P. Gregory, D. Baldwin, M. Jones – „Kobiety Wojny Dwu Róż” – recenzja i ocena

opublikowano: 2013-11-15, 20:27
wolna licencja
Już od czasów wojny trojańskiej wiadomo było, że prawdziwym powodem wszelkich wojen były kobiety. Teoria karkołomna? Może… ale przykład Wojny Dwóch Róż pokazuje, że płeć piękna – o ile sama nie wywołała konfliktu – potrafiła mieć w nim swój znaczący udział. O takich trzech niepospolitych niewiastach piszą: Philippa Gregory, David Baldwin i Michael Jones.
reklama
Philippa Gregory, David Baldwin, Michael Jones
Kobiety Wojny Dwu Róż: księżna, królowa i królowa matka
nasza ocena:
8/10
cena:
43,00 zł
Wydawca:
Książnica
Rok wydania:
2013
Liczba stron:
304
Format:
230x155mm
ISBN:
9788324580880

Przeczytaj fragment tej książki

A zatem trzy panie, trzy – zdaniem autorów – wyjątkowe kobiety, które nie tylko żyły w najweselszym okresie w historii Anglii, lecz także współtworzyły rozgrywające się w tym czasie wydarzenia. Kobiety wybitne, wyjątkowe na swoje czasy, zapowiadające nadejście czasów nowych, kiedy płeć niewieścia rządziła Europą. Jest to dopiero pieśń XVI wieku, ale jej syrenie tony pobrzmiewają już wcześniej… No ale dość tych dywagacji – teraz, niczym w TOP MODEL (a w tym wypadku TOP NOBLE), przedstawmy kandydatki do miana najbardziej wpływowej kobiety.

Kandydatka nr 1 – Jacquetta czyli Jakobina Woodville, hrabina Rivers, primo voto Janowa Plantagenetowa, diuszesa Bedford. Wydaje się, że postać poboczna, bowiem tylko specjaliści od epoki znają jej znaczenie. A była nietuzinkowa: wzór matki (urodziła czternaścioro dzieci), mecenaska kultury i sztuki, bibliofilka oraz – jak chce tego Philippa Gregory – znakomita polityk, mająca wpływy wpływy wśród elit angielskich. Była teściową króla Albionu i babką następcy tronu.

Kandydatka nr 2 to córka numeru jeden – Elżbieta Grey, de domo Woodville. Urocza i piękna wdówka z grupką dzieci, która oczarowała swym wdziękiem (albo użyła czarnej magii – tu relacje są sprzeczne) młodego, bohaterskiego Edwarda IV. Kobieta, która pokrzyżowała szyki słynnego „Twórcy Królów”, Richarda Neville’a, 16. hrabiego Warwick oraz zniszczyła przyjaźń dwóch najpotężniejszych ludzi w królestwie. Kobieta, która wcielała w życie hasło „Rodzina na swoim” z niewyobrażalną wprost chciwością. Kobieta, która była żoną, szwagierką oraz teściową króla Anglii. Nie dane jej było tylko zostać jego matką – aczkolwiek sztuczki genealogiczne Tudorów sugerowały co innego.

I wreszcie kandydatka numer 3 – niemal święta, pobożna mecenaska szkół i wzór cnót chrześcijańskich czyli lady Małgorzata Beaufort primo voto Tudor, secundo voto Stafford, tertio voto Stanley. Po drodze był jeszcze jeden mąż, ale rozciągliwość i wieloznaczność ówczesnego prawa kanonicznego wymazała ten epizod z jej matrymonialnej biografii.

Wspomniane panie wiele dzieliło, sporo też łączyło. Szczególnie jedna kwestia rzuca się w oczy – wszystkie trzy bohaterki były żarliwymi stronniczkami książąt Lancaster, jednego z odłamów dynastii Plantagenetów. Co prawda dwóm lojalność szybko się znudziła, kiedy zostały członkami linii wywodzącej się od Ryszarda ks. Yorku, ale któż może im mieć to za złe.

Spośród trzech esejów najtrudniejszego zadania podjęła się Philippa Gregory, która na podstawie bardziej wzmianek w źródłach niż pełnej dokumentacji czy wartkiej opowieści o losach Jakobiny Woodville przedstawiła postać nie tyle tajemniczą, co niedocenianą. Kobietę, która bardziej „z powodu” niż „dzięki” została uwikłana w ciąg wydarzeń, na jakie składa się osławiona Wojna Dwóch Róż.

Baldwin i Jones mieli łatwiej – ich bohaterki, grające główne role na królewskich dworach, pozostawiły po sobie o wiele większą spuściznę. Obaj autorzy dzięki temu mogą się przyjrzeć bliżej swoim muzom, dogłębnie analizować ich działania, motywy, sylwetki. Pomaga to z pewnością w poznaniu prawdziwej roli kobiet na królewskim dworze.

reklama

Wokół Elżbiety Woodville i Małgorzaty Beaufort narosło wiele legend i opinii. Pierwsza z nich przeszła do historii jako podstarzała wdówka, która uwiodła młodego króla oraz, wykorzystując rządzącą monarchą namiętność, wywindowała do władzy i zaszczytów grupę pazernych sępów, czyli swoją skromną rodzinkę. Abstrahując od faktu, że wiek ok. 27-28 lat co najwyżej w Wiekach Średnich może uchodzić za „podstarzały”, z pozostałymi opiniami nie do końca można się zgodzić. Fakt, królowa może i miała pewien wpływ na działania męża, jednak to do Edwarda należało ostatnie słowo. Pamiętajmy również, że XV wiek to w Anglii czasy potężnych magnatów, wykorzystujących luki w umierającym systemie feudalnym, tzw. bękarcim feudalizmie ([bastard feudalism]). Edward chciał stworzyć grupę możnych, zależnych tylko od niego i bezgranicznie mu wiernych. A któż by się do tego nadawał lepiej niż rodzina jego żony? Okres readepcji pokazał jednak Edwardowi, jak bardzo się mylił, i już do końca swoich rządów opierał się bardziej na swoim bracie Ryszardzie ks. Gloucester niż na krewniakach szanownej małżonki.

Baldwin słusznie wskazuje, że Elżbieta musiała dostosować się do realiów panujących w Anglii. Tylko to gwarantowało przetrwanie jej i jej dzieciom. Ostatecznie przegrała tę walkę – pozostaje kwestią sporną, czy ze swojej winy, czy nie.

Za to Małgorzata Beaufort przeszła odwrotną drogę. Córka bocznej, nie do końca legalnej linii Lancasterów była bardzo daleko od tronu. Szczęśliwe koleje losu (śmierć Henryka VI i jego Syna Edwarda Westminsterskiego) sprawiły, że jej syn – potomek przyrodniego brata szalonego monarchy – stał się jedynym kandydatem Lancasterów do tronu. Dzięki swojej mądrości, sprytowi i uporowi Małgorzata utorowała swojemu dziecku drogę do władzy i zaszczytów, zapewniając Anglii spokój na całe pokolenie.

Z książki wyłania nam się obraz trzech pań, które musiały radzić sobie z przeciwnościami losu oraz zagrożeniami na nie czyhającymi. I to wszystko na barwnym tle epoki. Kobiety Wojny Dwóch Róż to zatem znakomity portret energicznej kobiety, która w brutalnym świecie mężczyzn walczy o swoje prawa i często odnosi znakomite sukcesy. Jednak w tym panteonie brakuje jedynej postaci, która pokazała prawdziwy pazur. Małgorzata Anjou, żona szalonego Henryka VI, kobieta, która zdobyła sobie dozgonną nienawiść większości Anglików – bo była Francuzką oraz próbowała rządzić za męża. A mimo tego przez wiele lat z godnym podziwu hartem ducha walczyła o swoje prawa. Była jak Elżbieta Woodville – tylko że ta przedstawiona jest tylko jako intrygantka, a Andegawenka jako zło wcielone. A obie stosowały te same metody – różniły się tylko okoliczności, w jakich działały.

Poza tym, gdyby nie ambicje królowej Małgorzaty, Wojna Dwóch Róż mogłaby albo nie wybuchnąć, albo mieć inny (może mniej ciekawy?) przebieg. I choćby dlatego niesłusznie została przez autorów pominięta.

Zobacz też:

reklama
Komentarze
o autorze
Michał Staniszewski
Absolwent Wydział Historycznego UW, autor książki „Fort Pillow 1864”. Badacz zagadnień związanych z historią wojskowości, a w szczególności wpływu wojny na przemiany społecznych, gospodarczych i kulturowych - ze szczególnym uwzględnieniem konfliktów XIX wieku.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone