Jak brzmiały pierwsze informacje o katastrofie w Czarnobylu?

opublikowano: 2023-01-23 14:43
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Pierwszy komunikat o awarii w Czarnobylu powstał na posiedzeniu KPZS i został przekazany mediom za pośrednictwem agencji TASS. A jednak Polska Agencja Prasowa wycofała depeszę z informacjami o katastrofie, w związku z czym w polskich środkach masowego przekazu nie ukazały się informacje o katastrofie. Czy powodem była „antyradziecka” wymowa komunikatu?
REKLAMA


Ten tekst jest fragmentem książki Kamila Dworaczka „W cieniu radioaktywnej chmury. Konsekwencje katastrofy czarnobylskiej w Polsce”.

(…) pierwszy oficjalny komunikat o awarii powstał 28 kwietnia1986 r. na posiedzeniu BP KC KPZS. Następnie przekazano go mediom za pośrednictwem agencji TASS. Tego samego dnia został powtórzony w dzienniku telewizyjnym „Wremia”. Również ostatnie tego dnia polskie serwisy informacyjne przekazały go za pośrednictwem radia i telewizji. Polacy o katastrofie mogli też usłyszeć w mediach zagranicznych, w tym polskojęzycznych, a ich podstawą był oficjalny komunikat oraz wiadomości o skażeniu odnotowanym w Skandynawii. Depeszę z informacją agencji TASS przesłała także Polska Agencja Prasowa, ale na drugi dzień nie ukazała się w prasie, zabrakło jej także w kolejnych wydaniach gazet. Powstaje pytanie, dlaczego tak się stało, i kto podjął decyzję o jej niepublikowaniu. Sprawie bliżej przyjrzeli się dziennikarze „Życia Warszawy”, którzy w 1991 r. zdołali dotrzeć do depeszy PAP przytaczającej komunikat agencji TASS. Okazało się, że depesza została szybko wycofana z zagranicznego serwisu polskiej agencji. Gazety zdążyły ją jednak otrzymać i umieścić, jak „Życie Warszawy”, w zaplanowanym na 29 kwietnia numerze. Do redakcji zadzwoniono jednak z GUKPPiW z nakazem wstrzymania publikacji komunikatu. Powołano się przy tym na decyzję Jana Główczyka, ówczesnego kierownika Wydziału Propagandy KC PZPR. Sam Główczyk w skierowanym w 1991 r. liście do redakcji zaprzeczał, jakoby wydawał takie polecenie. Trzeba jednak stwierdzić, że był on jedną z nielicznych osób, które mogły ją podjąć, ponadto na niego właśnie wskazywali dziennikarze indagowani w tej sprawie przez reporterów „Życia Warszawy”.

Dezaktywacja pojazdów biorących udział w akcji ratunkowej (fot. IAEA Imagebank)

Pozostaje pytanie, co zaważyło, że Główczyk lub inny wysoko postawiony urzędnik z ul. Mysiej lub al. Jerozolimskich podjął taką decyzję? Z jednej strony można by przypuszczać, że decydującym czynnikiem był „antyradziecki” charakter tej informacji, a z drugiej była to przecież oficjalna informacja sygnowana przez rząd sowiecki i przekazana przez jej agencję. Nie jest jednak wykluczone, że autor tej decyzji postanowił być świętszy od papieża i usunął komunikat z serwisu PAP, bojąc się, że wzbudzi on panikę, a na dodatek będzie kolejnym elementem wzmagającym w Polsce nastroje antysowieckie. Trzeba także pamiętać o kontekście wydarzeń z 28 kwietnia: w centrum decyzyjnym władz polskich nic jeszcze nie wiedziano o awarii oraz skażeniach, które wystąpiły na terytorium kraju. Niniejsza decyzja mogła zatem zapaść zarówno z powodu pewnej dezorientacji, jak i przesadnej ostrożności.

Prasa nie odnotowała również depesz PAP nadesłanych 29 kwietnia ze Sztokholmu między godz. 6.00 a 9.00. Donoszono w nich o skażeniu promieniotwórczym, które po raz pierwszy odnotowano w elektrowni jądrowej w szwedzkim Forsmark. Jego wartość określono na poziomie pięć razy wyższym niż przeciętne, informując jednocześnie o braku niebezpieczeństwa dla zdrowia ludzi. Depesze przywoływały także krytyczne głosy skierowane wobec ZSRS, które pojawiły się w szwedzkich mediach i kołach politycznych.

REKLAMA

Pierwsza oficjalna informacja, jako komunikat PAP, podana przez władze polskie pojawiła się 29 kwietnia w gazetach popołudniowych oraz serwisach radiowych i telewizyjnych. Poinformowano jedynie, że nad północno-wschodnimi regionami Polski przeszedł na dużej wysokości radioaktywny obłok. Podkreślono, że przeprowadzone na terenie całego kraju pomiary radioaktywności nie dają podstaw do obaw o ludzkie zdrowie. Po raz pierwszy więc Polacy dowiedzieli się, że w ich kraju znalazło się skażone powietrze. Poinformowano także o powołaniu komisji rządowej pod przewodnictwem wicepremiera Szałajdy. Co ciekawe, odwołano się również do sytuacji w Szwecji, nad którą w dalszej kolejności znalazł się radioaktywny obłok. Podkreślono, że szwedzkie media także informowały o braku niebezpieczeństwa dla zdrowia ludzi. To ostatnie doniesienie było charakterystyczne dla późniejszego przekazu o katastrofie i jej skutkach. Decydenci zdawali sobie sprawę z niskiej wiarygodności władz polskich, dlatego tak często odwoływali się do zachodnich mediów czy autorytetów, które miały dawać gwarancje obiektywności oraz niezależności. Oczywiście pod warunkiem, że ich uspokajający przekaz był koherentny z ogólną strategią informacyjną przyjętą nad Wisłą. Tak właśnie było z przytoczonymi wyżej wybiórczymi informacjami ze Szwecji.

W dalszym procesie informowania społeczeństwa o katastrofie zasadniczą rolę odgrywały komunikaty komisji rządowej, które publikowane były po każdym spotkaniu tego gremium, z tego też powodu poświęcone im będzie najwięcej uwagi. Wygląda na to, że tego samego dnia odczytywano je w DTV. W prasie ukazywały się kolejnego dnia, a nawet z dwudniowym opóźnieniem. Pierwszy komunikat został opracowany 29 kwietnia i został nadany w telewizji, w gazetach opublikowano go w wydaniach z 30 kwietnia. Stwierdzono w nim, że w wyniku awarii w Czarnobylu nad północno-wschodnią Polską przesuwa się radioaktywny obłok. Na terenie całego kraju prowadzone są systematyczne pomiary poziomu promieniowania prowadzone przez CLOR, wojska chemiczne, IMGW oraz WSSE; wykorzystywane jest również lotnictwo i naziemne punkty pomiarowe. Na podstawie pomiarów z 29 kwietnia z godz. 15.00 ustalono, że nastąpiło jedynie podwyższone stężenie aktywnego jodu w powietrzu. „Podwyższenie takie mogłoby być szkodliwe dla zdrowia, gdyby występowało w dłuższym okresie czasu. Jednak wobec jego przejściowego charakteru nie stanowi ono zagrożenia dla zdrowia. W ostatnich godzinach stwierdza się spadkową tendencję poziomu stężenia. Nie stwierdzono podwyższonego stężenia innych pierwiastków” – uspokajano.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Kamila Dworaczka „W cieniu radioaktywnej chmury. Konsekwencje katastrofy czarnobylskiej w Polsce” bezpośrednio pod tym linkiem!

Kamil Dworaczek
„W cieniu radioaktywnej chmury. Konsekwencje katastrofy czarnobylskiej w Polsce.”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
392
ISBN:
978-83-8229-605-1
EAN:
9788382296051
REKLAMA
Przedmioty pozostawione w ewakuowanym budynku (fot. Clay Gilliland)

Przyznawano, że jod może być szkodliwy dla dzieci i kobiet ciężarnych, specjaliści zalecali niespożywanie świeżego mleka od krów karmionych paszą zieloną. W tej sprawie komisja rządowa wydała odpowiednie polecenia organizacjom skupu, przetwórstwa i handlu. Zapowiadano, że w sprzedaży będzie mleko tylko od krów karmionych paszą suchą. Kolejnym zaleceniem dla ludności była konieczność dokładnego mycia wszystkich nowalijek. W komunikacie poinformowano również o podawaniu dzieciom w Polsce północno-wschodniej specjalnego preparatu jodowego. Jednocześnie wyjaśniono, że wszystkie te działania mają na celu ograniczenie wchłaniania radioaktywnego jodu, zarówno z powietrza, jak i żywności (głównie mleka i warzyw). Komisja poinformowała także, iż strona polska pozostaje w stałym i bezpośrednim kontakcie z odpowiednimi władzami ZSRS oraz sowieckimi specjalistami. Podkreślano przy tym, że prace polskich ekspertów z zakresu ochrony radiologicznej prowadzone są w ścisłym współdziałaniu z MAEA. Na końcu komunikatu podano cały skład komisji rządowej.

Treść komunikatu wywołała konflikt wśród członków samej komisji. O jego kulisach tak opowiadał Jaworowski: „Na posiedzeniu komisji rządowej przygotowałem wraz z dr. Krzysztofem Żarnowieckim rzeczową informację o skażeniach kraju dla pierwszego oficjalnego komunikatu komisji. Tekst ten został przyjęty na posiedzeniu komisji, jednak później całkowicie go zmienił Wydział Propagandy KC oraz rzecznik prasowy rządu. W wyniku tej operacji 30 kwietnia opinia publiczna znowu dowiedziała się, że radioaktywny jod lata gdzieś w obłoku wysoko nad Polską. Ponadto podano kłamliwą informację, że »nastąpiło jedynie podwyższenie stężenia aktywnego jodu w powietrzu«, »stwierdza się spadkową tendencję poziomu stężenia« i że »nie stwierdzono podwyższenia stężenia innych pierwiastków«. Na posiedzeniu komisji w dniu 30 kwietnia obaj specjaliści z CLOR energicznie zaprotestowali przeciw tej manipulacji i wypaczeniu ich tekstu. Ostatnie kłamstwo – o braku innych pierwiastków – było tak kompromitujące, że ułatwiło wywalczenie oświadczenia Szałajdy, że takie wypaczanie tekstów specjalistów więcej się już nie powtórzy”. W dużo bardziej obrazowy sposób opowiadał o tym po latach w wywiadzie dla „Polityki”. Powiedział wówczas, że urządził z Żarnowieckim „karczemną awanturę”, a zmieniony komunikat określił jako skandal. Wicepremier Szałajda przyznał w rozmowie ze mną, że komunikat został „poprawiony” w KC, a po spotkaniu komisji rządowej zadzwonił do Jerzego Woźniaka i oświadczył, że żaden propagandysta nie może modyfikować ustaleń komisji dotyczących zdrowia ludzi, a także że żaden komunikat nie może być cenzurowany. „Ten, który ja podpiszę, ma być w prasie” – skwitował Szałajda. Na dalszym etapie prac komisji to postanowienie było rzeczywiście respektowane i jej komunikaty nie były już więcej „poprawiane”.

REKLAMA

Kłótnia o pierwszy komunikat stała się pretekstem do dyskusji o dalszej polityce informacyjnej, która wywiązała się na tym samym posiedzeniu komisji. Jaworowski przekonywał, że trzeba podawać pełne informacje o maksymalnych i minimalnych poziomach skażeń, argumentując, że wzbudzi to zaufanie społeczeństwa do postępowania oraz zaleceń komisji. Wskazywał na konieczność utrzymania międzynarodowej wiarygodności Polski, mówił, że kraj może stracić setki milionów na eksporcie żywności, jeżeli podawane przez nią informacje nie będą w stanie przekonać zachodnich kontrahentów i ich klientów. Z kolei minister Urban przeciwstawiał się tej koncepcji, obawiając się wybuchu paniki. Można więc powiedzieć, że myślał w sposób zbliżony do decydentów w ZSRS, dla których uniknięcie paniki było główną przesłanką kształtującą przekaz medialny o awarii. W późniejszym czasie nie było już tak jaskrawych i daleko idących ingerencji, jak w wypadku pierwszego komunikatu. Nie oznacza to jednak, że polityka informacyjna była prowadzona w sposób zupełnie otwarty, a przekazywane społeczeństwu informacje nie podlegały selekcji.

Ważne znaczenie w polityce propagandowej rządu miały cotygodniowe konferencje prasowe rzecznika rządu. Cieszyły się one dużą popularnością, a jej skróty emitowano w telewizji. Trzeba podkreślić, że według relacji premiera Messnera i wicepremiera Szałajdy rząd nie miał wpływu na przekaz kreowany przez Urbana, a scenariusze konferencji uzgadniane były przez niego wyłącznie z „szefem szefów”, czyli gen. Jaruzelskim. Pierwsza konferencja po awarii czarnobylskiej odbyła się 29 kwietnia, najpewniej w godzinach wczesnopopołudniowych, przed drugim posiedzeniem komisji rządowej. Siłą rzeczy wywołana została na niej sprawa katastrofy. Na wstępie rzecznik rządu przytoczył wspomniany wyżej komunikat PAP z 29 kwietnia. Wymienił niektórych członków świeżo powołanej komisji, podkreślając, że w jej skład weszli kierownicy odpowiednich resortów oraz wybitni specjaliści i eksperci. Dodał, że komisja ma za zadanie koordynować oraz kontrolować działania administracji państwowej. Usiłował też uspokoić opinię publiczną, dodając, że nie obserwuje się pogarszania sytuacji radiologicznej, wręcz przeciwnie: „Rysują się tendencje poprawy”. Można powiedzieć, że Urban był pierwszym przedstawicielem władz polskich, który publicznie zabrał głos w sprawie awarii. Od razu został zarzucony gradem pytań przez korespondentów zagranicznych.

Blok reaktora kilka miesięcy po eksplozji (fot. IAEA Imagebank)

Dziennikarz BBC nawiązał do stwierdzenia Urbana, który wspomniał, że władze polskie i sowieckie są w stałym kontakcie. Interesowało go, co kryje się za tym enigmatycznym stwierdzeniem. Pytał, czy informacje były przekazywane bezpośrednio i z inicjatywy Moskwy. Rzecznik rządu w zasadzie uchylił się od odpowiedzi na te pytania, powtarzając formułkę, że oba kraje są w kontakcie. To jednak nie satysfakcjonowało dziennikarzy. Wysłanniczka agencji DPA wróciła do tych kwestii, prosząc, aby rzecznik doprecyzował, kiedy Polska uzyskała od ZSRS informacje dotyczące awarii. I w tym wypadku Urban pominął niewygodne fakty, mówiąc, że nie ma nic więcej do dodania w tej sprawie. Korespondenci z różnych krajów jeszcze kilkakrotnie usiłowali wydobyć od rzecznika rządu odpowiedź na te pytania. Mimo że został on wyraźnie przyparty do muru, to konsekwentnie odmawiał odpowiedzi. Podobnie było, gdy chodziło o podanie dokładnego czasu i miejsca odnotowania w Polsce podwyższonego promieniowania. Urban nie chciał także mówić o jego poziomie. W tym jednak wypadku decydować mógł, obok niechęci przed ujawnianiem tego rodzaju informacji, również brak dostatecznych i pełnych danych. Świadczyć mogła o tym jego obietnica zwołania kolejnej konferencji w tym samym dniu lub nazajutrz z udziałem ekspertów, którzy mieli odpowiadać na pytania dotyczące poziomu skażeń. Zdecydowanie jednak kłamał, gdy mówił, że nie ma groźby skażenia mleka. Dziennikarze uczestniczący w konferencji mogli czuć spory niedosyt, ponieważ rzecznik rządu powiedział niewiele ponad to, co tego samego dnia opublikowano w komunikacie PAP.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Kamila Dworaczka „W cieniu radioaktywnej chmury. Konsekwencje katastrofy czarnobylskiej w Polsce” bezpośrednio pod tym linkiem!

Kamil Dworaczek
„W cieniu radioaktywnej chmury. Konsekwencje katastrofy czarnobylskiej w Polsce.”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
392
ISBN:
978-83-8229-605-1
EAN:
9788382296051
REKLAMA

Na zachowanym stenogramie z konferencji Urban postawił dekretację „nie do publikacji”. Ostatecznie jednak zmienił zdanie: relację z konferencji opublikowano, lecz bardzo okrojoną. W zasadzie powtórzyła ona wstęp ministra, którego podstawą był opublikowany wcześniej komunikat PAP. W wypadku pytań od dziennikarzy przedrukowano przede wszystkim te, które dotyczyły innych spraw, m.in. spotkania gen. Jaruzelskiego z prymasem Józefem Glempem. Wybrano też kilka związanych ze skażeniem, m.in. dotyczące poziomu promieniowania i czasu jego wykrycia. Odpowiedzi rzecznika były jednak tak oględne, że czytelnik i tak niczego się z nich nie dowiadywał. Istotną różnicą między nieopublikowanym stenogramem z konferencji a skrótem, który ukazał się w prasie, jest zupełne pominięcie pytań o czas i sposób poinformowania władz polskich przez ich wschodnich sąsiadów. Był to ważny wątek konferencji, dziennikarze kilkakrotnie do niego nawiązywali, więc jego braku w wersji prasowej, nie można tłumaczyć przeoczeniem lub względami technicznymi. Najwidoczniej kwestia przemilczenia awarii przez ZSRS nawet względem „bratnich” państw była jedną z tych kwestii, które wówczas starannie tuszowano. Burzyła bowiem budowany w oficjalnym przekazie obraz o sojuszu i przyjaźni między oboma krajami. Warto przy tym dodać, że rzecznik rządu nie był w stanie skutecznie wybronić się przed tymi trudnymi pytaniami. Nie były to więc fragmenty, które, według niego, należało opublikować.

REKLAMA

30 kwietnia do akcji informacyjnej włączono specjalistów z komisji rządowej, wierząc, że ich naukowy autorytet przyczyni się do uspokojenia nastrojów i uwiarygodnienia oficjalnego przekazu medialnego. Zapadła decyzja, aby w najlepszym czasie antenowym zorganizować specjalny program telewizyjny z ich udziałem. Słaby stan zachowania archiwalnych nagrań z tego okresu nie pozwala dokładnie odtworzyć jego całego przebiegu. Można jednak wnioskować, że był transmitowany w DTV w dwóch turach. 30 kwietnia wieczorem w studiu wystąpiło pięciu ekspertów: Bończak, Bożkowa, Jaworowski, Nauman i Sowiński. W archiwum TVP zachowało się jedynie pierwsze 10 minut tego programu, więc tylko ten fragment może zostać omówiony. Na początku uczestnicy programu opowiadali o samym charakterze wybuchu w czarnobylskiej elektrowni i tłumaczyli, że nie był to wybuch jądrowy, czego telewidzowie mogli się obawiać. Następnie na dłuższą chwilę głos zabrał Jaworowski, który skupił się przede wszystkim na poziomie promieniowania, co do tej pory było pomijane zarówno w komunikatach, jak i wystąpieniu rzecznika rządu. Powiedział, że średnia dawka w kraju jest mniejsza o 40 razy od poziomu awaryjnego wynoszącego 10 remów. Dodał również, że jest ono zróżnicowane w zależności od regionu, ale nie sprecyzował, gdzie jest większe, a gdzie mniejsze. Uspokajał jednak, że jest to promieniowanie dalekie od poziomu, który mógłby powodować poważne obawy. Wykluczył również nagłe i ostre skutki skażenia w postaci choroby popromiennej, mówiąc, że jest ono zbyt niskie. Na koniec powiedział jednak, że należy liczyć się z dalekosiężnymi skutkami zdrowotnymi, podkreślając zarazem, że będą one minimalne i trudno uchwytne.

Dla zobrazowania sytuacji dodał, że w ciągu 30–40 lat będzie to około 200 tys. mniej przypadków chorób niż w ciągu jednego roku powoduje palenie papierosów. W gruncie rzeczy nie doprecyzował więc, o jaką liczbę chodzi. Zabierający po nim głos Sowiński powiedział, że radioaktywna chmura porozrywana jest na mniejsze „chmurki”. On również wspomniał o lokalnym zróżnicowaniu promieniowania, ale nie podał żadnych konkretnych szczegółów. Kolejnym mówcą był Bończak, niestety na początku jego wypowiedzi nagranie się urywa. Na podstawie innych źródeł można dodać, że pozostali eksperci zapewniali o braku zagrożenia dla zdrowia, w tym także dzieci, kobiet w ciąży i ich przyszłego potomstwa. Przyznawali jednak, że pewne niebezpieczeństwo może za sobą nieść spożycie mleka od krów karmionych paszą zieloną, zalecali też dokładne mycie wszystkich nowalijek.

Płyn Lugola (fot. Marc bouk)

Słuchając wypowiedzi fachowców, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że ich celem było przede wszystkim uspokojenie widzów, a cała dyskusja w pewnym stopniu została wyreżyserowana. Specjaliści otrzymali wyraźną prośbę, aby nie ujawniać szczegółowych danych lokalnych, co zresztą wpisywało się w długofalową strategię rządu. Zarówno Jaworowski, jak i Sowiński znali przecież dane z różnych miejsc kraju, wiedzieli, które są bardziej skażone, a mimo to nie chcieli tego ujawnić. Zabrakło również odniesienia do poziomu tła naturalnego, aktualne promieniowanie przyrównano jedynie do poziomu awaryjnego. Nie podano, jak dalece odbiega ono od stężenia naturalnego, ponieważ zdawano sobie sprawę, że w niektórych miejscach były to wartości o kilka tysięcy razy wyższe. Nie oznacza to, że były groźne dla zdrowia, ale taka informacja niewątpliwie podziałałaby na wyobraźnię widzów, a tego właśnie chciano uniknąć. Jednocześnie wypowiedź Jaworowskiego o potencjalnych dalekosiężnych skutkach na pewno nie była z nikim uzgodniona. Mimo że chodziło mu raczej o uspokojenie nastrojów i odpowiedź na pojawiające się wówczas wątpliwości, to już sam fakt, że o tym powiedział, odbiegał od ogólnego przekazu medialnego, w którym wykluczano mówienie o jakichkolwiek skutkach zdrowotnych. Okazało się, że eksperci nie byli całkowicie sterowalni.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Kamila Dworaczka „W cieniu radioaktywnej chmury. Konsekwencje katastrofy czarnobylskiej w Polsce” bezpośrednio pod tym linkiem!

Kamil Dworaczek
„W cieniu radioaktywnej chmury. Konsekwencje katastrofy czarnobylskiej w Polsce.”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
392
ISBN:
978-83-8229-605-1
EAN:
9788382296051
REKLAMA

Po dyskusji widzowie mieli możliwość telefonowania do studia (poza anteną) i bezpośredniego zadawania pytań ekspertom. Następnie odbyła się druga tura dyskusji, podczas której relacjonowano przebieg oraz wrażenia z przeprowadzonych rozmów. Tę część jesteśmy w stanie prześledzić dzięki nagraniu zamieszczonemu w serwisie YouTube. Okazało się, że program cieszył się olbrzymią popularnością, a do telewizji bez przerwy dzwonili widzowie. Łącznie specjaliści odbyli około 200 rozmów telefonicznych. W tej części programu nie wzięła udziału prof. Bożkowa, pozostali eksperci zostali w studiu. Profesor Bończak tłumaczył przede wszystkim szczegóły profilaktyki jodowej. O tym samym wypowiadał się również Nauman, który zapewnił, że dorośli nie muszą przyjmować płynu Lugola oraz przypomniał, że nie było zalecenia, aby suplementować nim kobiety ciężarne. Z kilku rozmów wynikało, że ludzie pili jodynę przeznaczoną do zastosowania zewnętrznego. Profesor Jaworowski poinformował, że radioaktywne powietrze dotarło do Polski 27 kwietnia o godz. 21.00, a więc po raz pierwszy podano dokładny czas pojawienia się zanieczyszczeń. Zresztą tego problemu unikano i później, co najwyżej informując o dzień późniejszym wykryciu skażenia. Dodał przy tym, że opady deszczu są zjawiskiem korzystnym, przestrzegał jednak przed piciem wody deszczowej. Jak wiemy, deszcz wypłukiwał radioaktywne cząstki z powietrza, ale trafiały one do gleby, powodując jej skażenie. Na koniec Bończak zaznaczył, że wielu rozmówców pozytywnie oceniło przeprowadzoną wcześniej w studiu debatę i postulowało, aby tego rodzaju programy odbywały się częściej.

REKLAMA

Pozytywna reakcja, z jaką został przyjęty program, znajduje swoje odzwierciedlenie nie tylko w wypowiedzi Bończaka. Dobre nastroje zapanowały także w komisji rządowej. Na dwa dni późniejszym posiedzeniu rządu wicepremier Szałajda oceniał, że telewizyjna debata była bardzo ważna, ponieważ znacząco wpłynęła na uspokojenie nastrojów. Opinia ta znalazła swoje potwierdzenie w raporcie podsumowującym prace komisji. Pisano w nim, że kompetentne, rzeczowe i szczere wypowiedzi ekspertów przyczyniły się do rozwiania niepokojów i wątpliwości 23. Równie wysoko komisja oceniła magazyn „Czas” wyemitowany 3 maja, który w całości został poświęcony kwestii skażenia poczarnobylskiego. W programie wystąpili Bończak, Majle i Sowiński. Mimo to nie zdecydowano się później na produkcję tego rodzaju programów. Najwidoczniej oceniono, że niepokój społeczeństwa opadł już na tyle, że nie jest konieczne ponowne sięganie do autorytetu naukowców, tym bardziej że, jak pokazała debata z 30 kwietnia, nie można było całkowicie nimi sterować.

Ostatniego dnia kwietnia powstał drugi komunikat komisji rządowej. Jak każdy kolejny rozpoczynał się od krótkiej analizy sytuacji radiologicznej. Komisja podkreślała, że promieniowanie nie zagraża zdrowiu ludzi i prognozowała zmniejszenie się jego poziomu. Ze względu na „zmienność warunków atmosferycznych” podjęła decyzję o podawaniu płynu Lugola w całym kraju. Zwróciła też uwagę na konieczność sprawniejszego organizowania akcji profilaktycznej przez administrację lokalną. Członkowie komisji informowali, że spółdzielczość mleczarska ma obowiązek kierowania mleka od krów karmionych paszą zieloną do przerobu przemysłowego. Zapewniano, że przetwory mleczarskie będą bezpieczne ze względu na proces produkcyjny oraz składowanie. Podkreślono również, że w analizie sytuacji i podejmowaniu decyzji polscy eksperci są wspierani przez wybitnych specjalistów z dziedziny ochrony zdrowia i środowiska skierowanych do Polski przez rząd ZSRS. Komisja prosiła, aby nie sugerować się informacjami pochodzącymi z różnych niekompetentnych źródeł.

Anteny systemu Duga w Czarnobylu-2 (fot. Necator)

Warto przede wszystkim zwrócić uwagę, że omówiony komunikat w zasadzie nie mijał się z prawdą, ale jednocześnie nie podawał wszystkich informacji, którymi dysponowano. Wyraźnie dostrzegalna jest jego ogólnikowość: nie podawał żadnych wyników pomiarów skażeń, uspokajał jedynie, że nie przekraczają poziomu zagrażającego zdrowiu. Przeprowadzenie akcji podawania płynu Lugola oraz kierowanie mleka do przerobu (w obu sytuacjach nie podano żadnych szczegółów ani przesłanek stojących za tą decyzją) mogło jednak wskazywać, że istnieje zagrożenie wymagające podjęcia specjalnych działań. Jeszcze jednym charakterystycznym elementem komunikatu jest podkreślenie roli ekspertów sowieckich i pomocy ZSRS, co miało oczywiście podreperować nadszarpnięty wizerunek tego kraju. Wzmianka o ograniczonym zaufaniu wobec różnych niekompetentnych źródeł może zaś stanowić odniesienie do rozgłośni zagranicznych, które dostarczały Polakom więcej, choć nie zawsze należycie sprawdzonych, szczegółów.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Kamila Dworaczka „W cieniu radioaktywnej chmury. Konsekwencje katastrofy czarnobylskiej w Polsce” bezpośrednio pod tym linkiem!

Kamil Dworaczek
„W cieniu radioaktywnej chmury. Konsekwencje katastrofy czarnobylskiej w Polsce.”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
392
ISBN:
978-83-8229-605-1
EAN:
9788382296051
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Kamil Dworaczek
Ur. 1985 r., historyk, doktor, pracownik naukowy w Oddziale IPN we Wrocławiu. Specjalizuje się w historii opozycji w PRL. Autor licznych artykułów naukowych i popularnonaukowych oraz książek, m.in.: Studencki Komitet Solidarności we Wrocławiu 1977–1980 (2011), Burzliwa dekada. NZS we Wrocławiu 1980–1989 (2012), Niezależne Zrzeszenie Studentów 1980–1981 (2016). Współautor książki Ruch „Wolność i Pokój” we Wrocławiu (2016). W 2009 r. laureat Nagrody im. Władysława Pobóg-Malinowskiego za Najlepszy Debiut Historyczny Roku (II miejsce w kategorii prac magisterskich), w 2015 r. laureat I nagrody w konkursie Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku na najlepszą pracę doktorską dotyczącą historii i idei „Solidarności” oraz opozycji wobec komunizmu i dyktatury. Redaktor tomów 3 i 4 „Encyklopedii Solidarności”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone