Pancerna pułapka: jakie błędy popełnili Brytyjczycy w Afryce?
W historii II wojny światowej trudno znaleźć teatr działań wojennych tak bardzo obfitujących w mity, jak zmagania Osi i Aliantów w Afryce Północnej. Pomimo powszechnego przekonania o idealnym, niczym wręcz nieograniczonym obszarze walki pancernej, działania te znacznie bardziej przypominały poprzednią wielką wojnę. Zamiast odważnych szarż pancernych szwadronów, były to raczej w żmudne zmagania zwane przez Niemców Stellungkrieg, czego apogeum stanowiła bitwa na linii Gazali. Rubież ta, ze względu na warunki i przyjętą przez aliantów taktykę, różniła się jednak od tradycyjnych linii okopów znanych z frontu zachodniego w latach 1914-1918. Skalisty i twardy, spalony słońcem grunt oraz wszechobecne przekonanie o nieuchronnym okrążeniu, dały swój wyraz w obsadzeniu tej linii poprzez ufortyfikowane obszary obrony okrężnej zwane przez Brytyjczyków „Boksami”. Były one znacznie lepszym symbolem walk na pustyni niż szarże czołgowe czy nieograniczone manewry. Jak wyglądała ewolucja armii brytyjskiej w obliczu walk z Afrika Korps?
Pustynia - marzenie taktyków, koszmar czołgistów
Brytyjski historyk wojskowości Correlli Barnett w książce „The Desert Generals” stwierdził : „Wojna na pustyni lat 1940-1943 stanowi wyjątek w historii; była rozgrywana niczym mecz polo na pustym boisku. Bez wyjątku nie było tam dróg, ale dosłownie cały rejon cechował się dobrą nawierzchnią, przynajmniej dla czołgów, przemieszczanie się było niemal tak swobodne jak w przypadku floty (…). Tak więc kampania na pustyni była wojną w najczystszej formie”.
W teorii pustynia rzeczywiście wydawała się idealnym miejscem do wdrożenia w życie wielu śmiałych teorii związanych z wojną zmechanizowaną: ogromne i pozbawione przeszkód przestrzenie, uniezależnienie od dróg czy „czystość” walki wynikająca z braku skupisk ludności cywilnej, rozbudzały nadzieje na niczym nieograniczone użycie czołgów. Pancerne zagony okrążające przeciwnika, by wyłonić się z nicości wprost na jego skrzydła, nieustanne ruchy ogromnych związków zmotoryzowanych i w końcu pojedynki poszczególnych oddziałów dające im możliwość starcia się w walce niezależnej od uwarunkowań terenu. Wszystko to brzmiało niezwykle ekscytująco, jednak nie miało żadnego związku z rzeczywistością.
Pustynia i walki na jej obszarze okazały się koszmarem dla obydwu stron, wiążąc wszelkie ruchy wojsk pancernych, artylerii i piechoty z logistyką jak żaden inny teren. Swoboda była najczęściej fikcją, a możliwości improwizacji ograniczone do minimum. Nie tylko amunicja czy paliwo, ale nawet dostawy wody wiązały obydwie strony w uporczywej konieczności bycia bliżej zaopatrzenia, niż gdziekolwiek indziej.
Fuller-Hobart: brytyjska odpowiedź na włoskie zagrożenie w Afryce
Gdy włoska armia rozpoczynała działania wojenne w Afryce Północnej, Brytyjczycy hołdowali idei, w której o sukcesie miały decydować samodzielne regimenty pancerne, w założeniu samowystarczalne i uniezależnione od piechoty. Zdaniem części dowództwa, będącej pod wpływem śmiałych idei J.F.C. Fullera, związki pancerne miały poradzić sobie samodzielnie z zagrożeniem, a pustynny teatr działań wojennych miał tylko potwierdzić przyjęte założenia. Połączenie koncepcji Fullera i powiązanych z nią przedwojennych działań generała Percy’ego Hobarta z błędnie interpretowanymi danymi dotyczącymi niemieckich sukcesów we Francji, wytworzyło mieszankę nowatorskiego podejścia, w którym czołgi brytyjskie miały być niczym armady okrętów na morzu. Rzeczywistość nie została od razu zweryfikowana, głównie ze względu na słabość Włochów, kilka zwycięskich dla Brytyjczyków bitew oraz niewłaściwe wnioski, jakie wyciągnęli oni z tych sukcesów.
J.F.C. Fuller, uczestnik I wojny światowej, był twórcą doktryny w pełni samodzielnych i zmotoryzowanych związków pancernych, w których czołg powinien być uniezależniony od klasycznych (przestarzałych) formacji takich jak kawaleria, artyleria czy piechota. Te śmiałe koncepcje, a także fakt nadzorowania początkowych prac nad rozwojem czołgu przez brytyjską admiralicję, wpłynęły na taksonomię brytyjskich sił pancernych. Pojęcia takie jak „czołg krążowniczy” czy „liniowy” lub „port czołgowy” wywodzą się właśnie z marynarki wojennej, podobnie jak koncepcja „czołgocentrycznych” brygad pancernych, mających bez wsparcia radzić sobie na rozległych terenach tak jak brytyjskie zespoły okrętów. Ponadto całkowita motoryzacja brytyjskiej armii, przeprowadzona w połowie lat trzydziestych jeszcze bardziej uwiarygadniała te nie zweryfikowane w boju pomysły.
W duchu tych właśnie idei, zapalczywy i niezwykle skuteczny entuzjasta samodzielności związków pancernych gen. Patrick Percy Hobart, zaszczepił w armii brytyjskiej twierdzenie, że czołg jest w stanie nie tylko samodzielnie działać, ale również samodzielnie wygrywać bitwy. Wsparcie artylerią czy piechotą miało tylko spowalniać pancerną siłę uderzeniową. Czołg miał też być najlepszą odpowiedzią na czołgi przeciwnika, pomimo iż w oparciu o doświadczenia I wojny światowej słusznie konkludowano, że najgroźniejszą bronią przeciwpancerną jest artyleria. Gdy w 1938 roku Hobart został mianowany dowódcą i szkoleniowcem przyszłej 7 dywizji pancernej w Egipcie, jego upór i entuzjazm mocno wpłynął na kształt brytyjskiej doktryny działań na pustyni.
Polecamy e-book Szczepana Michmiela – „II wojna światowa wybuchła w Szymankowie”
Po początkowych zwycięstwach z Włochami na przełomie 1940/41 roku, sukcesy przypisywano właśnie doktrynie Hobarta-Fullera. Zwycięstwa te były jednak zasługą konceptu broni połączonych, a nie samych uderzeń pancernych. Jeżeli można było wiązać sukces pod Beda Fomm z czołgami, to faktycznie były to działające wspólnie z piechotą czołgi Matilda Mk II, które puryści oddani koncepcji Hobarta-Fullera uważali za zbyt powolne. Te ostatnie Brytyjczycy budowali podobnie jak początkowo Niemcy, ignorując fakt znacznych problemów, jakie niosło za sobą skoncentrowanie takiej masy czołgów w pasie obrony obsadzonej przez dywizję piechoty przeciwnika. Wehrmacht wyciągnął właściwe wnioski po kampanii polskiej i ograniczył liczbę czołgów w batalionach, co przełożyło się na sukcesy we Francji. Dla Niemców kluczowa okazała się mobilność, a licząca ponad 400 czołgów niemiecka dywizja pancerna, nie była w stanie się nią wykazać. Problematyczne okazywało się nie tylko dowodzenie, ale także koncentrowanie sił poza obserwacją nieprzyjaciela, zapewnienie odpowiedniej logistyki oraz zaplecza warsztatowego. Zmiana tego podejścia zaowocowała spektakularnym sukcesem niemieckich dywizji pancernych podczas Fall Gelb.
Natomiast Brytyjczycy swoje dywizje konstruowali wciąż koncentrując się na dominującej roli czołgów. Na przykład brytyjska 7 Dywizja Pancerna posiadała dwie trzypółkowe brygady pancerne, podczas gdy Niemcy początkowo utrzymywali jedną dwupółkową brygadę. W sześciu brytyjskich regimentach dywizji pancernej znajdowało się 326 czołgów. Francuzi tworząc swoje (divisions cuirassées, DCR) decydowali się na komponent pancerny o połowę mniejszy. Niemcy początkowo posiadali do 110 czołgów w każdym batalionie, jednak reorganizacja dywizji pancernych na związki bardziej mobilne a mniej liczebne, zaowocowała zmniejszeniem tej liczby o prawie połowę. Implementacja tych rozwiązań oraz znaczący zwrot w stronę systemu broni połączonych, doprowadził do przewagi niemieckich związków taktycznych nad podobnymi formacjami innych krajów.
Brytyjczycy traktowali artylerię jako broń defensywną. Podobny stosunek mieli do reszty wsparcia w postaci dwóch w pełni zmotoryzowanych batalionów piechoty. Zestawiając to z przykładem niemieckiej 21 Dywizji Pancernej liczącej mniej niż 120 czołgów i 40 dział, wspartej trzema batalionami pułku piechoty, zaskakująco przedstawiał się wynik pierwszych starć Brytyjczyków z Afrika Korps.
Brytyjscy dowódcy zakładali, iż czołgi w ramach brygad mają działać jako siła samodzielna (zgodnie z konceptem Fullera-Hobarta), ograniczając zadania grupy wsparcia (piechota i większość artylerii) jedynie do obrony „portu czołgowego”. Czołgi zgodnie z logiką Brytyjczyków miały wygrywać bitwy i zniszczyć nieprzyjaciela, a po „ciężkim dniu” wracać na tankowanie i ewentualne naprawy. Widać było w tej koncepcji morski rodowód brytyjskich sił pancernych, podobnie jak w pomysłach prowadzenia salw „burtowych”. Ten dominujący etos mobilności skutkował również wpływem na taktykę użycia czołgów w boju, gdyż od brytyjskich czołgistów wymagano prowadzenia ognia w ruchu (bez zatrzymywania).
Szczególnie osobliwy był wspomniany pomysł „salw” – czołgi krążownicze poruszając się z dużą prędkością w kolumnie przed linią frontu prowadziły ogień z wieżami zwróconymi o 90 stopni. Nie dość, że pancerz boczny był cieńszy niż czołowy, to jeszcze sylwetka czołgu stawała się znacznie lepiej widoczna, co skutkowało większym ryzykiem trafienia. Ruchliwość nie zawsze była w stanie zrównoważyć te wady, zwłaszcza jeśli przeciwnik dysponował dobrym sprzętem optycznym.
Brytyjska idea użycia sił pancernych wymusiła zatem zmiany również w działaniu pozostałych rodzajów broni. Miało to wyraz zarówno w doktrynie użycia piechoty, jak i w koncepcie broni połączonych, zwanych w Afryce mianem „kolumn Jocka”. Brytyjska dywizja piechoty dysponowała organicznym komponentem pancernym w sile 150 czołgów i była pod tym względem znacznie bardziej zbliżona do zmodyfikowanych pancernych dywizji Wehrmachtu. Samo zmotoryzowanie nie przełożyło się jednak na taktykę walki, zbliżoną do tej, którą wypracowano pod koniec I wojny światowej. Kolumny Jocka to z kolei wysoce mobilne jednostki, złożone z artylerii, samochodów pancernych, piechoty, broni ppanc i plot, pozbawione jednak zupełnie czołgów. Ich głównym zadaniem miało być „polowanie” na kolumny zaopatrzeniowe nieprzyjaciela oraz oddziały pozbawione dużej liczby czołgów.
Pierwszy przeciwnik Imperium Brytyjskiego w Afryce był na tyle słaby w początkowej fazie konfliktu, że nie tylko szybko uległ, ale – co gorsza – utwierdził Brytyjczyków w przesadnej pewności siebie. Słabo wyposażone, kiepsko wyszkolone i niemal całkowicie pozbawione mobilności oddziały włoskie wykazywały się niskim morale, raz po raz ulegając nacierającym wojskom brytyjskim i chętnie poddając się do niewoli. Z czternastu włoskich dywizji stacjonujących w Afryce Północnej między czerwcem 1940 a lutym 1941 roku, aż dziewięć zostało rozbitych.
Polecamy e-book Kacpra Walczaka pt. „Cywilizacja śmierci. Rosyjski kolonializm na Wschodzie”:
Książka dostępna również jako audiobook!
Do grudnia 1940 roku Włosi obsadzili sieć fortów nieopodal Sidi Barrani, planując ofensywę w kierunku Aleksandrii. Pomimo pięciokrotnej przewagi na lądzie i zauważalnej w powietrzu, plany te zostały ostatecznie obrócone w perzynę za sprawą zdobycia przez Brytyjczyków fortu Nibeiwa (8-11.12.1940 r.) i wspomnianej wiktorii pod Beda Fomm (5-7.02) realizowanych w ramach operacji Compass.
Brytyjskie zwycięstwa przełomu 1940/41 i niewłaściwa ocena sytuacji, która po nich nastąpiła, stały się przyczynkiem do poważnych kłopotów Imperium w nadchodzących kilkunastu miesiącach. Co więcej, Włosi po klęsce pod Beda Fomm doprowadzili do jakościowych zmian w prowadzeniu walk.
Brytyjska niemoc w zderzeniu z Afrika Korps
Stosunkowo szybko laur zwycięzcy zamienił na gorycz niewoli brytyjski generał Richard O’Connor, który był o krok od zadania ostatecznej klęski wojskom Italo Gariboldiego w Północnej Afryce. Włosi nadal kontrolowali jednak większość Libii i posiadali siły, z którymi należało się zmierzyć. Przeciwnik choć dotkliwie poturbowany, wciąż stanowił potencjalne zagrożenie dla Egiptu i Kanału Sueskiego. Zdając sobie z tego sprawę O’Connor zdołał przekonać przełożonych do kontynuacji ofensywy. Jednak w ciągu niecałych trzydziestu dni od pokonania Włochów pod Beda Fomm, sytuacja uległa diametralnej zmianie. Stało się tak za sprawą dwóch wydarzeń: najazdu Osi na Grecję i wysłania przez Hitlera niemieckiej ekspedycji do Afryki Północnej. O’Connor stracił najbardziej wartościowe jednostki, które skierowano na Bałkany. Zastąpione zostały oddziałami znacznie mniej doświadczonymi, co w obliczu pojawienia się Rommla i reform w armii włoskiej przyniosło opłakane skutki.
By przyjrzeć się dynamice zmian w brytyjskiej taktyce walk na pustyni, niezbędne będzie zapoznanie się z przebiegiem starć od momentu, gdy pierwsze niemieckie jednostki wylądowały na afrykańskim kontynencie. Pojawienie się Niemców miało początkowo jedynie wzmocnić słabnącą włoską obronę, jednak z powodu wyraźnej niesubordynacji Rommla przerodziło się w serię niezwykle dynamicznych i spektakularnych starć, które – mimo swojej intensywności – nie przyniosły trwałych efektów strategicznych.
To agresywne „rozpoznanie walką” mogło sprawiać wrażenie niemieckiej dominacji na tym obszarze, a nazwy kolejnych zajmowanych lub okrążanych miejscowości czy nazwiska trafiających do niewoli dowódców brytyjskich rozpalały nagłówki gazet na całym świecie. Bliższa analiza tego spektakularnego rajdu, gdzie w czasie około dwóch tygodni wojska niemieckie pokonały ponad 960 km, obnażyła zasadniczą bezcelowość takiego działania. Z punktu widzenia niemieckiej sztuki wojennej działania w roku 1941 były niewypałem – nie dokonano żadnego znaczącego przełamania, gdyż nie było czego przełamywać. Przebyto jednym skokiem prawie tysiąc kilometrów, nie niszcząc żadnych znaczących sił. Nie było miejsca na znak firmowy szkoły pruskiej, czyli zniszczenia przeciwnika podczas bitwy w kotle. Charakter walk na pustyni uniemożliwiał szczelne okrążenie dużych związków operacyjnych. Tych ostatnich Brytyjczycy nie mieli zamiaru rzucać do walki na terenie, w którym zasadniczo nie było czego bronić. Ich interesy, dopóki Niemcy nie wdarli się w głąb Egiptu, nie były znacząco zagrożone. W przeciwieństwie do nadmiernie rozciągniętych linii komunikacyjnych państw Osi, Brytyjczycy mogli operować w oparciu o stabilne zaplecze. Na jednej z głównych osi zaopatrzenia przeciwnika znajdował się okrążony, lecz niezdobyty Tobruk, który skutecznie utrudniał działania logistyczne Niemców i Włochów.
Szczęśliwie dla siebie Rommel miał po drugiej stronie oponenta zafiksowanego na doświadczeniach starć z jednostkami włoskimi i żywiącego wielki respekt przed miniaturowymi siłami niemieckimi, który to rósł z każdym spektakularnym, choć rzadko niszczącym, zwycięstwem Lisa Pustyni.
Brytyjczycy w końcu doszli do wniosku, iż unikanie starć z Afrika Korps i wojna na wyczerpanie jest właściwym wyborem. Zanim to się stało próbowali jednak działać zgodnie z wypracowaną doktryną. Pustynne zmagania roku 1941 począwszy od załamania się frontu w Cyrenajce, poprzez alianckie operacje Brevity (maj 1941) czy Battleaxe (czerwiec 1941) zakończyły się niepowodzeniem, po którym wyraźnie zarysował się doktrynalny zwrot w poczynaniach wojsk Imperium Brytyjskiego. Znacznie lepiej radząc sobie w obronie i całkiem sprawnie w odwrocie, uparcie dążyli do przejęcia inicjatywy, co ze względu na błędne wnioski po walkach z Włochami, okazało się mieć fatalne skutki.
Początkowe zderzenie z Afrika Korps brutalnie zweryfikowało brytyjskie, śmiałe koncepcje pancerne. W poszukiwaniu skuteczniejszej odpowiedzi na taktykę Rommla, Brytyjczycy skierowali się ku nowemu rozwiązaniu – ufortyfikowanym „Boksom” na linii Gazala. Czy ta statyczna obrona okazała się skuteczną zaporą dla Lisa Pustyni?
Zapisz się za darmo do naszego cotygodniowego newslettera!
Bibliografia
T.
Anderson, Niemiecka broń pancerna. Tom 1, Kraków 2019.
N. Barr, Pendulum of War: Three Battles at El Alamein, London 2004.
A. Beevor, Druga wojna światowa, Kraków 2013.
R.M. Citino, Zagłada Wehrmachtu. Kampanie roku 1942,
Poznań 2019.
H. Guderian, Wspomnienia żołnierza, Warszawa 2007.
P. Griffith, Taktyka walk na pustyni w czasie II wojny światowej,
Oświęcim 2017.
B.L. Montgomery, Wspomnienia, Warszawa 1996.
redakcja: Jakub Jagodziński