Pod jakim sztandarem składałeś przysięgę... Aron Shneyer o sobie, Agencie i swojej książce

opublikowano: 2010-04-08 02:02
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Czy tajemniczy rozmówca Arona Shneyera rzeczywiście był radzieckim agentem w mundurze SS? Ile prawdy jest w tej historii i czy to o prawdę tutaj chodzi? O właśnie wydanych w Polsce „Dwóch obliczach zdrady” opowiada autor książki.
REKLAMA

Poniższy tekst został przygotowany przez Arona Shneyera w odpowiedzi na zestaw pytań redaktora naczelnego „Histmag.org”, Kamila Janickiego. Tekst przełożyła z języka rosyjskiego tłumaczka polskiej edycji książki, Barbara Leszczuk. Zredagował go i dodał śródtytuły Kamil Janicki, będący redaktorem merytorycznym i językowym „Dwóch obliczy zdrady”.

O sobie, swoim zawodzie i własnej historii

Opis z okładki najnowszej publikacji Instytutu Wydawniczego Erica: Dwa oblicza zdrady” to jakby spowiedź radzieckiego szpiega. Początkowo działał w ramach NKWD w Hiszpanii, potem w Niemczech hitlerowskich, aby przeniknąć do struktur SS i Gestapo. Aron Shneyer, izraelski naukowiec z instytutu Yad Vashem, przeprowadził wiele rozmów z tym człowiekiem, który koniec życia spędził w Jerozolimie. Wyłania się z tych zapisków fascynujący obraz wojny radziecko – niemieckiej, widziany oczyma człowieka, który był zaangażowany przez obie strony konfliktu. „Książka wciąga od pierwszej strony i trzyma w napięciu niczym dobra powieść. Jednocześnie zaskakuje swoim zakończeniem...” Kamil Janicki, redaktor naczelny portalu Histmag.org.

Urodziłem się w 1951 roku w mieście Łudza (polska nazwa – Lucyn), w południowo-wschodniej części Łotwy. Rejon ten nosi nazwę Łatgalii, a do pierwszego rozbioru Polski były to Polskie Inflanty. Z tym wiąże się określony koloryt miasta, ponieważ przez wieki mieszkali tu obok siebie Łatgalowie, Białorusini, Rosjanie, Żydzi, Polacy. Wydaje mi się, że w tej sytuacji nie mogłem nie zostać historykiem. Moje miasto jest bardzo stare. Pierwsza wzmianka o nim pochodzi z 1177 roku. Zachowały się ruiny zamku krzyżackiego. Tutaj walczyły wojska Iwana Groźnego, przebywał Stefan Batory, Katarzyna II. To wszystko od dzieciństwa mnie interesowało i już w szkole przygotowywałem referaty na tematy związane z historią miasta. Oczywiście nie mogła mnie ominąć druga wojna światowa, która weszła w moje życie z momentem mojego przyjścia na świat. Noszę imię wuja, który w wieku 20 lat zginął w walkach pod Leningradem. Dopiero w 1985 roku odnaleziono jego grób. Ponad sześćdziesięciu krewnych i znajomych naszej rodziny zginęło z rąk miejscowych oprawców w gettach Łudzy i Rygi. Prawie tyle samo w innych miastach. Te wydarzenia ostatecznie zaważyły na mojej pasji szukania odpowiedzi na pytanie: dlaczego tak się stało?

Już w latach szkolnych zbierałem materiały na temat tego co działo się w moim mieście podczas wojny. Szczególnie interesował mnie los jeńców wojennych z byłej armii Związku Radzieckiego. Temat ten był systematycznie pomijany tak w środkach przekazu, jak i w literaturze, oraz, co nie powinno dziwić, w rozmowach prywatnych. Nawet w czasach naszej „odwilży”, kiedy cenzura nieco poluzowała i pojawiły się takie filmy, jak: „Czyste niebo”, czy „Los człowieka” i nawet ukazały się jakieś wspomnienia, artykuły, to – praktycznie – nic się nie zmieniło. Ludzie nadal bali się opowiadać, pisać. Zdawali sobie sprawę, że już sam pobyt w niewoli kładł się na zawsze piętnem na biografii i mieli rację, ponieważ spisy jeńców istniały i były wykorzystywane w różnych sytuacjach aż do czasów „pierestrojki”. Mimo to, właśnie w tym okresie udało mi się zebrać sporo materiałów na temat niewoli podczas II wojny światowej.

REKLAMA

Do chwili ukończenia studiów w 1975 roku miałem już bardzo dużo nie tylko materiałów pisemnych, lecz także zarejestrowanych rozmów z weteranami i jeńcami wojennymi. Ci ludzie chcieli zdążyć opowiedzieć komuś o swoich tragicznych losach, zanim umrą. To wszystko aż się prosiło o przelanie na papier, ale zdawałem sobie sprawę, że zadanie jest niemożliwe do wykonania. Nie wiedziałem czy kiedykolwiek będzie możliwe, wobec tego wszystkie moje „skarby” lądowały w szufladzie.

W 1990 roku emigrowałem do Izraela. Od 1993 roku pracuję w Instytucie Yad Vashem. Dzięki temu otwarła się przede mną kopalnia wiedzy. Miałem dostęp do wielu świadectw męczeństwa, do nazwisk, adresów. Teraz wiedziałem co MUSZĘ zrobić. Wykorzystując całą posiadaną wiedzę, po 11 latach pracy ukończyłem wielką dwutomową monografię pt. „NIEWOLA”, która w grudniu 2003 roku została wydana w Izraelu, a w 2005 w Rosji. Książka spotkała się z nadzwyczaj przychylnym odbiorem. Otrzymałem wiele listów z całego świata z podziękowaniami za wreszcie, po tylu latach, opisaną prawdę o tamtych strasznych czasach. Jak ważna i oczekiwana była moja praca dla jeszcze żyjących ofiar, dla ich rodzin i młodszego pokolenia, może świadczyć takie oto zdanie:

I znów, jak w okresie sowietyzmu, najlepszym opracowaniem na temat sowieckich jeńców wojennych, stała się monografia napisana nie przez rodzimego autora, lecz badacza żyjącego poza granicami Rosji, Arona Shneyera… jego fundamentalne dzieło „NIEWOLA.

O książce...

Aron Shneyer

Książka, która teraz ukazuje się dzięki Instytutowi Wydawniczemu Erica, powstała w wyniku pracy nad poprzednią moją książką – już wspomnianą „NIEWOLĄ”. Weterani wojenni poznali mnie z człowiekiem, który ze względu na wyjątkowo krytyczny stosunek do „sowieckiej prawdy” o wojnie, zasadniczo różnił się od innych uczestników działań wojennych. Dla mnie jednak najważniejsze okazało się to, co mi opowiadał o zupełnie innej stronie wojny, takiej której dotąd nie znałem. Z drugiej linii frontu. A były to historie nieocenzurowane, szczere.

Dzięki niemu zobaczyłem i zrozumiałem nawet te fakty, które znałem pracując nad monografią o jeńcach przebywających w niewoli. Ja musiałem napisać książkę o człowieku, który sam sporządził bilans własnego życia i nazwał go: „rękawiczki bez palców i obdarty cylinder”. Właśnie tak nazwałem książkę o rosyjskim agencie, który zgodnie z jego słowami, przez 7 lat nosił mundur oficera SS [jest to tytuł oryginalny, w wydaniu polskim zmieniony na: Dwa oblicza zdrady – przyp. K.J.]. Dla czytelników wychowanych na sowieckiej literaturze, w której „nasi”, to agenci, a wszyscy inni to szpiedzy i gdzie wszyscy „nasi” są wyjątkowo szlachetni – ta książka stała się odkryciem. Już to, co napisałem, że: „moralność i wywiad są pojęciami wzajemnie się wykluczającymi”, dla byłego sowieckiego czytelnika brzmiały jak wyzwanie.

REKLAMA

... i o Agencie

Zgodnie z prośbą opowiadającego, nie podaję jego prawdziwego nazwiska. W książce występuje pod jednym ze swych pseudonimów – Goglidze. Co mnie frapowało w kontaktach z nim? Usłyszałem głos człowieka z drugiej linii frontu i mimo woli zostałem zmuszony, do zanurzenia się w plątaninę ludzkiego losu, w której „dwa razy dwa” wcale nie musi równać się cztery, wszystko ma swoje półtony, spektrum barw, a nie tylko podział na czarne i białe. Mój stosunek do tego co słyszałem był i profesjonalny i osobisty. Myślę, że wielu myśli podobnie w sytuacji, kiedy odkrywa coś, co jest dla niego absolutnie nowe. To pochłania, zmusza do zastanowienia się… Powstaje silny impuls, aby podzielić się z drugą osobą swoimi przemyśleniami.

Prócz zrelacjonowania biografii konkretnego człowieka, książka ma dodatkowo charakter detektywistyczny i, jak napisał mi jeden z czytelników: „jest napisana lekko i atrakcyjnie. To nowy Osjan”. Natomiast cytaty z dokumentów, w które obfituje książka, nadają jej charakter pracy badawczej. Mnie samemu trudno zdefiniować jaki to gatunek literatury.

O drugim wydaniu, nowych faktach i prawdzie. Lub jej braku

Pierwsze wydanie ukazało się w Jerozolimie w 2002 roku. W 2005 roku, książka uzupełniona nowymi faktami, wyszła w Moskwie pod innym tytułem, a mianowicie: „Od NKWD do SS i z powrotem”

Dla mnie nie było aż tak ważne, ile prawdy czy nieprawdy znajduje się w książce. Wiele faktów o których mówi agent, zostało potwierdzonych w rosyjskim wydaniu dokumentami, do których udało mi się dotrzeć już po pierwszym, izraelskim wydaniu. Te nowe materiały zostały dołączone teraz do polskiego wydania i w tym miejscu muszę dodać, że właśnie one świadczą o prawdziwości słów agenta. Po wojnie Goglidze przeszedł dokładnie taką samą drogę od łagru do łagru, jak wielu innych, którzy podczas konfliktu niejednokrotnie poświęcali życie pracując w wywiadzie dla dobra swojej ojczyzny, dla Związku Radzieckiego. Wystarczy tylko wymienić członków siatki szpiegowskiej „Czerwona kapela”, takich jak Leon Trepper, czy Sandor Rado. Ja nie miałem dostępu do rosyjskich archiwów. Być może są tam i inne dodatkowe dokumenty, ale dotarcie do nich, nawet teraz jest niemożliwe. Zwłaszcza dla kogoś z zewnątrz.

REKLAMA

O tym czy Goglidze to postać realna i czy równie realna jest jego opowieść

Zapewne niektórzy czytelnicy zastanawiać się będą, czy Goglidze jest postacią realną? TAK!!! Realną. Dotarli do mnie jego współpracownicy, napisali o nim wspomnienia, znalazł się ktoś, kto siedział razem z nim w łagrze. To wszystko weszło do polskiej edycji. Czy opowieść Goglidze jest zgodna z rzeczywistością?

Odpowiedź na to pytanie jest wyjątkowo złożona. Są elementy, które przekonują o prawdziwości narracji. Na przykład w opowieści o Buchenwaldzie jest mnóstwo szczegółów, które w pełni odpowiadają opisom w materiałach archiwalnych, a ich Goglidze nie mógł znać. Odpowiadają prawdzie wspomnienia o drobiazgach z życia codziennego i obyczajach panujących wśród niemieckich oficerów, a takie detale można znać tylko wtedy, kiedy się z danymi ludźmi przebywa na co dzień. Uwagi mojego bohatera zawierają czasem więcej informacji, które mogą pomóc w zrozumieniu przebiegu działań podczas II wojny światowej, niż wiele książek napisanych przez profesjonalnych historyków.

Jeden z dokumentów, które po raz pierwszy pojawiły się dopiero w polskiej edycji książki

Jeśli chodzi o mnie, to miałem i mam do tej pory wątpliwości co do niektórych faktów z jego biografii, a także jego opowieści. Sprawdzałem jego znajomość języka niemieckiego. Mówił swobodnie, czytał gotyk. Dawałem mu do przetłumaczenia niemieckie dokumenty, sprawdzając jednocześnie z tłumaczeniem w książkowych publikacjach. I jego tłumaczenie zawsze było bez zarzutu. Goglidze opowiedział mi, że w Niemczech ma krewnych pochodzących ze znanego arystokratycznego niemiecko-szwedzkiego rodu Bannigsenów. Właśnie dzięki temu, że potwierdzili pokrewieństwo i zaopiekowali się nim w Niemczech, było mu niesłychanie łatwo się tam zadomowić i wykonywać swoje zadanie.

REKLAMA

O tym, co nie znalazło się w książce i dlaczego

Niektórych fragmentów opowieści nie umieściłem w książce. Kilkakrotnie, podczas naszych spotkań, Goglidze prosił mnie o wyłączenie dyktafonu. Obecnie mogę tylko ogólnikowo powiedzieć o tym, czego nie nagrałem. Dotyczyło to jego uczestnictwa w dostarczaniu przez Czechosłowację broni i materiałów wybuchowych do tak zwanych „punktów zapalnych”, podróży do Anglii i Szwecji i kontaktów z niektórymi lewicowymi politykami w tych krajach. Bardzo żałuję, że zachowałem się nieprofesjonalnie: po rozstaniu z nim nie zanotowałem najważniejszych faktów. Ponieważ obiecałem mu, że tego nie zrobię, pozostałem wierny danemu słowu. Również jego syn, wyraził kategoryczny sprzeciw publikacji dodatkowych faktów z biografii ojca.

O tym że prawda... nie jest taka istotna?

Wobec tego powstaje pytanie: czy prawdziwa jest historia, którą opowiedział mi Goglidze? Myślę, że dla książki nie jest to tak istotne, ponieważ nie jest ona rezultatem badań naukowych. Dlatego nie sprawdzałem, czy rzeczywiście został nagrodzony wysokimi niemieckimi odznaczeniami. Zapewne bez specjalnego trudu można sprawdzić czy służył w 7 dywizji czołgów, którą dowodził przecież sam feldmarszałek Rommel. Jeśli ktoś z czytelników zechce się dokopać do prawdy – szczerze życzę mu powodzenia! Podkreślam jeszcze raz –moja książka nie jest pracą naukową.

Dla mnie najważniejszą rzeczą było opowiedzenie o tragedii człowieka, na którego losie odbiły się wszystkie główne wydarzenia XX wieku i krwawa historia dwóch reżimów: nazistowskiego i sowieckiego. Między dwoma wojnami pojawiło się wspaniałe pokolenie twórców i bohaterów, ale życie tych zadziwiająco utalentowanych i wyrazistych ludzi zostało zniszczone i zhańbione przez ideologie, którym służyli. Goglidze był wyjątkowo utalentowanym człowiekiem w wielu dziedzinach. Jednym z wielu dowodów na to jest list, który otrzymałem kilka tygodni temu: Przeczytałem książkę z ogromnym zadowoleniem, ale nie za nią jestem Panu wdzięczny, ale za to, że zrobił Pan w Izraelu to, czego nam w Gruzji do tej pory nie udało się zrobić. W swojej książce uwiecznił Pan pamięć o tym człowieku i za to bardzo Panu dziękuję.

REKLAMA

Na koniec też kilka słów o Gruzji. I o filmach

A co ma do tego Gruzja? Otóż ma. I to wiele. Mój bohater mieszkał, uczył się i pracował w Gruzji. Mówiąc szczerze, trudno określić jego narodowość. Zgodnie z jego słowami, była w nim mieszanka niemieckiej, szwedzkiej, gruzińskiej i rosyjskiej krwi. Obecnie Gruzińscy filmowcy zainteresowali się moją książką, ale żeby nie zapeszyć, za wcześnie mówić o konkretach.

A propos filmów. Po wojnie, od połowy lat 50., mój bohater pracował w Wytwórni Filmów Krótkometrażowych w Tbilisi. Wykonywał tam jedno z najbardziej niewinnych i pozytywnych zajęć: tworzył filmy dla dzieci. W jego krótkiej oficjalnej biografii napisano, że wyreżyserował 2 filmy, przy produkcji 6 filmów był kierownikiem artystycznym, a animatorem w 26 filmach. Ostatni ukazał się na ekranach dwa lata po jego śmierci, w 2002 roku.

I jeszcze o tym, po co jest ta książka

Wiele razy pytano mnie: Dlaczego zdecydował się Pan na napisanie tej książki? Przecież ona wywołuje tak bardzo rozbieżne reakcje. Jeden z czytelników zarzucił mi gloryfikowanie SS i niemieckich oficerów, naigrywanie się z sowieckiej historii, perfidne kłamstwa... Rzeczywiście, książka wywołuje spory, pytania. Czyli osiągnąłem główny cel, jaki przed sobą postawiłem. Człowiek powinien nauczyć się widzieć wojnę również z przeciwnej strony, nauczyć się nie tylko słuchać, ale próbować zrozumieć przeciwnika. To jest bardzo skomplikowane, ale tylko w taki sposób możemy posuwać się do przodu. Dodam, że mój stosunek do żołnierskiego obowiązku, honoru mogę wyrazić słowami mojego bohatera: „Pod jakim sztandarem składałeś przysięgę, pod onym i umierać się godzi”.

Jeśli ktoś w obecnej Rosji doszukuje się w mojej książce ataku na wszystko co cenne dla tego narodu, chęci obrażenia Rosjan – to jego sprawa. Widocznie widzi swoje niedostatki, których chciałby nie widzieć, czyli boi się rzeczywistej, nie zsowietyzowanej, nacjonalistyczno-zideologizowanej prawdy. Wojna jest straszną rzeczą dla obu przeciwników, ale żeby zobaczyć we wrogu człowieka, trzeba samemu być człowiekiem. Po 65 latach od zakończenia wojny, najwyższy czas przestać postrzegać ją z jedynego prawidłowego sowieckiego, rosyjskiego, niemieckiego, polskiego punktu widzenia. Wszystko na świecie jest multilateralne, a to znaczy, że szalenie złożone.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Kamil Janicki
Historyk, były redaktor naczelny „Histmag.org” (lipiec 2008 – maj 2010), obecnie prowadzi biuro tłumaczeń, usług wydawniczych i internetowych. Zawodowo zajmuje się książką historyczną, a także publicystyką historyczną. Jest redaktorem i tłumaczem kilkudziesięciu książek, głównym autorem i redaktorem naukowym książki „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych” (2009) a także autorem około 700 artykułów – dziennikarskich, popularnonaukowych i naukowych, publikowanych zarówno w internecie, jak i drukiem (również za granicą).

Wszystkie teksty autora
Aron Shneyer
Pisarz, historyk, autor „Dwóch obliczy Zdrady”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone