Opowieść Regelindy

opublikowano: 2025-06-24, 12:59
wszelkie prawa zastrzeżone
„A po nocach śnił mi się on, jego oczy jak liście jesionu, palce smukłe jak wierzbowe witki, skóra jasna jak brzozowa kora… Kochałyśmy się w nim zresztą wszystkie”.
reklama

Ten tekst jest fragmentem książki Grzegorza Gajka „Chrobry”.

Gotycka figura przedstawiająca Regelindę w katedrze naumburskiej (fot. Linsengericht)

Cesarz, słowo daję, był moją pierwszą miłością. Liczyłam sobie wtenczas jedenaście lat, a moje ciało właśnie zaczynało się zmieniać: rosło i pęczniało, tak że rok później, patrząc w zwierciadło, ledwo mogłam się poznać. W dwa miesiące po wielkim wiecu dostałam pierwszego miesięcznego krwawienia; stałam się kobietą. A po nocach śnił mi się on, jego oczy jak liście jesionu, palce smukłe jak wierzbowe witki, skóra jasna jak brzozowa kora… Kochałyśmy się w nim zresztą wszystkie. Nawet matka, pomnę, wychyliwszy w wielkiej wesołości dwie czy trzy czarki wina, westchnęła sobie któregoś razu z głębi ducha i rzekła:

– Chciałoby się takie chłopię utulić do piersi…

Po czym zarumieniła się i pospiesznie kazała piastunce podać sobie mego braciszka, który wtenczas nosił jeszcze imię Gryźko, aby do czasu chrztu nie zwróciły na niego baczenia ani mamuny, ani czarty-szatany.

Cesarz nie oglądał się jednak wcale na kobiety czy dziewczęta. W ogóle zdawał się nie bardzo widzieć ludzi. Mówił. Przy wszystkich ucztach i uroczystościach, na których mogłam go podziwiać – z daleka – nie przestawał mówić. Roztrząsał w nieskończoność sprawy ducha, władzy, sumienia. A przynajmniej tak opowiadał mi Lambert, którego cesarz z upodobaniem trzymał blisko siebie.

Oczy zapalały mu się tylko czasem, gdy ujrzał jakiego ładnego młodzika. Z pewnym zakłopotaniem schodził wtedy z obłoków na ziemię i prosił ojca, aby pokazał mu tego czy innego spośród swoich wojów, aby opowiedział o swojej drużynie. Drużynnicy ojca w znacznej mierze nie znali mowy Franków, stawali więc jak te cielaki i albo gapili się bezmyślnie, albo pąsowieli niby panny. A cesarz zachwycał się urodą, szczerą prostotą i bitnością sklawińskiego ludu.

Przypominam sobie, że w takich chwilach stryj Guncelin popatrywał na niego spod oka z uśmieszkiem, którego wtenczas nie rozumiałam.

Opowiadam jednak zupełnie nie po kolejności.

Kiedy ojciec i Lambert ruszyli do Iławy na spotkanie cesarza, matka, Hunilda, mały Gryźko i ja zostaliśmy w Gnieźnie. Odpowiedzialność za przygotowanie wszystkiego – za umajenie domów, przyszykowanie uczty, procesji, komnat dla przybyszów – spadła na głowę matki i biskupa Ungera, co zjechał umyślnie z Poznania. Nie było to łatwe zadanie; ojciec życzył sobie oczarować swego gościa. Wielkie łowy trwały od blisko miesiąca. Z całego kraju zwożono miód, ziarna i inną żywność, zawczasu odłożoną przez zimę. Wozy wyładowane dobytkiem ciągnęły do grodu, a Poznań, Władysław, Giecz i inne kniaziowskie sadyby zostały niemal doszczętnie ograbione z pięknych materii i drogich naczyń. Ojcowi komornicy ganiali w tę i we w tę po ziemi gnieźnieńskiej, aby spędzić kmieci z okolicznych opoli na gościniec bądź na wzgórze Pergini. Jeśli kto szedł z ochotą, mógł dostać kurę, worek pszenicy albo i srebrną obręcz; jeśli kto wyrzekał na obcy obyczaj i obcą wiarę, dostawał kije.

reklama

Lud ten w dużej mierze nie wiedział, kogo wita. Opowiadał mi Szczerbiec, że kiedy w drodze byli, wielu wołało „Jaryło! Jaryło!”, myśląc, że to już święto wiosny.

– Kniaź zżymał się – mówił, a minę jak raz miał przy tym ponurą. Tarł bliznę po straconym oku, ocalałym spoglądał gdzieś w dal. – Bić kazał. Nie powinien kniaź przymuszać ludu, aby swoje przepomniał, cudze zaś wielbił. Bo wtenczas lud będzie gębą wielbił, a w serca wroście nienawiść. I zakiełkuje z czasem. Ino że kniaź może tego nie dożyje… Nie, może nie dożyje. Piękny za to spadek zostawi kniaziewiczowi Mieszkowi. – Oj, Szczerbiec, grabisz ty sobie – odparłam lekko, bo ten jego ton poważny z niczym mi się nie podobał. – Mądrz się dalej, co kniaziowi wolno, a jeszcze ciebie obiją.

Szczerbiec się skrzywił, czubek języka wystawił przez szparę w zębach i wreszcie uśmiech zagościł na jego twarzy.

Bolesław Chrobry, ojciec Regelindy (rys. Jan Matejko, 1893 rok)

– Mnie się mądrzyć wolno, bo ja jestem głupek. – Prychnął i dalej gadał weselej, choć mnie próbował pouczyć. – Kniaź jest na starych bogów krzyw… Wygarbowali mu oni skórę, o wa! Ale jedna to rzecz saskiego Chrysta czcić, niech ma, świat się nie umie obejść bez zmiany… Inna od starych się całkiem odwrócić. Ty jesteś siksa, tobie teraz radować się z Jarowitem i młodą Dziewanną, nie dusić w kościele. A lada moment przyda ci się też opieka dobrej pani Mokoszy, zobaczysz.

– Dzikus jesteś, Szczerbiec, nic się na świecie nie rozumiesz. Bóg jest jeden, Ojciec, i syn jego Chrystus, a do tego jeszcze pani Marija, co Chrystusowi robi za matkę. Kto to słyszał wierzyć w tłumy jakichś bożków biegających po lasach? I kłaniać się za każdym razem przed przejściem przez drzwi, żeby bożęciu ogona nie przydepnąć? I modlić się do chmurki i strumyczka, i kwiatka? Słowo daję, gorzej niż dzieci.

Szczerbiec wzruszył ramionami.

– Można wierzyć abo i nie, a one dalej biegają, te bożki. Mądre dziecko, co cześć daje drzewom i rzekom, i polom. One nas karmią, nie ta Panimaryja.

Rozeźliłam się.

– Nudzisz! Gadaj dalej, a sama na ciebie ojcu nagadam!

Ale to ze Szczerbcem wiele takich rozmów miałam, i wcześniej, i później, a tymczasem cesarz zjechał do Gniezna i pierwsze, co chciał zrobić, to ujrzeć grób swego przyjaciela Wojciecha. Nie baczył przy tym na żadne ceremoniały. Poszedł prosto do kościoła, przyklęknął przy płycie nagrobnej i głaskał ją czule, jakby obejmował kochanka, a po twarzy toczyły mu się łzy. Patrzyli na to w zgorszeniu tak biskupi frankońscy, jak i nasz Unger. Kobietom topniały jednak serca, bo w płaczu był cesarz jeszcze piękniejszy niż wcześniej. Ojciec zaś stanął u jego boku – również wbrew dworskiemu obyczajowi – i ruchem poufałym złożył mu rękę na ramieniu.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Grzegorza Gajka „Chrobry” bezpośrednio pod tym linkiem!

Grzegorz Gajek
„Chrobry”
cena:
69,99 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
SQN
Rok wydania:
2025
Okładka:
twarda
Liczba stron:
544
Premiera:
02.07.2025
Format:
140×205 [mm]
ISBN:
978-83-83-30664-3
EAN:
9788383306643
reklama

– Nie mogą kości tych, których kochamy, spoczywać w obcym kraju – powiedział.

Po latach, już na dworze mego męża, mówiło się – bez przygany – że ojciec przez chytrość wykupił ciało męczennika od Prusów, gdyż wiedział, jak bliski był Wojciech sercu cesarza. To prawda, lecz nie cała. Ojciec bywał twardy, gruboskórny, nawet okrutny, wiedział jednak, co znaczy strata. Skąd? Tego miałam się dowiedzieć później.

Prosty ów gest poruszył naszego szlachetnego gościa. Później, gdy wyszliśmy ze świątyni, cesarz powiedział ojcu, że chciałby poznać jego rodzinę, nas. Zachwyt rozświetlił mu oczy, kiedy ujrzał mego młodszego braciszka. Wyciągnął ku niemu dłoń, ale pozwolił smukłym palcom zawisnąć tuż nad skrzywioną dziecięcą buźką.

– Ze śmierci życie – rzekł głosem lekko drżącym. Cofnął rękę i obdarzył ojca spojrzeniem czegoś smutnym, tęsknym. – Masz przecudną rodzinę, Boleslaus.

Ojciec, wiedziony może tym swoim sławnym sprytem, który nie był wcale tak wielki, jak się ludziom zdaje, wybrał tę właśnie chwilę, aby ziścić, co sobie z dawna zaplanował. Opadł na jedno kolano i powiedział:

– Panie, mój syn jeszcze niechrzczony… Weźmiesz go do chrztu?

Cesarzowi głos zadrżał ponownie.

– Przyjacielu, nie musisz nigdy przede mną klękać. – Podniósł ojca na nogi. – Wezmę twego syna do chrztu. Oczywiście. – Tu zastanowił się, zamrugał i uśmiechnął wreszcie zwyczajnie, nieśmiało, jak każdy miły, ładny chłopiec. – Masz już dla niego imię?

Ojciec wyszczerzył zęby i cała wcześniejsza wzniosłość całkiem uleciała.

– A może być Otto?

Cesarz ścisnął usta, oczy mu zaskrzyły. Potaknął.

Mieszko II (rys. Aleksander Lesser, 1860 rok)

Tego imienia po cesarzu Lambert zazdrościł naszemu młodszemu bratu najbardziej na świecie. Nie mógł znieść, że taki berbeć, takie koźlę beczące zawinięte w pielesze, został wyniesiony ponad wszystkich. Zmyślił sobie nawet, czego później się wypierał, że wieczorem, po wieczerzy i innych uroczystościach, cesarz wezwał go do siebie i przez ukrytą furtę razem zeszli nad jezioro, gdzie siedli, trzymając się za ręce, a tamten opowiadał mu o swojej miłości do Wojciecha.

reklama

– Gdym go ostatni raz widział – miał niby wspominać – siedzieliśmy całą noc stuleni ze sobą i marzyliśmy o tym, jak szczery i prosty był świat w czasach Chrystusa. Nikogo nie próbowano nawracać pięścią czy mieczem. Nie było panów i sług, lepszych i gorszych, wszyscy żyli w równości, nie prowadzili wojen, pracowali na pospólne dobro, dzielili się, czym mogli. Złudzeni naiwnością, tłumaczyliśmy sobie wzajem, że może dałoby się taki świat zbudować od nowa. Wiedzieliśmy, oczywiście, że to mara; królestwo Chrystusa nie jest z tego świata. Ale jemu spieszno było je zobaczyć. Ja zaś zostałem tutaj, w okowach rozsądku, i próbuję budować państwo jeśli nie doskonałe, to chociaż dobre, państwo prawa, w którym słabi mogą prosić silnych o ochronę. Państwo Boże na ziemi… Żeby wreszcie przyszedł pokój…

Nie sądzę, aby było w tym cokolwiek prawdy; w słowach mego brata słyszę raczej echa uczonych pism, które próbował zgłębiać, choć więcej go ciekawiły pieśni o bohaterskich czynach.

Niemniej nie brakło tego dnia chwil podniosłych. Odbył się rzeczywiście, od ręki, chrzest, a po nim zaczęła się uroczysta wieczerza. Cesarz porwany nawałą uczuć zdjął złoty diadem zdobiący mu włosy i nałożył go na głowę memu ojcu. Nazwał go swoim patrycjuszem.

– Jak jesteś ojcem tej pięknej rodziny – rzekł, wskazując ku nam – tak bądź też ojcem dla całej Sklawinii, niech wzrasta.

Biskupi chcieli protestować, myśleli chyba, że cesarz jest pijany. Ale ojciec miał wśród zebranych dostojników wielu przyjaciół, szczególnie pośród saskich panów, z którymi chował się za młodu, a później uczył wojennego rzemiosła. Poczęli oni tłuc kielichami o stoły i wznosili gromkie okrzyki. Słyszałam też potem, jak margrabia Ekkehard mówi do ojca na stronie:

– To ważna rzecz, Bolko.

Ojciec, pamiętam, był tego dnia szczęśliwy. Nie widziałam go takim chyba nigdy wcześniej ani, po prawdzie, nigdy potem. Nie było to szczęście natchnione jak to, które dostrzec się dało w oczach naszego czcigodnego gościa, a raczej zadowolenie kocura, który dostał, co mu się należało. Czekały go jeszcze spory z cesarzem o różne drobiazgi – i śmiertelna nuda wysłuchiwania biadoleń rozmaitych biskupów, co musieli pobieżać za swym panem aż do Gniezna, aby wykłócać się o nadania klasztorów, siół, praw do brania danin – ale owo zadowolenie nie opuszczało go już aż do końca wiecu.

Po uczcie cesarz postanowił czuwać znów u grobu swego utraconego przyjaciela, my zaś udaliśmy się na spoczynek. A gdyśmy szli, ojciec jakoś władczo zagarnął dłoń matki i po kilku krokach przyciągnął ją całą do siebie. Trąciła go w bok. Objął ją ramieniem. Uśmiechali się.

Nie wątpię, że tej nocy wzięło ich na igry.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Grzegorza Gajka „Chrobry” bezpośrednio pod tym linkiem!

Grzegorz Gajek
„Chrobry”
cena:
69,99 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
SQN
Rok wydania:
2025
Okładka:
twarda
Liczba stron:
544
Premiera:
02.07.2025
Format:
140×205 [mm]
ISBN:
978-83-83-30664-3
EAN:
9788383306643
reklama
Komentarze
o autorze
Grzegorz Gajek
Z wykształcenia kulturoznawca, z zawodu dziennikarz, redaktor i tłumacz. Autor trzech powieści i licznych opowiadań. Jego „Malowidło” było nominowane do tytułu książki roku 2016 w kategorii groza przez portal LubimyCzytać. Regularnie współpracuje z magazynem biznesowym My Company Polska i wydawnictwem Edgard, dla którego tworzy książeczki do nauki angielskiego. Z zamiłowania koniarz, fajczarz, włóczęga.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2025 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone