Robin Waterfield – „Dzielenie łupów. Wojna o imperium Aleksandra Wielkiego” – recenzja i ocena

opublikowano: 2019-09-18 08:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Choć podboje Aleksandra Macedońskiego do dziś działają na wyobraźnię, o wiele ciekawszy wydaje się czas po śmierci wielkiego Argeady. Robin Waterfield przybliża nam tę tajemniczą w gruncie rzeczy epokę, słusznie używając określenia „dzielenie łupów”.
REKLAMA

Robin Waterfield – „Dzielenie łupów. Wojna o imperium Aleksandra Wielkiego” – recenzja i ocena

Robin Waterfield
„Dzielenie łupów. Wojna o imperium Aleksandra Wielkiego”
nasza ocena:
8/10
cena:
49,90 zł
Tytuł oryginalny:
Dividing the Spoils
Tłumaczenie:
Norbert Radomski
Okładka:
całopapierowa z obwolutą
Liczba stron:
384
Seria:
Historia do XIX wieku
Data i miejsce wydania:
1 (2019)
Premiera:
2019-09-10
Format:
150x225
ISBN:
978-83-8062-505-1

Łupami były poszczególne prowincje, wielkie obszary podbite przez najsłynniejszego władcę Macedonii. W ciągu dziesięciu lat przemaszerował wraz ze swoimi hetajrami (czyli dosłownie towarzyszami) oraz falangitami dziesiątki tysięcy kilometrów, zniszczył tysiące miast, wybił w walkach i masakrach tabuny ludzi. Nie mówiąc o przeogromnych łupach, tak w gotówce, jak i w dziełach sztuki.

To, co z początkowo było antyperską „krucjatą”, przerodziło się w zaspokojenie ambicji i marzeń jednego człowieka. Waterfield, moim zdaniem słusznie, zauważa, że te podboje nie miały w gruncie rzeczy żadnego sensu czy planowania strategicznego. Jeśli Aleksander miał jakikolwiek plan, zabrał go ze sobą do grobu. O skali jego chęci zdobywania niech świadczy fakt, że swój pobyt w Babilonie traktował jako tymczasowy postój przed kolejnym marszem – tym razem na zachód. Nie strawił jeszcze jednego dania, a już brał się za drugie.

Interesująca nas epoka rozpoczyna się od śmierci Aleksandra, która rodzi od razu szereg problemów z najważniejszym: kto ma to wszystko odziedziczyć? Legenda o tym, że miał to zrobić – zdaniem króla – „Najdzielniejszy” wygląda raczej na próbę wytłumaczenia tego, co się działo później. Aleksander raczej nie planował umierać – nie wyznaczył następcy (bo pole miał ograniczone – albo nienarodzone dziecko z królowej Roksany albo opóźniony brat przyrodni).

Armia oraz jej generałowie – najbliżsi przyjaciele i towarzysze króla – zaczęli między sobą swary i walki. System sukcesji w Macedonii nie był nigdy uregulowany i tutaj rzeczywiście całą pulę zgarniał najdzielniejszy. Choć przez pierwsze 15 lat uczestnicy tych ekscytujących rozrywek występowali w imieniu króla Aleksandra IV (pogrobowiec Aleksandra Wielkiego), to tak naprawdę dbali o swoje interesy. Byli królami we wszystkim prócz nazwy, szykowali się do walki o wszystko – a szykując się do turnieju, podejmowali szereg kroków, które wymuszała sytuacja.

REKLAMA

Waterfield stara się przedstawić nie tylko skomplikowane manewry polityczne czy liczne działania wojenne Diadochów – osławionych „dziedziców Aleksandra” – lecz także ich ruchy na polu społecznym, gospodarczym (np. zakładanie nowych miast) polityki wewnętrznej (tworzenie i realizacja różnego rodzaju propagandowych haseł w stylu „wolność greckich miast”). Ich próby konsolidacji poszczególnych ziem wydały na świat specyficzną kulturę – hellenistyczną. W najprostszych słowach była to klasyczna kultura helleńska z elementami lokalnych kultur.

Bo czasy Diadochów to złota epoka dla rozwoju licznych dziedzin życia – kultury, filozofii (rozwijają się kolejne szkoły), medycyny (pojawia się koncepcja układu nerwowego), geografii, nauki, poezji. Ponieważ miasta mają coraz silniejsze mury trzeba wymyślać nowe sposoby ich zdobywania – są to złote czasy dla inżynierów i konstruktorów. W basenie Morza Śródziemnego pojawia się nowa cywilizacja, która swymi wpływami promieniuje poza swoje źródło – aż do dalekich Indii.

To wszystko opisał w przystępny i racjonalny sposób Robin Waterfield, wprowadzając Czytelnika do pierwszych pomieszczeń galerii fascynujących postaci i wydarzeń. Śmierć ostatniego z Diadochów kończy narrację tej opowieści. Jest to książka porównywalna swoją wartością do wydanej przed 20 laty Hellady Królów prof. Anny Świderkówny. Czy jest lepsza – trudno powiedzieć. Mimo dobrego języka, Waterfield nie tworzy może aż tak pasjonującej i wciągającej historii jak prof. Świderkówna. Z drugiej strony o wiele krytyczniej podchodzi do nielicznych zachowanych źródeł, przez co jego opowieść wydaje się logiczna i bardziej realna. I to jest jej głównym atutem.

Zainteresowała Cię nasza recenzja? Zamów książkę Robina Waterfielda „Dzielenie łupów. Wojna o imperium Aleksandra Wielkiego” bezpośrednio pod tym linkiem, dzięki czemu w największym stopniu wesprzesz działalność wydawcy lub w wybranych księgarniach internetowych:

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Michał Staniszewski
Absolwent Wydział Historycznego UW, autor książki „Fort Pillow 1864”. Badacz zagadnień związanych z historią wojskowości, a w szczególności wpływu wojny na przemiany społecznych, gospodarczych i kulturowych - ze szczególnym uwzględnieniem konfliktów XIX wieku.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone