Jak zamordowano Annę Politkowską?

opublikowano: 2023-11-05 14:11
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Moja matka została zamordowana 7 października 2006 roku, w dniu urodzin Putina. Ironia losu czy jasny znak?
REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Wiery Politkowskiej „Matka. Anna Politkowska. Życie w imię prawdy”.

„Była powszechnie znana wśród dziennikarzy, aktywistów działających w obronie praw człowieka i na Zachodzie. Mimo to jej wpływ na życie polityczne w Rosji był nieznaczny”.
- oświadczenie Władimira Putina wydane kilka godzin po informacji o śmierci Anny Politkowskiej
Anna Politkowska w 2005 roku (fot. Das blaue Sofa / Club Bertelsmann)

Nie miała i nie chciała ochrony. Wiedziała, że była jej potrzebna, ale nie chciała słuchać.

Kilka tygodni wcześniej zmarł jej tata, mój dziadek. 21 września poszedł do szpitala odwiedzić poważnie chorą babcię. Niedawno zmieniłam telefon, mama zapisała mu nowy numer na kartce, którą włożyła do jego paszportu. Byłam w domu, gdy na komórce wyświetlił mi się nieznany numer. Odebrałam, a jakaś kobieta zapytała mnie, czy jestem spokrewniona ze Stiepanem Maziepą. „Tak – odpowiedziałam. – Jestem jego wnuczką”. „Proszę posłuchać, jesteśmy na przystanku autobusowym obok metra, przewrócił się i teraz leży przede mną. Chyba nie żyje”. W ten sposób się o tym dowiedziałam. Zadzwoniłam do mamy, która natychmiast do niego pobiegła, ale nie dało się już nic zrobić.

Tak nagła śmierć dziadka sprawiła mamie ogromny ból. W kolejnych dniach była załamana, czuła się tak, jakby znalazła się w niekończącym się ciemnym tunelu, chodziła do szpitala w odwiedziny do babci, robiła zakupy, dbała o dom i rodzinę. Praktycznie przestała pracować. Nawet sobie z tego żartowała, mówiła, że niedługo nie będzie więcej robić swoich zapisków, bo nie ma już do tego głowy.

Z perspektywy czasu może wydawać się to zaskakujące, ale chyba był to jedyny i, cóż, krótki okres w moim życiu, w którym zupełnie zapomniałam o wszystkich niebezpieczeństwach związanych z pracą mamy. Zaprzątały mnie inne sprawy, a to dlatego, że od paru miesięcy byłam w ciąży. Mniej więcej na tydzień przed zabójstwem dowiedziałam się, że to będzie dziewczynka. W przeddzień, wieczorem 6 października, mama zaczęła mówić o propozycjach imion, choć ja nawet jeszcze o tym nie myślałam.

„Podoba ci się imię Nina?” – zapytała.

Odpowiedziałam, że jakoś nie wyobrażam sobie, żeby moja córka tak się nazywała.

REKLAMA

„A może Ania? Co sądzisz?”

Ania? – pomyślałam zaskoczona. Przypomniał mi się stary przesąd, według którego nie można nadawać noworodkowi imienia wciąż żyjącego członka rodziny, bo wtedy ten niedługo umrze. Bzdura. Ale przez chwilę się nad tym zastanawiałam. Mama stała plecami do mnie, układała coś w szafie, nic nie mówiła. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc na razie nie ciągnęłam dalej rozmowy. Nie było już więcej okazji jej dokończyć.

Pamiętam każdy najdrobniejszy szczegół z 7 października 2006 roku. W tamtym okresie spałam u mamy. W domu robiłam remont, więc na jakiś czas przeniosłam się do niej. Wstałam późno, około południa. Senność i zmęczenie typowe dla pierwszego trymestru ciąży bardzo dawały mi się we znaki.

Zjadłyśmy razem śniadanie, wypiłyśmy herbatę, chwilę porozmawiałyśmy i zaczęłam się szykować do wyjścia. Tego dnia miałam kupić materiały potrzebne do remontu i cieszyłam się na myśl o nowym etapie mojego życia. Mama też musiała wyjść, żeby coś załatwiać. Akurat tego ranka podeszła do mnie, ściskając coś w ręce, otworzyła dłoń i wręczyła mi zwitek banknotów. „Wydaj to na dziecko” – powiedziała. Tak jak poprzedniego wieczoru, zupełnie zbiła mnie z tropu, bo między nami nie było takiego zwyczaju. Żyłam samodzielnie, pracowałam i utrzymywałam się sama. Przecież byłam dorosła. Mimo to odpowiedziałam: „Dobrze” i włożyłam pieniądze do kieszeni, nawet nie spoglądając na nie.

Anna Politkowska w 2005 roku (fot. Das blaue Sofa / Club Bertelsmann)

Spieszyłam się, bo chciałam zrobić wszystko, co sobie zaplanowałam, a potem miałyśmy iść razem wybrać rzeczy do łazienki w moim mieszkaniu. Już byłyśmy umówione.

Gdy wyszłam, wyciągnęłam z kieszeni zwinięte pieniądze: banknoty o wysokich nominałach, łącznie równowartość 2 tysięcy euro.

Przez resztę popołudnia często byłyśmy w kontakcie. Miała zmęczony głos, więc kiedy zapytała, czy naprawdę przyda mi się jej pomoc w sklepie, odpowiedziałam: „Nie, nie przyjeżdżaj. Jeszcze nic konkretnego nie znalazłam, jakby co to zadzwonię”. To była nasza ostatnia rozmowa.

Około 40 minut później weszłam do sklepu i próbowałam się do niej dodzwonić, żeby podzielić się swoimi obserwacjami. Wybrałam numer, ale nie odebrała. Bezskutecznie próbowałam jeszcze kilka razy, dopóki nie zadzwonił mój brat. On także nie mógł się do niej dodzwonić. Ponieważ mieszkał blisko mamy, poprosiłam, by poszedł do niej na ulicę Lesnoj, ponieważ bałam się, że mama może mieć hipoglikemię i potrzebować pomocy. Poza tym Ilja obiecał, że pójdzie z nią do supermarketu, bo od kiedy się do niej wprowadziłam, kupowała mnóstwo rzeczy, a torby z zakupami były ciężkie. Minęło 10 minut i oddzwonił. Nigdy wcześniej ani później nie słyszałam, żeby mówił takim tonem. Powiedział: „Zabili mamę”.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Wiery Politkowskiej „Matka. Anna Politkowska. Życie w imię prawdy” bezpośrednio pod tym linkiem!

Wiera Politkowska
„Matka. Anna Politkowska. Życie w imię prawdy
cena:
49,90 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Rebis
Tłumaczenie:
Alicja Bruś
Rok wydania:
2023
Okładka:
twarda, całopapierowa
Liczba stron:
200
Seria:
Biografie i powieści biograficzne
Premiera:
24.10.2023 r.
Format:
128x197 mm
ISBN:
978-83-8338-091-9
EAN:
9788383380919
REKLAMA

To pomyłka, pomyślałam. To musi być pomyłka.

Mama rozmawiała ze mną przez telefon, żyła, wszystko było w porządku, miałyśmy wybrać płytki do łazienki, nie mogła nie żyć, na pewno ją z kimś pomylili, to jakieś okropne nieporozumienie, a mój brat coś źle zrozumiał. Dopuszczałam tylko takie rozwiązanie i próbowałam samą siebie do niego przekonać, gdy zbliżałam się do ulicy Lesnoj.

Szłam, jednocześnie wybierając jej numer, ale nie odbierała. Gdy dotarłam przed dom, policja zdążyła już odgrodzić budynek. Zrozumiałam, że nie było mowy o żadnej pomyłce. Przez wiele godzin ja, mój brat, siostra mamy, a potem też tata staliśmy przed wejściem do budynku, nie pozwolono nam wejść do środka. Tymczasem dołączyło do nas mnóstwo obcych ludzi i dziennikarzy.

Po kilku godzinach śledczy zawołali Ilję i powiedzieli, że niedługo będą zabierać zwłoki i potrzebują prześcieradła, by je nakryć. Poszedł po nie na górę, a wkrótce potem ją zabrali. Wtedy poprosili nas o wejście do mieszkania, by móc zacząć rewizję.

Po przekroczeniu drzwi wejściowych do budynku, niedaleko windy, ktoś z tyłu mnie popchnął. „Przechodzić szybko – powiedział – nie rozglądać się”. Ale ja się rozglądałam, próbowałam dojrzeć, co pozostało na miejscu zabójstwa. Udało mi się wyraźnie zobaczyć dziurę po pocisku w kabinie windy, a na schodach zakrwawione opakowanie piersi kurczaka. Czyli mama sama poszła do supermarketu i wracała wtedy do domu z pełnymi torbami zakupów. Wchodziła do windy, może miała właśnie odebrać telefon ode mnie, gdy została zamordowana.

REKLAMA

Pięć ran postrzałowych. Obok ciała policja znalazła PM, pistolet Makarowa, i łuski. Zostawiono tam broń, z której ją zabito. Jasny znak, że to było morderstwo na zlecenie.

Spontaniczne składanie kwiatów nieopodal mieszkania zamordowanej Anny Politkowskiej, Moskwa, październik 2006 roku (fot. John Martens)

Weszliśmy na siódme piętro. Przeszukanie trwało kilka godzin. Śledczy zabrali jej dokumenty, komputer, aparat fotograficzny i wszystko, co mogłoby mieć związek z jej pracą. Patrzyłam na nich, nie do końca wiedząc, co robić. Ktoś poradził mi przez telefon uważnie obserwować wszystkie etapy rewizji, nie spuszczać oka z agentów, ale było ich kilku i przeszukiwali jednocześnie różne pokoje.

Nie mogłam przestać myśleć o dziurze po pocisku w windzie. Była mniej więcej na wysokości głowy. Przez jakiś czas po śmierci mamy musiałam często wracać do jej mieszkania, a dziura ciągle tam była. Nikomu nie przyszło do głowy, by ją zakryć. Któregoś dnia ktoś włożył do niej kwiatek. Zachowałam to na zdjęciu.

Około miesiąca później nieoczekiwanie pojawił się u nas pracownik biura mera Moskwy i zapytał, czy nam czegoś nie potrzeba. Poprosiliśmy tylko o usunięcie dziury po pocisku z windy w budynku mamy. Naszą prośbę szybko spełniono, dziurę zasłonięto płytą.

Na pogrzebie nie zjawił się żaden przedstawiciel władz. Tylko tłum zapłakanych ludzi. Tego dnia tak naprawdę zdałam sobie sprawę, jaką cieszyła się estymą, jak ją kochano i jak bardzo jej zabójstwo poruszyło opinię publiczną. Od tego momentu wielu z nich nie będzie miało głosu ani ramienia, na którym można się wypłakać. Dla wielu zgasła nadzieja na znalezienie sprawiedliwości, na spisanie ich historii.

Ceremonia trwała kilka godzin. Było tam wielu dziennikarzy oraz mnóstwo kamer telewizyjnych i ciężko było mi to znieść. Wtedy chciałam tylko, żeby to wszystko już się skończyło.

Wymazałam z pamięci większość nieistotnych elementów z tego dnia. Ledwo pamiętam znane rosyjskie osobistości czy ambasadorów różnych państw, którzy przemawiali nad trumną.

Natomiast nigdy nie zapomnę ludzi rzucających na drogę kwiaty. Karawan poruszał się naprzód, a my, rodzina i przyjaciele, podążaliśmy za nim drogą usłaną płatkami kwiatów.

Trzymałam się za brzuch, czułam, jak wewnątrz rośnie moja córka, gdy na zawsze traciłam matkę.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Wiery Politkowskiej „Matka. Anna Politkowska. Życie w imię prawdy” bezpośrednio pod tym linkiem!

Wiera Politkowska
„Matka. Anna Politkowska. Życie w imię prawdy
cena:
49,90 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Rebis
Tłumaczenie:
Alicja Bruś
Rok wydania:
2023
Okładka:
twarda, całopapierowa
Liczba stron:
200
Seria:
Biografie i powieści biograficzne
Premiera:
24.10.2023 r.
Format:
128x197 mm
ISBN:
978-83-8338-091-9
EAN:
9788383380919
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Wiera Politkowska
(Ur. 1980) - dziennikarka i producentka telewizyjna, w latach 2013–2022 współautorka programu Praw!Da? na kanale OTR.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone