Jonathan Dimbleby - „Bitwa o Atlantyk. Jak alianci wygrali II wojnę światową” - recenzja i ocena

opublikowano: 2017-06-18 13:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Walki na Oceanie Atlantyckim były jednymi z ważniejszych w II wojnie światowej. Czy to właśnie tam rozstrzygnęły się losy tego konfliktu?
REKLAMA
Jonathan Dimbleby
„Bitwa o Atlantyk. Jak alianci wygrali II wojnę światową”
nasza ocena:
6/10
cena:
69,90 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Literackie
Tłumaczenie:
Michał Ronikier
Okładka:
twarda
Liczba stron:
728
Format:
165x240 mm
ISBN:
978-83-08-06331-6

Gdyby Kriegsmarine zdołała zdobyć i utrzymać panowanie nad wodami Oceanu Atlantyckiego, Wielka Brytania zostałaby w praktyce odcięta od dostaw, płynących przede wszystkim z USA. Brytyjski opór mógłby się załamać, a tym samym wypadłby z gry jeden z głównych uczestników II wojnie światowej. Nic zatem dziwnego, że morskie boje na Atlantyku od lat interesują badaczy. „Bitwa Atlantyk. Jak alianci wygrali II wojnę światową” to najnowsza publikacja na ten temat. Jej autor, Johnathan Dimbleby, to urodzony w 1944 r. dziennikarz, współpracujący już wcześniej m.in. z BBC i mający na swoim koncie już kilka książek historycznych.

Od pierwszych stron uwagę zwraca świetny styl pisarski Dimbleby’ego. Nie mamy tu do czynienia z suchą analizą faktów, lecz z prawdziwie barwną opowieścią o długotrwałych zażartych walkach. Autor zabiera swoich czytelników do klaustrofobicznego świata łodzi podwodnych dowodzonych przez asów Kriegsmarine. Przeczytamy też o okrętach aliantów: czytelnik niejeden raz poczuje się niemalże jakby był na pokładzie alianckiego niszczyciela lub transportowca, świętując zatopienie kolejnego niemieckiego okrętu.

Książka Dimbleby’ego opisuje praktycznie cały okres walk. Trzeba przy tym stwierdzić, że kreśląc kolejne opisy wydarzeń, stara się on ująć je w szerszym kontekście zarówno politycznym, jak i militarnym. Narracja rusza 3 września 1939 r., wraz z wypowiedzeniem wojny III Rzezy przez Wielką Brytanię i zatopieniem SS „Athenii”. W kolejnych rozdziałach śledzimy dalsze starcia na morzu. Przeczytamy o alianckich zwycięstwach (bitwa u ujścia La Platy czy polowanie na pancernik [Bismarck]), ale też o mniej znanych starciach na morzu, jak choćby działania pojedynczych U-Bootów atakujących konwoje.

Autor sumiennie punktuje również największe, i najbardziej spektakularne porażki floty alianckiej. Wylicza przy tym błędy popełnione przez dowódców oraz opisuje inne czynniki, które przyczyniły się do niemieckich sukcesów. Przeczytać zatem m.in. o zatopieniu pancernika Royal Oak, czy zniszczeniu krążownika liniowego HMS Hood. Równie ciekawy jest opis operacji „Cerberus”, gdy spora część niemieckich okrętów dotąd walczących na Atlantyku przepłynęła przez Kanał La Manche w kierunku Norwegii, a Brytyjczycy przepuścili okazję zadania wielkich strat niemieckiej flocie.

Dimbleby oparł się głównie na wspomnieniach, prasie i opracowaniach. Dokumenty archiwalne mają dla niego znaczenie marginalne. Oczywiście ma to swoje zalety – dzięki temu wzbogacił narrację, uprzystępniając ją szerszemu gronu czytelników, szczególnie zaś tym, którzy nie są historykami. Miejscami jednak razi fakt, że autor wręcz ślepo ufa wspomnieniom. Zdaje się nie zauważać tego, że we wszelkie tego typu publikacje wpisana jest pewna stronniczość. Niekiedy można odnieść wrażenie, że na potwierdzenie danego faktu wystarczy mu zapisek z pamiętnika czy wyimek oficjalnej edycji dokumentów. Ponieważ takich sytuacji nie brakuje, każe to postawić pytanie o wiarygodność dociekań.

Charakterystyczną cechą tej książki jest fakt, iż prezentuje ona określoną, brytyjską wizję historii. O ile nie jest to problemem na płaszczyźnie interpretacji, o tyle inaczej jest na płaszczyźnie selekcji faktów. Oto bowiem pierwsze poważniejsze niedociągnięcie można znaleźć już na początku książki, podczas czytania stron poświęconych opisowi kampanii norweskiej. Czytelnik nie znajdzie tam informacji o tym, że jedną z pierwszych informacji o planowanym ataku niemieckich wojsk na Norwegię przesłała załoga ORP „Orzeł”. Zatopiła ona bowiem statek MS „Rio de Janeiro”, na którego pokładzie znajdowali się niemieccy żołnierze i zaopatrzenie, stanowiący część niemieckich sił inwazyjnych.

REKLAMA

Z punktu widzenia czytelnika polskiego nieprzyjemnych zaskoczeń jest więcej. W pracy nie ma też bowiem informacji o innych polskich okrętach, które brały udział w walce z Niemcami. Nie ma wzmianek o ORP „Burza”, ORP „Grom”, ORP „Błyskawica”, które brały one udział w walce z niemieckimi Nie uświadczymy też choćby wzmianek o MS „Chrobry”, MS „Batory”, MS „Sobieski”, które służyły jako transportowce dla wojska.

Tak jest właściwie przez cały czas. Otóż książka aż roi się od nazw angielskich okrętów, które dzielnie zwalczały kolejne niemieckie okręty podwodne i nawodne. Równie odważnie ich załogi chroniły konwoje. Dużo można też przeczytać o (niekiedy nawet wymienionych z nazwy) statkach z zaopatrzeniem. Są to jednak w znakomitej części brytyjskie jednostki nawodne.

Pewne wątpliwości budzi także analiza lądowania w Normandii, które miało wpływ na działania na Atlantyku. Jest on dość skrótowy, ale autor nie omieszkał jednak wspomnieć o tym, że RAF i Royal Navy skutecznie osłoniły flotę inwazyjną. Tak się jednak składa, że na czele floty inwazyjnej płynął ORP „Ślązak”, który później wraz z innymi okrętami Polskiej Marynarki Wojennej (w tym ORP „Krakowiak” i ORP „Dragon”) brał udział w osłanianiu, a następnie ostrzeliwaniu niemieckich umocnień broniących plaż. Niestety, czytelnikowi poskąpiono tej informacji, podobnie jak tej o polskich dywizjonach myśliwskich i bombowych, wspierających desantujących się żołnierzy.

Polski przykład jest być może dla nas najbardziej bolesny, ale dobrze pokazuje on szerszy problem narracji Dimbleby’ego. Kwestie związane z przedstawicielami innych narodowości to generalnie słaba część tej książki. Autor każdorazowo wysuwa na pierwszy plan Brytyjczyków i to do tego stopnia, że dla jednostek niebrytyjskich po prostu nie starcza miejsc. Jeżeli już się pojawiają, to cechują się wyraźnie mniejszą dokładnością jeżeli chodzi o szczegóły.

Koniec narracji przychodzi nagle, trochę znienacka. Dimbleby bardzo skrótowo opisuje moment, kiedy w maju 1945 roku skapitulowały ostatnie załogi niemieckich okrętów. Wspomina o bilansie strat i wspomina o konferencji w Poczdamie. W epilogu opisuje zaś losy niektórych brytyjskich i niemieckich oficerów. Chciałoby się jednak przeczytać więcej o zakończeniu wojny na Atlantyku. Opis ostatnich dni wojny i tego co stało się bezpośrednio po niej nie oddaje całości wydarzeń. Brak chociażby informacji o operacji „Deadlight”, czyli zatopieniu po wojnie przez Brytyjczyków i inne państwa alianckie (w tym Polskę) U–Botów, które nie zostały zniszczone przez ich załogi w trakcie akcji samozatapiania.

Warto jeszcze wspomnieć o materiale ikonograficznym. W książce można znaleźć dużo zdjęć o różnych formatach – stanowią one bardzo mocną stronę publikacji, doskonale ilustrując tekst. Osoba, która dokonała selekcji materiału, zasługuje na dużą pochwałę.

Książka Johnathana Dimbleby’ego zasługuje na lekturę, choć nie jest pozbawiona wad. To przede wszystkim książka popularna, a nadto – ewidentnie skrojona pod czytelnika brytyjskiego. Jeżeli rzecz będziemy czytać mając te zastrzeżenia w pamięci, „Bitwa o Atlantyk” przyniesie nam zapewne sporo przyjemności.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Rafał Brodacki
Historyk, doktorant w IH PAN. Jego zainteresowania badawcze obejmują historię XX wieku ze szczególnym uwzględnieniem II wojny światowej, dziejów Warszawy i okresu PRL. Do jego dorobku można zaliczyć publikacje w czasopismach m.in. "w Sieci Historii", „Focus Historia”, „Polityka”, „Rytm Warszawy” i „Skarpa Warszawska”. Jest autorem książki pt. „Powstanie Warszawskie. Fakty mniej znane”. Prowadzi także bloga ""Ciekawe dzieje"":http://ciekawedzieje.blog.pl.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone