Michał Klimecki – „Krym, Donieck, Ługańsk 2014–2015” – recenzja i ocena

opublikowano: 2022-01-10 13:16
wolna licencja
poleć artykuł:
„Krym, Donieck, Ługańsk 2014–2015” to jedna z pierwszych prób przedstawienia konfliktu toczącego się niedaleko naszych granic kilka lat temu. Jest to trudne zadanie, ale podjął się niego prof. Michał Klimecki. Jak na trudności, z którymi musiał się zetknąć, efekt jest zadowalający.
REKLAMA

Michał Klimecki – „Krym, Donieck, Ługańsk 2014–2015” – recenzja i ocena

Michał Klimecki
„Krym, Donieck, Ługańsk 2014–2015”
nasza ocena:
7/10
cena:
32,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2021
Okładka:
miękka
Liczba stron:
300
ISBN:
9788311160651

Pisanie o trwającym konflikcie jest trudne, zwłaszcza jeśli jedną ze stron jest Rosyjska Federacja. Wówczas dostęp do wszelkich materiałów czyli głównie dokumentów jest, delikatnie rzecz ujmując, całkowicie utrudniony. Z kolei wszelkie relacje muszą być traktowane z dużą rezerwą i trzeba umiejętnie wyłuskiwać twarde fakty z ostrzału propagandowych ogólników.

Na temat tej wojny powstało wiele analiz, opracowań, artykułów czy nawet raportów. Te ostatnie w niektórych przypadkach mogą być choć częściowo dostępne w intrenecie. Jest to jednak ogrom nieuporządkowanego materiału. Najnowsza Historyczna Bitwa jest w moim odczuciu właśnie taką próbą uporządkowania tego „chaosu informacyjnego”.

Autor jest odpowiednią osobą do zmierzenia się z powyższym wyzwaniem. Michał Klimecki jest znanym historykiem (w tym jeśli chodzi o HaBeki), specjalizuje się w historii wojskowości, historii XX wieku. Nieocenionym plusem jest ukierunkowanie jego zainteresowań naukowych na Wschód, ze szczególnym uwzględnieniem historii Ukrainy – jak i doświadczenie w badaniu kwestii szeroko rozumianego bezpieczeństwa wewnętrznego w aspekcie relacji międzynarodowych.

„Krym, Donieck, Ługańsk 2014–2015” to oczywiście nie jest wyczerpująca monografia opisująca zabór ukraińskich ziem przez jej dużo większego sąsiada ze wschodu. Na stworzenie takiej pracy potrzeba odczekać kilkanaście… kilkadziesiąt… lat (?). Z całą pewnością to potrwa. A jeżeli doliczyć do tego pełne otwarcie archiwów… tak, to się na pewno kiedyś uda.

Historyczne Bitwy to – jak się wielokrotnie podkreśla – seria popularnonaukowa. Choć z pewnością mile widziany jest pełny aparat naukowy, to jednak książki z serii od ponad 40 lat mają za zadanie nie tylko przybliżyć dane wydarzenie, lecz także zachęcić i zainteresować historią wojskowości (tak stało się ze mną wiele lat temu). Książka Klimeckiego to raczej pewne podsumowanie licznych materiałów w ramach jednego kompendium – konkretny reportaż z tych wydarzeń.

Autor dokonał w moim odczuciu słusznego podziału swojej pracy. W pierwszym rozdziale nie śledzimy tyle historii powstania nowoczesnego państwa ukraińskiego, co jego relacji u zarania dziejów z Rosją – licząc od upadania Związku Radzieckiego. Należy pamiętać, że nieudany pucz Giennadija Janajewa uruchomił przyspieszony rozpad socjalistycznego mocarstwa. Wykorzystali to przywódcy poszczególnych republik związkowych. Tak powstała m.in. Ukraina.

W opisie Klimeckiego nie było to i nie jest państwo idealne. Gospodarcza terapia szokowa, układy, powstanie klasy oligarchów nie ułatwiało odnajdywanie się w nowej sytuacji. Klimecki zwraca również uwagę na napięcia narodowościowe. Ukraina nie jest krajem jednorodnym narodowościowo – mieszkają w niej liczne mniejszości, z których najgroźniejsza jest pochodząca z bardziej uprzemysłowionej wschodniej części państwa mniejszość rosyjska.

Zdaniem autora władze ukraińskie starały się szanować pewne odrębności etniczne, językowe, nadawały im autonomię w ramach państwa. Jednak za wschodnią granicą czaił się cień wielkiego mocarstwa, który nie potrafi wycofać się po 300 latach ze swojej „odwiecznej” strefy wpływów. Aż do początków XX wieku starano się mieszanką gróźb i zachęt skłaniać władze w Kijowie to pogłębienia współpracy z Rosją.

REKLAMA

Klimecki słusznie wskazuje, że pierwszym sygnałem ostrzegawczym było zachowanie Rosji podczas tzw. Pomarańczowej Rewolucji 2004/2005. Jednak po zmianie władzy nad Dnieprem stosunki obu krajów wydawały się normalizować. Błędy Wiktora Janukowycza oraz jego ostentacyjna niechęci do integracji z Unią Europejską oraz – autor sugeruje, że to był punkt zapalny – nieumiejętne, a w zasadzie zbrodnicze próby spacyfikowania demonstracji na kijowskim Majdanie uruchomiły cały proces nieszczęść.

Nowe, post-majdańskie władze Ukrainy zaczęły uderzać w patriotyczny bębenek. Klimecki trafnie zauważała, że była to woda na młyn na rosyjską propagandę. Jednak nie należy tu tylko wskazywać na diaboliczne metody Władimira Putina. Sytuacja narodowościowa na Ukrainie była (i w sumie jest) skomplikowana. Część obywateli na wschodzie (a jest to znaczna część) obawiała się nowej, na pierwszy rzut oka nacjonalistycznej, niemal „banderowskiej” władzy (no PR jest ważny), dodatkowo czuła się mocno związana ze wschodnim sąsiadem.

Klimecki nie do końca to pokazuje, ale sytuacja na Krymie była o wiele bardziej skomplikowana. Półwysep znalazł się w granicach ukraińskich w wyniku arbitralnej decyzji Nikity Chruszczowa w 1954 roku (w ramach 300-lecia równie „wybitnie udanej” dla Ukrainy unii perejasławskiej), ale wpływy rosyjskie (wzmacniane stacjonującą w Sewastopolu Flotą Czarnomorską) pozostały bardzo silne.

Opis odpadania poszczególnych jednostek administracyjnych od Ukrainy został dobrze przedstawiony, choć brakowało nieco dramatyzmu i nieco więcej szczegółów jeśli chodzi o sytuację na Krymie (zwłaszcza jeśli chodzi o przejmowanie ukraińskich jednostek). Nieco lepiej wygląda przedstawienie ukraińskich sił zbrojnych – czyli tego, czego czytelnicy HaBeków zawsze wyglądają. Brakuje dogłębniejszej analizy sił rosyjskich (choć nie brały udziału w pełni zaangażowane, jednak ich obecność miała wpływ na wydarzenia). Brakuje również dokładniejszego przedstawienia powstawania ochotniczych jednostek ukraińskich, co niewątpliwie byłoby ciekawym tematem. Oddziały separatystów zostały przedstawione na ile to było możliwe – w końcu prawdy nie poznamy… przynajmniej na razie.

Klimecki wyodrębnił trzy główne teatry działań (stąd tytuł). Działania na nim przedstawił poprawnie. Czytelnik zdobywa ogólną wiedzę na temat walk, planów etc. Jednak żałuję, że autor nie pokusił się o szerszy opis albo analizę posunięć obu stron. Pamiętajmy, że to pierwszy poważny test zbrojny dla nie-mocarstwowej postsowieckiej armii – taka analiza z pewnością byłaby pouczająca i ciekawa nawet dla armii nad Wisłą. Ten głodek wiedzy nie został jednak zaspokojony.

Wnioski autora są konkretne jednak trochę za krótkie. Autor jest jednak historykiem – nie bawi się w gdybanie. To kolejny powód, by zajrzeć do tej książki. Nie wyczerpuje ona tematu ale przedstawia go na takim poziomie, na jakim możliwy jest aktualny stan badań.

Zainteresowała Cię nasza recenzja? Zamów książkę Michała Klimeckiego „Krym, Donieck, Ługańsk 2014–2015”!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Michał Staniszewski
Absolwent Wydział Historycznego UW, autor książki „Fort Pillow 1864”. Badacz zagadnień związanych z historią wojskowości, a w szczególności wpływu wojny na przemiany społecznych, gospodarczych i kulturowych - ze szczególnym uwzględnieniem konfliktów XIX wieku.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone