Rok 1945: koniec okupacji oczami dziewczynki

opublikowano: 2017-06-01, 08:00
wszelkie prawa zastrzeżone
Pierwsze miesiące nowej rzeczywistości miały różne barwy i niosły ze sobą różne nastroje. Począwszy od radości z tego, że zaczyna się szkoła, a skończywszy na rozpaczy z powodu straty najbliższych.
reklama

Z dziennika Marii Świercz

Żyrardów, 20 stycznia 1945

Dzisiaj witaliśmy pierwszych żołnierzy polskich! Boże, mundur polski, żołnierz, hymn narodowy, Rota, orły, flagi biało-czerwone! Wszystko, co dotąd było wzbronione i chowane – na wierzchu! O Boże, Boże, w głowie się kołuje!

Cały dzisiejszy dzień był pod znakiem przemarszu wojsk polskich. Od rana tłumy ludzi wyległy na miasto na powitanie naszej armii. Dobra jest postawa całego społeczeństwa. Wkraczającej armii rosyjskiej nie witaliśmy tak owacyjnie, a gdy tylko usłyszeliśmy, że nasze oddziały mają wkraczać, wtedy entuzjazm ogarniał wszystkich. Nie mogliśmy doczekać się, kiedy przyjdą. Serce żywiej uderzało, w krtani głos się zatrzymywał i w oku łza stawała na myśl, że zobaczymy wreszcie naszych. Doczekaliśmy się ich dopiero o godzinie szóstej wieczorem. I to nie całej armii, a tylko kilku żołnierzy, którzy jako przedstawiciele przyjechali przywitać ludność. Na skwerku z samochodu wygłosili przemówienie. To, co powiedzieli partyjnego, pomijam milczeniem, gdyż na razie cieszymy się tym, co mamy, i ułoży się wszystko inaczej, niż sobie ci panowie wyobrażają.

Radzieckie czołgi w czasie ofensywy wiślańsko-odrzańskiej Armii Czerwonej (domena publiczna).

[…] Mnie łzy z oczu poszły na myśl, że to już wolność prawie i nasi żołnierze. Śmierć hydrze germańskiej! Precz z hitleryzmem! I to wszystko wolno nam było swobodnie krzyczeć! Jeden tylko okrzyk wznieśliśmy na cześć Czerwonej Armii i jej wodza Stalina, ale to był już cichszy okrzyk. Trudno jest mi uprzytomnić sobie, że wreszcie, wreszcie wolność. I dzięki Ci, Wszechmocny Boże, że zmieniłeś nam już na takie czasy! Przyjdą jeszcze lepsze. […]

Żyrardów, 27 stycznia 1945

Pierwsze objawy nowych rządów – chleba i żadnej żywności w ogóle nie ma, chleb na kartki w porcji zmniejszonej o trzy razy, a cena równa się cenie chleba dawnej bez kartek tj. 10 zł za kilogram. Za pieniądze prywatnie od ludzi nie dostanie się nic, jedynie na wymianę. Obecnie jest już zmiana waluty, zamiana równa się 1 zł za 1 zł, ale jeden człowiek może wymienić tylko 500 zł.

Jako następny objaw życzliwości sojuszniczej Armii Czerwonej jest rozpoczynanie aresztowań AK. Nie wiem dokładnie, kogo aresztowali. Oni przyszli nam dać wolność i dobrobyt. O, „nowi przyjaciele”! […]

Żyrardów, 30 stycznia 1945

Wczoraj oczyściłam swoją duszę z brudów tego świata. Komunię świętą przyjęłam w intencji, bym mogła chodzić do szkoły i by udało nam się zmienić mieszkanie. Tak dobrze czuję się po oczyszczeniu ze wstrętnych grzechów. Byłam wczoraj na mszy szkolnej, na której oficjalnie wystąpiło gimnazjum i liceum. Dobrze jest chociaż z tym, że Rosjanie pozwalają się uczyć. Młodzież rozentuzjazmowana i przejęta, że może wreszcie wyjść z ukrycia i jawnie się uczyć. […] Prawdopodobnie otwarte będzie gimnazjum w przyśpieszonym tempie dla takich właśnie jak ja. […]

reklama

Żyrardów, 15 lutego 1945

Jak pisać „Jurek nie żyje”? Boże, nie mogę pisać. Nie wierzę w to. A jednak.

Żyrardów, 16 lutego 1945

Tak, 13 lutego Jurek Z. w sposób tragiczny zakończył swoje tak dobrze zapowiadające się życie. Wina w tym jego czy też złe przeznaczenie. Znalazł pocisk armatni, który chciał rozebrać i coś go podkusiło, żeby uderzyć nim o framugę. To spowodowało wybuch. Został zraniony w głowę, siłą impetu odrzucony w bok, przy czym nastąpił silny wstrząs i wypłynięcie mózgu na zewnątrz. Męczył się jeszcze dziesięć godzin w szpitalu. O śmierci Jurka dał nam znać Alek K. Wczoraj odbył się pogrzeb.

I Jurek już naprawdę do nas nigdy nie przyjdzie. I nie żyje już! I straciłam na zawsze przyjaciela! […]

Żyrardów, 25 lutego 1945

[…] W środę zaraz z Grodziska pojechałam na gruzy Warszawy. O, nie poznałam Cię, nie poznałam i zapłakałam. Tak, ta Warszawa, rozbrzmiewająca ruchem i gwarem, jest jak miasto wymarłe, kupą gruzu. A między gruzami jak mrówki uwijają się ludzie, zakładając na powrót tu swe domy. I zaczynają od niczego. Handel kwitnie w pełni. Róg Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich zamieniony jest w bazar. Spacerowałam po ruinach stołecznego miasta w zamyśle, że w jakim to szybkim czasie dorobek wieków można zniszczyć. O, kochana nasza Warszawo, złożyłaś ofiarę Ojczyźnie tak krwawą!

Defilada oddziałów polskich w wolnej od Niemców Warszawie, 19 stycznia 1945 r. (domena publiczna).

Na rynku w Warszawie znalazłam możliwość kupnienia sobie pantofli, mając mało pieniędzy, wybrałam się jeszcze raz ze sprzedażą materiału. I znów oglądałam gruzy kochanej Warszawy. Kombinacja z butami możliwie mi się udała. Komunikacja okropna. Jechałam na dachu lub w zatłoczonym wagonie, godzinami musiałam czekać na pociąg, że przemarzłam okropnie. […]

Pewna „wielka przygoda” spotkała mnie, gdy po raz drugi byłam w Warszawie i nocowałam u ciotki. Tam stacjonowali żołnierze ze stacją odbiorczo-nadawczą. Porucznik ich, Rosjanin, nawiązał ze mną flirt. Na początku było bardzo taktownie i nawet przyjemnie, ale później, po wypiciu wódki i słuchaniu koncertu w samochodzie, zrobiło się „gorąco”. Porucznik wszedł na „kochana” i mimo mojego ciągłego sprzeciwu całował mnie. Gniótł mnie wprost w swoim uścisku, że nieraz brakowało mi tchu i sił. Miałam po raz pierwszy do czynienia z żołnierzem i to ruskim, więc dopiero namacalnie przekonałam się, że są nachalni i bezwzględni. Było nawet: „Będziesz moją żoną” i doszłoby do „krótkiego spięcia”, gdyby nie moja silna wola i opieka Boska. Ile ja się z nim naszarpałam, a nie mogłam go wytrzaskać po gębie, bo nie wypadało. Jakie on we mnie obrzydzenie wzbudzał, chociaż był taki ładny i takie piękne słówka prawił! Co ja w ten wieczór przeżyłam, ile doświadczenia nabrałam i jak przejrzałam na oczy, trudno opisać. Był tam jeszcze jeden Polak, przystojny, z którym całowała się jedna panna i może coś więcej. Poszli do niej do domu, ale ona wcale mu się nie opierała. A ja wyrywałam się cały czas, a on nie chciał i nie chciał mnie puścić. Brrr, na samo wspomnienie ciarki mnie przechodzą.

reklama

Tekst jest fragmentem książki „Wstaje świt Dzienniki młodych z pierwszych lat powojennych”:

„Wstaje świt Dzienniki młodych z pierwszych lat powojennych”
cena:
27,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Ośrodek KARTA
Okładka:
twarda, 320 stron
Data i miejsce wydania:
I
Redakcja:
Aleksandra Janiszewska
ISBN:
978-83-64476-74-7

I teraz dopiero zrozumiałam, że w wojsku już tak jest, takie patałaczenie się. Więc ja miałabym iść po tej linii, będąc w wojsku? O, za nic! Już wolę zrezygnować ze służby dla Ojczyzny w wojsku i wolę na miejscu być przydatna. Chociaż tak lubię igrać z bezpieczeństwem i tak wymarzyłam sobie, by być na froncie, że trudno jest mi zrezygnować naraz z tego. Ale gdy mam zmieszać się z błotem ulicznym, to wolę przekreślić swoje w tym kierunku dążenia i nie chcę znać wojska. Brrr, nie odpowiadałoby mi być taką. Strasznie zdenerwowana byłam całym zajściem, chociaż gdy zakończyło się moim zwycięstwem, to zadowolona byłam z siebie i z tego, że miałam trochę tragedii i niebezpieczeństwa, co lubię. […]

Kaponiera pierwszego bastionu Cytadeli Warszawskiej (fot. Zbigniew Strucki, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 2.5 Generic).

Żyrardów, 1 marca 1945

Nowa era mojego życia. Rozpoczynam wreszcie uczyć się. Za wszelką cenę muszę mieć małą maturę. Na razie nie ma zorganizowanych w przyśpieszonym tempie kursów gimnazjalnych, więc prywatnie przerabiam pierwszą klasę. Wstyd mi, że dopiero pierwszą. Odzwyczaiłam się od nauki, będę musiała dużo wysiłku włożyć w to, by dobrze się uczyć. Do końca tego roku szkolnego przerobimy pierwszą klasę, a do końca kalendarzowego – drugą. Korepetycje biorę u pani Górnej. Za koleżankę mam bardzo miłą Izę Wyżykowską, z którą przypuszczam, że zaprzyjaźnię się. Bardzo nie do opisania cieszę się, że wreszcie się uczę. Z lękiem jednak pewnym myślę, jak się to dalej ułoży. Jak damy sobie radę w domu, gdyż na pomoc ojca nie bardzo liczę. Wierzę gorąco, że przy opiece Boskiej dojdę do upragnionego celu. Mateczka moja córki swojej nie opuści i uprosi u Boga dla niej siłę, chęć, doprowadzi do wytkniętego celu.

reklama

Duchu Święty, oświeć mój umysł i dodaj mi wytrwałości i chęci.

Żyrardów, 12 marca 1945

[…] Ciężko jest samotnym kobietom na świecie. Muszą przechodzić przez wiele ogniowych prób. Miało to miejsce u nas ostatnio. Stefcia ma podaną propozycję, by zostać kochanką, a będzie jej dobrze. Ciężko jest nam teraz bardzo, propozycja na czasie, bardzo kusząca, ale cóż? Nasze sumienia są za szlachetne, by na coś podobnego zgodzić się. Chociaż obecnie taki system życia przyjęty, że nikogo nie dziwi, ale Stefcia odrzuciła podobną propozycję. Jestem z niej dumna za to. W ogóle wszyscy mocno dziwią się temu, że dotąd nie ma kochanka, czy kogoś, z kim ma się pobrać. Amatorzy na kochanków są, na mężów też (ale niekoniecznie). Pierwsze moralnie nie odpowiada nam, a na drugie jeszcze czas. Choć nie dziwię się kobietom idącym w życiu po tej linii, gdyż życie jest ciężkie dla kobiety samotnej i ma się prawo do czerpania radości z życia. Stefcia moja powiedziała, że woli skromnie zjeść, ale taką drogą przez życie nie będzie szła. Tak jej dopomóż Bóg! I pobłogosław. Mamusia jest z nas na pewno zadowolona, że jakimi nas wychowała, takimi jesteśmy. I wytrwamy!

Żyrardów, 21 marca 1945

Dzisiaj skończyłam 21 lat. Jestem więc pełnoletnia i samodzielna. Ważny to dzień mojego życia. Powinnam czuć się bardzo poważną i odpowiedzialną za swoje czyny osobą. Tymczasem jest zupełnie inaczej. Czuję się bowiem tak, jak miałabym lat 15 i wydaje mi się, że jestem dziewczynką potrzebującą opieki, rady i czułości. Dziwne wprost. […]

Poza tym czuję, że wstąpiła we mnie wielka łagodność i pogoda ducha. Przyjmuję życie takim, jakim ono jest. Wierzę, że będzie mi w życiu dobrze. […]

Żyrardów, 25 kwietnia 1945

Och, jak ja długo nie pisałam! Ale nie dziwota, bo miałam pracy a pracy, że mi i nocy było mało. Nastąpiła w moim życiu nowa dla mnie doniosła zmiana. Chodzę na kursy maturalne dla dorosłych, a więc uczę się w gronie młodzieży. Marzenie moje kilkuletnie urzeczywistniło się. Uczę się, uczę w gimnazjum. I to w piorunującym tempie. W ciągu dwunastu miesięcy musimy przerobić dwie klasy gimnazjum. A ja, jak zwykle dużo ryzykująca, pracę tę jeszcze sobie podwoiłam, gdyż poszłam od razu do klasy drugiej […].

reklama

Spotkałam zaraz wiele znajomych twarzy. Ze swobodą zapoznałam się z koleżankami i kolegami, i już całym sercem przylgnęłam do życia szkolnego. Żal mi było pozostawić panią Zosię, Izę i Wacię, które nie zdecydowały się przejść do klasy na kursy. Są one słabszymi uczennicami, że rzeczywiście nie dałyby sobie rady. Spotkała mnie miła niespodzianka, profesorowie bowiem, idąc na rękę uczniom, powtarzają w niektórych przedmiotach klasę pierwszą. I tak łacinę rozpoczynamy zupełnie od początku, niemiecki też powtarzamy, no i historię. Z innych lekcji idziemy dalej.

Po poznaniu kolegów i koleżanek widzę, że nikt nie stoi na poziomie klasy drugiej. Każdy ma w czymś zaległości, że takich, co dobrze przeszli klasę pierwszą, są tylko trzy osoby. Podniosło mnie to na duchu, dając nadzieję, że może utrzymam się w klasie drugiej. Okres trzech pierwszych tygodni jest okresem przypomnienia wiadomości z klas poprzednich i sprawdzenia, do której klasy uczeń nadaje się. Rozpoczęła się więc intensywna praca przypominania sobie klas poprzednich. Jeszcze nad nami, co nie mamy żadnych zaświadczeń, zawisła groza egzaminów. Ja musiałam wyuczyć się trzy czwarte książki z historii starożytnej i tyleż z geografii, by coś wiedzieć. Siedziałam przez ten czas calusieńkie dnie i noce i kułam, kułam, kułam.

Żyrardów, 27 kwietnia 1945

Ofensywa Armii Czerwonej z zimy 1945 r. (domena publiczna).

[…]. Teraz czuję, że właściwie żyję. Tryb szkolnego życia jest dla mnie jak ożywcze tchnienie wiosny, a zagłębianie się w nauce niczym picie ożywczej wody. Mogę siedzieć całe dnie i doskonale się czuję, nie odrywając się od książki. Wydaje mi się, że nigdy nie przerywałam uczenia i że mam lat 15. W szkole stajemy po prostu na głowie. Nasza klasa doskonale dobrała się wiekiem i usposobieniami, tak że tworzymy zwartą klasę o wielkiej chęci i zdolnościach w nauce, ale i z dużym temperamentem. […]

Z przeszłych wiadomości warto jest wspomnieć o tym, że Stefcia mogłaby być już mężatką. Miała konkurenta w osobie pana Duszka, mężczyzny w sile wieku (55-letniego) i bogatego. Ma swój dom, trochę ziemi, kosztowności, jest bezdzietnym wdowcem i ma ule, a więc i miód (na który uważał, że Stefę weźmie). Humoru miałyśmy z nim masę, no i wiadoma rzecz, że dostał „czarną polewkę”. Byłam też w święta na zabawie, na której nie zanadto dobrze się ubawiłam. […]

Żyrardów, 1 maja 1945

Dzisiaj Dzień Pracy. Święto narodów demokratycznych (komunistycznych). U nas wielkie święto. Miasto przystrojone flagami przede wszystkim czerwonymi, polskimi, angielskimi, amerykańskimi. Po mieście porozwieszane transparenty z różnymi hasłami. Wystawy ubrane w najróżnorodniejszy sposób, każda ładna w swoim stylu.

reklama

Robotnicy dzisiaj wszyscy świętują. Przed południem odbyła się wielka defilada. Wszystkie organizacje, związki, szkoły i instytucje musiały brać w niej udział. Ja zostałam wybrana w delegację, że musiałam defilować. Pochód ciągnął się pewnie do dwu kilometrów. Całość wyglądała możliwie. Ale tylko zewnętrznie, gdyż w duszy każdy prawie co innego myślał, niż musiał okazywać. Obecne obchody to nie przedwojenne uroczystości pełne entuzjazmu i uczucia. Udział w obecnych uroczystościach to wykonanie tego, co każą. Miasto głównie w kolorze czerwonym, co nam się zupełnie nie podobało.

Najlepszy i jedyny moment w całej tej uroczystości miał miejsce, gdy defilując przed trybuną, deptaliśmy po rozciągniętej na ziemi swastyce. Napoiło nas to dużym nawet wzruszeniem i radością, że jednak wreszcie, chociaż w takich warunkach, ale możemy śmiało deptać znienawidzoną swastykę, symbolizującą teutońską, faszystowską potęgę. Potęgę, która zagroziła całemu światu, okrzyknęła się za pana świata i wije się już w ostatnich przedśmiertelnych drgawkach. Panowanie jednego imperialistycznego narodu kończy się. Berlin bowiem pada w gruzy i lada dzień zostanie cały zajęty. A później powstanie rozprawa jeszcze z jedną dyktaturą.

Tekst jest fragmentem książki „Wstaje świt Dzienniki młodych z pierwszych lat powojennych”:

„Wstaje świt Dzienniki młodych z pierwszych lat powojennych”
cena:
27,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Ośrodek KARTA
Okładka:
twarda, 320 stron
Data i miejsce wydania:
I
Redakcja:
Aleksandra Janiszewska
ISBN:
978-83-64476-74-7

Jutro my z kursów maturalnych mamy akademię i potańcówkę, gdyż jutro dzień wiosny, dzień młodych. Ja mówię na niej wiersz i trochę boję się. Ale nie ma to jak życie szkolne.

Pierwszy dzień maja uświęcony został przez nas wysłuchaniem majowego nabożeństwa. Dobre i to, że możemy zaśpiewać „Królowo Korony Polskiej”. Dziękujemy Ci, Królowo nasza, i za taką zmianę. Płynie ku Tobie modlitwa dziękczynna i dalsza prośba o opiekę nad tą umęczoną, polską ziemią. […]

Żyrardów, 7 maja 1945

[…] Niespodzianką był dziś przyjazd Janki P. Ucieszyliśmy się jej przyjazdem bardzo, a nawet zatrzymała się u nas. W naszej rodzinie cudownie nie ma wielkich nieszczęść i wszyscy będący za granicą szczęśliwie wrócili do domów. Z Berlina i okolic całe transporty ludzi wracają do domów. I jak dawniej transporty jechały na zachód, tak teraz jadą ludzie, ale już z roześmianymi twarzami, do domów.

reklama

Było kiedyś podane o kapitulacji Niemiec, ale nie ma potwierdzeń, więc nie wiem, czy jest to rzeczywistością. No, teraz to już widać całkowite rozgromienie i klęskę Niemiec.

Dzisiaj przyjemnie spędziłam wieczór z Jurkiem. Byliśmy w lesie, doszło nawet do namiętnych pocałunków, ale dzięki mojej silnej woli do niczego więcej. Lubię Jurka za to, że zrozumiał mnie jednak i ocenił wartość mojej natury. Nie wyśmiał mnie, ale powiedział, że tym więcej mnie ceni. Fajny z niego kolega.

Żyrardów, 9 maja 1945

Dzisiejszej nocy, z 8 na 9 maja, została ogłoszona całkowita kapitulacja Niemiec. Obwieścił nam ją ryk syren fabrycznych i – jak na urągowisko – odgłos dzwonu z kościoła ewangelickiego wydzwaniający klęskę Niemiec. Odgłosy te zbudziły całą ludność Żyrardowa i pomimo późnej pory, gdyż była to trzecia w nocy, ludność tłumnie wyległa na ulice, by manifestować tak dla nas doniosłe wydarzenie. Odbył się pochód z flagami, transparentami, wśród ciągłych okrzyków, trwający dwie godziny.

Polski T34-85 w Muzeum Uzbrojenia w Poznaniu (fot. Radomil , licencja: GNU FDL, źródło: Wikipedia).

I ja znalazłam się w gronie manifestujących. Nie odczułam jednak tej przeogromnej radości z powodu zakończenia wojny z Niemcami. Bo czy to koniec? I czy jest tak, jak my byśmy tego pragnęli? Strasznie głupio czułam się wśród tego ludu roboczego, który podrzucane hasła chwyta i głosi je, nie rozumiejąc dobrze ich znaczenia. Z bólem myślałam o ukochanym przeze mnie narodzie, który jest często nieświadomy swoich dążeń i tak, mimo cywilizacji, ciemny. Chociaż większa część narodu intuicyjnie wyczuwa, że nie Rosja da nam upragniony pokój i potęgę. Niezadowolenie i szemranie słyszy się coraz częściej i to z ust ludzi, którzy przedtem mówili inaczej.

Powracając do kapitulacji Niemiec, to nastąpiła ona stosunkowo szybko i niespodziewanie. Chociaż spodziewaliśmy się, że nastąpi ona o wiele wcześniej. Radość, choć nie jest taka pełna, ale jest ogólna, że wreszcie chociaż jednego wroga mamy mniej. Jak miły dla ucha jest dźwięk chociaż jednego dzwonu głoszącego nie smutną, lecz radosną wieść. Piękny jest dzisiaj dzień, pogoda też czysto majowa, zniknął okrutnych prześladowań cień nad nami. I raduje się świat cały, i oddycha piersią całą, bo kto był wielki – stał się mały, a Polska okryła się nieśmiertelną chwałą.

Dzięki Ci, Stwórco świata, że na ziemi pokój wrócisz wreszcie, odnajdzie brat brata i męczarnie nasze skrócisz. […] I by Potężną Polskę nam stworzono. I niech odnowi swe lice cały świat, by każdy każdemu był nie wróg a – brat!

reklama

Niech powstanie prawdziwa chrześcijańsko-demokratyczna Polska!

Żyrardów, 21 maja 1945

Kilka dni nie pisałam. […] Pchana ogólnym pędem i własną żywiołowością, rzuciłam się w wir wesołego życia. Częste zabawy, majówki, obcowanie w towarzystwie męskim i nawet flirty wypełniały mi czas (nauki mimo to nie zaniedbywałam). Noc po kapitulacji Niemiec była szalona. Z towarzystwem z naszych kursów chodziłam z zabawy na zabawę. Byłam szalenie wesoła. Potrafiłam naraz z dwoma chłopakami prowadzić flirt. Podziwiam i tak sama siebie, że nie stoczyłam się na dno, chociaż mogłabym. […]

Czołg T34/85 w Berlinie, wiosną 1945 roku.

Wielki pęd ku wesołemu życiu, wypełnionemu tylko tym, jest nie dla mnie. […] W tym byłoby moje zadowolenie, gdybym mogła przez jakąś pracę w dziedzinie wiedzy przyczynić się do postępu. […]. Boże, stworzyć tym ludziom życie, jakim powinno się żyć, dać im możliwości odpowiedniej egzystencji i zadowolenie z życia – oto mój cel! Widzieć owoce swojej pracy i odczuć radość na twarzach tych, którym zrobiłabym coś dobrego! A więc też uczyć się, uczyć jak najwięcej. Nie tracić czasu na bezcelowe, bezmyślne spacery i zabawy, a czerpać, ile się da, wiedzy. Z wesołości swej nie rezygnuję, gdyż zanadto mam żywiołową naturę, żebym naraz mogła stać się spokojna i z powagą chodząca. I dosyć mam tych pospolitych przyziemnych flirtów. O ile będę z kimś dłużej przebywała, to jedynie z takim, z kim będzie wiązała mnie spójnia duchowa, o ile nie prawdziwa miłość. Szkoda czasu na te przyziemne miłostki, które profanują piękno i poczucie prawdziwego uczucia miłości. Teraz to już zdecydowanie będę szła przez życie. I ono da mi zadowolenie.

Żyrardów, 21 maja 1945

Nowe zmartwienie. Nastąpiła rejestracja pięciu roczników kobiet. Mój rocznik podlega też rejestracji. I cóż, iść do wojska? Znów przerwać naukę i nigdy nie móc nic skończyć? I do jakiego wojska iść? Komu służyć? I w imię jakiej idei walczyć i dla kogo pracować? Dla Rosji! Dla ich imperialistycznych dążeń. Stać się dziewczyną wysuniętą poza nawias społeczeństwa. Czego ja się tam nauczę? Zdemoralizuję się jedynie i nic dobrego to mi nie da. Ani zadowolenia, ani korzyści. Na rejestrację więc na razie nie stawię się, ale jak będzie dalej, nie wiem. Kursy starają się za nami, ale czy jakiś skutek to odniesie, nie wiadomo. Bardzo pragnę nie iść do wojska.

Tekst jest fragmentem książki „Wstaje świt Dzienniki młodych z pierwszych lat powojennych”:

„Wstaje świt Dzienniki młodych z pierwszych lat powojennych”
cena:
27,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Ośrodek KARTA
Okładka:
twarda, 320 stron
Data i miejsce wydania:
I
Redakcja:
Aleksandra Janiszewska
ISBN:
978-83-64476-74-7
reklama
Komentarze
o autorze
Maria Świercz
W 1945 r. dziewczyna z Żyrardowa, chcąca zostać nauczycielką. Autorka dziennika opublikowanego w tomie „Wstaje świt Dzienniki młodych z pierwszych lat powojennych” (Karta, 2017).

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone