Sacha Batthyany – „A co ja mam z tym wspólnego? Zbrodnia popełniona w marcu 1945 roku. Dzieje mojej rodziny” – recenzja i ocena
Sacha Batthyany jest szwajcarskim dziennikarzem, redaktorem Neue Zürcher Zeitung i Tages-Anzeiger oraz wykładowcą w Szwajcarskiej Szkole Dziennikarstwa. Pochodzi z węgierskiego rodu o magnackich korzeniach – jego ojciec opuścił Węgry po powstaniu 1956 r. Podróż Batthyany’ego w głąb historii swojej rodziny zaczęła się od niepozornego wycinka z gazety. Na ilustracji pod artykułem Gospodyni piekła rozpoznał bowiem ciotkę Margit. Tym samym rozpoczął żmudne i bolesne poszukiwania prawdy.
„A co ja mam z tym wspólnego?” - tytuł jakich (nie) wiele
Choć na rynku księgarskim można odnaleźć sporo tytułów, które oscylują wokół poszukiwania prawdy o swojej rodzinie (czy to sprawców, czy ofiar) to jednak recenzowana pozycja zdecydowanie się od nich różni. Wydarzenia z Rechnitz są tylko momentem inspirującym poszukiwania. O masakrze nie dowiemy się zbyt wiele, poza tym, że zorganizowano przyjęcie u hrabiny Thyssen-Batthyány i w trakcie jego trwania zostali rozstrzelani Żydzi. Nie ma jednak dowodów na to, żeby Margit uczestniczyła w zbrodni czy zachęcała gości do działania.
Rozkaz „unieszkodliwienia” Żydów chorych na tyfus przyszedł z zewnątrz. Świadkowie wydarzeń albo milczeli, jak jej lokaj, albo ginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Po dzień dzisiejszy Rechnitz to synonim austriackiej amnezji, obejmującej lata narodowego socjalizmu. Ta amnezja została również zaszczepiona innym, co wyraźnie znajduje odbicie także w polskim dyskursie publicznym. Upieramy się, że obozy są niemieckie, że nie naziści, ale Niemcy, a o Austriakach jakoś nie pamiętamy, choć byli oni bardzo aktywni w każdym aspekcie działalności narodowego socjalizmu.
„A co ja mam z tym wspólnego?” - nieznośna potrzeba prawdy
Poszukiwanie prawdy o Rechnitz zmusza autora do skonfrontowania się z pytaniem, które zadał mu pisarz Maxim Biller: „a co ty masz z tym wspólnego?”. Właśnie ta kwestia zaczyna pchać Batthyany’ego na dawne Węgry, do powojennej Austrii, współczesnej Szwajcarii, przemierza Gułag, a nawet dociera do Buenos Aires. W przerwie pomiędzy poszukiwaniami regularnie kładzie się na kozetce u psychoanalityka. Te wszystkie działania, a także lektura pamiętnika babci, odmienią jego spojrzenie na swoją rodzinę, relacje z ojcem, a na także samego siebie.
Autor pisze w sposób subiektywny, nie wstydzi się swoich odczuć i wahań. Wydaje się, że opinia czytelnika niewiele go obchodzi. Może zostać uznany za wariata, ale musi przekazać to wszystko, co działo się w jego życiu od momentu przeczytania artykułu o ciotce Margit. Nie ma oporów przed przyznaniem się, że jego relacje z ojcem są nie do końca poprawne. Dzięki takiemu ujęciu tytułowego pytania książka zyskuje na autentyczności. Szczególnie, że wyniki prowadzonych poszukiwań są dalekie od początkowych założeń.
*
Lektura nie należy do łatwych –nietrudno zgubić się w natłoku myśli i działań autora. Jednak warto się wysilić by zapoznać się z tą niezwykłą próbą zrozumienia historii rodzinnej. Rodowa duma, chęć powrotu do Wielkich Węgier i czasów imperialnych to tylko politura. Gdy przychodzi czas opowiedzenia się czy nawet udzielenia pomocy, magnacka zbroja okazuje się tylko ozdobą. I to dosyć zardzewiałą.
A co ja mam z tym wspólnego? to pozycja godna polecenia. Na nowo pokazuje problem dziedziczenia historii i przeżyć, ukazując je zupełnie inaczej niż pozycje które do tej pory spotykało się w na półkach księgarskich.