Marek Latasiewicz, Jerzy Cierpiatka, Mirosław Nowak – „Mundial historia. Od Urugwaju do Rosji” – recenzja i ocena

opublikowano: 2018-06-03 13:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Mistrzostwa świata w piłce nożnej powodują, że na półkach księgarskich pojawia się wiele nowych pozycji dotyczących tego sportu. Większość z nich się dezaktualizuje nim jeszcze nie zdążą opaść emocje związane z finałem. Jak prezentuje się na tym tle album przygotowany przez wydawnictwo Arena?
REKLAMA
Marek Latasiewicz, Jerzy Cierpiatka i Mirosław Nowak
„Mundial historia. Od Urugwaju do Rosji”
nasza ocena:
8/10
cena:
79,90 zł
Okładka:
twarda z obwolutą i złoceniami
Liczba stron:
320
Format:
A4 (forma albumowa, pełny kolor, papier powlekany)
ISBN:
978-83-66008-01-4

Finały mistrzostw świata to specyficzna impreza z właściwą tylko sobie otoczką. Stopniowo narastające napięcie, wróżenie w sprawie możliwych wyników, typowanie gwiazd mundialu. Z drugiej strony przewidywanie potencjalnych niewypałów czy gorące dyskusje nad powołaniami do reprezentacji zaprzątają głowę nawet niedzielnych kibiców. Album „Mundial” oferuje inną perspektywę. Sięga w historię tego wielkiego święta piłki nożnej pokazując przebieg i odsłaniając kulisy odległych w czasie edycji. To, o dziwo skuteczna, próba cofnięcia się do emocji i faktów przypisanych zakończonym już zmaganiom piłkarzy. Cóż bowiem może wywołać emocje w znanym już wyniku meczu? Okazuje się, że przyczyn może być zaskakująco wiele.

W czasach powszechnego dostępu do Internetu wydawać by się mogło, że wydawnictwa albumowe przejdą do lamusa jako fanaberia wąskiej grupy odbiorców. Przecież sieć oferuje nieporównywalnie większe możliwości atrakcyjnego wizualnie przedstawienia historii mistrzostw świata. Nieograniczona w praktyce liczba zdjęć, materiały filmowe czy animacje przedstawiające na przykład akcje bramkowe z mundialu w Urugwaju byłyby nie lada gratką dla kibica pasjonującego się historią sportu. Jednak album autorstwa trzech dziennikarzy – Jerzego Cierpiatki, Marka Latasiewicza i Mirosława Nowaka – prezentuje się świetnie. Przede wszystkim spodobać się może sam koncept. Każda edycja mundialu przedstawiona jest według tego samego schematu. Poza tekstem głównym przedstawiającym przebieg imprezy i jej spektakularne wydarzenia zamieszczono także tabele i wyniki meczów oraz bogaty materiał ikonograficzny. Nie mogło oczywiście zabraknąć turniejowej jedenastki gwiazd, sylwetek głównych aktorów mundialowych bojów oraz opisów zmagań biało-czerwonych. W tym ostatnim przypadku bywały niestety mistrzostwa w których udziału nie braliśmy. Autorom pozostało wówczas jedynie przybliżyć nasze porażki eliminacyjne.

Co ciekawe, absencja nie zawsze spowodowana była boiskową porażką. W 1934 r. po przegranym 1:2 pierwszym meczu z ówczesną piłkarską potęgą tj. Czechosłowacją, Polacy nie pojechali na rewanż. Zostaliśmy bohaterami pierwszego w historii mistrzostw walkoweru. Decyzję podjął ówczesny minister spraw zagranicznych Józef Beck, dla którego tak niesportowe rozwiązanie widocznie nie oznaczało ujmy na honorze. Głównym powodem był spór graniczny o Zaolzie, które w 1920 roku zagarnęli Czesi. „Odwdzięczyliśmy” się im w 1938 roku, tym samym w którym Polacy stoczyli epicki bój z Brazylią, w którym cztery bramki zdobył Ernest Wilimowski. Pierwsza nasza gwiazda światowego formatu, której drugowojenne wybory skutecznie zniszczyły legendę niezwykłego snajpera. Wczytując się w historie kolejnych mundiali widać wyraźnie jak od narodzin globalnej rywalizacji futbol bywał narzędziem polityki. W blasku bohaterów i sukcesów ogrzać chcieli się nie tylko demokratycznie wybrani prezydenci ale również dyktatorzy mający na sumieniu wiele ofiar. Włosi zdobywający w 1938 roku, roku mistrzostwo świata z oddechem Mussoliniego na plecach. Mistrzostwa w Argentynie z 1978 roku pamiętamy głównie przez pryzmat „zmarnowanej szansy” polskiej reprezentacji. Wedle kibicowskich marzeń ubieranych w „chłodne analizy” byliśmy podobno faworytem w walce o puchar Rimeta. Te mistrzostwa pamięta się także z perspektywy przegranego boju z gospodarzami. Ciszej jest o tym, że oni z kolei czuli presję Jorge Videli, jednego z wielu zmieniających się argentyńskich dyktatorów.

REKLAMA

Chociaż autorzy opisując przebieg mistrzostw skupiali się głównie – i słusznie! – na wydarzeniach sportowych to przecież nie tylko boiskowe dryblingi rządziły emocjami kibiców. „Niewidzialna” bramka Geoffa Hursta z finału w 1966 roku, dająca jedyne jak do tej pory mistrzostwo Anglikom, była oceniana także „politycznie”. Sędzia liniowy, dzięki któremu ją uznano, miał w ten sposób zemścić się na II wojnę światową. Dla tej teorii było paliwo: arbiter pochodził z ZSRS, a Anglicy grali z Niemcami, tymi z RFN. Tofik Bachramow – bo tak się zwał ten pan – pozostaje do tej pory jedynym sędzią piłkarskim na cześć którego nazwano stadion narodowy. Znajduje się on w Baku, a tuż przed nim umieszczono okazały pomnik arbitra.

„Mundial” zawiera masę tego typu ciekawostek. To duża sztuka opisać wydarzenia z przeszłości, o których niby już wszystko wiemy w taki sposób, by czuć emocje jakby się one dopiero co rozegrały. Autorom to się udało bez wątpienia. Aczkolwiek w tej beczce miodu znajdzie się także łyżka dziegciu. Im bliżej opisu współczesnych mundiali tym narracja jest coraz bardziej rozczarowująca. Niby dalej utrzymana jest podobna koncepcja opisu, ale jednak czegoś jej brakuje. Wydaje się, że autorzy zbliżając do ostatnich rozdziałów bardziej zawierzali własnej pamięci i emocjom niż analizie materiału. Kwiecisty opisu styl pojedynczych akcji nie oddawał jednak tego co udało się m.in. przy opisie pierwszych mundiali: klimatu epoki. Klimat ten osiągnięto niekiedy poprzez banalne zabiegi. Na przykład fotografie piłki czy butów w jakich występowali piłkarze poszczególnych edycji mundialu pokazuje drogę przebytą a Urugwaju do Rosji.** Niby piłka nożna od zawsze pozostawała prostą grą, ale ewolucja sprzętu dowodzi, że to wrażenie pozorne.**

REKLAMA

Autorzy niekiedy zaskakują swoimi arbitralnymi sądami. Dotyczy to zwłaszcza fragmentów opisujących polską reprezentację, a już szczególnie jej trenerów. O ile zachwyt nad Kazimierzem Górskim nie dziwi, to nieskrywana niechęć do Jacka Gmocha jest może i zrozumiała, ale także dyskusyjna. Jeżeli już coś w opisie może razić, to właśnie podawanie takich jednoznacznie brzmiących opinii bez ich solidnego udokumentowania. Widać, że to momenty gdy zamiast być bezstronnym arbitrem autorzy weszli w skórę kibiców i to tych dość głośno wyrażających swoje sympatie.

