Rzeź z rozkazu Konstancjusza II

opublikowano: 2022-09-27 15:58
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Matka Konstancjusza II została w okrutny sposób zamordowana. Teraz jej syn dokonuje rzezi na przeciwnikach, spokojnie spożywając ucztę. Stare grzechy rodzą nowe, równie potworne i złowrogie.
REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Wojciecha Dutki „Apostata”.

Konstantynopol, maj 337 roku

Cesarz Konstantyn, ten, który dał chrześcijanom edykt mediolański, uznający ich religię za dozwoloną — religio licita, nigdy nie lubił Rzymu, jego gwaru, ale też wysublimowanej, elitarnej kultury intelektualnej. Umiłował miasto, któremu nadał swoje imię — Konstantynopol. Rozbudował dawną kolonię zwaną Bizancjum do niebotycznych rozmiarów. Wszystko w nowej stolicy miało być większe i potężniejsze — senat, circus maximus, kuria i wielkie kościoły zwiastujące Rzymowi i światu nową religię, która jako pierwsza miała być religią miłości, przebaczenia i pokoju. Setnik Aureliusz Marcellinus kończył właśnie w maju tego roku swoją trzydziestoletnią służbę w armii. Gdy zaczynał karierę w wojsku, panował Dioklecjan, Grek, człowiek nad wyraz bezlitosny, ale rozumiejący, że chwała republiki i marzenia o niej dawno przeminęły. Cesarstwo nie przypominało już świata jednoczącego, asymilującego, wielbiącego wzorce greckie i rzymskie, zarówno w sztuce, jak i w kulturze, ale państwo przeniknięte strachem i drżące o to, ile lat życia mu zostało.

Popiersie Konstancjusza II (fot. Carole Raddato)

Do imperium zakradł się strach. Nie tylko chrześcijanie wyczuwali ten stan rzeczy, przypisując pojawienie się strachu działaniu Złego, czyli Szatana, którego na krzyżu miał pokonać Chrystus. Strach wpełzał do miast, które zamykały się potężnymi murami, do rzymskich rodzin, których synowie coraz rzadziej chcieli iść do wojska, wpełzał do kościołów, którymi targała nowa interpretacja chrześcijaństwa autorstwa prezbitera z Aleksandrii, Ariusza. Strach, który nie miał jeszcze imienia ani twarzy, ale wyznaczał rytm życia. Ten strach wzmagał obawy przed obcymi — barbarzyńcami, przeważnie germańskiego pochodzenia.

Aureliusz Marcellinus był steranym wojnami żołnierzem, ale wiedział, że w rodzinnej Antiochii czekają na niego żona i syn. Czekał na wydanie przez kancelarię cesarską oficjalnego dokumentu — srebrnej płytki, na której wygrawerowane miały być jego imię, miejsce pochodzenia oraz staż w armii cesarskiej. Takich jak on na stare lata przekazywano do nowej stolicy do oddziałów pretoriańskich.

Tego dnia Aureliusz pełnił obowiązki na dziedzińcu pałacu cesarskiego, dokąd wiodła wielotysięczna procesja z ciałem zmarłego cesarza. Konstantyn, zwany przez ulicę i księży chrześcijańskich Wielkim, zmarł 22 maja w swojej wilii w Ancyronie niedaleko Nikomedii. Ulica szeptała plotkę, jakoby cesarz, ten, który zwołał sobór nicejski, ustalający na wieki, jak chrześcijanie mają wierzyć i w co mają wierzyć, przyjął chrzest z rąk Euzebiusza z Nikomedii, zaciętego zwolennika Ariusza! Nikt nie wiedział, jaka była prawda.

REKLAMA

Prawowierny cesarz umarł zatem jako heretyk. Aureliusz Marcellinus, który był człowiekiem prostym i wychowanym w wierze grecko-rzymskiej, nie obnosił się z tym, że jest wyznawcą dawnych bogów. Widział, jak przed jego oczyma przesuwał się orszak cesarski, jeźdźcy w zbrojach na wspaniałych rumakach, niosący długie włócznie, do których niczym zjawy przyczepione były różnokolorowe smoki uszyte z importowanego z Chin jedwabiu. Dawnym zwyczajem w pochodzie na początku szły płaczki, zamówione ponoć aż z Efezu, które krzykiem oznajmiały wielkiemu miastu, że słońce zgasło. Oficer, stojąc na straży, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że człowiek, który zamordował syna i żonę, już teraz niesiony jest jak święty. I że z pewnością biskupi, których trzymał pod swoim purpurowym butem, szybko uczynią z niego świętego. Ciało Konstantyna, zabalsamowane niczym ciało egipskiego faraona, niesione było na tarczach przez setkę żołnierzy, którzy poruszali się do przodu — krok za krokiem, w rytm werbli i płaczek.

— Ile złota poszło na tę trumnę? — zapytał Aureliusza stojący obok żołnierz.

Oficer popatrzył na podwładnego.

— Cały nasz żołd.

— Czyli ile, centurionie?

— Myślę, że sto po sto tysięcy solidów.

Z pewnością prosty żołnierz nie umiał sobie wyobrazić tak wielkiej liczby. Przerastała go. Aureliusz przez całe swe życie w wojsku prowadził zapiski — gdzie był, co zobaczył, ale niewątpliwie pogrzeb cesarza przewyższał swym rozmachem wszystkie inne widowiska.

Wizerunek Konstantyna Wielkiego w świątyni Hagia Sophia

— Ciekawe, czy jego grzechy zniknęły wraz z chrztem — powiedział z trudno maskowanym przekąsem, co nie uszło uwadze młodego żołnierza, chrześcijanina. — Nie powinniście, setniku, tak drwić z obrzędu świętego — rzekł ów młodzieniec. — Ja marzę, by ochrzcić się jak cesarz. Gdybym dotknął trumny cesarza, na pewno anioły Boże zaniosłyby mi cząstkę łaski, jaką Bóg obdarzy tego świętego męża w niebie.

Cóż miał na to rzec Aureliusz Marcellinus? Co można powiedzieć na tak żarliwą wiarę, bezkrytyczną i naiwną? Chrześcijanie przyjmowali każdą pogłoskę o cudach, nawet jeśli dwieście lat temu owe cuda miała czynić Artemida w Efezie. Teraz przypisywano je świętym chrześcijańskim lub samemu Jezusowi, który w Efezie nigdy przecież nie był.

— Miał się ochrzcić jak Chrystus, w Jordanie — powiedział Aureliusz Marcellinus, który miał świadomość specyfiki nowej religii, choć sam trzymał się starej.

REKLAMA

— Ale Bóg potrzebował go u siebie, by dowodził zastępami aniołów — oznajmił bezmyślnie młody żołnierz.

Aureliusz nic na to nie odrzekł. Nie było sensu kontynuować rozmowy. Ten człowiek wierzył. Aureliusz Marcellinus szanował swoich podwładnych, nawet gdy nie podzielał ich wiary.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Wojciecha Dutki „Apostata” bezpośrednio pod tym linkiem!

Wojciech Dutka
„Apostata”
cena:
44,99 zł
Wydawca:
Lira
Rok wydania:
2022
Okładka:
miękka
Liczba stron:
528
Format:
135 x 197 [mm]
ISBN:
978-83-67388-18-4
EAN:
9788367388184

Ten tekst jest fragmentem książki Wojciecha Dutki „Apostata”.

*

Nie dostawali żołdu od trzech miesięcy. Budowa nowej stolicy kosztowała fortunę, choć ogrom miasta przyciągał mnóstwo ludzi szukających zatrudnienia z całej Azji Mniejszej, Kapadocji, Pamfilii, Cylicji, Grecji, wybrzeża Morza Czarnego, do którego wiodły ciemne wody Bosforu. Stary żołnierz brał udział w bitwie przy moście Mulwijskim przed wieloma laty, kiedy Rzymianie zabijali Rzymian. Była to bitwa, w której Konstantyn sięgnął po władzę nad Rzymem. Uczestniczył w niezliczonych kampaniach zmarłego cesarza przeciw Alemanom, Sarmatom, Wandalom nad Renem i Dunajem. Wiedział coś, o czym młody chrześcijański rekrut nie miał pojęcia. Gdy imperium podzielił Dioklecjan, postanowiono, że będzie nim rządzić dwóch augustów i dwóch cezarów, rezydujących w czterech stronach świata — w Trewirze nad Renem, Rzymie, Nikomedii i Antiochii, ale system tetrarchii się nie sprawdził. Władzę jedyną i ostateczną zdobył syn Konstancjusza Chlorusa, namiestnika Brytanii i potem cezara, Konstantyn. Ile krwi przy tym przelał, jeden Bóg wie. Lub bogowie. Stary żołnierz wiedział, że zmarły zostawiał imperium w rękach trzech synów, którzy śmiertelnie się nienawidzili. Byli to Konstantyn II, który jeszcze nie wiedział o śmierci ojca, ponieważ przebywał daleko na zachodzie, Konstans, żarliwy chrześcijanin, złamany swoim własnym cierpieniem, i Konstancjusz II, który imię i charakter dostał po dziadku. Aureliusz miał świadomość, że wojna domowa jest pewna, bo żaden z braci nie będzie chciał być mniejszym od pozostałych, żaden nie odpuści, żaden nie poświęci ambicji dla dobra państwa. Z tym większym niepokojem, patrząc na ten pogrzeb, myślał o swoim odejściu z wojska. Żebym tylko zdążył, zanim wezmą się za łby — pomyślał.

Konstancjusz II

Spojrzał w kierunku kościoła Świętych Apostołów. Tam miał spocząć Konstantyn Wielki jako trzynasty apostoł — wśród dwunastu porfirowych sarkofagów przeznaczonych na doczesne szczątki dwunastu uczniów Chrystusa. Aureliusz Marcellinus dobrze rozumiał, co znaczyło hasło zmarłego: jedna wiara, jeden cesarz, jedno imperium. Konstantyn miał zastąpić Judasza. Pomyślał, że cesarzowi to się należy, bez względu na to, co uczynił. Imperium było wciąż potęgą, a Chrystus Pantokrator wydawał się spoglądać z fresku w kościele z wyrozumiałością na to pośmiertne wywyższenie swojego sługi.

REKLAMA

*

Konstantynopol, lato 337 roku

Miłujący syn cesarza Konstancjusz II przybył nad Bosfor kilkanaście dni później, gdy zabalsamowane ciało zmarłego spoczywało już w złotej trumnie w grobowcu. Podobno to on najbardziej przypominał ojca. Był wysoki, mawiano na dworze, że nad wyraz przystojny, ale owa uroda miała w sobie coś drapieżnego — jak piękny bywa w locie krogulec, zanim nie zatopi szponów w gołębiu. Konstancjusz przybył na dwór z liczną świtą oficerów wschodniej armii, ale stary wiarus Aureliusz podejrzewał, że musi to służyć czemuś innemu. Jego przypuszczenia miały się potwierdzić, gdy nocną wartę objął młody żołnierz, chrześcijanin, który marzył podczas pogrzebu Konstantyna, aby ochrzcić się jak cesarz. Teraz młody człowiek przyniósł jeszcze większe rewelacje. — Cesarza otruto — rzekł poważnie.

— Co to znów za bzdury?

— To nie są bzdury. Przecież widziałem!

— Co widziałeś?

Młody żołnierz opowiedział zatem o tym, czego stał się świadkiem w kościele Świętych Apostołów. Poszedł tam pomodlić się przy trumnie władcy, spoczywającego jako Apostoł Pański, gdy zauważył, że do kościoła zaczęli przybywać masowo oficerowie Konstancjusza II. Przybył też on sam, w świetnej kolczudze, srebrzącej się w świetle wielkich świeczników. Żołnierz zauważył, że syn cesarza, nad wyraz skupiony, podszedł do trumny i kazał podnieść wieko, ciężkie jak diabli. Gdy tego dokonano, wyjął ze zmumifikowanej ręki ojca pergamin, który następnie oddał świcie. Podniosły się krzyki oburzenia, gdy odczytano treść.

— Co tam było napisane?

— To ich dzieło. Tak było podobno napisane — oznajmił żołnierz. — Tak mówili w kościele!

Aureliusz Marcellinus spostrzegł, że strach przeniknął tego młodego człowieka, którego polubił. Stary wiarus zastanowił się, co się stało w kościele. Doświadczenia długiej służby dla Konstantyna w wielu krainach podpowiadały mu, że ze wszystkich cezarów on utrzymał się przy władzy, bo był najbardziej bezwzględny. Jego synowie byli tacy sami. Byli synami swego ojca.

— Jak masz na imię?

— Marcin.

— Więc słuchaj mnie, Marcinie. Bez względu na to, co się stanie, nie odstępuj mnie.

REKLAMA

Faktycznie — w nocy przyszły rozkazy od Konstancjusza, aby żołnierze zajęli przestrzeń wokół pałacu. Aureliusz Marcellinus nie wiedział, jaki jest tego cel, ale był pełen jak najgorszych obaw.

Solid z wizerunkiem Konstancjusza II (fot. Classical Numismatic Group, Inc.)

*

Rodzina cesarska tak rzadko miała okazję być razem. A przecież nie ma to jak rodzina, do tego chrześcijańska i kochająca się. Konstancjusz II nie żałował na tej uczcie niczego. Ani wina — najlepszego, z Syrii — ani doskonale opłaconych muzyków, ani świetnego jedzenia w ilościach, które zawstydzały księży. Podano najlepsze ryby z Propontydy, pieczone i nadziewane suszonymi owocami, nie zabrakło ani sosu garum, który dziś smakował Rzymianom tak jak w czasach Augusta, ani nadziewanych głuszców z lasów na północ od wielkiego miasta, ani słodkich ciastek z miodem czy świńskich cynaderków nadziewanych grzybami ulubionymi przez Rzymian — muchomorami cesarskimi, Amanita caesarea. Konstancjusz II szczególnie przepadał za tym daniem. Świńskie wymię było myte, gotowane w winie z ziołami, a po wystudzeniu faszerowane posiekanymi i podduszonymi z szalotką muchomorami. Jadano je na zimno. Tego wieczoru Konstancjusz II w purpurowej szacie smakował danie na posrebrzanym talerzu.

Byli wszyscy — nareszcie! Brat przyrodni ojca, Dalmacjusz, i jego dwaj synowie Dalmacjusz Młodszy i Hannibalian, młody człowiek skory do śpiewu, radosny i wesoły, choć posępny Konstanjusz II szczególnie nie lubił, że jego imię wywodziło się od Hannibala Barkasa, co było dla niego dowodem wygórowanych ambicji ojca chłopaka, a brata cesarskiego. Po prawej, kłócąc się o coś z kuzynem Nepocjanem, siedział Juliusz Konstancjusz, kolejny brat zmarłego cesarza. Konstancjusz II, przełknąwszy kęs wybornego dania, zauważył, że nie ma synów Juliusza Konstancjusza, Gallusa i Juliana. Pierwszy z nich był głupkiem, który przyprawił niejedną dwórkę o bachora, a drugi syn — gruby, milczący, jak gdyby opóźniony, mrużący wiecznie oczy — ględził coś o filozofii, którą wciąż studiował. Konstancjusz II był ponurym człowiekiem i nie uważał, że studiowanie filozofii może przynieść człowiekowi jakikolwiek pożytek.

— Gdzie twoi synowie? — zapytał wuja.

Musiał powtórzyć, bo gwar uczty i muzyka zagłuszały wszystko.

— Wybacz, dostojny cezarze. — Juliusz Konstancjusz nie śmiał mówić inaczej do bratanka. — Julian dziś jest wyraźnie niedysponowany. Brat postanowił mu towarzyszyć.

Konstancjusz II zmarszczył brwi.

— To szkoda, straciłem okazję, by go zobaczyć.

— Nic straconego. Gdy syn poczuje się lepiej, złoży ci wizytę, za twoim pozwoleniem.

REKLAMA

Jeszcze czego — pomyślał Konstancjusz II — żebym musiał znosić jego błazeńską twarz. Zawsze gdy ktoś zadawał mu pytanie, młodzieniec ów mrużył oczy i trwało trochę, zanim udzielił odpowiedzi. Jednak nie tylko tym drażnił Konstancjusza II. Cesarz obawiał się, czy jego dzieci, spłodzone w związku z Julią Konstancją, siostrą Juliana i Gallusa, którą musiał poślubić z rozkazu zmarłego ojca, Konstantyna Wielkiego, też okażą się takie jak ten dziwak. Niezależnie od tych rozważań Konstancjusz II już dokonał w swym sercu wyboru. Nie mógł i nie chciał cofnąć się z tej drogi.

Klasnął w dłonie.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Wojciecha Dutki „Apostata” bezpośrednio pod tym linkiem!

Wojciech Dutka
„Apostata”
cena:
44,99 zł
Wydawca:
Lira
Rok wydania:
2022
Okładka:
miękka
Liczba stron:
528
Format:
135 x 197 [mm]
ISBN:
978-83-67388-18-4
EAN:
9788367388184

Ten tekst jest fragmentem książki Wojciecha Dutki „Apostata”.

— Niespodzianka! — zawołał, choć wszyscy w Konstantynopolu wiedzieli, że nie ma poczucia humoru.

Jednak teraz oczekiwano na to, co przyniosą słudzy. Nagle otwarły się drzwi do komnaty oświetlanej setkami świec umieszczonych na świecznikach. Uczta miała teraz swoje główne danie, jakim była pieczona w całości na rożnie sarna, ułożona na wielkim półmisku. Pieczeń wyglądała tak, jak gdyby sarna na chwilę przysnęła pod krzakiem. Głowę zwierzęcia przyszyto znów do szyi, lecz mięso obłożono pieczonymi gruszkami i jabłkami. Aromat tego dania, swoisty tryumf kucharzy cesarskich, rozniósł się po komnatach pałacu. Kucharz, gruby jak beczka, ostrzył wielkie noże i robił to tak czule, z taką pasją i miłością, że cesarz zapytał:

— Na co tak, mistrzu Cyprianie, ostrzycie te diabelne noże?

Chrzest Konstantyna. Obraz namalowany przez uczniów Rafaela

— Żeby cięcie sprawiało przyjemność. Nie ma to jak ciąć dla przyjemności samego cięcia.

Taka odpowiedź kucharza wywołała na posępnej twarzy Konstancjusza II grymas, który można było uznać za uśmiech.

— Godne to noże tego dania, jak danie godne jest tych ostrzy — rzekł sentencjonalnie, co miało być dowcipne, ale jakoś dziwnie nikt się nie zaśmiał.

Wzniósł więc złoty puchar pełen doskonałego syryjskiego wina. Rozległy się oklaski i toasty.

— Za rodzinę!

— Za Rzym!

— Za Konstantynopol!

Goście pili chciwie, bo Konstancjusz II miał opinię sknery, liczykrupy i mendy, która za nic w świecie nie wydałaby więcej, niż musi. A tutaj taka uczta! Cezar upił wina i nie strząsnął, jak dawniej czynili poganie, oddając cześć bogom olimpijskim, choć nie był też ochrzczony. Jednak po chwili puchar z brzękiem upadł na posadzkę. Był to umówiony sygnał. Mistrz Cyprian, który tak świetnie naostrzył noże, znakomicie też nimi władał. Zamachnął się błyskawicznie i ciął wuja cezara, Juliusza Konstancjusza, przez szyję. Na szyi mężczyzny pojawiła się pąsowa smuga, która eksplodowała po chwili jak mały gejzer potokiem krwi, wydobywającej się z przeciętej tętnicy w rytm pracy serca. Słudzy obsługujący ucztę dobyli na to noży i rzucili się na domowników cesarza. Rozległy się przekleństwa i krzyki, jednak Konstancjusz II siedział nieporuszony niczym westalka. Patrzył, jak słudzy i strażnicy mordują całą jego rodzinę. Wuja Dalmacjusza, który stawił opór nożem do krojenia mięsa, słudzy Konstancjusza przytrzymali. Odwrócony w stronę cesarza, już wiedział, że rzeź została uzgodniona między trzema synami zmarłego Trzynastego Apostoła, pierwszego chrześcijańskiego cesarza.

REKLAMA

— Powiedz, że to nie ty!!! — krzyknął w ostatnim przedśmiertnym pytaniu.

Ale Konstancjusz II nie odpowiedział. Skinął głową, a mistrz Cyprian rozciął brzuch Dalmacjusza, jak gdyby otwierał wielką rybę do patroszenia. Syn Dalmacjusza, o takim samym imieniu, zginął od ciosu toporkiem do rozbijania kości. Narzędzie wbito mu w potylicę z taką siłą, że chłopak pochylił się w stronę talerza i jego twarz unurzała się w sosie garum. Kuzyna cesarskiego Hannibaliana zabito szpikulcem do mięsa. Jakiś żołnierz Konstancjusza wbił mu go w oko. Cesarz dał znak ręką, żeby jego ludzie szybko poszli do sąsiedniego pałacu i zabili Gallusa i Juliana. Mieli to zrobić szybko. Jednak wrzawa podniosła się już w całym pałacu. Przekupieni klakierzy roznosili wieść, że próbowano na uczcie zamordować cesarza, ale bogobojny i sprawiedliwy Konstancjusz sam wymierzył zdradzieckiej rodzinie sprawiedliwość. Zbrodni nie można było ukryć, ale można było odwrócić jej znaczenie. Całej rzezi, starannie zaplanowanej, Konstancjusz II przyglądał się ze spokojem.

— Mistrzu Cyprianie, ukrój mi, proszę, mięsa sarny. Zgłodniałem jakoś po tym winie.

— Ale, cezarze, noże są czerwone od krwi twego wuja.

— Tym bardziej powinieneś ukroić dla mnie pieczeni. W ten sposób zostanie ona uświęcona krwią szlachetnego mojego powinowatego. Wuj nie miałby nic przeciw temu. Jestem tego pewny.

Mistrz Cyprian uciął więc kawałek sarniny, całkiem spory, dobrze wypieczony. I podał ów comber na srebrnym talerzu, po czym pokropił go cytronem. Konstancjusz jadł więc kolację wśród trupów rodziny. Przeżuwał mięso powoli, po czym powiedział do mistrza Cypriana:

REKLAMA

— Przepysznie, naprawdę doskonała pieczeń. Skosztuj sam tego dzieła, bo dzieło — tutaj cesarz wskazał ręką po trupach rodziny Konstantyna — jest godne tego wieczoru, a wieczór godzien jest ciebie. Zbierzcie ich do trumien alabastrowych przygotowanych w sali audiencyjnej.

Wizerunek Fausty (aut. nieznany)

— Czy trzeba ich przebrać do pogrzebu?

— Oczywiście, że nie — odparł Konstancjusz II. — Ubrali się świetnie, napili się i pojedli równie udanie, a teraz czeka ich cudny pogrzeb. Zakosztowali strawy ziemskiej, a teraz niech zakosztują chwały Bożej. Niech księża śpiewają już litanie w kaplicy.

Konstancjusz II wstał od stołu. Starannie sprawdził, czy na jego purpurowej szacie nie ma śladów krwi. Uradowany, umył ręce w podanej mu przez służącego misie z wodą. Westchnął. Ile krwi trzeba przelać dla tej purpury… Byle tylko się ową krwią nie ubrudzić.

— Chrzest gładzi wszystkie grzechy — powiedział do siebie, jak gdyby chcąc się ostatecznie usprawiedliwić, i pomyślał o ojcu, o tym bezlitosnym człowieku, który zamordował mu matkę.

Konstancjusz II kochał w życiu tylko matkę. Jeśli jego serce miało kiedyś jakiekolwiek uczucia dla ludzi na tym bożym świecie, zanikły one w chwili, kiedy ojciec, cesarz Konstantyn, kazał zamknąć Faustę, matkę swych trzech synów, w łaźni i stopniowo podgrzewać wnętrze. Jej jęki słyszeli w pałacu wszyscy i nikt nie pomógł. Konstancjusz pamiętał tylko to, że krzyczał, ale przed chwyceniem za miecz powstrzymali go jego dwaj bracia — Konstantyn II i Konstans. Matka musiała umrzeć, ponieważ oskarżyła fałszywie pierworodnego syna cesarza z pierwszego małżeństwa, Kryspusa, który miał już tytuł cezara. Zasugerowała, że Kryspus ją zmusił do współżycia. Ale ponoć było odwrotnie — to Fausta chciała go uwieść. Jednak Konstancjusz nigdy nie wierzył, że matka mogła być zdolna do czegoś takiego. Najwyraźniej chciała skompromitować pierworodnego, żeby zrobić miejsce dla własnych synów, ale jej oskarżenia przyniosły efekt najgorszy. Konstantyn skazał Kryspusa na śmierć przez ścięcie. Wyrok wykonano. Gdy cesarz zrozumiał, że to wszystko była intryga Fausty, przygotował jej śmierć najgorszą z możliwych. Ugotowała się żywcem w saunie. Po tym zdarzeniu jakiekolwiek uczucia względem rodzaju ludzkiego zniknęły z serca Konstancjusza. Nigdy już się nie zaśmiał, nigdy nie poszedł do teatru na sprośną sztukę, nigdy nie okazał nikomu żadnego sentymentu. W pewnym sensie wymordowanie rodziny, które odbyło się za cichą zgodą jego braci, było konsekwencją tamtego mordu. Stare grzechy rodzą nowe, równie potworne i złowrogie.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Wojciecha Dutki „Apostata” bezpośrednio pod tym linkiem!

Wojciech Dutka
„Apostata”
cena:
44,99 zł
Wydawca:
Lira
Rok wydania:
2022
Okładka:
miękka
Liczba stron:
528
Format:
135 x 197 [mm]
ISBN:
978-83-67388-18-4
EAN:
9788367388184
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Wojciech Dutka
(Ur. 1979) – pisarz, nauczyciel i historyk. Człowiek spełniony. Uwielbia wędrówki po górach, dobry teatr, a także smak przygody i wytrawnego czerwonego wina. Jednak największą pasją jest pisanie. Czuje się dobrze zarówno w powieści historycznej, przygodowej, jak i sensacyjnej, ale z powodzeniem uprawia kolaż tych gatunków. Autor cyklu powieści poświęconych postaci szpiega-arystokraty Antoniego Mokrzyckiego, wydanego przez Lirę.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone