii komunikacyjnych, unikano improwizacji, znanej z późniejszych wojen napoleońskich. Z drugiej jednak strony, często taką strategię wymuszała na Brytyjczykach sytuacja wojenna. Opanowanie zbuntowanego kraju było bardzo trudne, ponieważ wymagało utrzymywania licznych garnizonów. Tak było w przypadku Nowego Jorku czy Filadelfii, gdzie Brytyjczycy musieli trzymać znaczące siły w celu utrzymania tych miast w ryzach. Brytyjskich żołnierzy było zbyt mało, aby mogli wykonać wyznaczone im zadanie stłumienia buntu w koloniach.
Co więcej, wspomniana logistyka była utrudnieniem nie tylko na terenie Ameryki. Kłopot stanowiła również odległość metropolii od kolonii. Londyn, oddzielony od kolonii długą żeglugą przez Atlantyk, miał trudności z zaopatrywaniem, przysyłaniem posiłków i koordynowaniem sił. Początkowo Royal Navy utrzymywała absolutną przewagę na morzach, ponieważ Amerykanie nie mieli prawie żadnej floty, ale gdy do konfliktu dołączyli Francuzi i Hiszpanie, sytuacja drastycznie się zmieniła.
Ościenne mocarstwa przystąpiły do wojny na skutek ogromnego zwycięstwa amerykańskiego pod Saratogą. Wówczas, w 1778 roku, generał Horatio Gates pokonał armię generała Johna Burgoyne’a, który maszerował z Kanady w kierunku Nowego Jorku. Siły brytyjskie zostały pobite w polu, a ponadto odcięte od zaopatrzenia i otoczone. Wielkim wzmocnieniem dla Amerykanów były fortyfikacje polowe, zaprojektowane przez Tadeusza Kościuszkę. Burgoyne, nie widząc szans na wydostanie się z okrążenia, zdecydował się na kapitulację i poddał całą swoją armię. Zwycięstwo amerykańskie było sukcesem na skalę międzynarodową, ponieważ przekonało Francję i Hiszpanię do oficjalnego poparcia Ameryki i wypowiedzenia wojny Wielkiej Brytanii.
Pomoc państw europejskich była ogromnym wsparciem dla Amerykanów, ale nie znaczyło to jeszcze, że Brytyjczycy nie mieli żadnych szans na chociaż częściowe zwycięstwo czy raczej ograniczenie strat. Taka możliwość istniała niemal do końca wojny o niepodległość. Po wspomnianej bitwie pod Saratogą brytyjskie elity polityczne i wojskowe zaczęły sobie zdawać sprawę, że prawdopodobnie nie uda się wrócić do stanu posiadania sprzed wybuchu rewolucji. Zaczęto się godzić z myślą, że przynajmniej część kolonii uzyska niepodległość. Z tego powodu po 1778 roku Brytyjczycy zmienili strategię i zaczęli dążyć do ocalenia przynajmniej części dawnego stanu posiadania w Ameryce. W dużej mierze odpuścili sobie front północny i skierowali większość sił na południe. Skupili się na opanowaniu Georgii, a także Karoliny Północnej i Południowej. Sukcesy w tych miejscach miały chociaż częściowo uratować sytuację dyplomatyczną, zanim siedliby do rozmów pokojowych. Mimo początkowych sukcesów Brytyjczycy nie osiągnęli decydującego rozstrzygnięcia. Ponadto wkrótce rozpoczęły się brutalne działania partyzanckie, z którymi trudno było im sobie poradzić. Cornwallis w końcu zdecydował się przesunąć wojsko bardziej na północ, do Wirginii. Zamierzał wykorzystać liczne rzeki, które się tam znajdowały, by zapewnić sobie lepszą komunikację. Gdyby mu się udało, przepołowiłby siły buntowników. Brytyjczykom udałoby się zachować przynajmniej część Południa, a także Nowy Jork, który niemal od początku wojny był okupowany przez Anglików
Zmagania rozstrzygnęły się w końcu pod Yorktown w Wirginii. Wówczas Armia Brytyjska pod dowództwem Cornwallisa zajęła to portowe miasteczko, by zapewnić brytyjskiej flocie odpowiednią bazę w zatoce Chesapeake. Mimo że Francuzi i Amerykanie zastanawiali się wcześniej nad odbiciem Nowego Jorku, ostatecznie zdecydowano o marszu na południe, gdzie widziano szansę pobicia wojsk Cornwallisa. 5 września 1781 roku w zatoce Chesapeake francuska flota i brytyjska Royal Navy stoczyły bitwę morską, która zapewniła przewagę Francuzom. Chociaż nie było to decydujące zwycięstwo, to oddaliło szansę uratowania wojska brytyjskiego w Wirginii.
Francuzi i Amerykanie rozpoczęli oblężenie, które trwało od 28 września do 19 października 1781 roku. Dowodził nim francuski generał Jean-Baptiste de Rochambeau, który jako jedyny miał prawdziwe doświadczenie oblężnicze. Koalicjanci przyprowadzili 19 tysięcy żołnierzy przeciw 9 tysiącom obleganych. Chociaż była to ponad dwukrotna przewaga liczebna, to na widok potężnych fortyfikacji brytyjskich uznano, że generalny szturm jest zbyt ryzykowny. Z tego powodu w następnych dniach ciężko pracowano przy kopaniu sieci okopów, w których umieszczono baterie dział. 9 października rozpoczął się nieustanny i niszczycielski ostrzał zalewający miasto tysiącami pocisków (średnio 3600 pocisków dziennie).
Tekst jest fragmentem e-booka „Czerwone mundury. Armia Brytyjska w czasach wojny o niepodległość USA” Michała Rastaszańskiego. Kup e-booka TUTAJ!
Polecamy e-book: „Czerwone mundury. Armia Brytyjska w czasach wojny o niepodległość USA”
Cornwallis zdawał sobie sprawę, że to koniec. O swym złym położeniu wiedział już od końca sierpnia, kiedy odkrył ruchy wojsk amerykańskich i francuskich maszerujących w jego kierunku. Wówczas miał jeszcze szansę na wycofanie wojska. Yorktown blokowały dość niewielkie siły pod dowództwem generała Lafayette’a. Istniała szansa przebicia się przez blokadę. Mimo próśb swych podkomendnych nie wycofał się w porę. Cornwallis nie był złym dowódcą. Wielokrotnie gromił Amerykanów, ale wydaje się, że wówczas przerosła go powaga chwili. Nie chciał brać na siebie odpowiedzialności za ryzykowny manewr wydostania się z miasteczka, ponieważ w Yorktown stacjonował na rozkaz swego przełożonego generała Clintona. Ponadto nadal liczył na odsiecz brytyjską. Wspomniana już porażka angielska w zatoce Chesapeake zniweczyła te plany. Z tego też powodu 9 października pozostało mu już jedynie desperackie utrzymywanie pozycji. Obrona brytyjska osłabła po utracie 9. i 10. reduty, które 14 października zostały zdobyte szturmem przez siły francusko-amerykańskie.
Cornwallis zdawał sobie sprawę, że sytuacja jest beznadziejna. Zdecydował się jedynie na symboliczny opór, który miał dać mu alibi, gdyby musiał się tłumaczyć z klęski. Przeprowadził jeden nieudany wypad w celu odbicia baterii, a także próbę wydostania się z okrążenia, ale obie były przeprowadzone bez większej wiary w powodzenie własnych planów.
W końcu 19 października Cornwallis zadecydował o kapitulacji. Niektórzy z obrońców odetchnęli nawet z ulgą.
Z jednej strony byliśmy szczęśliwi, że wreszcie to oblężenie zostało zakończone i że odbyło się to z rozsądnym porozumieniem, ponieważ zawsze wierzyliśmy, że zostaniemy wzięci przez szturm
– zapisał w swych wspomnieniach heski szeregowiec Johann Conrad
Döhla. Wrażenia ze swej ostatniej bitwy podsumował słowami:
Miałem też dobry powód, by dziękować Bogu, że jest moim opiekunem, potężnemu pomocnikowi i zbawicielowi, który podczas oblężenia uratował mi życie. […] Ile tysięcy kul i śmiertelnych sytuacji spotkałem twarzą w twarz!
Aż do klęski pod Yorktown istniała pewna szansa, że scenariusz utrzymania chociaż części zbuntowanych regionów uda się zrealizować. Porażka poskutkowała utratą jednej czwartej wszystkich żołnierzy znajdujących się w Ameryce. Hiobowa wiadomość dotarła do Londynu 25 listopada i spowodowała wielkie przygnębienie. Jedną z osób, które nadal chciały walczyć, był sekretarz stanu do spraw kolonii George Germain, który mimo złej sytuacji planował kolejne posunięcia w Ameryce. Chciał utrzymać kluczowe miasta portowe: Nowy Jork, Charleston i Savannah, nie uzyskał jednak poparcia reszty rządu. Upadek Yorktown przyczynił się ostatecznie do upadku woli walki wśród Brytyjczyków, którzy zaczęli się godzić z klęską. Wówczas skupiano się już przede wszystkim na obronie Indii Wschodnich, które mogłyby się stać łupem Francji i Hiszpanii. 23 grudnia Clinton w obliczu porażki swoich działań podał się do dymisji, a dowództwo nad Armią Brytyjską w Ameryce przejął Guy Carleton. Nowy głównodowodzący nie mógł już wiele zmienić w sytuacji wojennej. Wkrótce po objęciu urzędu, w maju 1782 roku, na rozkaz rządu nawiązał kontakt z Amerykanami z propozycją rozmów pokojowych. Niedługo później, w ramach ustanowionego rozejmu, nadzorował ewakuację wojska z Nowego Jorku. Carleton zabrał ze sobą lojalistów, w tym trzy tysiące czarnoskórych wyzwoleńców, którzy stanęli po stronie brytyjskiej.
W 1783 roku w Wersalu podpisano pokój. Brytyjczycy utracili wszystkie zbuntowane kolonie, a także Florydę, która przypadła Hiszpanom. Po uzyskaniu niepodległości przez Amerykanów stosunki Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii były jeszcze przez długi czas nieuregulowane. Dopiero w 1794 roku tzw. traktat Jaya normalizował relacje amerykańsko-brytyjskie, tworzący nawet perspektywy na szansę dobrego handlu dla obu stron.
Mimo ogromu klęski Brytyjczycy utrzymali swą mocarstwową pozycję. Żołnierze brytyjscy wkrótce znów walczyli w ogromnej wojnie, tym razem z rewolucyjną, a później napoleońską Francją. Wykorzystywano doświadczenia wyniesione ze zmagań podczas amerykańskiej rewolucji, między innymi nowe sposoby zastosowania lekkiej piechoty. Tak utworzono w 1800 roku Eksperymentalny Korpus Strzelców, który czerpał z amerykańskich doświadczeń swojego dowódcy Johna Moore’a.
Wojna w Europie wpłynęła na kolejny konflikt w Ameryce. W 1812 roku Stany Zjednoczone, dążące do zajęcia Kanady, wypowiedziały wojnę Wielkiej Brytanii. Chociaż popularne wśród Amerykanów określanie tego konfliktu jako „drugiej wojny o niepodległość” jest trochę na wyrost, to bez wątpienia dla Brytyjczyków stał się on szansą na rewanż. Czerwone kurtki po trzydziestu latach miały znów okazję zmierzyć się z żołnierzami walczącymi pod gwieździstym sztandarem.