Nie umniejsza to jednak pracy włożonej w książkę. Autorzy faktycznie wybrali te elementy z historii mistrzostw świata, które są najważniejsze. Każda fotografia, czy mała historia opisana w didaskaliach, jest cenna i czuć, że nie została wrzucona by zapełnić pustą cześć albumowej karty. Zaznaczono, że nie brakuje tam opisów osadzających poszczególne mundiale w politycznym kontekście, ale autorzy nie oszczędzają także FIFA. Opisują głośne skandale korupcyjne, sędziowskie pomyłki przekładające się na piłkarskie dramaty całych narodów ale nie pozwalają jednocześnie by stało się to główną osią narracji.

Dzięki pokazaniu zapomnianych już skandali, chociażby z lat trzydziestych, możemy zobaczyć, że w momencie gdy narodził się futbol, pojawiły się także oszustwa z nim związane. To problem z którym trzeba walczyć. Dziś nikt nie wyobraża sobie, że w świetle kamer można pociąć sobie twarz, by wyłudzić walkowera. A przecież tak postąpił w eliminacjach do mundialu w 1990 bramkarz Chile, Roberto Rochas. Po odkryciu oszustwa Chile wykluczono a bramkarz, selekcjoner oraz lekarz tej kadry zostali dożywotnio zdyskwalifikowani. FIFA tym razem wykazała się stanowczością, której jej w innych momentach brakowało. Chociażby fatalne sędziowanie podczas turnieju w Korei i Japonii nie spowodowało wprowadzenia technologii pozwalających na branie pod uwagę powtórek telewizyjnych.

REKLAMA

Podczas mistrzostw w 2002 gospodarzom pomagały nie tylko ściany. W jednym tylko meczu - 1/8 finału z Hiszpanami – sędzia nie uznał aż dwóch prawidłowo zdobytych bramek. Tylko czy ktoś dziś o tym pamięta poza oszukanymi Hiszpanami? Do historii przeszło trzecie miejsce Koreańczyków. Zdobyte w skandalicznych okolicznościach. Nie tylko w polityce cel potrafi uświęcać środki.

Utarło się przekonanie, że albumy nie są książkami które się czyta. Przynajmniej nie czyta się całości a jedynie przegląda interesujące fragmenty. Zaletą albumów są zawarte w nich ilustracje, a czytelnik po prostu ocenia szatę graficzną. W przypadku „Mundialu” takie podejście to ogromny błąd. Całość – poza atrakcyjna szatą graficzną – składa się na pasjonująca opowieść o bojach toczonych po to, by zdobyć upragniony puchar Rimeta. Jednak narracja często wykracza poza boiskowe starcie ale czy może być inaczej skoro mundial od dawna stał się czymś więcej niż turniejem piłkarskim? To wielokrotnie była sprawa wagi państwowej. Gdy w maju 1960 roku Chile dotknęło trzęsienie ziemi ogromnych rozmiarów, dla zrozpaczonych Chilijczyków sprawne zorganizowanie dwa lata później mundialu stało się sprawą wagi państwowej, kwestią honoru narodu. Doskonale oddały to słowa szefa komitetu organizacyjnego Carlosa Dittborna Pinto: „skoro nie mamy nic, zrobimy wszystko”.

Lektura albumu pokazuje niezbicie, że nawet w epoce poprzedzającej globalizację i ogromną komercjalizację sportu, futbol był czymś więcej niż kolejna dyscypliną w której rywalizują wielce sportowcy. Są państwa w których udana kariera piłkarska może nawet doprowadzić do wygrania wyborów prezydenckich. „Mundial” atrakcyjnie odsłania poszczególne etapy tego procesu. Kreśląc szersze tło nie pozostawia jednak złudzeń. W centrum zawsze była piłka. Kiedyś wykonana ze zwierzęcego pęcherza, obecnie będąca produktem najnowszych, niekiedy kosmicznych technologii. Zamiast śledzić kolejne informacje o kibolskich ekscesach warto obejrzeć jak ewoluowała jej konstrukcja, bo eksplozja emocji związana z widokiem trzepoczącej w siatce piłki jest od urugwajskiej imprezy w 1930 roku niezmienna.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Grzegorz Wołk
Magister historii, pracownik Biura Badań Historycznych Instytutu Pamięci Narodowej. Doktorant w Instytucie Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor monografii Ośrodki odosobnienia w Polsce południowo - wschodniej (1981-1982).

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone