Obiad czwartkowy: Slalom pomiędzy zabytkami czyli trwała ruina

opublikowano: 2009-07-02 21:56
wolna licencja
poleć artykuł:
Wakacje to czas nie tylko na złapanie sił witalnych i cennej opalenizny, ale także zwiedzenie mniej lub bardziej znanych zakątków Polski. Kraj nasz pełen jest bowiem obiektów wartych obejrzenia i zwiedzenia. Wiele z nich pozostaje jednak trwałą ruiną lub miejscami anonimowymi nawet dla lokalnych społeczności. Na szczęście są szaleńcy, którzy starają się to zmienić.
REKLAMA

Wilczy Szaniec – niewątpliwie jeden z najciekawszych obiektów historycznych znajdujących się na terenie Polski. Legendarna kwatera Hitlera, z której w latach 1941-1944 trząsł on Rzeszą i kierował działaniami niemieckich sił zbrojnych. Miejsce najsłynniejszego zamachu na Führera, kompleks budynków będących przykładem niemieckiej precyzji i geniuszu budowlanego. Zabytek – można by rzec – na skalę światową. Czy jednak światowym standardom odpowiadający?

Sochaczew – szare i niepozorne miasto w pobliżu Warszawy. Nad sennym miasteczkiem góruje zaniedbane wzgórze z wyraźnie zarysowanymi ruinami zamku przypominającymi dawną chwałę miasta. Czy można to tak zostawić? – pytają członkowie i sympatycy Stowarzyszenia na Rzecz Historycznej Odbudowy Zamku w Sochaczewie „Nasz Zamek”.

Zabytkowa butelka po piwie

Kiedy w kwietniu tego roku miałem okazję zwiedzać Wilczy Szaniec uderzył mnie beztroski stan, w jakim pozostawiony został ten obiekt. Obrócony pod koniec wojny w kupę gruzu, a następnie „zrabowany” przez Polaków, którzy materiały tam pozyskane wykorzystali do odbudowy Warszawy, pozostał do dnia dzisiejszego trwałą ruiną. Owa trwała ruina, z mniej lub bardziej malowniczymi gruzami, będącymi pozostałościami dawnych bunkrów, cieszyć ma turystów i zachęcać do zwiedzania. Gdybyśmy zagłębili się we wnętrze rumowisk bez trudu odkryć możemy, że nie tylko turystów, ale także miejscowej gawiedzi. Pośród dawnych bunkrów kołaczą się bowiem puste butelki po piwie i tanim winie, zużyte prezerwatywy, czy inne pocieszne „śmieci”. Zabytek ciągle żywy – chciałoby się rzec.

(Fot. S. Adamkiewicz)
(Fot. S. Adamkiewicz)

Błąkamy się więc pomiędzy ruinami, próbując sobie – dość nieudolnie – wyobrazić jak ów słynny Wilczy Szaniec mógł wyglądać. Nawet główny bunkier Hitlera zwiedzamy z obawą czy za chwilę jego duch nie zrzuci nam na głowę jakiegoś fragmentu budynku. Być może, jest to wielka frajda dla grotołazów, mniejsza dla ludzi, którzy chcieliby wynieść z tej wycieczki coś więcej niż zakurzone buty.

Trwała ruina

Powstaje oczywiście pytanie, czy obiekt ten faktycznie aspirować może do atrakcji turystycznej, czy jest raczej próbą wyciągnięcia pieniędzy od niemieckich wycieczek i naiwnych turystów, którzy łudzą się, że zobaczą coś więcej od ruin. A może to nie tyle bezczelność opiekunów obiektu, co ich wewnętrzne przekonanie, że trwała ruina sama w sobie jest wartościowa.

REKLAMA

Niestety w Polsce, w wielu przypadkach jest to myślenie dość typowe. Rekonstrukcję uważa się często za naruszenie zastanego dobra i kwestionuje się jej potrzebę. W rezultacie turysta w naszym kraju, często musi się zadowolić mieszanką wyobraźni i malowniczych ruin, które wystarczyć mu mają za cenną pozostałość historyczną.

Fascynatów trwałych ruin w Polsce nie brakuje, a wszelkie próby napomknięcia o rekonstrukcji spotykają się z twardym oporem. Nie chcę rozstrzygać, czy dzieje się tak z głupoty, nieudolności, czy może braku woli. Fakt faktem, wiele zabytków w Polsce rozsypuje się na naszych oczach, będąc cennymi tylko z nazwy.

W rękach pasjonatów

Nie każdy zabytek skazany jest w Polsce na obojętność. Na szczególną uwagę zasługuje tu działalność Stowarzyszenia na Rzecz Historycznej Odbudowy Zamku w Sochaczewie „Nasz Zamek”. Powstało ono w grudniu 2006 roku z inicjatywy magistranta UŁ – Łukasza Popowskiego. Sprawą już wtedy zainteresował się Histmag.org i była ona szeroko opisywana przez samego pomysłodawcę (Tajemnice sochaczewskiego zamku, Trudna współczesność, czyli odbudowa zabytków po polsku).

Celem tej inicjatywy jest obecnie przede wszystkim lobowanie na rzecz rozwiązań pozwalających na odbudowę zamku, oraz dalsze prace badawcze upodabniające jego wygląd do realiów historycznych. Na stronach internetowych Stowarzyszenia, odnajdziemy nie tylko szczegółowe wyjaśnienia dotyczące celów odbudowy, ale także ciekawe – trójwymiarowe - wizualizacje „przyszłego” zamku.

Jak podkreślają twórcy Stowarzyszenia: „trwała ruina (znajdująca się jakby nie było w centrum miasta) w żaden sposób nie służy mieszkańcom, jest od lat miejscem spożywania alkoholu i śmietnikiem, ulega dewastacji. Nawet po ewentualnym zabezpieczeniu wzgórza i murów, z racji specyfiki terenu i położenia, nigdy nie uda się w tym miejscu utrzymać permanentnego porządku i bezpieczeństwa”. Odbudowa zamku, choć kosztowna, wspaniale,

REKLAMA

według nich, wpisywałaby się w strategię rozwoju miasta i wpływała na wiele czynników życia społecznego w Sochaczewie.

Warto tu podkreślić główny cel istnienia Stowarzyszenia, jakim jest historyczna odbudowa dawnej siedziby starostów sochaczewskich. Pojawiały się bowiem pomysły zagospodarowania wzgórza zamkowego, ale nie poprzez wierne odtworzenie zamku, a zbudowanie czegoś, co odpowiadało by pojęciu „zamek”, ale z historią niewiele by miało wspólnego.

Jest to więc przykład oddolnej inicjatywy pasjonatów, którzy korzystając z własnej wiedzy i umiejętności próbują przedstawić atrakcyjną i realną perspektywę odbudowy jednej z najistotniejszych dla miasta budowli. Czy ich starania zakończą się sukcesem? Jak na razie szereg podejmowanych inicjatyw zasługuje na podziw i wsparcie.

Co dalej?

Jak wielokrotnie w rozmowach ze mną podkreślał Łukasz Popowski, jego celem nie jest jedynie odbudowa zamku w Sochaczewie, ale to, aby stał się on dobrem publicznym mieszkańców miasta. Niestety szereg zabytków w Polsce funkcjonuje poza społeczeństwem lokalnym. Zostają bowiem one albo drogimi hotelami, zachowującymi pozornie historyczny wygląd, albo – co postrzegać należy za o wiele gorsze zjawisko - zamykają się całościowo w muzealnym charakterze.

Przykładem tego typu może być doskonale znany mi Dwór Kapituły Krakowskiej w Pabianicach. Jeden z nielicznych w pełni renesansowych dworów obronnych w Polsce, jest dla mieszkańców w praktyce anonimowy. Owszem, znają jego zewnętrzną elewację, z dumą nazywają go „zamkiem”, ale nic oprócz tego. Niekiedy główna reprezentacyjna sala wykorzystana jest jako miejsce ślubu cywilnego, lub miejskiej uroczystości, ale do tych czynności jej publiczne wykorzystanie się ogranicza.

REKLAMA
Dwór Kapituły Krakowskiej w Pabianicach podczas II wojny światowej. Fot. ze zbiorów Muzeum Miasta Pabianic, autor nieznany.

Wokół pabianickiego „zamku” nie funkcjonuje w praktyce żadne życie kulturalne. Obiekt, który winien integrować społeczność lokalną, takiej funkcji nie przyjmuje. Jest jedynie czymś zastanym i obojętnym. Tymczasem, jak twierdzi wspomniane Stowarzyszenie „Nasz Zamek”, obiekt zabytkowy powinien nie tyle być atrakcją turystyczną, co spełniać walory integrujące lokalną społeczność, będąc dla niej żywą lekcją historii.

Stowarzyszenie proponuje więc stworzenie przy przyszłym zamku karczmy, bractwa rycerskiego, organizację lekcji historii, czy licznych wydarzeń kulturalnych. Jego członkowie wychodzą z założenia, że obiekt winien funkcjonować całą dobę, a nie tylko w wybrane dni, w godzinach urzędowych. Niestety, tego typu opinia jest jeszcze w Polsce rzadkością.

Przyszłość pokaże…

Przyszłość pokaże, czy starania Stowarzyszenia „Nasz Zamek” przyniosą pożądane efekty. Czy będziemy mogli oglądać historycznie odbudowany zamek, wokół którego tętnić będzie życie historyczne i kulturalne, czy może pozostanie to kolejnym niezrealizowanym marzeniem.

Przyszłość pokaże również, czy zwiedzający Wilczy Szaniec nadal będą musieli zadowolić się zrujnowanymi bunkrami, czy może istnieje choć cień szansy na rekonstrukcję choćby fragmentu dawnej kwatery Hitlera. Ileż zyskałby ten obiekt na atrakcyjności, gdyby turyści mogli zwiedzić nie tylko pozostałość po bunkrze wodza III Rzeszy, ale mogli cofnąć się również do roku 1942, zobaczyć bogate wnętrza, obszerne łazienki, ot fragment życia Adolfa Hitlera. Jakąż sensację wzbudzić by mogły maskowania w postaci bujnych roślin sadzonych na dachach bunkrów.

Przyszłość pokaże, czy zabytki w Polsce staną się elementem życia społecznego, czy będą się zamykać w swoich wąskich celach i funkcjach. Czy nadal dostępność do nich ograniczać się będzie do magicznych godzin 8-16, czy może zacznie się wokół nich integrować życie, które dotychczas traktowało obiekty zabytkowe z nieufnością i dystansem.

Szkoda tylko, że to wszystko pokazać ma dopiero przyszłość… Figlarna i gnuśna jak mało co na świecie. Choć może wystarczy trochę pomysłowości i dobrej woli?

Zobacz też

Zredagowała: Grażyna Latos

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone