O racjonalności ludzi (w czasach kiedy zniesiono logikę) – cz. 2

opublikowano: 2012-10-29 08:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Zaangażowanie w budowę komunizmu - racjonalne, czy nieracjonalne? Zapraszamy na drugą część rozważań!
REKLAMA
O racjonalności ludzi (w czasach kiedy zniesiono logikę) – cz. 1 Kilka uwag na temat racjonalnego (albo raczej: irracjonalnego) tła decyzji Polaków tuż po II Wojnie Światowej. Zwłaszcza jeśli chodzi o intelektualistów i artystów polskich, budujących komunizm po 1945...

W cz. 1 mogliśmy obserwować sprzeciw marksizmu-leninizmu wobec logiki klasycznej próby jej podważenia. Obiektem najpoważniejszych ataków stała się zasada niesprzeczności, mimo że należy ona do prawideł myślenia człowieka w ogóle. Cóż, radziecka doktryna miała niemałą ambicję: gdy ZSRR posiadł nie tylko rząd polityczny, ale też w dużej mierze „rząd dusz” na podbitych terytoriach, to pozostawał już tylko rząd nad logiką. Podczas gdy jednak rząd polityczny kwitł w najlepsze, a „rząd dusz” też sprawowało się bez trudu, logika pozostała nietknięta. Świadectwo tego widzieliśmy w tekście Kazimierza Ajdukiewicza „Zmiana i sprzeczność”, w którym polski logik wyjaśnia, dlaczego logika klasyczna ostała się mimo dialektycznej krytyki.

Kazimierz Ajdukiewicz – twórca definicji znaczenia Jeden z najwybitniejszych polskich logików szkoły lwowsko-warszawskiej. Po wojnie, obok Kotarbińskiego, jeden z najważniejszych kontynuatorów przedwojennej tradycji filozoficznej.

W ostatnich słowach cz. 1 określiliśmy irracjonalnością intelektualną przypadłość ludzi, którzy przyjmują uzasadnienie jakiegoś stanu kłócące się z logiką lub przebiegające obok niej. Tę cechę można odnieść do wielu spośród artystów i inteligentów polskich, którzy zgodzili się po roku 1945, że o świecie należy myśleć w innych niż dotychczas kategoriach: kategoriach dialektycznego materializmu („diamatu”). Przy czym ten nowy porządek myślenia został narzucony odgórnie, z zewnątrz. Często moment przyswojenia dialektyki materialistycznej określa się „ukąszeniem heglowskim”. Należy pytać o racje psychologiczne podatności na takie „ukąszenie”. Jakie warunki musiały zajść, żeby człowiek wykształcony, niejednokrotnie taki, który zaznał polskiej niepodległości przed wojną, a w trakcie wojny żył nadzieją, że zło nie jest wszechpotężne, był w możności bezkrytycznie „przełknąć” całość narzuconej nauki wrogiego mocarstwa? Pytanie to przewija się przez rozmowy Jacka Trznadla z pisarzami, którzy po latach już analizują swoją i innych aktywność w tamtych czasach. Spośród licznych zachowań, dla których jakiś badacz mógłby przeprowadzać różnego rodzaju typizacje, bardzo mocno uwidoczniają się dwa typy zachowań.

Młodzi zapaleńcy i lewicujący liberałowie w pułapce metody

Pierwszy rysuje się w następującym kontekście. Ideologia państwowa, pod którą się podpisywano, pretendowała do miana holizmu. Spektakularne pojawienie się wraz ze zwycięskimi siłami nowego, holistycznego ujęcia rzeczywistości, posiadało swój oszałamiający, zniewalający czar (Jacek Bocheński, pisarz, mówi o olśnieniu, „jakie w pierwszej chwili wywołuje marksizm dzięki swemu uniwersalizmowi i prostocie”, o euforii i pewności, że „się złapało Pana Boga za nogi”). Mamy więc tu pozory „zastępowalności”. Cezura dziejów, jaką była wojna, wytycza granicę między starym porządkiem a nowym. Nowy jednak jest lepszy jako uniwersalny i monistyczny (a więc prosty i klarowny). Oczywiście takie okoliczności nade wszystko tyczą się ludzi młodych, którzy potrafią skuteczniej, niż starsi, żyć złudzeniami.

REKLAMA

Wyraźnie ujawnia się też drugi typ – „lewicujący liberałowie”. Byli to ludzie raczej wcześniejszego pokolenia, ci mianowicie, którzy wcześniej, jeszcze przed wojną, darzyli upodobaniem np. felietony Słonimskiego czy Boya Żeleńskiego. Oni już wcześniej stali się podatni na „ukąszenie”.

I pięknie sobie wyobrażali postęp ludzkości, oparty na zasadniczych reformach społecznych i rozumnych stosunkach między ludźmi i narodami. Umocniła ich w tej wierze wygrana wojna z hitleryzmem – wygrana w ogromnym stopniu przez wojska radzieckie. Ci lewicujący romantycy w przeważającej większości włączyli się po wojnie w nowy nurt polityczny.

Wprawdzie tym razem nie są to ludzie młodzi, ale grzeszący naiwnością jakby młodzieńczą. Brandys określa ich położenie tragedią. Uwarunkowania osobiste uwrażliwiły ich na flirt, na wabik, który stosowała nowa władza, i nie spostrzegli się nawet, gdy znaleźli się w sidłach, zaangażowani. Pełniejsza charakterystyka tego typu zachować została ujęta w książce Marcie Shore „Kawior i popiół. Życie i śmierć pokolenia oczarowanych i rozczarowanych marksizmem”.

Te dwa typy, schematy nie przynoszą usprawiedliwienia dla ludzi, ale zarysowują motywy decyzji – co pozwala ujrzeć przykładowe ścieżki, którymi kroczyli niejedni.

W obu przypadkach owa wabiąca prostota doktryny i świeżość jej prawd okażą się potem dla większości potwornym zawikłaniem. Omawiany irracjonalizm nie przejawia się jedynie w pośrednim czy wręcz bezpośrednim odrzuceniu tego lub innego pryncypium logiki. Najbardziej ukazuje się nie w tym, co trzeba było odrzucić, ale w tym, pod dyktat czego trzeba było nagle zacząć funkcjonować. W słowie wstępnym Dariusza Pawelca do „Umysłu zniewolonego” zostaje przedstawiona zwięzła charakterystyka naukowej metodologii marksistowskiej („Metody”), którą Miłosz na kartach swej książki w różnych miejscach przybliża.

REKLAMA
Metoda jest zatem „tajemnicza, „elastyczna”, „nikt jej dobrze nie rozumie”, „jest jak wąż”, „ma czarodziejską moc”, lecz i „liczne słabe strony”, można jednak „czuć się przez nią sterroryzowanym”, „być w jej wężowym uścisku”, ulegać jej „naciskom”.

Irracjonalizm więc nie bez powodu kojarzony jest z mistyką. I w tym przypadku prawa dialektyki, na które składają się komunały czy nieraz nonsensy, zostają misternie okadzane przez swych wyznawców, uświęcane, nabierają giętkości, a przez nieustanne ich powtarzanie, zdają się zyskiwać głęboką, mistyczną treść.

Co zrobisz, jak nic nie zrobisz, czyli racjonalność pragmatyczna

Pomimo tego, że pragnę być rzetelny w swej analizie, w powyższych uwagach umieściłem kwestię intelektualnej racjonalności w centralnym miejscu wyborów ludzi. Mogłoby się zdać, że uznaję niespójność logiczną światopoglądu za główną skazę na sumieniu intelektualistów tego okresu. Byłby to oczywiście pogląd niesłuszny. Ani przedstawione wyżej typy ludzkich zachowań nie powinny pretendować do objęcia zakresu wszystkich czy nawet przeważnej ilości rzeczywistych, historycznych zachowań, ani nie jest racjonalizm tu omawiany głównym szkopułem tamtego okresu. To, co chciałem osiągnąć, to osadzić czynnik irracjonalizmu w rozważaniach, należycie go ożywić na korzyść dalszych analiz.

A teraz spójrzmy na sprawę od innej strony. Przeważnie pobudki do działania wypływają skądinąd. Często człowiek w sytuacjach dramatycznych nie bada intelektualnego (a nawet etycznego) całokształtu swej postawy. Podczas analizy położenia Polaków w czasach stalinizmu nie da się przecenić czynnika przemocy, która po wojnie wciąż nasilała się wściekle. Bardzo często bywało, że słynna dewiza plus ratio quam vis nie funkcjonowała, że w ostateczności przemagał bodziec zewnętrzny. Wniosek nasuwał się taki, że wobec nawet bardzo niesprzyjających warunków, należało się jakoś z rzeczywistością pogodzić. Wiele refleksji poświęca temu Zbigniew Kubikowski:

REKLAMA
To znaczy, że trzeba się w tym urządzić, bo to jest świat, który będzie trwał, i inny świat nie będzie nam dany. Chodzi o urządzenie się tak, aby się jak najmniej ześwinić. (…) Natomiast Wyka to była solidność chłopska, wiedza, baza etyczna, a czemu to robił? Dlatego, że był przekonany, że przyjdzie nam w tym żyć, więc musimy w jakiś sposób się urządzić. My wszyscy, ja i ta moja młodzież, którą uczę. I jeszcze tamci, i tamci, i tamci. Trzeba to w ogóle to jakoś zrobić, ktoś to musi zrobić, jeśli ja nie zrobię, to przyjdzie tu taki, już stoi i czeka, zawsze czeka. (...) to nie była kwestia cynizmu. Że po prostu, jeżeli na przykład mieszkasz, bo ja wiem, w państwie tatarskim, to kiedy idziesz na dwór, musisz mówić po tatarsku, prawda?.

Rzesze ludzi – i niejeden inteligent – po przejściach wojennych odczuwały potrzebę „normalizacji” swego stosunku do świata, powrotu do stanu równowagi, nie tylko psychicznej, ale wreszcie fizycznej. Być może pożądanie takie ma jakiś swój korelat w biologicznym podłożu, analogii bowiem dostarcza wiedza przyrodnicza, która nazywa podobne zjawisko (na gruncie organicznym) homeostazą. Idąc dalej: w owo wciąż powracające „urządzić się” wpisuje się też potrzeba osiągnięcia „statku” w sferze materialnej, jakiejś podstawowej stabilności, pozwalającej zaspokajać codzienne bieżączki. Ponadto „urządzenie się” może zostać rozbudowane o przesłanki społeczne – konieczność odbudowy zrujnowanego kraju. Możemy tu przeto ułożyć całą mozaikę lęków, potrzeb, apetytów (z ambicją na czele; ambicja jest, jak się zdaje, wspólnym bodźcem dla wszystkich postaci omawianych przez Miłosza w rozdz. IV–VII „Zniewolonego umysłu”), które w poszczególnych przypadkach potrafiły przeważać przy podjęciu takich, a nie innych decyzji. Każdorazowo mamy tu do czynienia z czymś, co moglibyśmy z powodzeniem określić racjonalnością pragmatyczną. Jej istota polega na tym, że odsuwa się na bok czysty intelekt, sferę uporządkowanych, stałych wartości, wkracza na to miejsce intelekt kombinowany, intelekt dialogu z rzeczywistością. Faworyzuje się na to miejsce jakieś dobro lub dobra, nieraz niezbędne do godziwej materialnej egzystencji.

I która racjonalność na te czasy?

Tymczasem dysponentem ogromnej ilości tych dóbr stało się państwo. Sprawna, wszędobylska propaganda w stylistyce iście wojskowej składała atrakcyjną ofertę: poczucie bezpieczeństwa, siły i wspólnoty. Przyjęcie jej (lub chociaż nieodrzucenie) dawało najpierw chwilę oddechu, a później stabilizację. Nasz oferent prędko zakres dóbr poszerzył i wystąpił z kolejnymi propozycjami (skierowanymi wyraźnie do intelektualistów i artystów): mecenat artystyczny, posady na uczelniach i w teatrach, wydawnictwach itd. Mówiąc krótko – zechciał przyjmującym ofertę zapewnić możliwość działania, aktywności, wykazania się.

REKLAMA

Lecz narzucając swą uniwersalistyczną ideologię marksistowską, państwo postawiło intelektualną i pragmatyczną racjonalność w relacji wykluczania się. Tedy postawiło i swych obywateli w nieuniknionym konflikcie tragicznym, na rozstaju, z którego jedna droga prowadziła na intelektualne i moralne bezdroże, a druga na bezdroże materialne. Rzecz jasna, lęk przed opresjami i potrzeby doraźne motywowały jednoznacznie wiele wyborów. Pytania o to, jaki należy uznać etos intelektualisty i jak długo można od intelektualisty oczekiwać heroizmu, celowo tutaj zostają odsunięte.

Tak oto stały się jaśniejsze dwa bieguny przesłanek. Z jednej strony, zwyczajne zaakceptowanie irracjonalnej ideologii, tak jak to było w przypadku „olśnionego” młodzieńca i „lewicującego liberała”. Z drugiej strony, zespół pobudek pozaintelektualnych, związanych z emocjonalną, a nawet biologiczną stroną człowieczeństwa. Oba obrazy są, co zaznaczyłem w przypadku pierwszego, raczej oczyszczonymi, akademickimi modelami. Być może, że znajdą się ludzie, którzy działali tylko z przyczyn ideologicznych, być może, że znajdą się tacy, co powodowali się wyłącznie względami praktycznymi. Sądzę jednak, że adekwatne opisy większości rzeczywistych zachowań są różnorodnymi kombinacjami tych modeli, a niewykluczone, że i innych – tu nieomówionych; mieszaninami w różnych proporcjach.

Konkretne jednak wypadki należy zostawić poszczególnym analizom biograficznym. Celem tego artykułu było wydobycie i uwypuklenie irracjonalnego czynnika jako jednego z warunkujących przyjęcie udziału w budowaniu nowego ustroju. Oczywiście sam fakt obecności takiej irracjonalności jest dostateczną przyczyną, żeby zabiegać o jej uwzględnianie. Ale ponadto warto pamiętać o dwóch innych, pomniejszych powodach.

REKLAMA

Po pierwsze, to owo wykluczanie się racjonalności intelektualnej i racjonalności pragmatycznej jest warunkiem koniecznym do interpretacji „Umysłu zniewolonego”. Ono właśnie jest siłą sprawczą, dla której intelektualiści zdemaskowawszy własne samo-oszustwo, korzystają z wyższych i bardziej abstrakcyjnych metod zaaklimatyzowania się w nowym, irracjonalnym, groźnym systemie, a jakie zostały określone pigułkami Murti-Binga i ketmanem. Dzięki metodom tym łatwiej było pozbyć się skrupułów i oczyścić sumienie obciążone sprzecznościami.

Zbigniew Herbert (fot. Bohdan Majewski /Agencja FORUM; na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0.)

Po drugie, zazwyczaj podkreśla się cechy etyczne czy estetyczne różnych postępków. Często cechy te są redukowalne. Zbigniew Herbert pisał niejako z partesu, że „w gruncie rzeczy była to sprawa smaku”. Uprościłbym to (nie bez odarcia z poetyckiego smaczku) powiadając, że to była sprawa intelektu. Jest coś „parciane”, niesmaczne, nieestetyczne – i inne być nie może – wtedy właśnie, gdy zostanie przyłapane, że jest naciągane. A naciągane jest to, co w zanadrzu kryje fałsz i kłamstwo. Natomiast fałsz to nieprawomocne konkluzje, chwiejne uzasadnienia, to wszystko to, co pojawia się, kiedy deprecjonowane zostają podstawowe kanony logiki i suponuje się względność wiedzy. Stosunek logiki do estetyki czy etyki to temat wykraczający poza obręb tej pracy, ale związany z tematyką spoistości i ludzkiej konsekwencji, więc odbijający się piętnem na charakterystyce postępków ludzi epoki stalinizmu.

Ajdukiewiczowi wystarczało kilkanaście stron artykułu, by rozprawić się z marksizmem. Ale Kołakowskiemu potrzeba było już trzech tomów. A mówimy o wybitnych, zawodowych filozofach. A czego potrzebował zwykły człowiek, by nie dać się utopić w kłamstwie? Najbardziej poruszające jest to, że podczas gdy doktrynerzy oszałamiali ludzi dialektycznymi zaklęciami i terroryzowali uczelnianych profesorów tematyką walki klasowej i przechodzenia ilości w jakość, na szczytach władzy panowała żelazna, klasyczna logika. Rzućmy okiem na słynny bon mot Stalina wygłoszony w Poczdamie wobec Churchilla: „A ile dywizji ma papież?” Rozwinięcie tego lapidarnego powiedzonka przedstawia się tak:

Jeżeli ktoś nie ma dywizji, należy go pominąć w kalkulacjach.

(„A ile dywizji ma papież?”) Papież nie ma dywizji.

Zatem: Papieża należy pominąć w kalkulacjach.

Stalin daje przykład scholastycznego rozumowania typu modus ponendo ponens.

Wybrana bibliografia:

  • Miłosz Czesław, Zniewolony umysł, Kraków 1990.
  • Trznadel Jacek, Hańba domowa. Rozmowy z pisarzami, Lublin 1990.

Korekta: Justyna Piątek

Redakcja: Tomasz Kowal

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Tomasz Kwiatkowski
Studiuje filozofię na MISH UW oraz prawo na WPiA UW (III rok). Interesuje się kulturą antyczną (literatura, tłumaczenia, historia, interpretacje) oraz literaturą i kulturą przedrozbiorową, a ponadto stosunkami kultura - władza w PRL, historią Kościoła w XX wieku i historią prawa w XX wieku.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone