Legnickie pomniki

opublikowano: 2019-11-23 15:00
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Powojenna Legnica stała się miejscem wielu przeobrażeń społecznych i kulturowych. To tam, w koszarach, przez pół wieku stacjonowała Północna Grupa Wojsk Armii Radzieckiej. A na miasto z Pomnika Wdzięczności jeszcze do niedawna spoglądali żołnierze radzieccy.
REKLAMA

Fryderyk Wielki stał sobie w centrum przedwojennej Liegnitz w pozycji władcy pod każdym względem absolutnego. Jedna noga Fryderyka, tak zwana stojąca, czyli Standbein, znajdowała się, zgodnie z zaleceniami klasycznej estetyki, „w spokojnem położeniu”, druga zaś, Spielbein, była nogą rozigraną i dokazującą. Taki układ kończyn jest bowiem najbardziej korzystny, aby „wyrwać […] postać z martwej symetryi i nadać jej życie” – pisał niejaki Maurus Hoffmann w Zarysie estetyki dla użytku szkolnego i nauki domowej, z niemieckiego oryginału w 1902 roku nakładem lwowskiej księgarni Gubrynowicza i Schmidta.

Fryderyk II Wielki

Rzeźbiarz nakazał władcy założyć jedną rękę za pas, a drugą – oprzeć o złożoną lunetę (atrybut dalekowzroczności), co sylwetkę otworzyło i przydało jej władczego rozmachu. I bardzo dobrze, w końcu monarchowie nie mają zwyczaju stawania przed kimkolwiek na baczność. Jako że Fryderyka nie umieszczono na koniu, który by go dodatkowo wywyższał, liegnitzerzy zadbali o odpowiednio wysoki postument i ogrodzili go kutym płotkiem. W latach 1869–1945 król spoglądał z cokołu na plac nazwany na jego cześć Friedrichplatzem. Po II wojnie światowej – batalii, w której stary Fryc wziął udział już tylko symboliczny – legniczanie przechrzcili Friedrichplatz na plac Słowiański.

Strącony z cokołu w czterdziestym piątym, jak wszystkie świadectwa pruskiej buty, Fryderyk Wielki wylądował, wraz z cesarzem Wilhelmem I z innego pomnika, na miejskim składowisku. Przyjął ten obrót rzeczy, jak sądzę, ze spokojem, bo jako monarcha oświecony, świadom praw rządzących historią, w dodatku cynik i mizogin, musiał zdawać sobie sprawę, że nie będzie tak stał po wsze czasy. W końcu pomnik to pomnik, a nie kurek na kościele – albo jest się za, albo przeciw. Podobno to, co jeszcze z obu władców zostało, przetopiono na ensemble, którego charakter bardziej licował z nowymi czasami – rzeźbę socrealistyczną, widomy dowód wdzięczności miasta dla zwycięskiej Armii Radzieckiej. Tak głosiła wieść gminna oraz tablica, która do niedawna stała obok pomnika. Ale legnicki historyk Marcin Makuch nie ma co do tego faktycznej pewności. W wydanej w 2015 roku książce Sekrety Legnicy Makuch wspomina wyłącznie o przetopieniu Wilhelma I, w dodatku zastrzegając, że to informacja niepotwierdzona i do dziś nie wiadomo, co się stało z pruskimi pomnikami.

Pomnik wdzięczności projektu Józefa Gazy, na który przekazano brąz o łącznej wadze prawie pięciu ton, został odsłonięty podczas głębokiej stalinowskiej zimy w 1951 roku, gdy plac Słowiański, dawniejszy Friedrichplatz, od czterech lat zwał się placem Stalina. Rzeźba Gazy przedstawia dwóch żołnierzy, polskiego i radzieckiego; żołnierz polski trzyma na rękach dziecko. Trzy dni po ceremonii odsłonięcia pomnika, 14 lutego, któremu patronuje Walenty, święty od miłosnych deklaracji, niejaki A. Kirsz tak pisał w gazecie Armii Radzieckiej „Wolność”: „żołnierz polski trzyma na ręku uśmiechnięte, szczęśliwe dziecko polskie, które ufnie oparło swą drobną dłoń na ramieniu walecznego żołnierza Armii Radzieckiej i darzy go promiennym uśmiechem ufności i wdzięczności”. Żołnierz polski stoi prosto, jakby dopiero co skończył salutować radzieckiemu – najwyraźniej rzeźbiarz za nic miał nakazy reakcyjnej estetyki, zalecającej unikanie bezdusznej symetrii, widocznej między innymi w sztywnie wyprostowanych nogach. Jedyny ślad ruchu w postaci żołnierza polskiego to ręka, ściskająca dłoń radzieckiego kolegi. Ten zaś stoi frontem do widza i na większym luzie – Standbein, Spielbein – drugą rękę opierając na karabinie, w pozie zwycięzcy i nieświadomym zapewne nawiązaniu do władcy, który stał na placu wcześniej. Trzeci element grupy, dziecko, przyjęło się uważać za dziewczynkę ze względu na pukle kręconych włosów utrefionych na aniołka. W Proszę bardzo, wspomnieniach Andy Rottenberg, która swego czasu mieszkała w Legnicy, przeczytałam ze zdumieniem, że dziecko z pomnika jest niemieckie, trudno mi jednak sobie wyobrazić, by na początku lat pięćdziesiątych kogoś tu obchodziły niemieckie dzieci. Tym bardziej że wiele uczyniono, by większość z nich jak najszybciej się stąd zabrała.

REKLAMA
Fryderyk II Wielki po bitwie pod Legnicą w 1760 roku

Jest sobota 24 marca 2018 roku. Odkąd pokumałam się z pasjonatami lokalnej historii, jestem nieustannie podłączona do strumienia oficjalnych i nieoficjalnych informacji o tym, co się w mieście szykuje, celebruje, wyprawia i odprawia. Toteż od paru dni wiedziałam, na kiedy miasto zaplanowało usuwanie pomnika Wdzięczności dla Armii Radzieckiej. Zgodnie z artykułem 5a ustawy z 1 kwietnia 2016 roku o zakazie propagowania komunizmu lub ustroju totalitarnego pomniki „nie mogą upamiętniać osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących komunizm lub inny ustrój totalitarny ani w inny sposób takiego ustroju propagować”. To już ostatni dzwonek na przeniesienie pomnika w inne miejsce, bo nowelizacja ustawy dekomunizacyjnej ze stycznia 2018 roku skróciła czas przewidziany na uprzątnięcie komunistycznych pamiątek do końca marca. Legnica długo zwlekała z uprzątnięciem swojego Iwana. Jeszcze dekadę temu prawie osiemdziesiąt procent mieszkańców miasta było zdania, że pomnik należy zostawić w spokoju. Przed czterema laty jeden z radnych wystosował do prezydenta interpelację o usunięcie świadectwa radzieckiej dominacji „w cień”, po to by zasygnalizować solidarność z Ukrainą i uwolnić ścisłe centrum miasta „od skojarzeń z dzisiejszą Rosją Putina”. Mimo szczytności pobudek radnego prezydent miasta Tadeusz Krzakowski do interpelacji się nie przychylił, powołując się na badania CBOS. Ale teraz nastała ustawa, a ustawie i prezydent nie podskoczy.

Ten tekst jest fragmentem książki Karoliny Kuszyk – „Poniemieckie”:

Karolina Kuszyk
„Poniemieckie”
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Czarne
Liczba stron:
464
Premiera:
13 listopada 2019
Format:
125 mm × 195 mm
ISBN:
978-83-8049-941-6

Pomnik, na który mawiano „pomnik Braterstwa Broni” lub „Przyjaźni Polsko-Radzieckiej”, znam od zawsze. Wdzięczność, braterstwo i przyjaźń braliśmy w Legnicy w cudzysłów, i to podwójny. Od końca wojny do dziewięćdziesiątego trzeciego stacjonował tu Sztab Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej, a przez kilka lat również Naczelne Dowództwo Wojsk Kierunku Zachodniego. Na nasze miasto, w które wycelowane były amerykańskie rakiety, cała Polska mówiła „mała Moskwa”.

Pomnik Wdzięczności dla Armii Radzieckiej w Legnicy autorstwa Józefa Guzego (fot. Aw58, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Unported

Radzieccy wojskowi wraz z rodzinami zaanektowali dla siebie poniemieckie wille najznakomitszej dzielnicy Doveviertel, po wojnie zwanej Tarninowem, i otoczyli ją murem, tworząc miasto w mieście, zwane tajemniczo Kwadratem. Na mapach Legnicy Kwadrat był białą plamą, tak jak inne miejsca użytkowane przez Armię Radziecką. Był trochę jak Kafkowski Zamek albo Berlin Zachodni – znaleźć się za jego murem mogli tylko nieliczni. Większość legniczan zobaczyła Kwadrat dopiero w latach dziewięćdziesiątych.

W 1913 roku Kazimierz Malewicz, rosyjski malarz, pedagog, filozof i teoretyk sztuki, pracując w Petersburgu nad scenografią do opery futurystycznej Zwycięstwo nad słońcem Aleksieja Kruczonycha i Wielimira Chlebnikowa do muzyki Michaiła Matiuszyna, stworzył prototyp słynnego Czarnego kwadratu na białym tle, obrazu, który przeszedł do historii jako pierwsze dzieło nieprzedstawiające. Opera, w której wziął udział kwadrat Malewicza, była przypowieścią o aresztowaniu słońca i zrywała z tradycyjną dekoracją i akcją sceniczną, a w śpiewanych partiach tekstowych, pełnych zamierzonych dysonansów, wprowadzała język pozarozumowy. Jak można się domyślić, opera okazała się kompletną klapą. Język pozarozumowy był dla publiczności i krytyków li tylko bełkotem, a czarny kwadrat, w zamierzeniu zapowiedź wybuchu, który zapoczątkuje serię „nowych form”, jak tłumaczył Malewicz, był dla oglądających po prostu kwadratem i niczym więcej. W ramach nowatorskiej interakcji z widownią aktorzy krzyczeli na widzów, szarpali nimi, a nawet na nich pluli. Opera nie miała też happy endu – nikt sobie na końcu nie przebaczał ani nie wyznawał miłości, co prawdopodobnie do reszty widzów rozwścieczyło. Skończyło się na dwóch przedstawieniach i jednym z największych skandali w historii teatru. W Legnicy byliśmy wkurzeni Kwadratem jak petersburczycy futurystyczną operą.

Ten tekst jest fragmentem książki Karoliny Kuszyk – „Poniemieckie”:

Karolina Kuszyk
„Poniemieckie”
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Czarne
Liczba stron:
464
Premiera:
13 listopada 2019
Format:
125 mm × 195 mm
ISBN:
978-83-8049-941-6
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Karolina Kuszyk
(ur. 1977) germanistka i polonistka, absolwentka Kolegium Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych, tłumaczka literatury niemieckiej i trenerka kompetencji międzykulturowych. Tłumaczyła na polski m.in. Ilse Aichinger, Maxa Frischa, Bernharda Schlinka, Karen Duve, Antje Rávic Strubel i André Kubiczka. Prowadzi zajęcia z przekładu literackiego i krytyki literackiej na Uniwersytecie Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Publikowała w „Małym Formacie”, „Zadrze”, „Kwartalniku Literackim Wyspa”, „Notesie Wydawniczym”, „Die Zeit”, „Deutschlandradio Kultur” i „Tagesspiegel Berlin”. Współpracowała z łódzkim festiwalem Puls Literatury, Internationales Poesiefestival Berlin oraz NGO Netzwerk für Osteuropa-Berichterstattung. Poniemieckie to jej debiut książkowy.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone