Jak powinna się zaczynać konstytucja?

opublikowano: 2013-06-18 14:38
wolna licencja
poleć artykuł:
O ideach zmiany współczesnej polskiej konstytucji mówi się od dawna. Dyskutuje się m.in. o zakresie władzy prezydenta, a prerogatywach premiera, oraz o składzie izb parlamentu. Pierwszy raz jednak lider poważnej partii politycznej wypowiedział się o krytycznie o jej preambule. Według Jarosława Kaczyńskiego jej początek winien brzmieć: _W imię Boga wszechmogącego!_ Warto zapytać czy za taką formułą stoją jakiekolwiek racje historyczne.
REKLAMA

Zobacz też: Konstytucja 3 maja - historia i dziedzictwo

Jarosław Kaczyński (fot. Aargambit, na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0.)

Być może ten temat nie jest wart szerszej debaty. Od lat w Polsce dyskutuje się o zmianie obowiązującej konstytucji, tyle że z tych rozmów niewiele wynika. Nie ma ani siły politycznej, która byłaby w stanie taką zmianę przeprowadzić (do czego potrzebne jest 2/3 głosów), a i koncepcje głębokich reform konstytucyjnych wydają się być miałkie i mało konkretne. Zresztą - wbrew pozorom - współczesna ustawa zasadnicza w najbardziej newralgicznych momentach zdawała egzamin. Pozwoliła na stosunkowo łagodne przejście wielu kryzysów politycznych (np. uchroniła nas przez zbyt częstymi zmianami na fotelu premiera, co było zmorą konstytucji marcowej), a także okazała się być stabilnym fundamentem prawnym po tragedii jaka wydarzyła się na lotnisku w Smoleńsku w kwietniu 2010 roku. Konstytucja III RP spełnia więc główne cele jakie stawia się przed tego typu dokumentem. Przy wszystkich jej wadach, trwałość stanowi o jej niewątpliwej sile, co warto pokreślić zwłaszcza przy bezustannym narzekaniu na chwiejność rodzimego systemu prawnego.

Dla środowiska politycznego hasła o potrzebie zmian konstytucyjnych są więc najczęściej sloganami. W rzeczywistości system ustanowiony w 1997 roku, przyjmowany jest z satysfakcją, swoją drogą – w moim przekonaniu – w dużej mierze uzasadnioną. Dlaczego więc skoro zmiany natury prawnej nie doczekały się poważnej debaty, ani szczególnych działań na rzecz ich urzeczywistnienia, to inaczej ma być z preambułą, która przecież formalnie żadnej mocy sprawczej nie ma? O ile dla polityków to pewnie kolejna „wrzutka”, za którą nie stała żadna głębsza refleksja, o tyle dla historyków to przyczynek do pytania czy za zmianą proponowaną przez Jarosława Kaczyńskiego stoją jakiekolwiek argumenty natury historycznej? Preambuła konstytucyjna winna bowiem być ideową deklaracją twórców ustawy zasadniczej, pozwalającą na umiejscowienie dokumentu w ciągu dziejów, odczytanie fundamentów filozoficznych na jakich ją zbudowano i określenie celów dla jakich powstała. Może zatem proponowane przez prezesa Prawa i Sprawiedliwości rozpoczęcie jej od słów: W imię Boga wszechmogącego, ma swoje uzasadnienie w polskich tradycjach konstytucyjnych, a tym samym pełniej oddawałoby ciągłość państwa? A może tak nie jest, a pomysł byłego premiera, jest tylko smutnym początkiem kolejnej awantury o nic?

REKLAMA

Kompromis Mazowieckiego

Na początek warto przypomnieć sobie jak brzmi tekst preambuły obecnie funkcjonującej polskiej konstytucji? Na jej wstępie czytamy:

W trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny, odzyskawszy w 1989 roku możliwość suwerennego i demokratycznego stanowienia o Jej losie, my, Naród Polski - wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego - Polski, wdzięczni naszym przodkom za ich pracę, za walkę o niepodległość okupioną ogromnymi ofiarami, za kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu i ogólnoludzkich wartościach, nawiązując do najlepszych tradycji Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej, zobowiązani, by przekazać przyszłym pokoleniom wszystko, co cenne z ponad tysiącletniego dorobku, złączeni więzami wspólnoty z naszymi rodakami rozsianymi po świecie, świadomi potrzeby współpracy ze wszystkimi krajami dla dobra Rodziny Ludzkiej, pomni gorzkich doświadczeń z czasów, gdy podstawowe wolności i prawa człowieka były w naszej Ojczyźnie łamane, pragnąc na zawsze zagwarantować prawa obywatelskie, a działaniu instytucji publicznych zapewnić rzetelność i sprawność, w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem lub przed własnym sumieniem, ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot. Wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej tę Konstytucję będą stosowali, wzywamy, aby czynili to, dbając o zachowanie przyrodzonej godności człowieka, jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi, a poszanowanie tych zasad mieli za niewzruszoną podstawę Rzeczypospolitej Polskiej.
REKLAMA

Taką formułę preambuły przyjęto ostatecznie po wielu dyskusjach i debatach. Największe kontrowersje wzbudzało umieszczenie w niej tzw. invocatio Dei, czyli bezpośredniego odwołania się do osoby boskiej. Ówcześni parlamentarzyści, z których większość reprezentowała partie o poglądach centrolewicowych, podchodzili do tego pomysłu na ogół niechętnie. Istniała jednak obawa, że brak zapisu wpłynie na stosunek Kościoła do ustawy zasadniczej, a tym samym doprowadzi do odrzucenia projektu konstytucji w ogólnokrajowym referendum. Ostateczny tekst preambuły ułożyć miał Tadeusz Mazowiecki - ówczesny poseł Unii Wolności - wraz ze Stefanem Wilkanowiczem, nomen omen... publicystą katolickim. Wymyślili oni formułę kompromisową, w której z jednej strony znajdowało się odwołania do osoby boskiej, ale odbiegające od tradycyjnego invocatio Dei. W konstytucjach zawierających tego typu odwołanie przyjmuje się na ogół formę W imię Boga… lub W imię Trójcy Przenajświętszej…. Najdalej idą w tym przypadku Irlandczycy, którzy nie dość, że w pierwszych słowach powołują się na Boga, to jeszcze nazywają go źródłem władzy i celem wszystkich działań społecznych i państwowych.

Ogólnoświatowy zwyczaj i rodzima tradycja?

Niewątpliwie racje ma więc Jarosław Kaczyński, sugerując, że polska konstytucja odbiega od ogólnie przyjętych na świecie zabiegów formalnych. Warto jednak od razu zaznaczyć, że invocatio Dei nie jest wcale powszechnym zabiegiem konstytucyjnym, a co ciekawe, nie zawiera go preambuła amerykańskiej konstytucji (choć np. obowiązkowe odwołanie do Boga znajduje się w przysiędze prezydenckiej). Może więc argumentem wzmacniającym byłby rodzime tradycje konstytucyjne?

REKLAMA

Tylko trzy polskie konstytucje zawierały preambuły: Konstytucja 3 maja, konstytucja marcowa i konstytucja PRL. Co ciekawe preambuły nie zawierała trzecia konstytucja niepodległego państwa polskiego – konstytucja kwietniowa, która ze względu na tryb jej wprowadzania, przyjęła formułę zwyczajnej ustawy. Spośród trzech wyżej wymienionych tylko konstytucja marcowa zawiera invocatio Dei. W tym przypadku inwokacja W imię Boga wszechmogącego rozpoczyna tekst konstytucji. Oczywistym jest, że takiej formuły brak w konstytucji PRL, ale pewną niespodzianką może być nie zapisanie jej w Konstytucji 3 maja. Preambuła z Ustawy Rządowej brzmi bowiem tak:

Uznając, iż los nas wszystkich od ugruntowania i wydoskonalenia konstytucyi narodowej jedynie zawisł, długiem doświadczeniem poznawszy zadawnione rządu naszego wady, a chcąc korzystać z pory, w jakiej się Europa znajduje, i z tej dogorywającej chwili, która nas samym sobie wróciła; wolni od hańbiących obcej przemocy nakazów, ceniąc drożej nad życie, nad szczęśliwość osobistą, egzystencyę polityczną, niepodległość zewnętrzną i wolność wewnętrzną narodu, którego los w ręce nasze jest powierzonym; chcąc oraz na błogosławieństwo, na wdzięczność współczesnych i przyszłych pokoleń zasłużyć; mimo przeszkód, które w nas namiętności sprawować mogą, dla dobra powszechnego, dla ugruntowania wolności, dla ocalenia ojczyzny naszej i jej granic, z największą stałością ducha niniejszą konstytucyę uchwalamy; i tę całkowicie za świętą, za niewzruszoną deklarujemy, dopókiby naród w czasie prawem przepisanym, wyraźną wolą swoją nie uznał potrzeby odmienienia w niej jakiego artykułu. Do której to konstytucyi dalsze ustawy sejmu teraźniejszego we wszystkiem stosować się mają.
REKLAMA

Twórcy Konstytucji chcieli więc opisać w preambule okoliczności historyczno-polityczne związane z jej uchwaleniem i cele jakie przed nią stawiają. Na próżno doszukiwać się jednak w jej treści choćby najmniejszego odwołania do Boga. Znajduje się ono dopiero na końcu dokumentu w tzw. Deklaracy stanów zgromadzonych. Tam jednak nie przyjmuje ono klasycznej formy invocatio Dei, ale jest formą podziękowania osobie boskiej za dzieło Konstytucji, czego wymiarem miało być wotum narodu w postaci Świątyni Opatrzności Bożej. W tekście preambuły dostrzec zresztą można bezpośrednie nawiązanie do konstytucji amerykańskiej, na której musiano się wzorować. Bardziej wnikliwi dostrzec mogą invocatio Dei w poprzedzającej dokument intytulacji królewskiej. Nie można jednak tego w moim przekonaniu traktować jako stricte element preambuły. Była to raczej formuła kancelaryjna, do której podchodzono bezrefleksyjnie. Odwołanie do Boga znajduje się także we wspomnianej konstytucji kwietniowej, ale nie w preambule (której nie ma), ale w tekście, gdzie napisano, iż prezydent Rzeczpospolitej ma być odpowiedzialny przed Bogiem i historią.

Bezpośrednie invocatio Dei znajduje się więc jedynie w konstytucji marcowej, a to za mało, aby mówić o trwałym miejscu takiego odwołania w polskiej tradycji konstytucyjnej. Takim zwyczajem byłoby raczej rysowanie tła historyczno-politycznego, z czym mamy do czynienia w każdej z preambuł. Trudno więc się zgodzić z Jarosławem Kaczyńskim, że obecność klasycznej formuły invocatio Dei jest czymś niezbędnym lub czymś co właściwie podkreślałoby znaczenie Kościoła katolickiego. Wręcz przeciwnie, można by argumentować, że skoro nie posiadała jej pierwsza polska konstytucja, to czemu posiadać mają kolejne. Przypomnieć przy tym należy, że Ustawa Rządowa, choć w preambule do Boga się nie odwoływała, z religii katolickiej czyniła religię narodową, podtrzymując prerogatywy polityczne hierarchów Kościoła.

REKLAMA

Preambuła zakorzeniona w tradycji

Odniesienie dyskusji na temat invocatio Dei w preambule do historii przynosi więc argumenty zaskakująco przychylne obecnym zapisom. Po pierwsze tekst zaproponowany przez Tadeusza Mazowieckiego był wyrazem kompromisu, który mocno zakorzeniony był w rodzimej tradycji parlamentarnej, o czym zdaje się zapominać Zbigniew Ziobro, który zdążył już nazwać podobne porozumienia zgniłymi. Ucieranie stanowisk jest wszak zwyczajem dużo bliższym rodzimej obyczajowości politycznej niż narzucanie woli większości pozostałym obywatelom. Na takim gruncie rodziły się takie dokumenty jak konfederacja warszawska, która – w jednym z zapisów – gwarantowała prawa polityczne innowiercom, co było ewenementem na skalę XVI-wiecznej Europy. Jeśli więc coś jest historycznie uzasadnione, to z pewnością jest to formuła zaproponowana w 1997 roku.

Tadeusz Mazowiecki (fot. Artur Klose na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 2.0.)

Po drugie, mówiąc o dzisiejszej preambule, nie należy zapominać o dyskusji jaka przetoczyła się w trakcie debaty nad traktatem ustanawiającym Konstytucję dla Europy. W czasie batalii nad wpisaniem do preambuły invocatio Dei, polską konstytucję stawiano za wzór tekstu, w którym szacunek do ludzi niewierzących łączyłby się z podkreśleniem roli Absolutu jako źródła wartości na jakich może być oparta ustawa zasadnicza. Tekst Tadeusza Mazowieckiego bliższy jest tym samym idei nowoczesnego państwa, w którym zarówno wierzący jak i niewierzący mogą czuć się obywatelami. Nie umniejsza bowiem roli żadnej z grup, a każdą traktuje w ten sam sposób. Nie powiela tym samym tendencji do całkowitego wyrugowania religii z przestrzeni publicznej, albo nadmiernej jej sakralizacji. Za naczelne dobro uważa wartości, które mogą brać swoje źródło osobie boskiej.

Dyskusja o preambule, przynieść może także jeden pozytywny skutek. Wydaje się, że znajomość tego – skądinąd wspaniałego tekstu – jest w polskim społeczeństwie nikła. Podkreślić przy tym należy głęboko humanistyczny wyraz treści, w którym wartości ogólnoludzkie mieszają się z głębokim poczuciem wspólnoty z czasami minionymi. Warto o tym pamiętać rozpoczynając jeszcze raz, być może bardziej płodną, dyskusję o dzisiejszej polskiej konstytucji, która być może nie jest wcale tak zła, jak niektórzy chcieliby ją widzieć.

Felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone