Makabryczna sprawa z Konitz. Szczegóły tragedii sprzed 125 lat przerażają
W czasopismach z początku XX wieku można znaleźć wiele ważnych i zaskakujących informacji. Do takich bez wątpienia należą nowe tropy w sprawie brutalnego morderstwa sprzed 125 lat dokonanego na Erneście Winterze, gimnazjaliście w małym pruskim miasteczku Konitz (obecnie Chojnice, woj. Pomorskie). Okazuje się, że prawdopodobnie ważne dla śledztwa informacje, zostały pominięte. Co wiemy o makabrycznej zbrodni dokonanej w Konitz?
Zbrodnia z Konitz: makabryczne odkrycie
Wtorek, 13 marca roku 1900, miasteczko Konitz. Z Jeziora Zakonnego wyłowiono męski tors owinięty w papier – odseparowany od ciała tuż pod żebrami, z odciętymi ramionami i głową. To zwłoki Ernesta Wintera, ostatni raz widzianego w niedzielę 11 marca 1900 roku. Rozpoznania dokonał ojciec osiemnastoletniego gimnazjalisty. Mieszkańcy Konitz byli wstrząśnięci odkryciem, nie wiedzieli jednak, że to dopiero prolog makabrycznej historii.
Dwa dni później, rankiem przed bramą cmentarza ewangelickiego odnaleziono prawe ramię Ernesta. 20 marca, również z Jeziora Zakonnego, wyłowiono lewe udo. 15 kwietnia – w Niedzielę Wielkanocną – dzieci bawiące się w pobliżu Lasku Miejskiego, w rowie na skraju pola natrafiły na głowę Ernesta Wintera. Precyzja i fachowość cięć wskazywały, że zbrodni dokonał najpewniej chirurg lub… rzeźnik. Śledczy i lekarze zajmujący się sprawą orzekli, iż śmierć nastąpiła w wyniku poderżnięcia gardła lub uduszenia.
Śledztwo miesiącami tkwiło w martwym punkcie, a właściwie tonęło w nawale donosów i zeznań „świadków” tak naprawdę niewiele wnoszących do sprawy, a mniej lub bardziej świadomie usiłujących pogrążyć Żydów, których większość miasteczka osądziła i nierzadko już skazała za zbrodnię chojnicką. Powszechnie wierzono bowiem, że to oni od stuleci porywają i mordują chrześcijańskie dzieci, „spuszczają” z nich krew, by na święto Paschy dodać ją do macy. Spirala nienawiści zaczęła zataczać coraz większe kręgi. Co rusz wybuchały zamieszki na tle antysemickim – dochodziło do pobić, wybijania szyb w domach i sklepach żydowskich, usiłowano zniszczyć, a następnie podpalić chojnicką synagogę. Żółć rozlała się po całym Pomorzu, aktów przemocy dokonywano w wielu miastach, nierzadko bardzo oddalonych od Konitz. By zapanować nad sytuacją, cesarz Prus wysłał do Konitz oddział wojska, który przez wiele miesięcy stacjonował w mieście i tłumił wybuchające co pewien czas rozruchy.
Zmieniali się śledczy, przysyłani nawet z samego Berlina. Akta sprawy – w tym przesłuchania kilkuset osób – objętością urosły do kilku tomów. Zjeżdżający do miasta dziennikarze rozpalali wyobraźnię czytelników, nie tylko z Konitz, nie tylko z Prus i Pomorza. Wieści o brutalnym mordzie dotarły nawet do Stanów Zjednoczonych. Mimo upływających miesięcy, śledztwo niewiele posunęło się naprzód. Ostatecznie najpoważniejsze oskarżenia wysuwano względem dwóch chojnickich rzeźników. Żyda Adolpha Lewego i Niemca Gustava Hoffmanna (z córką którego Ernest Winter rzekomo miał romans). Nie trzeba chyba wskazywać, kto w oczach społeczności Konitz był bardziej podejrzanym – i to mimo braku dowodów i pozytywnych dla Lewego wyników rewizji jego domu i zakładu, a nawet mocnego alibi.
Kolejne dowody
Styczeń, 1901 roku. Prawie rok po odkryciu zbrodni. W ciągu kolejnych dni w różnych miejscach Konitz odnaleziono fragmenty ubrania Ernesta Wintera. Kamizelkę i marynarkę odkryto na terenie Lasku Miejskiego, spodnie na tyłach budynku loży masońskiej (dzisiejsza Szkoła Muzyczna), płaszcz na terenie żeńskiej szkoły ludowej (zapamiętajmy ten fakt). Niewielkie ilości krwi na ubraniu ostatecznie obaliły teorię śmierci w wyniku poderżnięcia gardła. Ernest został uduszony i dopiero pośmiertnie poćwiartowany.
Winnego nie złapano, choć podejrzanych, poza Lewym i Hoffmannem, było wielu m.in.: krawiec Plath, nauczyciel Weichel, sprzedawca cygar Fisher, poza tym prostytutki i ich opiekunowie, Gast, z którego żoną Ernest podobno miał romans, podobnież Rhode. Naznaczoną krwią chusteczkę żony tego drugiego znaleziono w pobliżu podrzuconej w Lasku Miejskim głowy Ernesta Wintera.
Zmiana perspektywy
Moja kwerenda doprowadziła do małego odkrycia, które – gdyby podobna sprawa miała miejsce we współczesnym świecie – być może sprawiłoby, iż śledczy na nowo zainteresowaliby się sprawą mordu na gimnazjaliście i kolejny raz przyjrzeli się podejrzanym. I to nie tylko dwóm rzeźnikom.
Polecamy e-book Mariusza Gadomskiego – „Kryminalne Wilno”
Książka dostępna również jako audiobook!
Przeglądając archiwalne numery „Gazety Toruńskiej” natrafiłam na informację, o której nie wspominano w najpopularniejszych publikacjach dotyczących chojnickiej zbrodni. Brakuje jej zarówno w spisywanej w latach 30. XX wieku, skrajnie antysemickiej broszurze „Mord rytualny w Chojnicach”, jak i kolejnych artykułach internetowych czy publikacji „Opowieść rzeźnika. Morderstwo i antysemityzm w Chojnicach” Helmuta Walsera Smitha. Jeśli zaś informacja, na którą zwróciłam uwagę jest znana, to w moim mniemaniu pomijanie jej całkowicie zmienia obraz zbrodni.
„Gazeta Toruńska” z 18 kwietnia 1903 roku, donosiła: „Wielką sensacyę wywołała w naszem miasteczku wiadomość, iż w miejscu ustępowym przy tutejszej szkole ludowej znaleziono kilka kości ludzkich, pomiędzy nimi część golenia. Kości te pochodzą podobno od gimnazyasty Wintera, co atoli do tego czasu nie zostało stwierdzone” („Gazeta Toruńska”, r. 1903, nr 87, s. 3). W kolejnym numerze podano więcej szczegółów. „Chojnice. Nowe ślady zbrodni. W Chojnicach jak już donosiliśmy znaleziono w kloakach szkoły ludowej kości ludzkie, między innemi kość podgoleniową, wielkie kości lewej ręki i lewej nogi i wszystkie kości prawej nogi. Wszystko to znaleziono w kloakach szkolnych od 3 lat nie wypróżnianych (!!) – w pobliżu miejsca, gdzie przed dwoma laty znaleziono paltot zamordowanego gimnazyasty Wintera” („Gazeta Toruńska”, r. 1903, nr 88, s. 2).
Numer 89, z 21 kwietnia 1903 r.:
„Przypuszczenie co do tożsamości znalezionych kości gimnazyasty Wintera potwierdza orzeczenie fizyka powiatowego dr Königa, który oświadczył, iż w znalezionych kościach rozpoznaje kości pochodzące od szkieletu niezupełnie dorosłej osoby a po porównaniu ze znalezionemi częściami ciała Wintera, krótko po morderstwie okazało się iż właśnie tych części dawniej brakowały. Dlatego kości znalezione pochodzą bezwątpienia od Wintera. Znaleziono następujące części szkieletu: kość prawą uda, 2 kości prawego podudzia, 2 kości lewego podudzia i obie kości lewej ręki”
W numerze z 24 kwietnia „Gazeta Toruńska” spekulowała na temat działania zbrodniarza: „Jeżeli się obejrzy miejsce, w którym obecnie znaleziono szczątki Wintera, przychodzi na myśl, iż musieli dwaj być czynnymi przy ukryciu tych kości. Musiało się to stać naturalnie o ciemności, a więc w czasie, gdy każde drzwi do podwórza szkólnego były zamknięte. Ponieważ zaś płot jest około 4 metry wysoki, więc jedna osoba nie mogła wszystkich części razem z sobą przenieść. Trzeba więc przypuszczać, że jedna osoba przeszła przez płot, a druga jej owe części przerzucała. Jeżeli zaś drzwi tylne prowadzące na podwórze były niezamknięte, osoba zanosząca owe części miała łatwą pracę. Drzwi te zaś są zazwyczaj wieczorem zamknięte. Gdyby one więc właśnie tego wieczoru były otwarte, świadczyłoby to o wielkiej znajomości mordercy ze stosunkami lokalnymi w szkole. Z pewnością można przypuścić iż osoba, która po roku paltot zamordowanego przez płot szkoły dla dziewcząt rzuciła, jest tą samą, która owe szczątki także tamdotąd zaniosła. Zdaje się nawet, że wszystkie części Wintera miały być w miejsce ustępowe schowane. Podniesienie desek zaś nie obyło się bez hałasu. Przez wielkie otwory nie mógł morderca owych części wrzucić, gdyż odkryto by je zaraz na drugi dzień, pozostała więc tylko rura bardzo wązka, którą wciśnięto, co się dało. Aby zaś zmylić ślady rozniesione pozostałe części w różne strony miasta” („Gazeta Toruńska”, r. 1903, nr 92, s. 2).
W śledztwie pojawił się nowy trop. Szkoła – teren poniekąd publiczny, do którego wiele osób ma dostęp w ciągu dnia. A co z nocą? To właśnie wtedy, najprawdopodobniej, sprawca podrzucił fragmenty ciała do szkolnych toalet. Jeśli wykluczymy przypadek, że tej nocy zamknięta zwykle furtka była wyjątkowo otwarta, zostaje jedno najbardziej prawdopodobne wytłumaczenie – zbrodniarz albo znał kogoś „wewnątrz” szkoły, albo sam miał na jej teren swobodny dostęp. Jak to ma się do oskarżeń wysuwanych względem chojnickich rzeźników? Czy policja powinna na nowo zainteresować się nauczycielem o nazwisku Weichel? A może to córka Hoffmanna, z którą Ernest miał romans, uczyła się w tej szkole i pomogła ojcu pozbyć się mniejszych fragmentów ciała Wintera?
Zbrodnia bez kary
Czy sprawa morderstwa Ernesta Wintera z 1900 roku zostanie kiedykolwiek rozwiązana? Wątpliwe, ale nie całkiem niemożliwe. Wiemy, że wciąż pojawiają się nowe fakty i ustalenia np. w sprawie słynnego Kuby Rozpruwacza. Sprawiedliwości nie stanie się wszak zadość. Morderca wymknął się Temidzie, zniszczył przy tym życie nie tylko Ernesta Wintera i jego rodziny. Fala nienawiści przetoczyła się przez małe, senne Konitz, skąd rozlała się po całym Pomorzu. Niesłuszne i urągające intelektowi oskarżenia dotknęły ponad trzystu sześćdziesięciu mieszkańców Konitz wyznania mojżeszowego, zmuszając ich do ucieczki, porzucenia domów i interesów. Jesienią 1938 roku liczba zbiorczej gminy żydowskiej w Chojnicach (obejmującej nie tylko miasto, ale i okoliczne wsie) spadła do zaledwie 69 osób.
Zapisz się za darmo do naszego cotygodniowego newslettera!
Bibliografia:
Helmut Walser Smith, „Opowieść rzeźnika. Morderstwo i antysemityzm w Chojnicach”, Oficyna Wydawnicza Fundacji Fuhrmanna, 2015.
Broszura „Mord rytualny. Prawdziwe zdarzenie w miasteczku pomorskim”, Toruń, 1937.
„Gazeta Toruńska”, r. 1903, nr 87, 92.
redakcja: Jakub Jagodziński