Przed Lepanto była Malta

opublikowano: 2018-06-07 15:31
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Nieudane oblężenie Malty zatrzymało ekspansję Sulejmana Wspaniałego. Joannici ocalili wyspę przed Imperium Osmańskim. Jak wyglądała rywalizacja muzułmanów z chrześcijanami w przededniu wielkiego starcia?
REKLAMA

Zaiste, winniśmy wielką chwałą otoczyć księcia Andreę Dorię,

czy to w pamięci go przywołując, czy wręcz w annałach zapisując,

gdyż zaliczał się do najznamienitszych kapitanów mórz.

Brantôme o Andrei Dorii

Nawet Rzymianie i Grecy, wielcy zdobywcy królestw i ludów,

nie mieli nikogo takiego jak on.

Brantôme o Hajraddinie Barbarossie

2 września 1531 roku dwie brygantyny z ładunkiem wina i drewna wpłynęły do portu w Modonie, dziś Metoni, w południowej Grecji niedaleko Rodos, które razem z siostrzanym miastem Koroni stanowiło oczy Republiki Weneckiej, dopóki w 1498 roku Koroni nie zajęli Turcy.

Papież Paschalis II, który zatwierdził regułę Joannitów bullą z 15 lutego 1113 roku

Statki pilotowali krewni kapitana portu. Kiedy obie jednostki bezpiecznie przycumowały do nabrzeża, kapitan portu zaprosił ich załogi oraz osmańskie straże na małą uroczystość dla uczczenia bezpiecznego powrotu do domu, tym bardziej szczęśliwego, że czasy były niespokojne. Spotkanie umilało darmowe wino serwowane w dużych ilościach aż w końcu zmożeni tureccy strażnicy zapadli w pijacki sen. Był to stary egejski podstęp. Tuż przed świtem dwustu uzbrojonych rycerzy Świętego Jana rozsunęło drewno, pod którym się schowało w ładowniach statków, wydostało się na zewnątrz i ruszyło nabrzeżem obok wieży, którą po zdobyciu miasta wznieśli muzułmanie na kościach pomordowanych chrześcijan. Rycerze zabili śpiących strażników, zajęli główną bramę i wystrzelili z działa, aby dać znak eskadrze galer zakotwiczonych poza zasięgiem wzroku trzy mile dalej na południe. Plan zakładał szybkie przybycie posiłków do portu i wspólne zdobycie miasta.

Przyroda lubi jednak płatać figle. Tego poranka wiał kapryśny wiatr. Gubernator i mieszkańcy miasta usłyszeli wystrzał, a rycerze i ich najemnicy czekający u wybrzeża – nie. Z godną podziwu trzeźwością umysłu gubernator zebrał wszystkich żołnierzy, którymi dysponował, oraz co silniejszych mieszkańców (którzy najwyraźniej nie pragnęli uwolnienia od osmańskiego jarzma) i ruszył na garstkę joannitów. Zdołał także pchnąć posłańca na południe, gdzie niedaleko brzegu obozowała sześciotysięczna armia turecka.

Mijały godziny. Walka w mieście trwała, a rycerze początkowo musieli się bronić. Role się odwróciły, gdy zaalarmowana przez szybką łódź pojawiła się druga fala chrześcijan, którzy natychmiast rzucili się do boju. Teraz gubernator musiał przejść do defensywy i rozkazał mieszkańcom Modonu, aby schronili się w cytadeli, z której rozciągał się widok na ich domy. Rycerze i najemnicy mieli miasto dla siebie. Na oczach bezradnych uchodźców stojących na murach cytadeli najeźdźcy plądrowali i palili ich domy oraz sklepy. Koszmar dobiegł końca, gdy przybyły oddziały tureckie i przegnały rycerzy zakonnych. Nie zdołały jednak przeszkodzić im wziąć 8 tysięcy (niektóre źródła mówią o 16 tysiącach) jeńców („głównie kobiet i dzieci”) oraz zagarnąć łupów wartych 100 tysięcy dukatów.

REKLAMA

Przekaz nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Rycerze wrócili do gry.

Nie przemyślany rajd joannitów na Modon – z nikim nie uzgodnione, samowolne przedsięwzięcie – miał na celu przygotowanie ich powrotu na Rodos, ale nieudany atak na miasto nie przyniósł im chwały. Podobno papież bardzo się tym zmartwił. Zarówno dlatego, że rycerzom nie udało się odzyskać ziem utraconych przez chrześcijaństwo, jak i z powodu zwycięstwa Osmanów. Wszyscy się obawiali, że ten napad może tylko sprowokować Sulejmana.

Natomiast atak joannitów zainspirował cesarza Karola. Skoro zaledwie kilka okrętów zakonnych mogło tyle zdziałać, to czego mogłaby dokonać porządna armada. Jesienią 1532 roku, gdy Sulejman rozpoczął wielką inwazję na Węgry (w ostatecznym rachunku bezowocną), Karol wykorzystał okazję, by odbić kilka starożytnych portów na Peloponezie znajdujących się obecnie w rękach Osmanów. W tym celu zgromadził trzydzieści pięć statków żaglowych i czterdzieści osiem galer należących do niego, papieża, joannitów i genueńskiego admirała Andrei Dorii, który objął dowództwo nad ekspedycją.

Sulejman Wspaniały na obrazie Tycjana z 1560 roku (domena publiczna)

Tego wysokiego mężczyznę o długim nosie uważano za tytana epoki. Urodzony w 1468 roku w Genui, najpierw służył jako kondotier – czyli dosłownie najemnik, który walczy dla tego, kto zapłaci więcej – podczas różnych kampanii wojennych w Italii. Na początku jego kariery oznaczało to walkę dla Francji, ale z czasem Doria uznał, że związek ten staje się dla niego coraz mniej korzystny. W 1503 roku rządzący Genuą zaproponowali mu stanowisko admirała floty, które jednak odrzucił, twierdząc, że nie ma pojęcia o działaniach wojennych na morzu. Na to usłyszał, że dla człowieka o takich osiągnięciach nie ma rzeczy za trudnej. I to się potwierdziło. W następnych latach Andrea Doria stał się najwspanialszym żeglarzem, jakiego mogła nająć chrześcijańska Europa. Swoje działania dostosowywał do aktualnych kierunków wiatrów w genueńskiej polityce. Najpierw walczył po stronie Francji, potem niezależnie od Francuzów, jeszcze później znów jako ich sojusznik, ale w końcu, gdy Franciszek I splądrował Rzym (i spóźniał się z płatnościami), zdecydowanie poparł Karola V, który pilnował, by admirał na czas otrzymywał coroczną pensję. Wydatek opłacał się Karolowi, nawet gdyby oznaczało to tylko dostęp do znacznych zasobów pieniężnych genueńskich bankierów.

REKLAMA

Przy planowaniu operacji wzięto pod uwagę aktualne realia. Modon z miejsca odrzucono, gdyż rycerze zakonni nie zostawili w mieście nic, co można byłoby ukraść. Koroni, siostrzane miasto, stanowiło bardziej obiecujący cel. Miasto padło 23 września, a następnie takiż los spotkał położone nieco dalej na wschód Patras. Potem flota chrześcijańska dotarła aż do dwóch wież strzegących wejścia do Zatoki Korynckiej, a wyprawa mogłaby trwać jeszcze dłużej, gdyby nie zmiana pogody oraz wieść, że Sulejman wraca z Węgier. Doria zarządził powrót do domu, wywożąc w ładowniach armaty warte 60 tysięcy dukatów, a miasta Koroni i Patras (inaczej niż Modon) znalazły się pod ścisłą cesarską kontrolą.

Ekspedycja stanowiła punkt zwrotny w działaniach na Morzu Śródziemnym. Korsarze tacy jak rycerze Świętego Jana najeżdżający na terytorium Sulejmana to jedna sprawa, ale czymś zupełnie innym był władca Świętego Cesarstwa Rzymskiego rozszerzający chrześcijańską wspólnotę na terytorium osmańskie. Do tego dochodziły pogłoski, że Karol zamierza osadzić rycerzy w Koroni, zbyt blisko Konstantynopola, aby Osmanowie mogli się czuć bezpiecznie.

Sułtan starał się znaleźć jak najlepsze wyjście z tej sytuacji. Kampania na Węgrzech nadszarpnęła jego zasoby finansowe, a do tego znad granicy z szyicką Persją dobiegały groźne pomruki zbliżających się kłopotów. Przez cały 1533 rok wysyłał więc sygnały, że chce zawrzeć kompleksowy pokój z Karolem, papieżem i innymi chrześcijańskimi państwami. Nic to nie dało. Nie miał więc wyjścia i musiał użyć siły, odpłacając pięknym za nadobne. Brakowało mu jednak środków.

Tekst jest fragmentem książki Bruce’a Ware Allena „Wielkie oblężenie Malty. Heroiczne starcie Imperium Osmańskiego z joannitami”:

Allen Bruce Ware
Wielkie oblężenie Malty. Heroiczne starcie Imperium Osmańskiego z joannitami
cena:
54,90 zł
Wydawca:
Dom Wydawniczy Rebis
Tłumaczenie:
Hornowski Tomasz
Premiera:
2018-06-05
Język oryginalny:
angielski

Nie to, że nie miał floty. Do tej pory wystarczały mu małe eskadry rozmieszczone w Aleksandrii, Suezie, na Dunaju i Morzu Czerwonym. Dopóki chrześcijańskie twierdze na wschodnim wybrzeżu Morza Śródziemnego zachowywały się przewidywalnie, więcej nie potrzebował. Ale teraz, gdy Karol, zarażony ambicjami joannitów, zapuszczał się coraz dalej na wschód, Sulejman musiał przeciwdziałać. Osmanowie uważali Morze Śródziemne na wschód od Morza Egejskiego w zasadzie za własne terytorium i jeśli mogli znieść obecność takich chrześcijańskich prowincji, jak Kreta, Cypr czy Chios, to tylko pod warunkiem, że nie sprawiały kłopotów.

REKLAMA
Jean de Valette, czterdziesty dziewiąty wielki mistrz zakonu joannitów, mal. Antoine Favray (domena publiczna)

Teraz, gdy nienasycona habsburska flota zapuszczała się na wschód Morza Śródziemnego, Sulejman potrzebował dużo więcej okrętów, i to szybko. Poza tym musiał mieć jakiegoś doświadczonego żeglarza, najlepiej drugiego Dorię, gdyby to było możliwe, któremu mógłby powierzyć dowództwo. Tego lata wezwał do Konstantynopola Hajraddina, legendę wśród berberyjskich korsarzy, na Zachodzie zwanego Barbarossą.

Był to szczytowy punkt w jego życiu, które rozpoczęło się kilkadziesiąt lat wcześniej w mieście Mitylena na wyspie Lesbos. Jego rodzice, emerytowany janczar i chrześcijanka, mieli jeszcze jednego syna, starszego od Hajraddina, Arudża, czyli Oruça. Arudż rozpoczął dorosłe życie jako kupiec i marynarz, czasem w służbie marynarki wojennej (na krótki czas trafił do więzienia joannitów), ale szybko wyjechał na zachód, gdzie zaczął się trudnić piractwem. Niedługo potem w jego ślady poszedł Hajraddin.

Trafili w idealny czas. W 1492 roku w Hiszpanii dobiegła końca rekonkwista. Ferdynand i Izabela pokonali emira Grenady, Boabdila, kończąc siedemset lat muzułmańskich rządów na Półwyspie Iberyjskim. Żydów wypędzono całkowicie, a muzułmanom pozwolono jeszcze na jakiś czas pozostać. Ich pobyt regulowały ścisłe, z czasem wciąż zaostrzane, przepisy, aż w końcu w 1505 roku praktykowanie islamu zostało całkowicie zakazane. Wielu hiszpańskich muzułmanów przywiązanych do wiary ojców zdecydowało się opuścić ojczyznę i wylądowało na wybrzeżu Afryki Północnej. Szukając źródła dochodu, postanowili wykorzystać znajomość hiszpańskiego wybrzeża i napadać na chrześcijańskie statki. W ten sposób dali początek berberyjskiemu piractwu. Wielkie zyski, jakie czerpali z tego procederu, zwabiły awanturników ze wschodniej części Morza Śródziemnego, w tym Arudża i Hajraddina, w Europie znanych jako bracia Barbarossa, czyli Rudobrodzi.

REKLAMA

W 1505 roku obaj osiedlili się w Tunisie. To świetnie prosperujące, nieco rozwiązłe miasto było jakby islamskim odpowiednikiem Wenecji – zasadniczo neutralnym portem, który zaspokajał materialne potrzeby wszystkich przybyszów. Twierdza La Goletta rozłożyła się na obu brzegach kanału prowadzącego do szerokiej zatoki, do której wpuszczano zaledwie po kilka jednostek. Ludzie, którzy czuwali nad bezpieczeństwem portu, tacy jak Arudż i Hajraddin, dzielili się z sułtanem mytem, które pobierali od wpływających statków.

Dzięki gorliwości i pracowitości bracia powiększyli flotę z trzech osiemnastowiosłowych galer do kilkudziesięciu jednostek. Zmęczeni dzieleniem się owocami ciężkiej pracy, postanowili zacząć działać na własną rękę i osiedlili się na wyspie Dżerba niedaleko Trypolisu, w pobliżu tras żeglugowych z Sycylii. Stamtąd przeczesywali wybrzeże Italii i Hiszpanii, uwożąc łupy i ludzi, siejąc śmierć i zniszczenie.

W 1516 roku władcy Algieru, będąc pod wrażeniem czynów braci, poprosili ich o pomoc w pewnym kłopotliwym miejscu. Wejścia do portu w Algierze strzegł hiszpański fort wzniesiony na przybrzeżnej wysepce Peñón de Argel, Skale Algieru. Zleceniodawcy Arudża uważali, że z pewnością skłoni on Hiszpanów do wyjazdu. I skłonił, a na dodatek udusił w łaźni prawowitego beja, objął władzę w Algierze i złożył przysięgę lenną Selimowi, ojcu Sulejmana. Rozbawiony sułtan, dla którego Algier stanowił jedynie mały dodatek do długiej listy tytułów, wysłał Arudżowi do dyspozycji kilka oddziałów, aby przypieczętowały władzę Osmanów, a zarazem praktycznie zostawił mu wolną rękę.

Wielkie Oblężenie Malty na XVI-wiecznym obrazie Mattea Pereza d'Aleccio (domena publiczna)

Starszy z braci Barbarossa zaczął atakować hiszpańskie posiadłości w Afryce Północnej, lecz z mniejszymi sukcesami. W walkach stracił ramię, które urwała mu hiszpańska kula armatnia. Rok trwało, zanim wyzdrowiał, ale wrócił do walki, urwane ramię zastąpiwszy protezą, podobno srebrną. Przeliczył się jednak ze swymi siłami i zbyt mocno polegał na braciach muzułmanach, myśląc, że wystarczy wspólna religia, aby zyskać ich poparcie. Tymczasem w 1519 roku młody Karol V zawarł sojusz z szejkiem Oranu oraz częścią Beduinów i pomaszerował na miasto Tilimsan w północnowschodniej Algierii. Arudż uciekł na pustynię. Żołnierze ruszyli za nim. Arudż rzucił za siebie garść złotych monet, by odciągnąć uwagę ścigających, ale nadaremnie. Hiszpanie otoczyli go, ale nie chciał się poddać. Do końca mieczem trzymanym w zdrowej ręce ciął i parował ciosy. Odniósł kilka ran, aż w końcu żołnierze powalili go na ziemię. Zginął, walcząc „jak lew do ostatniej kropli krwi”. Coup de grâce zadał mu hiszpański alférez, chorąży, którego herb odtąd zdobiła głowa zabitego mężczyzny. Ciało Arudża zawieziono do Hiszpanii, gdzie przez pewien czas jako makabryczne trofeum wystawiono je na widok publiczny, przypuszczalnie po to, by uspokoić hiszpańskich katolików i zastraszyć ukrywających się jeszcze na półwyspie muzułmanów.

REKLAMA

Hajraddin zapewne opłakiwał śmierć starszego brata, ale musiał wzmocnić swoją pozycję. Zagroził, że opuści Algier: „Dotąd udzielałem wam wszelkiej pomocy, ufortyfikowałem zamek i umieściłem w nim czterysta armat; teraz obwołajcie gubernatorem, kogo chcecie, a ja przez morze popłynę gdzieś indziej”. W politycznej mowie wszystko zależy od tonu. Obawiający się Hiszpanów i anarchii Algierczycy ubłagali go, by został, a Hajraddin dał się przekonać, pod warunkiem że będzie mógł ściślej związać się z Osmanami. W ciągu kilku tygodni z Konstantynopola przybyły statki z 2 tysiącami janczarów, czterotysięczną milicją oraz wiadomością, że Hajraddin jest odtąd bejlerbejem, gubernatorem prowincji.

Tekst jest fragmentem książki Bruce’a Ware Allena „Wielkie oblężenie Malty. Heroiczne starcie Imperium Osmańskiego z joannitami”:

Allen Bruce Ware
Wielkie oblężenie Malty. Heroiczne starcie Imperium Osmańskiego z joannitami
cena:
54,90 zł
Wydawca:
Dom Wydawniczy Rebis
Tłumaczenie:
Hornowski Tomasz
Premiera:
2018-06-05
Język oryginalny:
angielski

Dla Selima, a później Sulejmana, korsarze stanowili tani środek, za pomocą którego mogli trochę napsuć krwi Hiszpanom. Poza tym obaj sułtani woleli zostawić zachodnie Morze Śródziemne samemu sobie. A w każdym razie tak było do tej pory.

Turgut Reis, turecki korsarz i admirał floty osmańskiej (domena publiczna)

Sułtan potrzebował wyśmienitej floty oraz równie dobrych dowódców – to nie ulegało wątpliwości – ale czy admirał powinien się wywodzić spośród dworzan sułtana, tu zdania były podzielone. W powszechnym mniemaniu Barbarossa stał niewiele wyżej od zwykłego wieśniaka. Był człowiekiem, który do wszystkiego doszedł własnymi siłami i nie uczęszczał do tej samej szkoły dworskiej (Enderun), do której chodzili właściwi dworzanie. Na dodatek się spóźniał.

REKLAMA

Wieśniak wiedział jednak, na jakie opóźnienie może sobie pozwolić, a kiedy wreszcie przypłynął – 21 listopada 1533 roku – to na czele własnej floty, bogato udekorowanej i potężnie uzbrojonej. Okręty ledwie trzymały się na wodzie pod ciężarem złota, srebra, niewolników z Europy, pięknych kobiet oraz egzotycznych zwierząt z głębi Afryki – stanowiących nie tyle trybut, ile dar jednego potężnego monarchy dla drugiego. Dzięki poparciu wielkiego wezyra Ibrahima Paszy, najbardziej zaufanego zausznika sułtana, Hajraddin otrzymał stanowisko kapudana paszy (kapudany derja), admirała mórz. Nowo mianowany admirał natychmiast udał się do stoczni marynarki wojennej w Galacie i zorganizował budowę sułtańskiej floty. Wiosną 1534 roku na wodach Złotego Rogu kołysało się już sześćdziesiąt jeden nowych galer, niecierpliwych niczym uczniowie na boisku tuż przed meczem. Hajraddin nie dał im długo czekać.

Na Zachodzie ludzie od lat przyzwyczaili się do sporadycznych napadów morskich rozbójników, a właściwie kupców i rybaków, którzy dorabiali sobie piractwem. Czasem bandyci przybijali do brzegu i plądrowali leżące na uboczu nadbrzeżne wsie lub porywali ludzi, by sprzedać ich w niewolę. Po 1492 roku częstotliwość i skala tych napadów znacząco wzrosły, ale dopiero pojawienie się na Zachodzie takich ludzi jak Hajraddin wywindowało zagrożenie na zupełnie nowy poziom. Wspierany całą potęgą osmańskiej Turcji Barbarossa popłynął wzdłuż wybrzeża Italii aż pod Sardynię, obierając zwykle za cel niewielkie wioski – zbyt małe, by się mogły same bronić – ale czasem także miasta, nawet tak spore jak Reggio czy Neapol, gdzie hiszpański wicekról, don Pedro de Toledo, starał się ufortyfikować, co się da, a co się nie da – ewakuować.

Najdramatyczniejszym wydarzeniem stał się nocny najazd Hajraddina na Fondi, miasto samo w sobie o niewielkim znaczeniu, ale ważne ze względu na to, kto w nim tego dnia przebywał. A chodziło o najpiękniejszą kobietę Italii, Giulię Gonzagę – wspaniały dar upatrzony dla sułtana. Piękna Giulia, tylko w nocnej koszuli, w ostatniej chwili uciekła konno w góry, zaledwie kilka minut przed wtargnięciem do jej domu żołnierzy admirała. Hajraddin pocieszył się, plądrując miasto.

REKLAMA

Te napady były jednak tylko wstępem do właściwego celu admirała, czyli zdobycia jego ulubionego Tunisu.

Mulej Hasan, dotychczasowy władca Tunisu, wstąpił na tron dzięki ojcobójstwu i bratobójstwu i spędzał dnie „na rozpasanych przyjemnościach, które trudno nawet opisać”. Poddani go nie kochali i w większości tęsknili za powrotem prawowitego władcy odsuniętego przez uzurpatora Hasana. Miał on więc wiele powodów do niepokoju, toteż każdego dnia wypatrywał na horyzoncie wrogich okrętów. Kiedy zobaczył galery Hajraddina, puściły mu nerwy i uciekł. Tunis dostał się w żelazne ręce Barbarossy.

Oblężenie Malty na XVI-wiecznym obrazie (domena publiczna)

Hajraddin nie przejął się ucieczką byłego władcy. Liczyło się samo miasto. Jak napisał do Sulejmana: „Gdyby osmański suweren zdobył i wziął w obronę port La Goletta, flota sułtańska mogłaby tam stacjonować przez długi czas. W takim wypadku, z pomocą Boga Najwyższego, można by stamtąd przypuścić atak na Hiszpanię i ją podbić”.

W stosownym czasie, rzecz jasna. Tymczasem Hajraddin wtrącał się w miejscowe sprawy. Wysłał do Trypolisu grupę prowokatorów, aby uprzykrzyć życie stacjonującym tam rycerzom Świętego Jana. Agenci wywołali zamieszki, które udało się stłumić joannitom, ale cała ta sprawa skłoniła nowego wielkiego mistrza Piera del Ponte do zwrócenia się do Karola o pomoc w walce z Hajraddinem. Wygnany Mulej Hasan także napisał do cesarza i otrzymał od niego przychylną odpowiedź – Karol zwracał się do niego jak do królewskiego brata i nazwał Hajraddina „wrogiem wszystkich krajów i ludów”.

Karol na ogół niechętnie poszerzał swoje imperium – i tak miał dość kłopotów z tym, co posiadał – ale tym razem chodziło o coś wyjątkowego. Wcześniej Tunis stanowił sól w oku cesarza – uwierał, ale nie wymagał drastycznych kroków. Kiedy jednak stał się lennem Osmanów, Karol musiał działać. Najpierw pomyślał o wysłaniu do Barbarossy swego przedstawiciela, aby przekonał go do zmiany sojuszu (jak to zrobił z Dorią), a gdy to się nie udało, postanowił go zabić. Ponieważ wysłannik okazał się nieprzekonujący, a zamachowiec został zdemaskowany (i zabity), cesarz nie miał wyjścia i musiał wprawić w ruch hiszpańską machinę wojskową i spróbować odzyskać Tunis siłą.

Tekst jest fragmentem książki Bruce’a Ware Allena „Wielkie oblężenie Malty. Heroiczne starcie Imperium Osmańskiego z joannitami”:

Allen Bruce Ware
Wielkie oblężenie Malty. Heroiczne starcie Imperium Osmańskiego z joannitami
cena:
54,90 zł
Wydawca:
Dom Wydawniczy Rebis
Tłumaczenie:
Hornowski Tomasz
Premiera:
2018-06-05
Język oryginalny:
angielski
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Bruce Ware Allen
Amerykański historyk. Wychowywał się w Stanach Zjednoczonych, Holandii i we Włoszech, studiował na Duke University. Interesuje się dziejami rewolucji amerykańskiej.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone