Marek Węcowski – „Sympozjon, czyli wspólne picie” – recenzja i ocena
Trudno powiedzieć, że Sympozjon, czyli wspólne picie to książka ściśle historyczna. Bliższe byłoby anglosaskie określenie classical studies, ponieważ autor korzysta z dorobku różnych nauk: historii, filologii klasycznej, archeologii i antropologii. Uważam to za duży plus publikacji i nie wyobrażam sobie, by można było poznać dobrze starożytność wyłącznie w oparciu o jedną naukę. Podstawową innowacją, którą wprowadza ta praca, jest tematyka. Sympozjon przez długi czas był uważany za zjawisko w historii Grecji nieistotne i błahe, więc ginęło ono wśród setek opracowań traktujących o poezji sympotycznej (notabene tworzonej właśnie podczas lub na potrzeby sympozjonów). Autor za cel stawia sobie stworzenie nowej definicji oraz (na jej podstawie) ponowne ujęcie genezy sympozjonu. Ważnym motywem książki jest również wskazanie wyjątkowości greckiego sposobu biesiadowania i jego gigantycznej roli kulturotwórczej, którą zbyt słabo się akcentuje.
Wywód toczy się gładko, elegancką, klarowną polszczyzną. Kalki językowe i zapożyczenia (jak zazwyczaj bywa, głównie z angielskiego) pojawiają się tylko w przypadkach koniecznych i są najczęściej opatrzone komentarzem autora. Częste cytaty z greki zapisane alfabetem greckim (mimo najszczerszych chęci nie zdołałam dopatrzeć się literówek) nie powinny nikogo przerażać, gdyż zawsze towarzyszy im polskie tłumaczenie. Sympozjon..., chociaż posługuje się specjalistycznym językiem, nie nuży i nie wpada w charakterystyczne dla niektórych publikacji naukowych zadęcie. Marek Węcowski prowadzi narrację w pierwszej osobie i często daje wyraz swoim własnym przekonaniom, intuicjom czy wątpliwościom. W ten sposób jakby zaprasza czytelnika do dyskusji, która naprawdę wciąga.
Konstrukcja książki pozostaje zwarta i uporządkowana. Dość obszerny wstęp tłumaczy przyjęte założenia teoretyczne i metody badawcze. Może służyć za wzór prezentowania swoich myśli w taki sposób, aby każdy (nawet mniej niż średnio zapoznany z tematem) zrozumiał tok wywodu. Treść dzieli się na dwie części, które odzwierciedlają główne zagadnienia poruszane w książce: „Definiując sympozjon” oraz „Sympozjon i historia”. W obrębie tych części wydzielono rozdziały i podrozdziały, które nadają całości wyjątkowo przejrzysty układ. Każdy rozdział dodatkowo zakończony jest podsumowaniem, więc z łatwością można zlokalizować konkretne kwestie, które nas interesują, i do nich wrócić. Poruszane zagadnienia to m.in.: problem arystokracji, rytuały i zabawy sympotyczne, wpływy orientalne, Homer jako źródło historyczne, „Czara Nestora” i wiele innych równie istotnych dla całej epoki archaicznej. Zarówno sposób wprowadzania zagadnień, jak i ich interpretacja powodują, że każdy fascynat starożytności jeszcze długo będzie mógł czerpać z tej książki pod względem merytorycznym i metodologicznym.
Lekko, a jednocześnie z pełnym poczuciem odpowiedzialności, autor operuje różnorodnymi metodami. Opiera się nie tylko na literaturze, ale i na znaleziskach archeologicznych, posługuje się modelami antropologicznymi i ustaleniami historyków. Czujnie korzysta z osiągnięć swoich kolegów po fachu. Wskazuje tu przede wszystkim na dwóch swoich mistrzów: Oswyna Murraya i Benedetta Bravo (któremu obok Julii Tazbirowej i Ewy Wipszyckiej dedykowano książkę). Poczucie szacunku nie przeszkadza mu na szczęście w konstruktywnej krytyce. Często przywołuje również stanowisko swojego rówieśnika Adama Rabinowitza, który zajmuje się podobną tematyką. W sytuacji (nie tak rzadkiej, gdy mowa o antyku), gdy źródła są zbyt skąpe, aby wyciągać wnioski, Marek Węcowski nie boi się do tego przyznać i stroni od snucia niepewnych hipotez. Przypisy, które zajmują nieraz ponad pół strony, zawierają wiele interesujących i cennych uwag, a zostały wyrzucone z głównego tekstu jedynie dla zachowania czytelności. Uzupełnieniem wywodu jest przebogata bibliografia i praktyczne indeksy: rzeczowy oraz miejsc przywoływanych w książce (z autorów starożytnych). Zamieszczono również streszczenie po angielsku. Wszystko to sprawia, że książka wpisuje się w nowoczesne, międzynarodowe badania nad starożytnością.
Na koniec wisienka na szczycie tortu, czyli fizyczny kształt książki. Miła szata graficzna tekstu, interesujące ilustracje (w tym godne uwagi rysunki Lissarague'a), szyta, w twardej oprawie. Oczywiście, do każdej książki dodałabym kolorowe mapy, ale akurat w przypadku Sympozjonu... uważam, że nie są niezbędne (chociaż mapa rozmieszczenia omawianych znalezisk w obrębie Morza Śródziemnego miałaby większą siłę oddziaływania na czytelnika niż tekst). Okładka jest w żywym kolorze pomarańczowym z białym pasem, na którym widnieje rysunek z kyliksu Oltosa, przedstawiający rozbawione hetery. Obcowanie z książką niesie prawdziwą przyjemność bibliofilom, a urocza kremowa tasiemka w roli zakładki (kiedy ostatni raz miałam w rękach książkę historyczną z tasiemką?) przyprawiła mnie o radosne drżenie serca. Doskonała zgodność formy i treści.
Sympozjon, czyli wspólne picie jest książką na najwyższym poziomie. Właściwie pozbawiona wad, pozwala przeżyć autentyczną intelektualną przygodę. Można się z niej wiele nauczyć, można z nią dyskutować. Umieszcza zjawisko greckiego sympozjonu w szerokim kontekście, przez co z pewnością znajdzie należne jej miejsce wśród książek naukowych. Zachęcam również tych, którzy na co dzień nie mają do czynienia z antykiem, do sięgnięcia po Sympozjon..., ponieważ jest to świetne, nowatorskie opracowanie interesującego tematu, a pytania tam stawiane można odnieść do każdej epoki, także do naszych czasów.
Redakcja: Michał Przeperski
Korekta: Agnieszka Kowalska