Maja Wolny – „Czarne liście” – recenzja i ocena

opublikowano: 2016-09-21 07:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Powieść „Czarne liście” reklamowana jest jako pozycja nawiązująca do problematyki pogromu kieleckiego. Czy rzeczywiście to wydarzenie jest spoiwem książki?
REKLAMA
Maja Wolny
„Czarne liście”
cena:
34,99 zł
Wydawca:
Czarna Owca
Rok wydania:
2016
Okładka:
miękka
Liczba stron:
376
Format:
135 mm x 205 mm
ISBN:
978-83-8015-382-0

Najnowsza książka Mai Wolny to powieść na poły historyczna, na poły kryminalna. Autorka miejscem akcji uczyniła swoje rodzinne miasto, Kielce. To tam rozgrywają się losy dwóch bohaterek: jedna z nich to postać historyczna, a druga fikcyjna, żyjąca współcześnie. Pierwszą jest Julia Pirotte, polska Żydówka, komunistka i fotografka, która przybyła do Kielc niedługo po pogromie. Druga to Weronika Czerny, historyczka mieszkająca w Kielcach i matka 10-letniej Laury, która ginie tuż przed kolejną rocznicą tragicznych wydarzeń.

Powieść reklamowana jest głównie ze względu na jej nawiązania do pogromu kieleckiego i wątek zaginięcia dziewczynki. Trudno nie dostrzec w tym pomyśle dużego potencjału: w lipcu 1946 r. w Kielcach zaginął ośmioletni chłopiec, odżyła legenda o mordzie rytualnym i doszło do pogromu. Kilkadziesiąt lat później, już w innym ustroju i w krajobrazie nieprzypominającym trudnej powojennej rzeczywistości, znika kolejne dziecko. Czy coś będzie łączyło te dwa wydarzenia? Okazuje się jednak, ze choć Autorka na różne sposoby próbowała połączyć te dwa tory narracji, zrobiła to wyjątkowo nieudolnie.

Okoliczności pogromu kieleckiego i pamięć o nim nie są jedynym problemem historycznym poruszanym w książce. Równie ważny – a może nawet istotniejszy – jest ten dotyczący mordów Polaków na Żydach ukrywających się na wsi w okresie okupacji. Kolejny poświęcony jest postaci pułkownika Jana Piwnika „Ponurego”, bohaterskiego dowódcy AK walczącego m.in. w Górach Świętokrzyskich. Nie mogę jednak napisać, że są w książce obecne pełnowartościowe wątki zbrodni na Żydach i wątek polskiego podziemia, ponieważ w fabule bardzo brakuje mi właśnie szerszego kontekstu zdarzeń. Można wręcz powiedzieć, że ignoruje potencjał fabularny problemów, które sama porusza i postaci, które sama kreuje.

Zarówno postaciom fikcyjnym, jak i postaci historycznej, mam sporo do zarzucenia. Najbardziej wiarygodną bohaterką jest Julia Pirotte, co zapewne można wiązać z tym, że jej życiorys Wolny poznawała m.in. dzięki materiałom archiwalnym. Z drugiej strony momentami odnosiłam wrażenie, że dany etap z jej życia został opisany w powieści, nie wnosząc przy tym nic do rozwoju fabuły i nie zwiększając szczególnie naszej wiedzy o motywacji postaci. Jednak prawdziwe problemy zaczynają się tam, gdzie zaczyna przeważać fikcja. Postaci drugoplanowe są sztampowe: dotyczy to poszukującego sensacji dziennikarza Andrzeja Kalisza, a najbardziej widoczne jest w przypadku komisarza Mirosława Zaremby i milicjanta Józefa Zaremby, którzy – przynajmniej z mojej perspektywy – są nie do odróżnienia.

Zastrzeżenia budzą także związki i interakcje pomiędzy postaciami: o ile jeszcze stosunkowo wiarygodne są relacje Julii z rodziną, o tyle te z postaciami fikcyjnymi – już niekoniecznie. Najsłabiej wypadają relacje obu bohaterek z mężczyznami, którzy w niebezpiecznym stopniu je definiują, jak np. w tym fragmencie: „to wydarza się w życiu każdej kobiety całkiem niespodziewanie. Z budzącej zainteresowanie starszych mężczyzn młódki powstaje ktoś nowy, doświadczony, przygarniający chłopięcość”.

REKLAMA

Szczególnie niefortunnie zarysowana wydaje się postać Weroniki Czerny, która przeskakuje z jednego emocjonalnego stanu w drugi i trudno szukać wyjaśnienia dla jej kroków. Oto bowiem z powodu odkrytej zbrodni rodziców opuściła rodzinny dom, ale trudno dociec dlaczego zerwała przy tym kontakty z ledwie wzmiankowanymi braćmi? Część problemów z odbiorem tej bohaterki wynika z niestarannie prowadzonej narracji pierwszoosobowej. Nie wydaje się prawdopodobne choćby to, by matka poszukująca zaginionej córki zaczynała o niej myśleć w czasie przeszłym. Czerny nie jest także – oględnie mówiąc – zbyt wiarygodna jako historyczka. Swoją karierę naukową opiera na zdumiewająco wąsko sprecyzowanych zainteresowaniach: „nie jestem specjalistką od relacji polsko-żydowskich, tylko od postaw ludności wiejskiej wobec Żydów w okresie drugiej wojny światowej”. Wyjątkowo nieprawdopodobne jest, by pracę magisterką pisać na podstawie sprawy jednej ukrywającej się rodziny, a nazwanie ogółu studentów historii „ciekawymi świata idealistami” wypada uznać za cokolwiek naiwne.

Rozliczne problemy omawianej powieści kumulują się w poszczególnych scenach. By podać przykład i jednocześnie uniknąć podawania informacji o zakończeniu utworu: Julia Pirotte poznaje w Kielcach młodego milicjanta, Józefa Zarembę, który był na służbie w dniu pogromu. Na sztampowym romansie rzecz się nie kończy. W papierowej rozmowie na temat wciąż niedawnej tragedii padają zdania: „- Nic nie rozumiesz./ - No to mi wytłumacz!”, a o postaciach dowiadujemy się, że: „Julia była gotowa na śmierć, nie musiała za wszelką cenę bronić życia tak jak on, piękny, młody Józef”. Co gorsza, autorka w tym właśnie momencie postanawia nawiązać do historycznych debat wokół okoliczności pogromu i Julia w alkoholowym amoku stwierdza, że „ofiara wasza nie pójdzie na marne”, bo przyczyni się do… wygrania referendum.

Powieści rozpaczliwie brakuje motywu przewodniego, spoiwa, które łączyłoby wątki i pozwoliło na selekcję tych tworzących całość. Porwanie dziewczynki nie spełnia tej roli, jest tylko jednym wątkiem z wielu, stanowiąc jedynie swoisty pretekst, podobnie jak historia kieleckiego pogromu. Ale – pretekst do czego? Na to pytanie nie sposób odpowiedzieć.

Autorka wyposaża jedną z bohaterek w atrybut: orchidee, które zaczynają chorować pomimo ich troskliwej pielęgnacji, a tytułowe „Czarne liście” to właśnie znamiona ich choroby. Jednak, koniec końców, i ten potencjał pozostał niewykorzystany. Podobnie jak pozostałe wątki i motywy pozwolił mieć oczekiwania – i ich nie spełnił. Jedno jest zatem pewne – „Czarne liście” to na pewno nie jest powieść o godzeniu się z przeszłością. Została tu ona bowiem potraktowana zupełnie po macoszemu.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Kinga Czechowska
(ur. 1991) – historyczka, pracowniczka Referatu Badań Historycznych Delegatury IPN w Bydgoszczy. Absolwentka Wydziału Nauk Historycznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, na którym w 2021 r. uzyskała stopień doktora nauk humanistycznych w zakresie historii. Uczestniczka polskich i międzynarodowych konferencji naukowych, a także seminarium doktorskiego w Muzeum POLIN w ramach programu GEOP poświęconego historii i kulturze Żydów polskich. Stypendystka m.in. Fundacji z Brzezia Lanckorońskich oraz Polonia Aid Foundation Trust. Autorka licznych artykułów naukowych i popularnonaukowych. Jej zainteresowania badawcze koncentrują się wokół historii dyplomacji, historii polskich Żydów oraz historii Polski w XX w

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone