Mariusz Borowiak – „ORP Wilk. Okaleczony drapieżnik” – recenzja i ocena

opublikowano: 2009-04-22, 00:06
wszelkie prawa zastrzeżone
Swej własnej monografii doczekał się okręt podwodny ORP „Wilk”. Praca ta wyszła spod pióra znanego publicysty morskiego Mariusza Borowiaka i nosi tytuł „ORP Wilk. Okaleczony drapieżnik”. We wstępie do publikacji autor wyznaje, iż jednym z powodów napisania książki jest brak tytułowej jednostki w panteonie polskich okrętów podwodnych. Najnowsza publikacja Mariusza Borowiaka opowiada więc dzieje „Wilka” od jego narodzin we Francji pod koniec lat 20. ubiegłego wieku aż po smutny koniec w Gdyni w 1954 roku.
reklama
Mariusz Borowiak
ORP Wilk. Okaleczony drapieżnik
cena:
49,00 zł
Wydawca:
Alma-Press
Okładka:
twarda
Liczba stron:
426
Format:
170x240
ISBN:
978-83-7020-405-1

Już na samym początku w oczy rzuca się przepiękna wręcz oprawa graficzna książki. Wysokiej jakości papier, jak i przygotowana ze starannością okładka zachęcają do niezwłocznego zapoznania się z najnowszym dziełem Mariusza Borowiaka. We wstępie autor zaznacza, iż skupił się na okresie, gdy jednostka przebywała w Wielkiej Brytanii, i tak jest w rzeczy samej. Spośród 16 rozdziałów książki aż 11 zostało poświęconych dziejom „Wilka”, gdy służył pod skrzydłami, czy też raczej burta w burtę, z jednostkami Royal Navy. Autor podjął także wątek tragicznej śmierci dowódcy „Wilka” kmdr. ppor. Bogusława Krawczyka. Ostatni, 16 rozdział to kalendarium dziejów okrętu, zaś po nim umieszczono liczne załączniki w postaci szkiców, map itp. Dodatkowo praca zawiera kilkadziesiąt interesujących fotografii. Rozdziały nie są przesadnie długie, toteż czytelnik nie męczy się lekturą i ma możliwość uważnego przestudiowania książki. Każdy z nich traktuje o jakimś etapie dziejów okrętu, np. remoncie w stoczni czy też przebiegu patrolu bojowego. Czytanie ułatwia dość lekki, dziennikarski styl autora, co zresztą nie dziwi, gdyż na okładce podano informacje, że autor to „w tej chwili najwybitniejszy dziennikarz historyczny, zajmujący się sprawami morskimi”.

Właśnie ów styl, wraz ze specyficznym podejściem autora do kwestii przypisów, powoduje, iż praca ma charakter popularnonaukowy. Na czym polega owa specyfika? Otóż tak rozmieszczenie, jak i charakter przypisów (bardzo często narracyjny) wydaje się jedynie kwestią woli piszącego. W związku z tym przypisy raz są, lecz bardzo często ich nie ma, co gorsza w miejscu, gdzie byśmy ich oczekiwali. Chodzi tu przede wszystkim o cytaty ze wspomnień bądź dokumentów archiwalnych. Co ciekawe, część przypisów objaśnia czytelnikom znaczenie niektórych fachowych morskich terminów, takich jak np. szasowanie balastów lub głębokość peryskopowa. Zapewne jest wynikiem jednej z recenzji wcześniejszych prac autora. W wybranych fragmentach recenzent zarzucił Borowiakowi nieznajomość odpowiedniej terminologii. Na stronie 137 Borowiak opisuje niebezpieczny wypadek, w którym ucierpiał podoficer z załogi „Wilka”. Co ciekawe, wypadek ten został już przez niego raz przedstawiony w innej publikacji

. Jeśli porównamy oba opisy oraz weźmiemy pod uwagę postulaty recenzenta
, to zauważymy, iż faktycznie fachowa terminologia sprawiała Mariuszowi Borowiakowi kłopoty. Miejmy nadzieję, iż tym razem wszystko jest w porządku. Pewne zastrzeżenia może budzić również bibliografia. Otóż autor ograniczył się jedynie do podania nazw archiwów, ze zbiorów których korzystał. Niestety nazw zespołów lub sygnatur w bibliografii nie odnajdziemy. Wydaje się to nieco dziwne, bowiem w pracy autor wspomina o dokumentach pochodzących z The National Archives w Kew. Niestety nie podaje on dokładnie, o jakie dokumenty chodzi. Tajemnicze wydają się również wspomniane wyżej załączniki, gdyż autor nie podaje źródła ich pochodzenia.

reklama

Z pierwszych kart pracy dowiadujemy się, iż dla Mariusza Borowiaka niesłychanie ważna jest kwestia prawdy. Obwieszczają nam ten fakt umieszczone cytaty z Żeromskiego czy też Einsteina. Notabene jedna z wcześniejszych prac autora miała owej prawdy bronić

. Niestety droga do niej jest długa i niezwykle ciężka. Na stronach 95–96 autor podaje za Bolesławem Romanowskim opis próby ataku na niemiecki krążownik w Zatoce Meklemburskiej
. Jednakże uważna lektura załączników uświadamia nam, że „Wilk” nie przebywał we wspomnianym akwenie, ani w jego pobliżu. W związku z tym warto by ustalić, czy ów atak faktycznie miał miejsce. Mariusz Borowiak kreśli nie tylko historię samego okrętu – „stalowego rekina”, jak często określa jednostkę. Opisuje również załogę i stosunki panujące pod pokładem, jak i w całym morskim rodzaju sił zbrojnych. Niestety, podobnie jak we wcześniejszych pracach tego autora, polscy marynarze przedstawiani są w negatywnym świetle. Załoga nie jest zgrana, mają miejsce konflikty na linii oficerowie – marynarze, ale także oficerowie – dowódca. Również i podoficerowie są nie lepsi. Na dodatek ludzie piją i knują w zasadzie przeciwko wszystkim i wszystkiemu.

Praca Mariusza Borowiaka to bez wątpienia wydawnictwo, z którym warto się zapoznać. Warto także podejść do niej z pewnym krytycyzmem i ostrożnością, wszak jest to pierwsza próba monografii „Wilka”. Kontrowersyjny charakter pracy pozwala nam sądzić, iż dzieje tego nieco zapomnianego okrętu jeszcze nieraz znajdą się w kręgu zainteresowań badaczy historii Marynarki Wojennej. Twórczość autora doczekała się sporej grupy oponentów, jednak po dziś dzień w zasadzie żaden z nich nie wystąpił z publikacją przedstawiającą inny punkt widzenia i głosy sprzeciwu możemy usłyszeć jedynie w kuluarach. Pozostaje nam mieć nadzieję, że niedługo się to zmieni.

Zredagował: Kamil Janicki

Korektę przeprowadziła: Joanna Łagoda

reklama
Komentarze
2011-04-01 06:16
Gość: M. Mikiel
Autor napisał: \"Twórczość autora doczekała się sporej grupy oponentów, jednak po dziś dzień w zasadzie żaden z nich nie wystąpił z publikacją przedstawiającą inny punkt widzenia i głosy sprzeciwu możemy usłyszeć jedynie w kuluarach. Pozostaje nam mieć nadzieję, że niedługo się to zmieni.\" Smutny fakt, że niewielu badaczy historii PMW ma tak lekkie pióro jak p. Borowiak nie jest usprawiedliwieniem dla wypisywania przez niego błędnych informacji, które niestety będą powielane przez mniej dociekliwych hobbystów. Ponadto, jaki wydawca zdecyduje się na wydanie książki o tym samym, ale bez nazwiska \"prowokatora\" na okładce. Przecież M. Borowiak niemal zmonopolizował niewielki rynek publikacji o PMW. Dołączają do niego jedynie gorsi (np. P. Derdej) i to tylko wtedy gdy o jakimś temacie robi się głośno (np. Westerplatte) Jak już opisano w jednym z komentarzy p. Borowiak kompletnie nie rozumie części dokumentów, które ma przed oczyma. Ludzie to wytykający od razu zostają okrzyknięci \"oponentami\", a Autor niniejszego artykułu co rusz (bo w innych recenzjach też) wytyka, że nie napisali własnych publikacji. Na całe szczęście żeby wyrazić opinię o moim samochodzie nie musiałem zaprojektować innego. I bez tego potrafię powiedzieć co jest w nim źle zrobione. Ta sama zasada dotyczy książek, z tym że przerażające jest, gdy osoba je pisząca częstokroć nie rozumie o czym pisze. Przypomnę tu choćby skrót KK z innej publikacji p. Borowiaka, rozwinięty jako \"kontrkurs\". Nawet student pierwszego roku nawigacji na Akademii Morskiej nie będzie miał problemu z prawidłowym rozwinięciem tego skrótu (kąt kursowy). Bez takiej wiedzy oceny i wykrzykiwane tezy p. Borowiaka można po prostu wyrzucić do śmietnika. Skoro dla p. Borowiaka \"niesłychanie ważna jest kwestia prawdy\" to mógłby zacząć jej szukać. Robiąc dużo kardynalnych błędów na poziomie szczegółów, wyciąga błędne wnioski. Czy to jest droga do prawdy?
Odpowiedz
2009-06-07 14:42
Gość: K.Płocka
Witam,patrząc na przypisy użyte w celu napisania niniejszej pozycji śmiem twierdzic że p.Borowiak nie zgłębił tematu do końca.Znam tą książkę i muszę również potwierdzic ,że ma ona charakter kryminału z domieszką niczym nie pokrytego absurdu z goniących za sensacją brukowców.Niestety jeśli ktoś zabiera sie do pisania książek o tak wąskiej tematyce jak wymieniona wyżej nie może nadawać jej tonu jak z serialu p.Wołoszańskiego\"Sensacje XX wieku\" .Należy podpierać się faktami ,terminologią oraz znajomością gruntowną tematu oraz fachową z działalności jednostek typu okręt podwodny.Niestety nikomu nie chce się -lub nie widzi powodu skorzystania z wiedzy profesjonalistów w danej dziedzinie.Widać to jak na dłoni w owej pracy,która brzmi jak telewizyjne wiadomosci-masa dat,godzin,dużo krzyku na pograniczu histerii.Wygląda to tak jakby p.Borowiak napisał kryminał sensacyjny z historią w dalekim tle.Nie wziął pod uwagę ,że przede wszystkim przeczytają ja ludzie związani głęboko z problematyką morza...A ci którzy jej nie znają uwierzą w takie bujdy.P.Borowiak niech się pan przejdzie kiedyś na okręt podwodny a nie pisze wydumanych bajek.Był Pan kiedyś przy nabrzeżu portu wojennego w Gdyni?Chyba nie... Katarzyna Płocka
Odpowiedz
2009-06-06 17:20
Gość: Teodor Makowski
Z przykrością, miałem bowiem nadzieję na dobrą lekturę, książkę Pana Mariusza Borowiaka „ORP Wilk okaleczony drapieżnik” po przebrnięciu przez 67. stronę musiałem niesmakiem odłożyć na półkę. Niestety nie mogę jej nigdzie zwrócić bowiem stanowi prezent od mojej córki, skuszonej do zakupu tytułem i jakością wydania. Co mnie od tej książki tak zdecydowanie odrzuciło? A to: - nieprofesjonalność i nierzetelność autora w przedstawianiu faktów; - nieznajomość problematyki wojennomorskiej i posługiwanie się tymi zagadnieniami w sposób dowolny, jak mu to aktualnie pasuje; - nieznajomość spraw służby okrętowej; - woluntarystyczny sposób opiniowania zdarzeń – np. patrz przypis 37 na stronie 64, - zastępowanie braku przypisów przez posługiwanie się danymi z nieujawnionego dokumentu mającymi sprawić wrażenie rzetelności, np. podawanie precyzyjnego czasu zachodzenia zdarzeń, zmiany wachty itp. czasem nie wiadomo po co; - chaos i bałagan w przestawianiu zdarzeń. Wymienione niedoskonałość dotyczą każdej strony, podkreślam każdej. Szczególnie dotyczy to opisu działalność Wilka w obronie Wybrzeża, od 62 do 67 strony. Co tak szczególnego napisał Mariusz Borowiak na 67. stronie, że moja cierpliwość się skończyła i zakończyłem lekturę? Sprawa dotyczy zarzutu (początek podrozdziału 2.2.) formułowanego przez Mariusza Borowiaka, nierzetelnego przedstawienia przez innych autorów (jakich ?, gdzie przypis ?) zapisu w dokumentach okrętowych godziny wyjścia Wilka z portu Gdynia w dniu 1 września 1939 roku. Szalę przeważył wykrzyknik postawiony przez p. Borowiaka dla podkreślenia Jego racji. Otóż informuję, opierając się na tym co p. Borowiak napisał, że nie dokonał On tutaj żadnego sensacyjnego odkrycia i nie obalił kolejnego mitu. Sprawa dotyczy Jego nieznajomości służby okrętowej. Wyjaśniam, że prawda według mnie, jest zawarta w obu dokumentach, a to: - w Dzienniku zdarzeń o godzinie 06.00 zapisano czas rzucenia cum (nie odkotwiczenia jak chce p. Borowiak) przy molo dywizjonu OP. W dokumencie tym zapisywane są chronologicznie wszystkie wydarzenia, które zachodzą na okręcie, - w Dzienniku nawigacyjnym o godzinie 06.15 zapisano czas minięcia przez okręt główek portu Gdynia. Był to początek prowadzenia zapisów w tym dokumencie, dotyczących tego wyjścia a odnoszących się jedynie do prowadzonej nawigacji. 15 minut zabrało Wilkowi przejście od mola do główek portu, to czas normalny, szczególnie kiedy okręt stał rufą do wyjścia i musiał manewrować oraz obracać się w awanporcie. Tu niema żadnej sensacji a pan Borowiak nie wie o czym pisze, na dodatek wszystkiego podkreśla swoją niekompetencję wykrzyknikiem. Doradzę panu Borowiakowi aby w przyszłości zanim cokolwiek wyda w kwestiach związanych z Marynarką Wojenną dał to do korekty profesjonaliście. O wartości pracy decyduje profesjonalność autora widoczna w rzetelności szczegółów. Jeżeli tak nie jest to cała taka pisanina nadaje się tylko na złom, umysłowy. Obawiam się jednak, że składnice takiego złomu jeszcze nie istnieją. Teodor Makowski, kmdr por. w st. spocz.
Odpowiedz
2009-04-22 07:22
Gość: Michał Janik
Z tymi konfliktami między oficerami i załogą, to ja bym nie był aż tak sceptyczny i to bynajmniej nie dlatego, że uważam polskich marynarzy za gorszych. Znajomy wilk morski twierdzi, że w czasie długiej, morskiej wyprawy, i to wyczynowej lub turystycznej, kiedy wszyscy teoretycznie mają dobrze się bawić, najbardziej zawodny jest \"czynnik ludzki\". Ludzie po prostu mogą psychicznie nie wytrzymać. Cóż dopiero, gdy mamy grupę ludzi zamkniętych w stalowej puszcze i jeszcze nieustanną groźbę śmierci?
Odpowiedz
o autorze
Jędrzej Jednacz
Magister historii, absolwent Instytutu Historii Uniwersytetu Gdańskiego. Interesuje się dziejami Polski na morzu oraz historią Pomorza Gdańskiego ze szczególnym uwzględnieniem rodzinnej Gdyni. W kręgu jego zainteresowań znajduje się także historia architektury, ochrona zabytków oraz muzealnictwo. Społeczny opiekun zabytków oraz członek Sekcji Historyczno-Eksploracyjnej Towarzystwa Przyjaciół Sopotu. Interesuje się także fotografią. Prowadzi blog pod adresem http://fotogdynia.blogspot.com

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2025 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone