Kalina Jędrusik - fascynująca muza PRL (cz. 2)
Pierwsza część tekstu
Kalina Jędrusik: „Nigdy nie prowadziłam szczegółowych notatek, więc jak mi ktoś podaje jakieś daty, fakty, nazwiska, to mu wierzę – na pewno wie lepiej ode mnie. Tamten program pamiętam, bo zapytałam Przyborę na próbie, czy ja zawsze będę u niego Jesienną Dziewczyną? Którą owszem, lubię, ale może zna jeszcze inne dziewczyny? Albo już kobiety? Powiedział, że się postara i coś mi napisze – i napisał [Nie pamiętam… wykonała, ale tylko w nagraniu, z rewelersowymi Czyżykami, czyli… zwielokrotnionym głosem Jeremiego Przybory – przyp. D.M.]. Ale to prawda, że coś zaczęło w Kabarecie zgrzytać: oni chyba już byli tą konwencją zmęczeni, w życiu osobistym Jeremiego dużo się pozmieniało, po jakimś czasie rzeczywiście [obydwaj] zrezygnowali z występów i nagrań, a ja? Ja miałam bardzo dużo pracy, nagle stałam się modna, chciana przez wszystkich, rozrywana. Trzy filmy fabularne, tyle samo teatrów telewizji, nagrania dla radia, dużo koncertów w tak zwanych trasach – to chyba był prawdziwszy powód mojej jakby… niepełnej, nie takiej jak kiedyś obecności w tym kabarecie. Ale mojej miłości do obu Starszych Panów to nie zmieniło”.
Maciej Maniewski: „I ciałem, i fascynującym głosem potrafiła posługiwać się niezwykle sugestywnie, zacierając niemal granicę między tym, co pochodziło od autorów, a tym, co jej własne. Jej postać zaczęto nazywać po prostu Kaliną, jakby żadne inne określenie nie było już potrzebne. Ten proces identyfikacji aktorki i granych przez nią postaci będzie jej towarzyszyć już do końca”.
Kalina Jędrusik: „Bardzo lubię te kabaretowe piosenki, bo jest w nich smutek, a smutek jest piękniejszy od innych uczuć, do smutku ciągnie nas w dziwny sposób. Bo smutek to takie nieosiągalne marzenie – przecież smutek nie skończy się nagle, prawda?”.
Między tym i następnym wieczorem Kabaretu Starszych Panów wydarzyła się słynna „afera z Gomułką”, w wyniku której straceńczo odważną (czy raczej zdumiewająco niepoważną) aktorkę miał uchronić przed wyrzucenia z telewizji bohaterski Jeremi Przybora („Jeśli Kabaret ma być nadal na wizji, to tylko z Kaliną”), ale to temat sam w sobie, wart własnego w tej książce miejsca.
Kalina Jędrusik: „Właśnie wtedy zaczęłam robić tak zwana karierę, niezwyczajną jak na dziewczynę w tak młodym wieku [ledwie przekroczona trzydziestk – przyp. D.M.]. Dostałam Złotą Maskę, potem Srebrna Maskę, ale jednego dnia dostałam Maskę, a drugiego dnia zostałam wyrzucona z telewizji za «rozpasane przelewanie się w ekranie, przymykanie oczu, rozchylanie ust». Powiedziano [mi], że jestem «wyuzdana, zapatrzona w ohydny gatunek aktorstwa amerykańskiego, że zachowuję się jak imperialistyczna… ta…». To zaowocowało tak zwanym embargo, [które] bardzo długo trwało. Zostałam wyrugowana i wyrzucona ze wszystkich możliwych miejsc, to znaczy z filmu, z estrady, z telewizji. Byłam wtedy strasznie nieszczęśliwa, po prostu rozpaczałam; mój maż rozchorował się na serce.
Poza cudownymi moimi przyjaciółmi Starszymi Panami nie wolno mi było występować, ponieważ «jestem obrzydliwa, wstrętna i obrażam moralność socjalistyczną». Byłam cały czas pilnowana: jak była premiera Kabaretu Starszych Panów, to zawsze przychodził jeden z panów (panów! to brzmi zabawnie, prawda?), którzy pilnowali, jak Jędrusik jest ubrana, czy nie ma tego słynnego dekolciku, czy sukienka nazbyt obcisła. Starsi Panowie byli nadzwyczajni, bo powiedzieli:
– Jak tak, to nie będzie kabaretu.
Im to zawdzięczam jakąś ciągłość w moim życiu artystycznym, swoją obecność w Sztuce – tak, przez duże S; nie boję się tego tak nazwać, ponieważ to było wielkie przeżycie być z nimi, przez tych kilkanaście lat. To tak, jakbym codziennie kapała się w prawdziwym źródle, w ożywczym źródle sztuki”.
Emitowany w kwietniu 1963 jedenasty program Kabaretu Starszych Panów, Kwitnące szczeble, dał Kalinie Jędrusik okazję do błyśnięcia zmysłowym bluesem Utwierdź mnie! Spodziewanej (głównie przez autora) kariery pozatelewizyjnej utwór ten nie zrobił, bowiem nieco inna konwencja programu zmieniła ezoteryczna Dziewczynę we władczą Kierownik Zdołbuniakową (jak widać, autor-dżentelmen słowa danego aktorce-damie dotrzymał), ale też trudno byłoby którejkolwiek z piosenek przebić się przez powodzenie firmowego duetu Na ryby! (Przybora i Wasowski), menueta Odrobina mężczyzny na co dzień (Michnikowski) czy prawdziwie erotycznej (zdaniem reżysera filmowego Kazimierza Kutza) śpiewanki Kaziu, zakochaj się! (Zofia Kucówna).
Dwunasty program Kabaretu Starszych Panów Nieznani sprawcy (planowany na luty, ale pokazany w kwietniu 1964) przyniósł piosenkę O, Romeo!, za którą chwalono i wykonawczynię, i autora (Jarosław Abramow-Newerly: „Przybora jest autentycznym poeta lirycznym”).
Kalina Jędrusik: „Bardzo mnie zadziwiła szczególna popularność tej właśnie mojej piosenki z Kabaretu Starszych Panów. Okazało się, że podoba się w niej oczekiwanie na miłość, to, że jej źródłem jest tęsknota. Słowa o Romeo, «Godocie niewieścich pokoleń», nawet tym, którzy do teatru chodzą bardzo rzadko, obiecują, że chociaż taki duży jest margines wiecznego oczekiwania, to czekać warto. I warto kochać”.
We wrześniu 1964 Telewizja Polska nadała (a pięć lat później niespodziewanie wznowiła) trzynasty program Kabaretu zatytułowany Przerwa w podróży, a w nim jako Dziewczyna z Milczącym Chłopcem, więc nie w duecie, Jędrusik zaśpiewała tęskno-sennie W słowach ślad tylko został.
Kalinę taka-jak-zawsze można było oglądać, słuchać i podziwiać dopiero w czternastym programie zatytułowanym „pod Felliniego” Czternaście i trzy czwarte (w czerwcu 1965): miała być tam Laurą, przez autora opisaną jako „kobieta dojrzała, piękna”. Jeremi Przybora stanął tym razem na wysokości zadania, bo dialog (nie tylko ten) był kusząco-dowcipny.
Laura: – Czy to miejsce jest wolne? (wskazuje miejsce między Panami).
Pan A: – Wolne.
Pan B: – Ale od chwili, w której usiądzie pani na nim, nigdy już wolne nie będzie.
Laura: – Dlaczego?
Pan B: – Bo chłodne drewno tej ławki zawsze już tęsknić będzie za ciepłem pani dotknięcia. […]
Laura: – A mnie maż leje. […] Nie chciałabym być gołosłowna. Mam liczne jednakowoż dowody bezlitosnego traktowania mnie przez męża mojego rozsiane po całym biednym ciele moim. Niestety, krótka znajomość nasza stoi na przeszkodzie szerszej motywacji rzeczowej. Wszelako ot, tutaj choćby [unosi nieco spódniczkę, ukazując fragment kształtnego
uda powyżej kolana] zaczyna mi się taka pręga jakby…
Pan B (spoglądając uważnie na to miejsce): – I kędyż ona przebiega?
Laura: – Pod konfekcją… Po tamtej stronie mojej.
Pan A: – Ohyda!
Laura: – Żadnej ohydy tam nie ma! Zapewniam pana.
Kto inny wszakże był Laurą – aktorka poważna, wzorcowo dramatyczna, słowem Aleksandra Śląska, której sława i nazwisko dodawały Kabaretowi i jego autorom jakże miłego nimbu; czy jednak pierwotna wykonawczyni tej roli nie byłaby Laurą jeszcze lepszą, bardziej zmysłową („…tutaj choćby zaczyna mi się taka pręga…”), poruszająca wyobraźnię telewidzów? Przy tym też z „fragmentem kształtnego uda powyżej kolana”? Jędrusik była tam ostatecznie i tradycyjnie Dziewczyna (z Walizka albo na Stacji) i zaśpiewała dwukrotnie: Stacyjkę Zdrój – zupełnie nieoczekiwany przebój po latach, oraz (jako smacznie śpiąca… Laura) rowokacyjno-erotycznego bluesa Nie, nie, nie budźcie mnie….
Nie, nie… Nie budźcie mnie…
Śni mi się tak ciekawie…
Jest piękniej w moim śnie,
Niż tam, na waszej jawie…
Tu, po tej stronie rzęs,
Cudowny bezsens sprawia,
Że bezlitosny sens
Moich spraw sensu nie pozbawia.
Jawą nie nudźcie mnie!
Nie! Nie! Nie budźcie mnie! […]
Nie, nie, nie budźcie mnie… to trudna piosenka, jak zawsze trudny dla Słowianina był blues (niedoskonały zapis magnetyczny tamtego programu pokazuje jak aktorka „nie trafia” ustami w playbackowy tekst piosenki), a jednak Kalina Jędrusik z a ś p i e w a ł a ją (go) wzorcowo!
Pianista Juliusz Borzym: „Wspaniale! Nie miała najmniejszych trudności podczas nagrania. Byłem z nią na wszystkich próbach, więc dobrze wiem, co mówię: miała świetne ucho, znakomicie śpiewała, niebywale c z u ł a tę muzykę. Może dlatego wszyscy jej wszystko wybaczali, bo w zorganizowanym życiu niezwykle punktualnego Jerzego Wasowskiego ona była jedyna, która do studia nagrań spóźniała się… nawet godzinę, ale nikt o to nie miał do niej pretensji. Innym nie, ale jej wolno było się spóźnić!”.
Jeremi Przybora (w filmie TV Nie odchodź…): „Podczas [naszych] kabaretowych prób Kalina była na specjalnych prawach. Z początku usiłowała poddać się jakby normalnym rygorom prób – a były to cudowne czasy, kiedy wszyscy aktorzy przychodzili na nie niesłychanie karnie i z wielka chęcią, bardzo punktualnie. Ale ona już wtedy nie mogła się jakoś na punktualność zdobyć. I kiedyś się spóźniła porządnie; ja wybuchnąłem i strasznie zacząłem na nią wrzeszczeć, zupełnie nieludzkim głosem – co się czasem zdarza ludziom, którzy wrzeszczenia unikają. I Kalina wtedy zupełnie osłupiała. A potem ja osłupiałem, jak mi to przeszło. Ona powiedziała:
– Wiesz, nie przypuszczałam, że potrafisz tak strasznie wrzeszczeć.
I od tego czasu… nie to, że ona zaczęła przychodzić punktualnie, tylko Jerzy i ja doszliśmy do wniosku, że właściwie nie jest to nam potrzebne. Bo główna i niemalże jedyna rola Kaliny było zaśpiewanie piosenki”.
Kalina Jędrusik: „Kabaret Starszych Panów daje mi wciąż wiele wzruszeń. Lekcja tolerancji i delikatności, miłości i przyjaźni, lekcja pięknego i mądrego życia – to nam fundowali Starsi Panowie Dwaj. Już nigdy potem nie spotkałam takiego profesjonalizmu, takiej atmosfery. Nazywali mnie swoja etatowa dosmucaczka. Dziwi mnie to, albowiem postać tej mojej Jesiennej Dziewczyny była szalenie liryczna, liryczno-dramatyczna, charakterystyczno-dramatyczna, refleksyjna, a Starsi Panowie Dwaj zawsze mi mówili:
– Właściwie twoja rola w kabarecie jest rola dosmucaczki.
I śmiali się ze mnie, że ja w ich programie chodzę i smęcę, i smucę, jestem taka refleksyjno-filozoficzno-dramatyczno-sentymentalno-liryczna.
Uważam, że moja rola miała jeszcze jakiś swój inny nurcik, a może to była raczej percepcja widza? Może widzowie tak, a nie inaczej chcieli mnie odbierać? I nawet tę czysta w swoim charakterze postać, jaka Starsi Panowie napisali dla mnie i tak też ja ją prowadziłam – mimo to chcieli właśnie widzieć Kalinę Jędrusik taka, jaka oni sobie wyobrażali?”.
Jeremi Przybora (w „Gońcu Teatralnym”, w 1992): „We współpracy była właściwie trudna. Jako koleżanka była wspaniała, ale jako aktorka była krnąbrną, nie poddawała się woli reżysera i wiem, że miewali z nią kłopoty. Ja ich nie miałem, bo w Kabarecie głównie śpiewała i zawsze tak, jak wyobrażaliśmy to sobie z Jerzym, pisząc dla niej piosenkę”.
Kalina Jędrusik: „To prawda, wiele piosenek było pisanych specjalnie dla mnie, nic w tym dziwnego, bo wielu autorów pisało dla konkretnego wykonawcy. […] Byłam związana z Kabaretem Starszych Panów kilkanaście lat i uważam ten okres za jeden z najważniejszych i najwspanialszych w mojej pracy scenicznej”.
Satyryk Jerzy Ofierski: „[To] tam ujawnił się jej wielki, piosenkarski talent. Była zmysłowa i prowokująca. Na one czasy – nawet za bardzo. Piosenki nasycała seksem i żarem pożądania, czego przed nią w Polsce nikt nie robił. W tamtych czasach w telewizji królowała niepodzielnie”.
Zofia Pohorecka-Szczepańska: „Bardzo lubiłam ja w Kabarecie Starszych Panów. Właśnie w tych finezyjnych i delikatnych piosenkach, które specjalnie dla niej pisali Przybora i Wasowski, wyraziła najpełniej swoja osobowość. Każdą interpretację i to nie tylko piosenki, ale też roli, nasycała naturalnością, a przede wszystkim ciepłem. To był, moim zdaniem, największy atut jej aktorstwa”.
Kalina Jędrusik: „Te piosenki są cudownym fenomenem. Trzeba pamiętać, że funkcjonują [dziś] oderwane od całego kontekstu literackiego kabaretu, dla którego powstały. Wydawałoby się, że powinny wiele tracić. Tymczasem znają je prawie wszyscy. Zaczęły własne, osobne życie. Dlaczego? Bo są małymi perełkami kunsztu literackiego i muzycznego. Każda z nich jest dramaturgicznym zamkniętym spektaklem, w którym mowa o wartościach nieprzemijających: o miłości, szlachetności i dobroci. Tworzą swój niepowtarzalny klimat. Jeśli więc do głębokiego literackiego sensu dołączyć wytworność i prostotę linii melodycznej, buduje się uniwersalizm tych piosenek. Są wiecznie żywe i wiecznie zielone”.
Między tym a następnym kabaretem Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski posmakowali wielkiej sceny, na której wystawili musical Jedzcie stokrotki. Autor uznał, że „niestety, musical zrobił klapę wkrótce po premierze”, bronił jednak przed recenzentami teatralnych piosenek. Części publiczności piętnastego programu Kabaretu Starszych Panów – Ostatni naiwni (premiera w grudniu 1965) – wydały się one znajome. Rzeczywiście: „Treść tego Wieczoru osnuta została na kanwie moich – wspominał autor – przygód ze sztuczka Jedzcie stokrotki i znalazły się w nim wszystkie piosenki z takowej. Spektakl ten nie tylko nie zaszkodził renomie Kabaretu, ale – przeciwnie – podtrzymał ja w całej rozciągłości”.
Zadaniem Kaliny było przywrócenie w telewizji urody piosenkom Pa, tato, pa!, czyli List Stokrotki, i SOS. Zrobiła to perfekcyjnie: przywróciła.
Chociaż do piosenek Wasowskiego i Przybory termin „zrobić karierę” zupełnie nie pasuje, przecież wiodły one, jako się rzekło, żywot nie tylko kabaretowy: dramatyczny song SOS zaśpiewała po rosyjsku, na festiwalu Sopot ’67, swingująca Gruzinka Gjuli Czocheli (1. nagroda za interpretację) i było to jeszcze lepsze wykonanie od pierwowzoru Kaliny Jędrusik, w której nagraniu niedostatki dykcji wokalistki psuja arcypomysłowe pikania fletu naśladujące tytułowe zawołanie „Ratujcie nasze dusze!” (Save our souls):
Nasza miłość jest słaba i biedna,
Nasza miłość ma lęk miłowania,
Nasza miłość tak niegdyś dorodna,
Gdy podniebnie jej rydwan nas wiózł.
Ta orlica, ta lwica, ta łania,
Niedościgła, zachłanna i lotna
Dziś gorącym uściskom się wzbrania,
Pocałunki nie nęcą jej ust.
Ratunku! Ratunku!
Na pomoc ginącej miłości!
Nim zamrze w niej puls pocałunków
I tętno ustanie – z zazdrości.
Ratunku! Ratunku!
Na pomoc ginącej miłości!
Nim zbraknie jej głosu i łez –
SOS! SOS! […]
Pożegnanie Kabaretu Starszych Panów odbyło się bez udziału Kaliny, chociaż… z jej obecnością. 22 lipca 1966 Telewizja Polska nadała szesnasty i ostatni program-wieczór, zatytułowany Zaopiekujcie się Leonem! Czuli na głos recenzentów autorzy przypomnieli w nim postaci Niedużego i Sporego (Wiesław Michnikowski i Mieczysław Czechowicz), Jesienna Dziewczynę materializując w postaci Głosu Julii i Wzywającej Pomocy (fragmenty nagrań muzycznych O, Romeo! i SOS oraz obrazu Śpiącej (Nie, nie, nie budźcie mnie…).
Kalina Jędrusik, która zapytałem o tamta jej ekranowa absencję: „Już powiedziałam. Wolałam odejść, kiedy było wesoło, niż wspólnie świętować stypę. Nie lubię smutku, pożegnań, łez. A że telewidzowie wzdychali? Zawsze się tęskni za kulturą, a tamten Kabaret był wyjątkowy”.
Prawda i… nieprawda zarazem. Bo programy telewizyjne spółki Przybora & Wasowski miały taka klasę, taki sznyt, poziom i czar, że gdy ich zabrakło, po prostu tęskniło się za nimi.
Kalina Jędrusik: „Kiedy zapalało się czerwone światełko, Starsi Panowie poprawiali te swoje wspaniałe chryzantemy w klapach, obciągali tużurki i widać było takie cudowne lekkie zdenerwowanie całego zespołu, które jest ogromnie mobilizujące; ono udzielało się nam wszystkim. I kiedy program się rozpoczynał, wydawało się nam, że jesteśmy w raju, w niebie. Byliśmy przez nich świetnie przygotowani, mieliśmy do wykonania najpiękniejsze teksty z najwspanialszą muzyką. I to była sama radość! I takie też zostało po latach wspomnienie. Że to było coś tak odmiennego i innego – w atmosferze, w sposobie rozmawiania, w cudownym skrócie intelektualnym, w dowcipie. Sposób bycia obu Starszych Panów, niezwykła elegancja, uprzejmość, wytworność, świetne maniery – to było cudowne. Cudowne było przez te dwie godziny [ostatniej próby i emisji programu – przyp. D.M.] obcować z tym, przebywać w takim świecie, dlatego występ w tym kabarecie miał dla mnie wymiar terapeutyczny.
Oni byli piękni, utalentowani, robili rzeczy piękne, mądre. I jeszcze mieli tę cudowna cechę, że sprawiało im przyjemność to, co sprawiało przyjemność damom”.
Za tym światem tęsknili chyba również autorzy (przede wszystkim Przybora), którzy już miesiąc później zaprezentowali telewidzom pierwsze z Divertiment, nazwane c-moll – Makabrycznym : z piosenkami obu Starszych Panów, lecz z udziałem tylko Pana B.
I bez śpiewającej Kaliny (w telewizyjnej dokumentacji jej nazwisko widnieje również przy powtórzeniu programu rok później). Kalina nie pojawiła się także w następnym, Divertimencie op. 2 – Podróżni (we wrześniu 1966), chwilowo firmującym Mały Kabaret Jeremiego Przybory. Dopiero w trzecim (Szelesty jesienne, miesiąc później) wykonała solo Ciepłą wdówkę na zimę, zaś w zespole śpiewających aktorów (razem między innymi z Cembrzyńską, Kobielą i Pawlikiem) Dobranoc, już czas na sen. Jeśli to jesienne divertimento nie zachwyciło recenzentów, to wina następnego programu (Divertimento op. 4 – Sylwestrowe ; 31 grudnia 1966), którego doborowa obsada, absurdalny humor i wyborne przeboje przypomniały najlepsze czasy Kabaretu Starszych Panów. Tygodnik „Radio i Telewizja” przypomniał, delikatnie prowokując nadawcę do powtórki:
„Oto zmarznięty Autor w renesansowym stroju wybierał się na bal… kostiumowy. Po drodze zatrzymała go jednak Kalina Jędrusik odmłodzonym muzycznie i tekstowo Puchowym śniegu trenem. Potem odwiedziliśmy wraz z nim dwór jego Babci Róży (Irena Kwiatkowska), gdzie siostrzeniec, Pan Walery (Bogumił Kobiela), usiłował opowiedzieć jakąś zajmującą historię. I bardzo się bał nalotów… w gardle, a wierny Sługa Bazyli (Mieczysław Czechowicz) podpowiadał samej Pani Dziedziczce, «co na ten temat mówi Kant». Był i Sylwester (Bronisław Pawlik) w podróży poślubnej ze swą żoną Melanią (Barbara Krafftówną), również solenizantką. Którym przyśpiewywał Wenecki Gondolier (Wiesław Gołas)”.
Niestety, Jędrusik miała tam skromne pole do popisu – tylko duet Najlepszy śnieg krajowy (z Przybora cytującym przedwojenny Puchowy śniegu tren) i zespołowy apel Uśmiechnij się, Polaku.
Dopiero w czerwcu 1967 telewizja pokazała Divertimento op. 5 – Stomatologiczne, w którym Kalina (jako Żona Dentysty) rewelacyjnie zaśpiewała swój kolejny przebój – tęsknego slowfoksa W kawiarence Sułtan :
W kawiarence Sułtan –
Przed panią róża żółta,
A obok pan, co miał
Tę różę i pani dał…
Pajączek wyszedł z róży,
Bo zapach go odurzył.
Pijany jakby krzynkę
Szedł, snując pajęczynkę,
Co im związała ręce
Przez stolik w kawiarence.
Sam mało nie wpadł w krem.
Widziałam to, więc – wiem.
W kawiarence Sułtan –
Przed panią róża żółta,
A obok pan, co miał
Tę różę i pani dał… […]
Kalina „Śliczna, liryczna, poetyczna”? Owszem, ale nie tylko taka. Jakby chcąc wynagrodzić jej wszystko, co jej (podobno!) obiecał, ona zaś (rzekomo!) po nim się spodziewała, Przybora dał Jędrusik do wykonania w tym programie jeszcze filuternie dwuznaczna piosenkę Rzuć chuć oraz Ja proszę o ciszę. Najpewniej dlatego, że następne Divertimento (op. 6 – Ma non troppo, w telewizyjnych archiwach pod tytułem Figle sklerozy ; wrzesień 1967) najzwyczajniej „odpuścił”, jedną, jedyną piosenką obdarzając Bohdana Łazukę.
Za to, z czerwca 1968, Divertimento op. 7 – Zamkowe było istnym Festiwalem Bardzo Dobrych Piosenek: Kalina zaśpiewała w nim (z chórem mieszanym), stanowczo niedocenioną, żartobliwą Bądź mi tatą.
Kolejnymi programami telewizyjnymi autorstwa Pana B (we współpracy z Panem A jako kompozytorem) rządził niepodzielnie przypadek i artystka pokazała się w nich tylko raz: we wrześniu 1969, w Kabarecie Starszego Pana, w pierwszej części (zatytułowanej Garden Party, czyli Bankiet w krzakach) Divertimenta op. 8 – Pani Hortensja, gdzie mignęła w zespole aktorskim śpiewającym To już finał. Nie był to jednak finał, bowiem dała się jeszcze namówić na udział w drugiej części tamtego aż nadto rozbudowanego programu (Skrzypek z kwartetu im. Czastuszkiewicza ; styczeń 1970), śpiewając Nie pożałuje pan.
W Deszczowej suicie (1967) zaśpiewała Na całej połaci deszcz, piosenkę-sensację, bo z tekstem i z m u z y k ą Przybory, ale w Balladynie ’68 jej zabrakło; w Kabarecie Starszego Pana (Ścigana, w 1970) miała okazję jeden, jedyny raz w życiu zagrania z Adolfem Dymszą (sic!), ale telewizyjne musicale Medea – moja sympatia (1974) i Gołoledź (1975) jej nie zainteresowały (czy może jej nimi nie zainteresowano); w 1971 obecność w Będzie weselej, remanencie piosenek Przybory na pewno ją ucieszyła, ale już do jego premierowego Happy endu zaproszenia nie otrzymała; w gigarewii Pani X przeprasza przygotowanej przez Przyborę na Święto Odrodzenia 1976 tylko ją przypomniano (piosenka Ciepła wdówka na zimę), nic więc dziwnego, że o jego Departamencie 13 (1976) nie chciała słyszeć…
W 1977 Jesienna Kalina wzdychała: „Tak, bardzo tęsknię do Kabaretu Starszych Panów. Wiem, że nie moglibyśmy ciągnąc w tej samej formie kabaretu, który przez te przeszło osiem lat był emitowany, bo rzeczywiście rzeczy najwspanialsze jednak się starzeją. Przez następne lata jego forma stałaby się monotonna, a szkoda, żeby to tak u z w y c z a j n i ć. Ale może pan Przybora i pan Wasowski mogliby wpaść na jakiś pomysł – no, nie diametralnie inny, bo nie można siebie przeskoczyć, nie wolno siebie i swojej osobowości zdradzać i na siłę coś wymyślać innego, ale może udałoby się im jakoś rozszerzyć wyobraźnię, jakoś wyjść z ciasnej formy tamtych dni i coś z doświadczeń nowych wprowadzić? Może by im się udało stworzyć raz jeszcze coś na bazie tego, co było?”.
Jak przyjęła wymodlona (i wychodzona w telewizji) przez autora powtórkę Kabaretu Starszych Panów, znamionująca zupełnie nowe czasy (bo to kolor, wystawna scenografia, a wszystko pod gust prezesa Macieja Szczepańskiego)? Przybora obiecywał w prasie: „A z dawnych odtwórców – będą naturalnie panie Kwiatkowska i Krafftówna, choć może jeszcze nie w pierwszych programach, będzie Kalina Jędrusik, a z panów – Michnikowski, Czechowicz, Dziewoński, Gołas […]”.
Jędrusik cieszyła się, jak zresztą wszyscy, ale jakoś blado, niezbyt szczerze: „Spotkanie po latach ma swój czar i wdzięk. A radość tym większa, że będziemy pracować znów w tym samym, co przed laty, gronie. Nieważne, że lat nam przybyło – ważne jest to, że nikogo z nas nie ubyło”. Nie dziwi brak entuzjazmu w jej głosie: właśnie straciła swego ukochanego, Stasia Dygata.
A w Kabarecie Jeszcze Starszych Panów byli rzeczywiście wszyscy, i panie, i panowie. Panowie nawet zaśpiewali PIOSENKI KALINY: Gołas – Do ciebie szłam (celowo zniekształcając: „szłem”), Michnikowski – Bo we mnie jest seks. Jej przypadły trzy piosenkowe premiery: Mężczyzna śpi i Jak zatrzymać tę chwilę (sierpień 1978) oraz Niespodziewany koniec lata (lipiec 1980), nawiązujący do tamtych-czasów-które-już-nie-wrócą.
Bo rzeczywiście nie wróciły: to już nie było to…
Kalina Jędrusik (w wywiadzie dla tygodnika „Itd”, latem 1980): „[Ta] reanimacja udała się o tyle, że przypomniała ten wspaniały program wszystkim, którzy zapomnieli, a także pozwoliła go poznać młodym, tym, co w czasach Starszych Panów chodzili spać przed Dziennikiem [Telewizyjnym]. Natomiast pełne ożywienie, odnowienie kabaretu z tamtych lat dziś, było zupełnie nierealne. Ja nie należę do osób mówiących «za naszych czasów», bo nie jestem jeszcze do tego stopnia retro. Ale nigdy nie zapomnę nastroju tamtych lat. A ten nastrój już nie chce wrócić”.
Nie tylko nie chciał wrócić – on po prostu zagubił się nie wiadomo gdzie, zginął bezpowrotnie. Wystarczy posłuchać wspomnianych piosenek powierzonych artystce do wykonania przez Przyborę i Wasowskiego: to piosenkowa galanteria, okruchy ze StarszoPanowego stołu.
Dopiero w trzeciej części swoich memuarów Zdążyć z happy endem (w 1998) Jeremi Przybora zdobył się na samokrytykę: „Część aktorów nie mogła, inni zaś nie mieli ochoty na powtórkę swoich dawnych ról. I okazało się, że niektórzy nowi wykonawcy, nawet ci o ustalonej renomie, nie dorównali tamtym dawnym – nawet tym mniej renomowanym. W nowej, kolorowej wersji zabrakło też czasu, w którym Kabaret [Starszych Panów] powstawał i chociaż był to czas czarno-biały, zabrakło jego m a g i i, jeżeli mogę sobie pozwolić na taki termin”. W przypisie zaś dodał: „Nawet za panowania Gomułki mogła się przydarzyć chwila c z a s u m a g i c z n e g o i dlatego terminu c z a s nie należy mylić z c z a s a m i, bo to dwie różne rzeczy”.
Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki… – podpowiedziałem Kalinie komentarz do tamtego (nie jej, oczywiście) niepowodzenia artystycznego. Ofuknęła mnie:
– Bzdura! Wchodzi się raz, dwa, ile razy się chce. Trzeba tylko umieć pływać. A raczej wypływać – kiedy delikwent w rzece się potknie.
No, Starszemu Panu B sztuka wypływania akurat nie była obca (ale to temat na książkę jemu poświęconą). Za to jego gwiazda…
Jeremi Przybora: „Kalina nie umiała chodzić koło własnych interesów i tym mi ogromnie imponowała, bo stanowiła pod tym względem wyjątek wśród śpiewających pań. To nieprawdopodobne, że ta, jedna z najwybitniejszych pieśniarek, jakie się pojawiły u nas, nie miała za życia własnej płyty długogrającej. Nagrała dwie małe płytki z Kabaretu Starszych Panów i trochę piosenek w albumach zbiorowych. I to wszystko. […]
Była osobą bardzo inteligentną, miała swoisty sposób mówienia i opowiadania, w którym nie brakło dosadnych wyrazów i określeń. Miała ogromne poczucie humoru, co było bardzo potrzebne i u nas w kabarecie. Ba, nawet w piosenkach, które śpiewała, często przewija się ta żartobliwa nić, która umiała znakomicie wydobyć i eksponować. […]
Śpiewała w sobie tylko właściwy, niepowtarzalny sposób, swoim pięknym, lekko matowym głosem, którym tak nas od razu «podbiła», Jerzego i mnie. […] Wielbiłem ja jako pieśniarkę i jeżeli puszczam sobie czasem swoje piosenki, to przeważnie w jej wykonaniu”.
Kalina Jędrusik (w 1988): „Wszyscy my, którzy byliśmy wykonawcami, no i w pewnym sensie, jak twierdzili Starsi Panowie Dwaj, współtwórcami ich programu, czujemy się szczęśliwi, że mogliśmy uczestniczyć w czymś takim, czym był Kabaret Starszych Panów. To jest niepowtarzalne, nigdy czegoś takiego nie będzie i nie było: po wszystkich ciężkich różnych próbach czy pracach w ciągu dnia szliśmy na próby Kabaretu zawsze jak na święto. I wychodziliśmy z nich, po tych dwóch, trzech godzinach, obmyci, skapani w najczystszym źródle poezji, prawdy, mądrości, dobroci, głębokiego humanitaryzmu”.