Operacja „Powerpack”, czyli dlaczego Jankesi najechali Dominikanę?

opublikowano: 2015-04-29 08:47
wolna licencja
poleć artykuł:
Ponad 50 lat temu rozpoczęła się amerykańska interwencja na Dominikanie. Co takiego stało się w tym karaibskim państwie, że wysłano tam jednostki U.S. Army?
REKLAMA
Rafael Trujillo, dominikański dyktator w latach 1930-1961 (domena publiczna).

Gdy zapytać pierwszą lepszą osobę jaki kraj produkuje najlepsze cygara, odpowie bez namysłu, że Kuba. Jeśli jednak zapytamy kogoś lepiej obeznanego, zawaha się i niewykluczone, że wskaże na Republikę Dominikany, ojczyznę takich marek jak Partagas, Davidoff czy Dunhill. Owo piękne, wyspiarskie państwo, niezwykle popularne wśród turystów i drugie pod względem wielkości na Karaibach, kojarzyć się może z trzema rzeczami: wspomnianymi wybornymi cygarami, słabością do Polaków, datującą się na okres pobytu na wyspie Legionów Polskich podczas wojen napoleońskich oraz niejakim Rafaelem Leónidasem Trujillo Moliną, jednym z rekordzistów pośród karaibskich dyktatorów. Przejął on władzę w roku 1930 i nie wypuścił jej z rąk aż do śmierci w roku 1961. Dyktatorem był nietuzinkowym: z jednej strony miał na sumieniu tak zwaną Masacre del Perejil czyli „Rzeż Pietruszki”, która pochłonęła między dziewięć a kilkadziesiąt (nieznane są dokładne liczby) tysięcy Haitańczyków oraz liczne mordy na swoich przeciwnikach politycznych, z drugiej dawał schronienie uciekającym z Europy Żydom i niedobitkom sił republikańskiej Hiszpanii po przegranej wojnie domowej, wspierał rozwój gospodarczy swego państwa i dbał o poprawę warunków życia obywateli. Okresami cieszył się pewną popularnością zarówno na polu międzynarodowym, jak i wśród ludności Dominikany. Jak się okazało, niewystarczającą: 30 maja 1961 roku jego samochód i on sam zostali ostrzelani z broni maszynowej na przedmieściach Santo Domingo. Następcą generała Trujillo i prezydentem kraju został Joaquin Antonio Balaguer Ricardo, zaś stabilny okres w XX-wiecznej historii Dominikany dobiegł końca.

Niekochany liberał

Największą wadą Balaguera było to, że mianował go jeszcze za swego życia Trujillo. Ponieważ jednak w końcowym okresie swego życia dyktator, zwłaszcza po morderstwie sióstr Mirabal, zwanych Las Mariposas, był powszechnie znienawidzony, odium to spadło na Balaguerę. Jego rządy były pasmem ciągłych niepokojów, protestów i walk parlamentarnych, których apogeum miało miejsce 14 stycznia 1963 roku, kiedy to wojsko otworzyło ogień do protestujących w stolicy kraju. Padli zabici i ranni, zaś dla Balaguery było to już za dużo. 16 stycznia zrezygnował ze stanowiska, a następnie udał się na wygnanie. W lutym 1963 roku nowym prezydentem wybrany został Juan Emilio Bosch Gaviño. 27 lutego złożył on przysięgę i energicznie zabrał się do pracy. Już 29 kwietnia ogłosił nową konstytucję, dającą obywatelom Dominikany więcej wolności, niż kiedykolwiek w trakcie istnienia państwa dostali. Przyznawała prawa pracownikom, ciężarnym matkom, dzieciom i młodzieży, związkom zawodowym, bezdomnym… Być może nawet zbyt wielu osobom.

REKLAMA
Juan Bosch, demokratycznie wybrany prezydent Dominikany (fot. Hugo van Gelderen, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Netherlands).

Bosch próbował wprowadzić zbyt dużo zmian na raz, Dominikana zaś nie była na tak radykalną reformę gotowa. Choć w zamierzeniu słuszne, zapisy nowej konstytucji przysporzyły mu wielu wrogów i to wrogów potężnych. Plan redystrybucji ziemi zapewnił mu nienawiść ze strony posiadaczy ziemskich, których kosztem chciał przyznać ziemię ubogim. Przemysłowcom nie podobały się nowoprzyznane prawa pracownicze. Armia została poddana nadzorowi rządu, co w porównaniu do wcześniejszej, uprzywilejowanej pozycji było jak wzięcie jej na smycz. Kościół dominikański zaczął obawiać się o swoje dalsze istnienie, bowiem reformy Boscha nieprzyjemnie kojarzyły się z marksizmem. Sam prezydent marksistą nie był, jednak w tym okresie nawet najmniejsza sugestia lewicowości wystarczyła, by zostać posądzonym o inklinacje komunistyczne. Było to w końcu rok po kryzysie kubańskim, kiedy to Zimna Wojna o mały włos stałaby się gorącą. W krajach Ameryki Łacińskiej i północnej marksizmu bano się wtedy jak ognia, zaś retoryka Boscha była niebezpiecznie do niej podobna.

Obalić prezydenta!

Kiedy tak potężne siły się sprzysięgły, wynik mógł być tylko jeden: zamach stanu. Dominikańska armia, dowodzona przez gen. Elíasa Wessin y Wessin, obaliła Boscha we wrześniu 1963 roku po zaledwie siedmiu miesiącach sprawowania przez niego urzędu. Na jego miejscu zainstalował się Triunvirato, czyli trzyosobowa wojskowa junta której przewodził Joseph Donald Reid Cabral, Bosch zaś uciekł do Puerto Rico.

Rządy wojskowych nie poprawiły sytuacji. Dominikańczycy nie zaakceptowali ich ani przez moment, a dowódcy nie dysponowali autorytetem potrzebnym do sprawowania władzy. Co gorsza dla nich, niemal od razu po przewrocie zaczęły się walki frakcyjne w łonie samego wojska. Wielu oficerów nie popierało Reida, który próbował ograniczyć ich przywileje. Spierały się również siły, które wcześniej doprowadziły do samego przewrotu, nikt nie miał bowiem ani wizji, ani autorytetu, by ich pogodzić. Puczystom nie pomagało również to, że Bosch dalej cieszył się niesłabnącym poparciem ludności. W kraju wybuchały strajki i protesty, coraz więcej osób niezadowolonych z rządów Triumwiratu myślało o zbrojnym oporze.

Rewolucja kwietniowa

Współczesne Santo Domingo (fot. Ronny Medina, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported).

Reid zdawał sobie sprawę z braku poparcia armii i spodziewał się, że prędzej czy później on sam padnie ofiarą zamachu stanu. Zdecydował się działać pierwszy i 24 kwietnia 1965 roku zlecił szefowi sztabu, gen. Marcosowi Riverze, pozbawienie czterech spiskujących przeciw niemu oficerów stanowisk. Ci nie tylko odmówili poddania się, ale aresztowali gen. Riverę i wyprowadzili podległe sobie wojska, zakładając obóz na północny zachód od Santo Domingo.

REKLAMA

Zobacz też:

To była iskra, która padła na beczkę prochu. Dominikańska Partia Rewolucyjna oraz Rewolucyjna Partia 14 Czerwca przy wsparciu Dominikańskiego Ruchu Ludowego wyprowadziły swoich ludzi na ulice. Santo Domingo opanowali nazywający samych siebie „Los Tigres” – nastolatkowie uzbrojeni w broń palną i koktajle Mołotowa. Następnego dnia dowodzone przez gen. Wessina siły przystąpiły do walk z powstańcami, nie udało im się jednak odbić miasta. Rozpoczęła się dominikańska wojna domowa.

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

Należy tu zaznaczyć, że nie całe wojsko wspierało Reida i Triumwirat. Mogli oni liczyć bezwarunkowo jedynie na wsparcie Centro de Entrenamiento de las Fuerzas Armadas (CEFA, Centrum Wyszkolenia Sił Zbrojnych), elitarną jednostkę stworzoną jeszcze przez Trujillo i obdarzoną przez niego wieloma przywilejami, którą dowodził gen. Elías Wessin. Reszta wojsk, choć w większości popierała puczystów, nie była w pełni lojalna.

Powstańcy dowodzenie przez płk Francisco Alberto Caamaño Deñó walczyli o powrót na urząd Juana Boscha i przywrócenie konstytucji, stąd ich strona konfliktu nazwała się „konstytucjonalistami”. Wokół wojska skupili się ci, którzy w 1963 roku obalili prezydenta. Z racji częstych wśród nich sympatii protrujillistowskich popierali oni obalonego również w 1963 roku Joaquina Balaguerę, którego uznawali za prawowitego prezydenta Dominikany i w związku z tym określali się mianem „lojalistów”. Rychło pojawiła się również i trzecia strona konfliktu: Stany Zjednoczone.

Po co pchać palce w ogień?

Eskalacja konfliktu byłą bardzo szybka. Najbardziej radykalne elementy ruchu Konstytucjonalistów, zwłaszcza Partia 14 Czerwca, zaczęły nawoływać do zabijania policjantów, na co Lojaliści odpowiedzieli nalotami. Obie strony były relatywnie dobrze uzbrojone, walki były więc ciężkie. W najgorszej sytuacji znaleźli się cywile i obcokrajowcy, zagrożeni w równym stopniu przez puczystów i powstańców. W tej sytuacji USA przystąpiły do ewakuacji swoich obywateli jak i wszystkich innych, którzy chcieli opuścić Dominikanę.

Lyndon B. Johnson, ówczesny prezydent USA (domena publiczna).

26 kwietnia płk Caamaño i tymczasowy prezydent konstytucjonalistów, José Rafael Molina Ureña, poprosili Williama Tapleya Benetta Jr., ambasadora USA, o interwencję celem powstrzymania ataków dominikańskich sił powietrznych na pozycje powstańców w Santo Domingo. Waszyngton jednak odmówił, nie mając jeszcze gotowego planu działania. Mimo to powstańcy zaczęli zdobywać przewagę, wypychając pomału lojalistów z zajmowanych przez nich terenów. Do 30 kwietnia ich siły zostały zepchnięte do bazy w San Isidro. Wtedy jednak już rozpoczęła się amerykańska interwencja.

REKLAMA

Decyzję o wysłaniu wojsk amerykańskich podjął prezydent Lyndon B. Johnson. Zagrożenie komunistyczne w tym okresie oceniane było na bardzo duże, Stanom Zjednoczonym wystarczyła zaś jedna Kuba na progu. Bardzo obawiano się powstania kolejnego państwa, które znalazłoby się w orbicie wpływów Moskwy. Nie ma wprawdzie dowodów na to, by konstytucjonaliści faktycznie byli wspierani przez Związek Sowiecki, jednak wydarzenia na Dominikanie nieprzyjemnie przypominały kubańskie. Zrewoltowane siły, nie ukrywające odwołań do marksizmu (zwłaszcza celowała w tym Partia 14 Czerwca), wypierały przychylne Amerykanom siły ancient regime’u. W ocenie Pentagonu i Białego Domu ryzyko powtórzenia scenariusza dojścia do władzy Castro było zbyt duże, czym zaś to się może skończyć, pokazał kryzys kubański. Johnson zdecydował się zlikwidować to zagrożenie zanim w ogóle się pojawi i wydał rozkaz przygotowania operacji „Powerpack”. Nie chciał wyjść na drugiego Eisenhowera i nie zareagować, kiedy jeszcze był na to czas.

„We fight our country's battles”

Pierwsze siły USA znalazły się u wybrzeży jeszcze 27 kwietnia. W grupie zadaniowej znalazł się lotniskowiec USS „Boxer” (LPH-4), przedstawiciel zasłużonego podczas II wojny światowej typu „Essex”, Średnia Jednostka Śmigłowcowa Piechoty Morskiej HMM-264 oraz 1500 żołnierzy piechoty morskiej, których początkowym zadaniem było zabezpieczenie ewakuacji obywateli amerykańskich. Warto zaznaczyć, że desant piechoty morskiej, przeprowadzony 28 kwietnia, był pierwszym w historii atakiem helikopterowym przeprowadzonym w nocy na wrogim terytorium. Do 29 kwietnia zabezpieczyli oni obszar między ambasadą USA a hotelem Embajador, skąd następnie śmigłowcami wywiezieni zostali cywil. Trafili oni następnie do San Juan na Puerto Rico, ponieważ grupa USS „Boxer” zaczęła już przygotowywać się do lądowania.

Siły lądowe „Powerpack” składały się z 82 Dywizji Powietrznodesantowej i oddziałów piechoty morskiej zgrupowanych w Szóstej Jednostce Ekspedycyjnej. Wsparcie zapewniała Grupa Zadaniowa USS „Boxer”, w składzie lotniskowiec USS „Boxer” (LPH-4), okręt desantowy USS „Wood County” (LST-1178), szybki transportowiec USS „Ruchamkin” (APD-89), desantowce szturmowe typu „Andromeda”, USS „Yancey” (AKA-93) i USS „Rankin” (AKA-103), okręt desantowy-dok typu „Thomaston”, USS „Fort Snelling” (LSD-30) oraz desantowiec transportowy-dok USS „Raleigh” (LPD-1).

REKLAMA
Żołnierz amerykański chroni dominikańskiego chłopca na ulicach Santo Domingo (domena publiczna).

W pierwszym rzucie z Fort Bragg wyruszyła 3 Brygada 82 Dywizji Powietrznodesantowej, licząca 2 253 żołnierzy. Początkowo mieli oni dotrzeć do Puerto Rico i stamtąd przeprowadzić desant, w locie jednak ich rozkazy uległy zmianie. Szpicę 82 Dywizji skierowano do San Isidro, które mieli zająć w drodze lądowania, nie przez desant powietrzny. Pomysł okazał się fatalny, bowiem baza San Isidro nie była przystosowana do przyjęcia ciężkich samolotów transportowych. Bardzo szybko okazało się, że nie ma miejsca dla kolejnych samolotów i w pierwszej fali wylądować zdołało tylko 46 ze 111 transportowców. Oznaczało to, że w newralgicznym, początkowym okresie lądowania 3 brygada nie tylko dysponowała mniej niż połową swoich sił, to jeszcze była pozbawiona sprzętu, który w skutek pomyłki poleciał do Puerto Rico. Na jej szczęście, w dniu lądowania, czyli 29 kwietnia, nie napotkano na opór ze strony dominikańskiej. 1 maja do sił znajdujących się już na ziemi dołączyła 2 brygada 82 Dywizji, kolejne jednostki zaś dołączały aż do 4 maja. W tym czasie spadochroniarze zabezpieczyli korytarz między San Isidro i Santo Domingo i wsparli siły piechoty morskiej, utrzymujące stolicę.

Co charakterystyczne, Amerykanie praktycznie nie natrafiali na opór. Siły lojalistów od początku otrzymały kategoryczny zakaz otwierania ognia do wojsk amerykańskich, konstytucjonaliści zaś nie robili tego z zasady. Główny cel operacji, czyli rozdzielenie walczących stron, został wykonany więc niemal bez strat. Działania USA uzyskały mandat Organizacji Państw Amerykańskich, które 23 maja również wysłały swoje wojska na Dominikanę. Większość kontyngentu stanowili Brazylijczycy (1130 żołnierzy), oprócz nich oddziały wysłał także Honduras, Nikaragua, Puerto Rico i Salwador, choć w wypadku tego ostatniego określanie mianem „oddziałów” trzech oficerów sztabowych wydaje się lekko przesadzone. Generalnie jednak operacja „Powerpack” przebiegła stosunkowo bezkrwawo. Wymieniane w zestawieniach 2000 ofiar po stronie dominikańskiej to w rzeczywistości ofiary wojny domowej między lojalistami i konstytucjonalistami. Już trzy dni po ustanowieniu ogólnoamerykańskich sił pokojowych wojska USA zaczęły się pomału wycofywać, zaś odpowiedzialność za utrzymanie pokoju na Dominikanie przejął brazylijski generał Hugo Alvim.

Do wznowienia walk doszło raz, 15 czerwca 1965 roku, kiedy to marksistowskie oddziały konstytucjonalistów, które wypowiedziały posłuszeństwo płk Caamaño, zaatakowały wojska krajów amerykańskich. Po pierwszym niepowodzeniu kilkakrotnie nękały pozycje obsadzone przez znajdujące się na Dominikanie w ramach IAPF (Inter-American Peace Force) oddziały brazylijskie, jednak bez rezultatów.

REKLAMA

Wygaszanie konfliktu

Niewielkie walki trwały do 31 sierpnia 1965 roku, kiedy to między obiema stronami wojny domowej zawarto rozejm. 1 lipca 1966 roku odbyły się wybory, w których wystartowali Bosch i Balaguera. Lubiany prezydent jednak je przegrał: podczas kampanii wyborczej nie mógł pozbyć się wrażenie, że w przypadku wygranej zostanie pozbawiony władzy przez kolejny zamach stanu i w efekcie nie przykładał do niej żadnej wagi. Wybory wygrał Balaguera, zdobywając 57% głosów. Władzę oddał dopiero w 1978 roku.

Trudno powiedzieć, na ile realna była groźba powtórki scenariusza kubańskiego. Choć w początkowym okresie niewiele na to wskazywało, to utrata kontroli nad organizacjami marksistowskimi przez Caamaño pozwala domniemywać, że było to potencjalnie możliwe. CIA dysponowała informacjami o chińskich, sowieckich i kubańskich agitatorach, którzy przedostawali się na teren Dominikany, trudno jednak w świetle dostępnych materiałów zawyrokować, czy była to przemyślana strategia umieszczenia pod bokiem USA kolejnego państwa bloku wschodniego, czy też dość często spotykany w tym okresie przepływ działaczy lewicowych z państwa do państwa, mający wielokrotnie miejsce w krajach basenu Morza Karaibskiego.

Żołnierze z Hondurasu stacjonujący na Dominikanie w ramach IAPF (domena publiczna).

Wydaje się, że mając do dyspozycji taki zbiór faktów, decyzja Johnsona o podjęciu interwencji była słuszna. Nie chciał podjąć ryzyka, które niosło ze sobą czekanie z założonymi rękoma na rozwój wypadków. Ocena mogłaby być inna, gdyby nie ograniczony mandat działań 82 Dywizji Powietrznodesantowej, która dobrze sprawdziła się w roli sił rozjemczych i pozwoliła gładko przerodzić inwazję w działanie policyjne. Niewielkie straty poniesione przez obie strony są dodatkowym potwierdzeniem dobrego zaplanowania operacji. Operacja „Powerpack” była również pierwszym przykładem zastosowania sił zgodnie z koncepcją ROAD (Reorganization Objective Army Divisions), czyli przemianą liniowych dywizji doby II wojny światowej w jednostki zdolne do działania na atomowym polu walki. 82 Powietrznodesantowa była pierwszą jednostką, która prowadziła działania w oparciu o nową strukturę i udowodniła jej przydatność.

Lądowanie na Dominikanie miało także dwojakie znaczenie propagandowe. Po pierwsze, wzmocniło wewnętrznie Organizację Państw Amerykańskich, która po raz pierwszy mogła zaprezentować się jako silna i gotowa do działania grupa. Po drugie, pokazało światu, że w razie czego USA gotowe są szybko i skutecznie interweniować. W sytuacji, gdy U.S. Army tkwiła w Wietnamie bez pomysłu, jak rozwiązać indochiński węzeł gordyjski, była to niezwykle potrzebna manifestacja.

Bibliografia

Redakcja: Tomasz Leszkowicz

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Przemysław Mrówka
Absolwent Instytut Historycznego UW, były członek zarządu Koła Naukowego Historyków Wojskowości. Zajmuje się głównie historią wojskowości i drugiej połowy XX wieku, publikował, m. in. w „Gońcu Wolności”, „Uważam Rze Historia” i „Teologii Politycznej”. Były redaktor naczelny portalu Histmag.org. Miłośnik niezdrowego trybu życia.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone