Niemieccy „prawie kamikaze”
Koncepcja samobójczych ataków, które za cenę ofiary jednego żołnierza miały powodować znaczące straty u przeciwnika, jest dobrze znana za sprawą japońskich kamikaze. Pomysł ten nie był jednak tak egzotyczny, jak mogłoby się wydawać. Przed II wojną światową grupa ochotników w Polsce postulowała na przykład utworzenie formacji żywych torped. W 1945 roku natomiast to Niemcy, w desperackich próbach zniwelowania alianckiej przewagi w powietrzu, sięgnęli po tego typu rozwiązanie.
Samopoświęcenie niemieckich lotników
Głównym, choć nie jedynym, pomysłodawcą i propagatorem wykorzystania fanatycznie oddanych sprawie pilotów był odznaczony Krzyżem Żelaznym weteran Hans Joachim „Hajo” Herrmann, który latał od wojny domowej w Hiszpanii po kampanię w Grecji, aż w 1942 roku otrzymał mianowanie na osobistego asystenta dowódcy Luftwaffe Hermanna Göringa. Ukutą przez innego asa Karla Heinza Lange koncepcję selbstopfer – samopoświęcenia, lotnicy próbowali forsować najpierw w formie załogowej modyfikacji latającej bomby V-1, a następnie zmodyfikowanych do postaci samolotu-bomby maszyn Focke-Wulf Fw 190, które pilotować mieli ochotnicy ze specjalnie do tego celu przeszkolonej Eskadry Leonidas. Tym, co wyróżniało niemiecką koncepcję na tle japońskich kamikaze, było założenie, aby dać pilotom choćby pozorną szansę ratunku. Misje i taktyka walki byłyby obarczone ekstremalnym ryzykiem. Zakładano, że są to loty samobójcze i na takie ryzyko godzili się lotnicy formacji. Jednak pilot, przynajmniej teoretycznie, miał mieć możliwość katapultowania się w ostatniej chwili. Z jednej strony zapewne po to, aby podnieść morale, z drugiej – aby spróbować ochronić bezcenny, deficytowy zasób, jakim dla Luftwaffe z pewnością byli piloci wojskowi. Projekt ten został jednak wstrzymany w 1944 roku, nie znajdując faktycznego zastosowania bojowego. Niemcy uznali taką formę walki za marnowanie sprzętu i ludzi.
Desperacka forma walki
Jednak w 1945 roku sytuacja III Rzeszy stawała się beznadziejna. Alianckie duże formacje bombowców B-17 i Liberatorów dokonywały dewastujących nalotów na niemieckie terytoria, a Luftwaffe nie miała dość sił, by im się przeciwstawić. Wytworzyła się specyficzna sytuacja – Niemcom brakowało paliwa i wyszkolonych pilotów, jednak przemysł był w stanie jeszcze produkować pewne ilości maszyn. W takich warunkach „Hajo” przekonał Göringa, aby wykorzystać niedoświadczonych, lecz fanatycznie oddanych pilotów do taranowania bombowców wroga. U podstaw tej koncepcji leżało przekonanie, że o wiele łatwiej odpowiednio zmodyfikowaną maszyną przebić się przez obronę i uderzyć w ciężki bombowiec, niż próbować strącić go w klasycznej, nierównej walce powietrznej z przeważającymi siłami wroga.
Jedyne starcie Sonderkommando Elbe
Tak powstało Sonderkommando Elbe. Na wezwanie odpowiedziało około 2 tysiące chętnych, z których do uczestnictwa w specjalnym kursie w marcu 1945 roku wytypowano 300 niedoświadczonych pilotów. Do walki mieli wykorzystać specjalne wersje myśliwców Messerschmitt Bf 109, odciążone i wyposażone jedynie w jeden karabin maszynowy oraz 60 nabojów. Pilotów uczono, aby wzbili się powyżej formacji bombowców, spadli na nie z góry z maksymalną prędkością i uderzyli w jeden z witalnych punktów wrogich maszyn. Lotnicy Sonderkommando Elbe wzięli udział tylko w jednej misji bojowej. 7 kwietnia 1945 roku nad III Rzeszą pojawiło się duże zgrupowanie bombowców z silną eskortą myśliwców. Do walki Niemcy poderwały między innymi maszyny taranujące. Jak przytacza Jorge Álvarez, szacunkowe rezultaty taranowania różnią się w zależności od strony – Amerykanie podawali 15 trafionych i 8 zniszczonych w ten sposób bombowców, Niemcy wskazywali na 23 maszyny. Z drugiej strony niemieckie lotnictwo straciło 133 myśliwce taranujące. Większość maszyn została strącona jeszcze przed wykonaniem ataku, część pilotów zginęło pomimo pomyślnego katapultowania się. Nielicznym szczęśliwcom udało się jednak przeżyć taranowanie, wyskakując na czas i docierając bezpiecznie do ziemi mimo ostrzału. Największego wyczynu tej bitwy dokonał niewątpliwie Heinrich Rosner. W wyniku zderzenia jego myśliwca z B-24 Liberatorem ucierpiała też druga maszyna w formacji. W ten sposób Rosner jednym taranowaniem zniszczył dwa bombowce, a do tego sam przeżył!
Pomimo tego niezwykłego przypadku, formacja taranująca okazała się poważnym rozczarowaniem i wkrótce po swoim debiucie została rozwiązana. Niewiele później, w okresie od 17 do 20 kwietnia, piloci Eskadry Leonidas pod dowództwem Heinera Langa podjęli desperacką próbę spowolnienia sowieckich postępów, taranując mosty na Odrze za pomocą dostępnych jeszcze wtedy samolotów. Był to ostatni akt w historii samobójczych lotników III Rzeszy.
Bibliografia:
Álvarez Jorge, Sonderkommando Elbe, the German pilots who tried to bring down enemy bombers by ramming them, [w:] labrujulaverde.com, [dostęp: 18 grudnia 2025], https://www.labrujulaverde.com/en/2025/05/sonderkommando-elbe-the-german-pilots-who-tried-to-bring-down-enemy-bombers-by-ramming-them/
Giles Rosemary, Sonderkommando ‘Elbe’ – Germany’s Aerial Kamikaze Force, [w:] warhistoryonline.com, [dostęp: 18 grudnia 2025], https://www.warhistoryonline.com/world-war-ii/sonderkommando-elbe.html
Williamson Mitch, April 7 1945—Sonderkommando Elbe, [w:] warhistory.org, [dostęp: 18 grudnia 2025], https://warhistory.org/@msw/article/april-7-1945-sonderkommando-elbe
