Max Hastings – „I rozpętało się piekło. Świat na wojnie 1939-1945” – recenzja i ocena

opublikowano: 2013-12-11 16:19
wolna licencja
poleć artykuł:
Tworzenie syntetycznych prac historycznych obejmujących znaczny okres czasu zawsze wiąże się z dużym ryzykiem. Autor musi pamiętać równocześnie o wielu wątkach, starając się równocześnie nadać całej pracy jakąś myśl przewodnią. Wszystko to przypomina żonglerkę podczas jazdy na rowerze po linie – trudna to sztuka i mało komu się udaje.
REKLAMA
Max Hastings
I rozpętało się piekło. Świat na wojnie 1939–1945
nasza ocena:
4/10
cena:
89,90 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Literackie
Tłumaczenie:
Michał Ronikier
Rok wydania:
2013
Okładka:
twarda
Liczba stron:
976
Format:
165x240 mm
ISBN:
978-83-08-05227-3

Max Hastings postawił przed sobą bardzo ambitne zadanie stworzenia książki opisującej w zwarty sposób sześć lat konfliktu obejmującego swym zasięgiem całą kulę ziemską i angażującego (w różnej formie) 1,7 miliarda ludzi. Co zrozumiałe, autor musiał dokonać wyboru zagadnień, którym poświęcił większość swej uwagi, inne pozostawiając na marginesie. Jednak, jak mówi stare powiedzenie, diabeł tkwi w szczegółach.

Od okładki do okładki

„Świat na wojnie” liczy sobie 970 stron. Całość zilustrowano kilkudziesięcioma zdjęciami i mapami umieszczonymi w tekście na numerowanych stronach. Autor, Max Hastings, jest dziennikarzem, publicystą i historykiem z dość znacznym dorobkiem na koncie. Omawiana tu praca jest tłumaczeniem wydanej w 2011 roku książki „All Hell Let Loose. The World at War 1939–1945”. Sam autor bardzo jasno i przejrzyście określił cel, który mu przyświecał:

Tematem tej książki są przede wszystkim ludzkie przeżycia. (...) Nie da się ukazać w jednym tomie olbrzymich wymiarów tej wojny, która była największym wydarzeniem w dziejach ludzkości. (...) Ale jej podstawowym zadaniem jest przedstawienie wpływu wojny na życie zwykłych ludzi, którzy stali się jej czynnymi lub biernymi uczestnikami. (...) Dążąc do przedstawienia globalnego obrazu wojny, kładłem nacisk na te jej aspekty, które nie były dotąd wyczerpująco opisane.

Hastings wpisuje się więc w dość popularny trend stawiania wspomnień zwykłych ludzi wyżej od dokumentów czy wiedzy pochodzącej z analiz strategicznych. W dalszej części książki precyzuje jeszcze swoje założenia:

Jednym z celów tej książki jest przekonanie czytelnika, że postawa Wehrmachtu podczas wielu bitew była wspaniała, ale Niemcy fatalnie prowadzili wojnę. Z kolei powtarzająca się wielokrotnie niezdolność sił anglo-amerykańskich do niszczenia armii Hitlera (...) czyniła z Armii Czerwonej (...) główną siłę napędową miażdżącej machiny, która doprowadziła do upadku hitleryzmu.

Kampania wrześniowa według Hastingsa

Główną wadą omawianej publikacji są drobne, lecz irytujące braki w wiedzy autora. Koncentrując się na relacjach świadków, Hastings nie zadbał o weryfikację posiadanych przez siebie informacji historycznych, przez co popełnił kilka rzucających się w oczy pomyłek. Widać to szczególnie w odniesieniu do zagadnień związanych z wydarzeniami po wschodniej stronie Odry.

REKLAMA

Pierwszy rozdział książki nosi tytuł „Zdradzona Polska”. Jest on jak najbardziej właściwy, gdyż polski czytelnik może poczuć się na swój sposób oszukany. W tak poważnej pracy ma w końcu prawo oczekiwać solidnych i sprawdzonych informacji. Zamiast tego Hastings pokazuje, jak mało o wydarzeniach 1939 roku w Polsce wiedzą niektórzy historycy na Zachodzie. W jego pracy radiostację w Gliwicach atakuje oddział przebrany w polskie mundury, a pod murem rozgłośni zostawione są ciała „konserw” rozstrzelanych z karabinów maszynowych przez SS. W rzeczywistości napastników było siedmiu, mieli na sobie cywilne ubrania, a jedynym zabitym był Franciszek Honiok, powstaniec śląski, którego ciało pozostawiono pod rozgłośnią. Nie doszło także do wymiany ognia.

Dalszy ciąg rozdziału kryje kolejne błędy:

O 4.45 potężne działa starego niemieckiego pancernika „Schleswig-Holstein” (...) otworzyły ogień do Wojskowej Składnicy Tranzytowej Westerplatte. Godzinę później niemieccy żołnierze pokonali umocnienia graniczne, otwierając drogę przednim oddziałom sił inwazyjnych.

Pancernik wystrzelił dopiero o 04:48, nigdy nie istniała „WST Westerplatte” tylko „WST na Westerplatte”, a Niemcy nie czekali aż do 05.45, by ruszyć do ataku, bombardując już ok. 04:34 pozycje polskie w pobliżu mostów w Tczewie. Równie ciekawie brzmi opisywanie przez autora walk polskiej kawalerii z niemiecką bronią pancerną bez zająknięcia się o walkach pod Mokrą i działaniach Wołyńskiej BK. Czytelnika może również zdziwić użycie określenia „relikty dawnej epoki” w odniesieniu do polskiej kawalerii w sytuacji, kiedy inne państwa walczące (nawet „zmechanizowane” Niemcy) wykorzystywały jednostki kawalerii do końca wojny, a ostatnie szarże kawalerii w II wojnie światowej miały miejsce w 1945 roku (1 marca 1945 pod Borujskiem szarżowała polska 1 WSBK, amerykański konny oddział rozpoznawczy z 10 Dywizji Górskiej szarżował w kwietniu 1945 roku).

REKLAMA

Największa pomyłka Hastingsa popełniona przy opisywaniu walk w Polsce w 1939 roku dotyczy tak zwanej „krwawej niedzieli” w Bydgoszczy. Jego zdaniem tłum zmasakrował tysiąc niemieckich cywilów oskarżonych o strzelanie do polskich żołnierzy. Nie wchodząc głębiej w opis samych wydarzeń związanych z zaplanowaną przed wybuchem wojny niemiecką akcją dywersyjną, warto przypomnieć, że historyk IPN Paweł Kosiński ustalił dość precyzyjnie liczbę ofiar na 365 osób, cywilów i wojskowych. Opis Hastingsa jest więc całkowicie błędny i dowodzi (razem z poprzednimi) jego nieznajomości przebiegu tej części II wojny światowej.

Świat na wojnie

Dalsza część książki również nie jest wolna od większych i mniejszych nieścisłości. Hastings każe Japończykom wykonać tylko jeden nalot na Pearl Harbour, odwołując drugie uderzenie. W rzeczywistości przeprowadzono dwa naloty skierowane przeciwko zakotwiczonym okrętom, a anulowano trzeci, planowany przeciwko dokom i zbiornikom paliwowym. W jednym miejscu oskarża Hirohito o bezmyślność, podczas gdy 17 stron wcześniej sam potwierdził jego czysto fasadową rolę. Koktajle Mołotowa określa terminem „koszyki na chleb Mołotowa”, podczas gdy ten termin stosowano w odniesieniu do bomb RRAB-3. Nie jest to zresztą jedyny błąd w odniesieniu do sprzętu wojskowego, jednak wymienienie ich wszystkich wykracza poza ramy objętościowe niniejszej recenzji.

REKLAMA

Hastings popełnia kolejne błędy przy opisie niemieckiej inwazji na ZSRR. Niemieckie czołgi i samoloty są „znacznie sprawniejsze” od radzieckich, a siły zbrojne ZSRR dopiero zaczęły realizować „program uzupełniania sprzętu”. To „uzupełnianie” szło tak dobrze, że przeciwko 15687 pojazdom pancernym stacjonującym w zachodnich okręgach ZSRR Niemcy i ich sojusznicy mogli wystawić jedynie 4171 czołgów i dział szturmowych. Autor myli się też, twierdząc, że armia fińska została przed inwazją „na nowo wyposażona przez Hitlera”. W rzeczywistości Finowie ruszyli w 1941 roku do walki, mając na wyposażeniu przede wszystkim sprzęt zdobyty na Rosjanach w 1918 roku i w czasie „wojny zimowej”, a pierwsze większe dostawy niemieckiego uzbrojenia przypadły dopiero na lata 1943–44.

Nastawienie Hastingsa do ZSRR również zasługuje na uwagę. Twierdzi on, że postępowanie Sowietów może uchodzić za mniej barbarzyńskie niż postępowanie hitlerowców tylko dlatego, że żadnej z popełnionych przez nich zbrodni nie można porównać z Holokaustem. Radzieckie gułagi pochłonęły ok. 42 milionów ludzi, a sztucznie wywołany głód na Ukrainie przyczynił się do śmierci ok. 6 milionów. Stalin planował zresztą rozprawę z Żydami, jednak nie zdążył dokonać tego przed śmiercią.

Podsumowanie

„Świat na wojnie” to praca niewyważona. Z jednej strony autor podaje dużo informacji o w większości nieznanych europejskiemu czytelnikowi wydarzeniach związanych z budową japońskiego imperium i sytuacją w Indiach, co jest największą wartością tej książki, z drugiej jednak popełnia wiele błędów, upośledzając w ten sposób swe własne dzieło. W rezultacie czytelnik dostaje do ręki grubą i trudną w lekturze książkę, nie nagradzającą go za wysiłek włożony w przebijanie się przez kolejne strony. Początkującego czytelnika może zniechęcić jej rozmiar, a doświadczony miłośnik okresu znajdzie w niej niewiele nowych informacji. Wszystko to sprawia, że „I rozpętało się piekło” to praca, którą trudno polecić jako prezent świąteczny.

Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Łukasz Męczykowski
Doktor nauk humanistycznych, specjalizacja historia najnowsza powszechna. Absolwent Instytutu Historii Uniwersytetu Gdańskiego. Miłośnik narzędzi do rozbijania czołgów i brytyjskiej Home Guard. Z zawodu i powołania dręczyciel młodzieży szkolnej na różnych poziomach edukacji. Obecnie poszukuje śladów Polaków służących w Home Guard.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone