Lotte na Residenzplatz

opublikowano: 2022-10-11 08:54
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Lotte jest bezradna. Na jej ukochany Salzburg pada cień nazizmu. Gdzie ma znaleźć schronienie przed narastającą nienawiścią?
REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Kate Hewitt „Wybór sióstr”.

Lotte siedziała na ławce na Residenzplatz i patrzyła, jak grupa szpaków unosi się w stronę ciemnej chmury, zawisa nad wspaniałą Fontanną Rezydencjalną – na której w niebo wpatrywał się Tryton, tryskając wodą z trąbki w kształcie muszli – i następnie jak stado odlatuje w niebo o sinym kolorze. Była to pora roku, kiedy Salzburger Schnürlregen, deszcz niesiony prądem strumieniowym, zwilżał miasto ciągłą mżawką i nadawał całemu światu odcienie szarości, ukrywając góry za gęstą mgłą.

Okrywając się ciaśniej płaszczem, Lotte westchnęła ciężko, kiedy policzki zrosiły jej łzy. Za piętnaście minut miała stawić się na zajęciach z kompozycji w Mozarteum, więc powinna błyskawicznie wstać z  tej ławki i  ruszyć w drogę, jeśli ma przybyć na czas.

Fontanna na Residenzplatz w Salzburgu. Widok współczesny (aut. KlausF)

Problem tkwił w tym, że nie chciała tam pójść. Ani trochę.

Zajęcia w renomowanej szkole trwały już od miesiąca, a z każdym mijającym dniem dziewczyna obawiała się coraz bardziej, że ciężko zarobione szylingi rodziców, a co gorsza ich ogromne nadzieje, szły na marne.

Może i śpiewała kiedyś w tym głupim konkursie z von Trappami, którzy zyskali już status gwiazd i koncertowali w Europie, uświadomiła sobie jednak, że sama dysponuje dość zwyczajnym głosem. Zdaniem profesorów i innych uczniów z Mozarteum była raczej przeciętną uczennicą. Nie ubodło jej to szczególnie. Nie miała specjalnej ochoty być osobą bardziej niż przeciętną. Nie miewała manii wielkości, nie marzyła o sławie, zależało jej tylko na szczęściu i znalezieniu spokoju.

Czasami to dostrzegała, czuła niemal pod opuszkami palców – szczególnie gdy widziała mgłę unoszącą się rano nad górami lub zauważała to w cichym szmerze przed rozpoczęciem mszy, kiedy wpadała w wyjątkowy zachwyt – ale ta chwila zaraz ulatywała, a ona powracała do świata rozczarowań i niebezpieczeństw, do świata pełnego radości, ale i bólu.

Nie sądziła, że to przejściowe szczęście i spokój, o których marzyła, znajdzie w Mozarteum.

Nauka w prestiżowej akademii muzycznej była pomysłem jej ojca, który wpadł na niego tuż po tym, jak jego kolega zobaczył Lotte śpiewającą wraz z siostrami na konkursie i uznał, że jest wystarczająco utalentowana, by brać lekcje po zakończeniu szkoły.

Ojciec przedstawił jej ów pomysł z  takim błyskiem nadziei w oku, że Lotte nie miała nawet odwagi, by mu odmówić. Nie chciała nikogo rozczarować, w szczególności ojca, poza tym nie rozglądała się za jakimkolwiek innym zajęciem – w przeciwieństwie do Birgit nie ciągnęło ją do zegarmistrzostwa, a kuchnia pozostawała domeną jej matki i Johanny. O pracy poza domem nigdy nie dyskutowano, nikomu takie rozwiązanie nie przyszło nawet do głowy. Dlaczego nie miałaby pobierać nauki w Mozarteum, skoro została przyjęta? Dlaczego nie miała przyswajać wiedzy? Równie dobrze mogła zadowolić ojca, skoro nie potrafiła uszczęśliwić samej siebie.

REKLAMA

A jednak odkryła niemal natychmiast, że nie znosi wręcz atmosfery ambicji i współzawodnictwa w akademii. Nie cierpiała tych wszystkich plotek i złośliwości krążących między uczniami. Równie szybko zrozumiała, że nie jest na tyle utalentowana, by ktokolwiek potraktował ją poważnie, czy to nauczyciel, czy inny student.

Uważała to za marnowanie pieniędzy i wysiłku, jednocześnie jednak starała się nie sprawiać wrażenia markotnej, próbując ignorować docinki innych uczniów i artystyczną irytację profesorów. I tak oto siedziała na środku Residenzplatz, drżąc przed powrotem na zajęcia, a jednocześnie nie znając innego miejsca, do którego mogłaby pójść.

Wstała z westchnieniem z ławki i ruszyła przez szeroki plac w stronę pieszego mostku nad rzeką Salzach, prowadzącego w stronę gmachu uniwersyteckiego na Schwarzstrasse. Przecinając plac, Lotte zauważyła tłum ludzi wsłuchujących się w słowa mężczyzny stojącego na stopniach fontanny. Wykrzykiwał coś z wyrazem wściekłości na twarzy, plując śliną przy wypowiadaniu ostrych słów.

– Kto jest odpowiedzialny za problemy banków? Żydzi! Kto trzyma wasze pieniądze i je wasz chleb? Żydzi! Kto kontroluje giełdę, instytucje finansowe, a nawet miejsca, w których kupujecie odzież? – Wstrzymał wywód, a na jego ustach zagościł uśmieszek pełen oczekiwania.

– Żydzi! – wykrzyknął tłum, niesiony jego emocjami.

Austriaccy naziści i mieszkańcy Wiednia przyglądają się Żydom zmuszanym do klękania i szorowania chodnika, marzec lub kwiecień 1938 roku

– Macie rację, dobrzy mieszkańcy Salzburga! Żydzi niszczą nasz styl życia. Zanieczyszczają naszą czystą, germańską krew! Jesteśmy dziećmi i spadkobiercami Niemiec, a nasza długa i chwalebna tradycja sięga czasów samego Karola Wielkiego. A teraz zostaliśmy zmuszeni do korzystania z żałosnych ochłapów, które dają nam Żydzi. To musi się skończyć! I skończy się, kiedy Hitler zjednoczy nas z Niemcami!

Na placu wybuchł entuzjazm, który zmroził Lotte do kości. Coraz częściej była świadkiem podobnych demonstracji w mieście bądź czytała pełne nienawiści słowa w gazetach. Wrogość wobec Żydów rosła wraz z coraz częściej przejawiającymi się ciągotami Austriaków do wspólnoty z Niemcami, pomimo starań rządu, by zachować niepodległość i wyeliminować Partię Narodowosocjalistyczną.

REKLAMA

Tydzień wcześniej Lotte widziała szlifierza Janosa z podbitym okiem i posiniaczoną twarzą. Kiedy matka zapytała go, co się stało, wzruszył jedynie ramionami i pokazał kilka brakujących zębów.

– Paru chłopaków postanowiło dać mi lekcję. Co mogę powiedzieć, Frau Eder? Świat to nieszczęśliwe miejsce.

Matka zacisnęła wargi, ale nie powiedziała nic więcej. Ojciec był szczerze zaniepokojony widokiem twarzy Janosa i zaczął naciskać, żeby zgodził się na przyjęcie podwójnej zapłaty za naostrzenie noży.

– Podwójnie! – zawołała Hedwig, kiedy szlifierz oddalił się ze swoim wózkiem. – Rozumiem dobroczynność, ale to już głupota.

– W takim razie pozwól mi być głupim – odparł ze smutnym uśmiechem Manfred, a Hedwig pospiesznie oddaliła się na piętro.

Lotte wiedziała, że jej ojciec nienawidzi nazistów i wszystkie stały za nim murem. Dość się nasłuchała o ich przekonaniach w trakcie comiesięcznych spotkań w pokoju dziennym. Nie wiedziała jednak, co myśli o nich matka – jeśli Hedwig miała jakieś poglądy polityczne, to zachowywała je dla siebie, choć Lotte przypuszczała, że są zgodne z poglądami męża, choćby z poczucia zwykłej solidarności.

A co ona myślała o tych sprawach? Lotte nie zastanawiała się nad nimi specjalnie, choć oczywiście nie znosiła krzyków i furii. Wolała spokojne życie, szumiący strumyk od rwącej rzeki, a wszystko, co robiła – zaczynając od słuchania przemów starców na ich spotkaniach, jedzenia ciężkiego Gröstl jej matki, choć ledwie przełykała smażone na wieprzowinie ziemniaki, kończąc na uczestnictwie w lekcjach muzyki, na które wcale nie miała ochoty – wszystko robiła po to, by uszczęśliwiać innych.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Kate Hewitt „Wybór sióstr” bezpośrednio pod tym linkiem!

Kate Hewitt
„Wybór sióstr”
cena:
49,90 zł
Wydawca:
Filia
Tłumaczenie:
Adrian Napieralski
Rok wydania:
2022
Okładka:
miękka
Liczba stron:
464
Premiera:
28.09.2022
Format:
135x205 mm
ISBN:
978-83-8280-234-4
EAN:
9788382802344

Ten tekst jest fragmentem książki Kate Hewitt „Wybór sióstr”.

Dla samej Lotte szczęście było rzeczą ulotną, zawsze poza zasięgiem, kojarzyło się jej z drżeniem powietrza na horyzoncie, które zbyt często znikało, niezależnie od tego, jak bardzo starała się je odkryć w muzyce lub w ciszy, zadowalaniu innych lub siebie samej. Uznała, że zawsze jest markotna i niespokojna, kiedy goni za uciekającymi emocjami i tym odległym drżeniem. Mężczyzna zeskoczył ze schodów i tłum zaczął się rozchodzić. Lotte trzymała się z dala, starając się nie patrzeć nikomu w oczy. Jak na kogoś, kto potrafił zgromadzić taką publiczność, przemawiający wydawał się dość agresywny – miał rumianą twarz i poplamiony krawat, który zwisał mu luźno z pokrytej zarostem szyi. Dostrzegł jej spojrzenie i uśmiechnął się w sposób, który natychmiast spłoszył Lotte.

REKLAMA

Coraz częściej zauważała mężczyzn, którzy patrzyli na nią w taki właśnie sposób – z lekkim błyskiem w oku, z ukosa, mierząc ją od stóp do głów, co wydawało się zbyt znajome, nawet nieprzyjemne. – To dlatego, że jesteś piękna – wytłumaczyła jej Johanna. – Z pewnością zdajesz sobie z tego sprawę, Lotte? Mężczyźni również o tym wiedzą. Nie mogą się niestety powstrzymać, choć powinni.

Salzburg w 1914 roku

Jak miała jej na to odpowiedzieć? Tak, wystarczająco często słyszała o swoich gęstych włosach, dużych, niebieskich oczach i kształtnych ustach jako o ideale piękna, ale jaką miała z tego korzyść, nie licząc przyciągania niechcianej uwagi? Wolałaby być zupełnie zwyczajna, choć nigdy tego nie powiedziała, bo piękno było darem, podobnie jak ładny głos czy bystry umysł. Nie chciała okazać się niewdzięczna, choć nienawidziła tych spojrzeń.

Lotte dotarła na drugi kraniec placu i przekroczyła Mozartsteg, pieszy mostek z kutego żelaza, który spinał brzegi Salzach, kiedy zdała sobie sprawę, że mężczyzna z placu ją dogonił i celowo szedł tuż obok wąską przeprawą.

– No cóż, Fräulein, co myślisz o tym, co powiedziałem? – zapytał z silnym bawarskim akcentem. W jego głosie zdawała się panować lubieżna nuta.

Lotte go zignorowała i szła dalej, przyspieszając kroku. Mężczyzna również zaczął iść szybciej, a po chwili chwycił ją za ramię. Wystraszyła się tak bardzo, że serce aż podskoczyło jej do gardła.

Zmusił ją od odwrócenia się w swoją stronę, przysunął bliżej i zmierzył uważnym spojrzeniem w sposób, którego Lotte się obawiała.

– Widziałem, że patrzysz – powiedział chrapliwym tonem.

– Tylko dlatego, że mówił pan tak głośno – odparła Lotte, próbując się uwolnić z uścisku, ale on nie puszczał i przysunął twarz do jej twarzy.

– Uważasz się za zbyt dobrą dla mnie, co? – zapytał, potrząsając jej ramieniem. – Mów.

Głos uwiązł Lotte w gardle, kiedy patrzyła na niego z lękiem i pogardą. Z tej odległości czuła smród potu i piwa na ciele oraz w oddechu, aż skurczył się jej żołądek.

– Proszę puścić – zażądała, ale jej głos zabrzmiał słabo i kręciło jej się w głowie.

REKLAMA

– Za dobra na takich jak ja – mruknął mężczyzna i znów potrząsnął jej ramieniem. – Powinnaś być dobrą córką Führera. Wiesz, co on mówi o kobietach? Jesteś przydatna wyłącznie ze względu na swoje łono. – Roześmiał się, plując, a Lotte ponownie spróbowała się uwolnić.

– Proszę… – jęknęła, ale była zbyt wystraszona, żeby dłużej walczyć. Mężczyzna rzucił jej lubieżne spojrzenie i Lotte zaczęła się zastanawiać, co on zamierza zrobić na tym mostku, w tej samej chwili dostrzegła jednak kogoś zbliżającego się z przeciwnej strony. Mężczyzna w końcu ją puścił.

Fräulein, czy ten pan się pani naprzykrza? – Elegancki, starszy człowiek w filcowym kapeluszu i ciężkim płaszczu popatrzył na nich, kiedy Lotte przycisnęła rękę do piersi, jakby była złamana. Wciąż czuła na niej wrzynające się w skórę palce tamtego.

– On… Nie wiem… – zająknęła się, ale natręt oddalał się już pospiesznym krokiem na drugą stronę rzeki.

– Wszystko w porządku? – zapytał nowo przybyły, ale Lotte ledwie go widziała przez łzy.

– Tak… tak, dziękuję. – Skinęła głową i ruszyła wzdłuż mostku, byle dalej od obcego i od Mozarteum. Nie mogła pójść za tamtym obrzydliwym człowiekiem w obawie, że znów na nią naskoczy. Nie zwolniła kroku, dopóki nie przecięła całego Residenzplatz i nie nabrała pewności, że nie jest śledzona.

Przez kilka sekund stała z dudniącym sercem i zawrotami głowy. Wciąż widziała twarz tamtego mężczyzny, jego lubieżne spojrzenie. Zadrżała na całym ciele. Nie może pójść na zajęcia w takim stanie. Nie może również wrócić do domu, bo musiałaby się gęsto tłumaczyć, a tego również nie chciała.

Austriaccy żołnierze w Wiedniu, luty 1934 roku (Bundesarchiv, Bild 102-00805 / CC-BY-SA 3.0)

Wziąwszy głęboki oddech, by się uspokoić, spojrzała w górę na znajomą, czerwoną kopułę klasztoru Nonnberg, najstarszego żeńskiego obiektu tego rodzaju w Austrii i w Niemczech, przystani dla wiary i nadziei położonej wysoko nad miastem.

Powoli, nie zastanawiając się zbytnio nad tym, dokąd zmierza, ruszyła w  górę Kaigasse, a  następnie skręciła w Nonnbergstiege, czyli strome schody wciśnięte między dwa wysokie budynki, prowadzące do samego klasztoru. Kiedy pokonała sto pięćdziesiąt stopni, oddychała z trudem. Znalazła się przy wejściu dla gości, starej bramie z kutego żelaza prowadzącej na dziedziniec i do kaplicy, jedynych części klasztoru otwartych dla ludzi z zewnątrz.

Lotte minęła bramę i znalazła się na dziedzińcu, od którego w różnych kierunkach odchodziły wąskie uliczki – chłodne, wilgotne i ciche, jakby prowadziły do innego świata. Naprawdę tak się przez chwilę poczuła.

REKLAMA

Była tam zupełnie sama i przez kilka sekund radowała się panującą w tym miejscu ciszą. Miejski hałas i gwar zastąpił doskonały bezruch, który trwał gdzieś w jej wspomnieniach, a może w marzeniach.

W tym miejscu nie spotkałaby nigdy agresywnych ludzi wykrzykujących gniewne słowa na stopniach lub chwytających ją za ramiona. Nie spotkałaby wyniosłych profesorów ani snobistycznych uczniów. Nikt nie spojrzałby tu na nią pożądliwie. To nie było miejsce na gniew czy agresję, na furię i strach. Tutaj panował bezruch, jak przed świtem lub po zmroku. Lotte wypuściła z płuc powietrze, które długo tam przetrzymywała, po czym westchnęła z zadowoleniem, oddając się ciszy.

Drzwi prowadzące do kaplicy były otwarte, weszła więc do środka, wdychając znajomy zapach wosku i kadzideł, odprężając się przy tym. Zauważyła zaskoczona, że w pobliżu stoją zakonnice modlące się unoszącymi się i opadającymi głosami w melodyjnych falach. Był to odgłos spokoju, który wycisnął Lotte łzy z oczu. To było jeszcze lepsze niż piękno ciszy. Stała w przejściu przez kilka minut, słuchając dawnych modlitw i pozwalając im koić swoją umęczoną duszę.

Zawsze lubiła chodzić na msze do kościoła pod wezwaniem świętego Błażeja – prostej budowli wykutej w skale Mönchsbergu – w których jej rodzice uczestniczyli od czasów, kiedy jeszcze nie było jej na świecie. To miejsce jednak wydawało się jeszcze piękniejsze, czuła tutaj pełne oddanie Bogu.

Wywołało to w niej jakąś nieokreśloną tęsknotę i z drżeniem przypomniała sobie początkowe wersety wiersza z Księgi godzin Rilkego:

Jestem na świecie zbyt sam, a przecież sam nie dość, by każdą święcić godzinę.

Tę godzinę pragnęła święcić.

Drgnęła, usłyszawszy dobiegające z dziedzińca głosy, pospiesznie wyszła więc z kaplicy. Chciała tam zostać, ale czuła się w dziwny sposób winna, że w ogóle tam weszła, jakby była intruzem w świecie, który był jednocześnie święty i zakazany.

Wróciwszy na dziedziniec, ujrzała kobietę z dzieckiem i aż otworzyła ze zdumieniem oczy, kiedy rozpoznała w niej Marię von Trapp.

Lotte popatrzyła ze zdumieniem na tę byłą kandydatkę na zakonnicę, która w jej wyobraźni uzyskała pewien wyższy status – wyszła za barona, urodziła dziewięcioro dzieci i była szanowaną liderką śpiewającej rodziny von Trappów. Lotte słyszała ich już wielokrotnie w radiu.

Spojrzenie Marii von Trapp było przyjazne, ale jednocześnie niepokojąco przenikliwe.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Kate Hewitt „Wybór sióstr” bezpośrednio pod tym linkiem!

Kate Hewitt
„Wybór sióstr”
cena:
49,90 zł
Wydawca:
Filia
Tłumaczenie:
Adrian Napieralski
Rok wydania:
2022
Okładka:
miękka
Liczba stron:
464
Premiera:
28.09.2022
Format:
135x205 mm
ISBN:
978-83-8280-234-4
EAN:
9788382802344

Ten tekst jest fragmentem książki Kate Hewitt „Wybór sióstr”.

– Dzień dobry – powiedziała. – Czy ja ciebie znam?

REKLAMA

– Nie… Chyba nie – zająknęła się Lotte. – To znaczy… Nigdy się nie poznałyśmy. Śpiewałyśmy jednak obie na konkursie przed kilkoma laty, w Elektrischer Aufzug. Oczywiście nie pamięta nas pani… Mam na myśli mnie i moich sióstr. Śpiewałyśmy w trio Die Lorelei.

Maria zamyśliła się na chwilę, ale nagle jej twarz rozjaśnił uśmiech.

– Ach tak, Siostry Szarotkowe! – Roześmiała się radośnie, a Lotte popatrzyła na nią z niedowierzaniem.

– Ale… skąd pani wie? – W ten sposób nazywał je tylko ojciec w wyrazie miłości.

– Nie, nie, wiem, że tak się nie nazywacie – zapewniła ją Maria z uśmiechem na twarzy. – Trio sióstr Eder, prawda? Pamiętam jednak, że wszystkie miałyście wpięte szarotki. Piękne.

Rodzina Trappów podczas koncertu w Bostonie w 1941 roku (aut. Larry Gordon)

– Tak, zgadza się. – Lotte, podobnie jak siostry, zgodnie z prośbą ojca zachowała swoją łodyżkę i trzymała ją ususzoną między kartkami rodzinnej Biblii. – Jestem mile zaskoczona, że nas pani zapamiętała, baronowo von Trapp. Wydawało mi się, że łatwo o nas zapomnieć.

– Absolutnie nie. Byłyście urocze. Pamiętam, że z wami rozmawiałam. Przypominam to sobie, choć umknęło mi już, jakie pieśni śpiewaliśmy. To było tak dawno. A co ty robisz tutaj, w klasztorze?

– Przyszłam się rozejrzeć. Tak tu cicho i spokojnie. – Lotte rzuciła tęskne spojrzenie w kierunku kaplicy. – Mogłabym tu przebywać bez końca. – Naprawdę? – Maria przechyliła lekko głowę i zmrużyła swoje ciemne oczy. Nie należała do pięknych kobiet, ale miała w sobie energię i witalność, które czyniły ją atrakcyjną. – Kiedyś też tak myślałam, ale Bóg miał wobec mnie inne plany. A teraz przyszłam zaprowadzić moją córkę, małą Lorli, do tutejszej szkoły. – Spojrzała czule na dziewczynkę stojącą obok niej z poważną miną. – Bardzo się z tego powodu cieszę.

– Z pewnością – odparła Lotte. Uśmiechnęła się do Lorli, która odpowiedziała podobnym uśmiechem i szybko wtuliła się w matkę. – Gdybym mogła tu spędzać całe dnie, z pewnością bym się nie zawahała – dodała z nieco większym przekonaniem, niż zamierzała.

– Może czujesz powołanie? – zasugerowała Maria z tą samą niekomfortową bezpośredniością. Lotte uznała to za żart, ale zobaczyła, że kobieta mówi to całkowicie poważnie.

– Och… Ja nie…

– Jesteś katoliczką?

REKLAMA

– Tak, chodzimy z rodziną do kościoła świętego Błażeja.

– No więc? Boskie wezwanie może przypominać szept, ale z pewnością jest wyraźne i raz usłyszane, nie może zostać zlekceważone. Usłyszałam je, kiedy byłam w twoim wieku i przyszłam tutaj w roli kandydatki. To były najradośniejsze dni w moim życiu, choć oczywiście teraz najszczęśliwsza jestem w domu. – Ponownie zerknęła na córkę z ogromną czułością.

– Tak, wiedziałam o pani pobycie w tym miejscu – odparła nieco nerwowo Lotte, a w głowie zawirowało jej na myśl o usłyszeniu, nie wspominając nawet o zaakceptowaniu, takiego bożego wezwania.

– To wielki przywilej oddać wszystko w służbie Panu. Tego właśnie pragnęłam. Byłam niezwykle poruszona, kiedy matka przełożona mi powiedziała, że wolą boską jest poślubienie przeze mnie mojego męża, kapitana von Trappa.

– Naprawdę? – W jakiś sposób zaskoczyło to Lotte, kiedy pomyślała o wszystkim, co zyskała Maria: o wielkim domu w Aigen, łatwym życiu, miłości ze strony dobrego człowieka i własnych dzieci. A jednak pozostanie tutaj w samotności i ciszy…

– Tak, zdecydowanie – odparła z powagą Maria. – Zawsze jednak należy przyjąć boskie wezwanie, niezależnie od tego, czy oznacza ono komfort klasztornych murów, czy dzikość świata poza nimi. Życzę ci, Fräulein Eder, żebyś go wysłuchała. – Wyciągnęła rękę i sięgnęła po dłoń Lotte, uśmiechając się do niej przyjaźnie, po czym zabrała córkę i odeszła.

Modlitwy zakonnic dobiegły końca, więc wokół panowała pełna cisza, kiedy Lotte opuszczała dziedziniec i schodziła w dół wąskimi i stromymi schodami Nonnbergstiege. Kiedy znalazła się na dole, powrócił miejski zgiełk – rubaszny śmiech przechodnia, pisk i zgrzyt tramwaju, trzaśnięcie drzwiami, wołanie ulicznego handlarza. Zwalczyła w sobie pragnienie, by wrócić na górę i już na zawsze ukryć się w bezpiecznym zaciszu kaplicy.

Ale nie. Zbyt wiele już dziś nabroiła. Opuściła wszystkie popołudniowe zajęcia i będzie musiała powiedzieć o tym rodzicom. Sama myśl o dezaprobacie matki i łagodnie wyrażonemu rozczarowaniu ojca wystarczyły, by opuściły ją takie myśli.

„Raz usłyszane, nie może zostać zlekceważone”.

Lotte przypomniała sobie słowa Marii von Trapp i miała nadzieję, że to prawda. Jeśli faktycznie usłyszy takie wezwanie, nie będzie miała wyboru i je przyjmie.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Kate Hewitt „Wybór sióstr” bezpośrednio pod tym linkiem!

Kate Hewitt
„Wybór sióstr”
cena:
49,90 zł
Wydawca:
Filia
Tłumaczenie:
Adrian Napieralski
Rok wydania:
2022
Okładka:
miękka
Liczba stron:
464
Premiera:
28.09.2022
Format:
135x205 mm
ISBN:
978-83-8280-234-4
EAN:
9788382802344
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Kate Hewitt
Napisała swoją pierwszą historię w wieku pięciu lat. Mimo, że wychowała się w Pensylwanii, spędzała lato i wakacje w jej wiejskiej chacie w Ontario. Studiowała w college'u i wkrótce po ukończeniu studiów przeniosła się do Nowego Jorku, aby rozpocząć karierę w teatrze. W 2007 roku otrzymała "The Call" z Mills & Boon za swoją pierwszą powieść dla Harlequin Presents.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone