Starcie cywilizacji. Bizancjum i inwazja islamu

opublikowano: 2019-04-01 15:00
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Po śmieci Mahometa i utworzeniu kalifatu Arabowie rozpoczęli najazd na bizantyńską Syrię. Do wielkiej bitwy doszło w 636 roku nad rzeką Jarmuk.
REKLAMA

Podboje islamskie

Przegrana Rzymian w bitwie nad rzeką Jarmuk w 636 roku wyznaczyła faktyczny kres poważnego rzymskiego oporu w Syrii wobec islamskich sił, które od dwóch lat panoszyły się w tej prowincji. Muzułmańska inwazja na Syrię rozpoczęła się na przełomie lat 633 i 634. W lutym i w lipcu 634 roku cesarskie siły starły się z muzułmańskimi wojskami w Palestynie, w okolicach Gazy oraz pod Adżnadajn na północy; w obu wypadkach poniosły klęskę.

Herakliusz wprowadza relikwie Krzyża Świętego do Jerozolimy, obraz z XV w.

Późnym latem padło Scytopolis (Pella), a w roku 635 Arabowie zajęli Damaszek i Emesę. Bizantyńskie instalacje obronne w tym regionie były w ruinie i cesarzowi Herakliuszowi jedynie z wielkim trudem udało się zgromadzić żołnierzy z armii polowych Wschodu i Armenii pod ogólnym dowództwem swojego brata Teodora oraz armeńskiego wodza Wahana, aby przypuścić kontratak. W odpowiedzi na ten ruch muzułmańskie wojska opuściły oba miasta i wycofały się na południe. Cesarskie siły pociągnęły tam doliną Bekaa, po czym stanęły obozem koło dzisiejszej Al-Kiswy, zmuszając Arabów do wycofania się w kierunku Dery, gdzie zajęli oni mocną linię obronną ciągnącą się w stronę Dajr Ajjub. Nastąpiło kilka miesięcy manewrów, w tym lipcowe potyczki, w których los sprzyjał to jednej, to drugiej stronie. Choć strategiczny zamysł bizantyńskiego głównodowodzącego wydawał się rozsądny – odwlekanie akcji w nadziei, że muzułmanie zniechęcą się, padną ofiarą epidemii w swoim obozie albo odejdą w poszukiwaniu dalszych łupów – w ostatecznym rozrachunku gorzej wyszła na tym armia cesarska. Po pierwsze, lokalne władze cywilne bardzo niechętnie współpracowały w kwestii aprowizacji, co było przyczyną spięć między żołnierzami a miejscową ludnością, zwłaszcza w Damaszku i jego okolicach. Tarcia w łonie dowództwa powodowały dalsze problemy. Źródła mówią, że jeden z dowódców, armeński wódz Wahan, został okrzyknięty cesarzem przez swych żołnierzy, chociaż sugerowano, że jest to prawdopodobnie późniejsze „wzbogacenie” pierwotnej relacji dotyczącej jednego z takich sporów. Efektem był brak spójności oraz dyscypliny, co z kolei doprowadziło do wielu błędów taktycznych po stronie sił cesarskich, kiedy zdecydowały się wreszcie przejść do czynów. Właściwy konflikt trwał kilka tygodni, ale do ostatecznego starcia doszło w połowie sierpnia. Po mniej więcej trzech dniach manewrów i walk na terenie ciągnącym się od Dżabiji do doliny Jarmuku bizantyńska armia została rozdzielona i oskrzydlona, gdy arabska konnica wykorzystała burzę pyłową, która rozpętała się ostatniego dnia. Finał nastąpił 20 sierpnia. Niektóre jednostki zostały odcięte i uległy panice, inne poszły w rozsypkę i poniosły ciężkie straty, gdy próbowały uciekać przez pofałdowany teren; wiele zostało wybitych do nogi tam, gdzie stały. Rezultatem było całkowite zwycięstwo muzułmańskiej armii i praktyczne zniszczenie zorganizowanych bizantyńskich wojsk polowych w tamtym regionie. Damaszek ponownie przeszedł w ręce Arabów, a cesarz, otrzymawszy wieść o klęsce, nakazał ewakuację zajętych prowincji, wycofanie wszystkich sił na pozycje obronne i unikanie otwartej bitwy. Klęska była powszechnie postrzegana w całym rzymskim świecie jako katastrofa. Pięćdziesiąt lat później palestyński mnich, Anastazjusz z Synaju, napisał, że bitwa ta stanowiła przełomowy punkt muzułmańskiego podboju Syrii i Palestyny, po którym odzyskanie przez cesarstwo jakichkolwiek utraconych ziem stało się niemożliwe.

REKLAMA
Mnich Anastazjusz z Synaju na obrazie Rembrandta

Bitwy pod Dżabiją (Gabitą) i nad Jarmukiem 636

Bitwa rozpoczęła się w okolicach Gabity, inaczej Dżabiji, na wschodnich stokach Wzgórz Golan, w rejonie leżącym niespełna pięć kilometrów na północny wschód od dzisiejszego miasta Nawa. Dżabija była ważną bazą i obozowiskiem Ghassanidów, konfederacji wyznających chrześcijaństwo Arabów, którzy od dawna byli filarem rzymskiej władzy na Wschodzie, pełniąc rolę zarówno sprzymierzonych wojsk w walkach przeciwko Sasanidom i ich własnym arabskim stronnikom, jak i cennych strażników bezpieczeństwa we wschodnich prowincjach, zwłaszcza w Palestynie. Dżabija wraz z otaczającymi ją pastwiskami zapewniała paszę i żywność i znakomicie nadawała się na bazę do prowadzenia operacji wojskowych. Była też istotna ze strategicznego punktu widzenia, ponieważ armia mogła kontrolować stamtąd szlak na południe z Damaszku i panować nad regionami na południe i wschód od miasta. Zrozumiałe jest więc, dlaczego obie strony konfliktu były gotowe poświęcić wiele, by mieć ją w swoich rękach. Przybyłe od północnego zachodu wojska cesarskie rozlokowane były na znacznym dystansie wzdłuż linii rzymskiej drogi, która biegła na północny wschód do Damaszku, równolegle do wadi Ar-Rukad, suchego koryta rzecznego odgałęziającego się od Jarmuku. Droga skręcała na wschód i przecinała je na południe od Dżabiji, po czym na powrót odbijała na północny wschód. Aby nie dopuścić do okrążenia skrzydeł przez szeroko rozstawione i częściowo ukryte muzułmańskie siły, bizantyńskie linie zostały mocno rozciągnięte na nierównym terenie, co utrudniało komunikację między obydwoma skrzydłami. Jeden obóz bazowy, prawdopodobnie zajmowany przez bizantyńskie prawe skrzydło, założono koło dzisiejszej Jakusy, 25 kilometrów na południe od Dżabiji, inny w Dżillik (dzis. Al Kiswa) na północ od Dżabiji, będący bazą dla oddziałów Teodora Trityriosa, w samej Dżabiji zaś niemal na pewno znajdował się jeszcze inny obóz, przypuszczalnie należący do wojsk ghassanidzkich.

Pole bitwy nad Jarmukiem, widok współczesny (aut. Mohammad adil , CC BY-SA 3.0)

Głównodowodzącym bizantyńskich sił był Wahan (Baanes), wspierany przez Teodora Trityriosa, magister militum per Orientem (dowódcę polowej armii Wschodu), oraz Jerzego, dowódcę armii polowej Armenii, wraz z Dżabalą Ibn al-Ajhamem, wodzem kontyngentu Ghassanidów. W bitwie uczestniczył również Niketas, syn perskiego króla Szarbaraza, który z bizantyńską pomocą objął tron, po czym zginął zamordowany. Wydaje się, że Wahan miał przy sobie wojska głównodowodzącego Armenii ([magister militum per Armeniam]) i obozował z nimi w Jakusie, natomiast oddziały Teodora założyły swoją bazę nieco na północ od Dżabiji. Pierwszego dnia końcowego starcia bizantyńskie siły zostały ustawione w zwykłym trzyczęściowym szyku; Jerzy dowodził prawym skrzydłem, nieznany z imienia oficer w randze drungariusza – lewym. Centrum przypuszczalnie zarezerwował dla siebie Wahan lub Teodor Trityrios. Jednakże mimo tej typowej struktury z nieco zniekształconych i często sprzecznych opisów bitwy wynika jasno, że konfrontacja faktycznie składała się z kilku odrębnych, choć powiązanych ze sobą potyczek, i jest wielce prawdopodobne, że każda z głównych bizantyńskich formacji operowała mniej lub bardziej niezależnie, jeśli chodzi o ich taktyczny szyk bojowy, mając własne skrzydła i centrum.

REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Johna Haldona – „Wojny Bizancjum”:

John Haldon
„Wojny Bizancjum”
cena:
47,90 zł
Tytuł oryginalny:
The Byzantine Wars
Tłumaczenie:
Norbert Radomski
Okładka:
całopapierowa z obwolutą
Liczba stron:
276
Seria:
Historia do XIX wieku
Data i miejsce wydania:
1 (2019)
Premiera:
2019-03-26
Format:
150x225
ISBN:
978-83-8062-474-0

Liczby walczących po obu stronach nie da się ustalić. Po stronie cesarskiej zaangażowane były pokaźne części armii polowych Wschodu i Armenii, ale mało prawdopodobne, żeby te wojska były w pełnej sile albo żeby wszystkie tworzące je jednostki zostały przerzucone do działań na tym jednym froncie. Zgrubne oszacowania dla armii Wschodu wskazują nominalną siłę około 15 tysięcy ludzi, dla tej z frontu armeńskiego zaś około 12 tysięcy. Zakładając, że zaangażowano połowę obu armii, łączna liczba nieprzekraczająca 15 tysięcy wraz z arabskimi sojusznikami, plus dalsze 2–5 tysięcy z jednostek ściągniętych w trybie nadzwyczajnym (spośród limitanei stacjonujących w Emesie na przykład), wydaje się wiarygodna. Całkowity stan liczebny cesarskich wojsk rzędu 20 tysięcy byłby zatem rozsądną wartością, aczkolwiek pozostaje to domysłem. To, że armia muzułmańska była równie liczna, nie jest prawdopodobne, co więcej, przyjęta przez muzułmańskie dowództwo taktyka wyraźnie wskazywałaby na słabsze siły, zmuszone rozprawiać się z cesarskimi armiami na raty, jednocześnie stosując taktykę uników lub nękania w pozostałych częściach pola bitwy. Obie strony posiadały pokaźne kontyngenty piechoty i jazdy, choć konkretny skład rzymskich armii pozostaje zupełną niewiadomą.

Dokładny przebieg wydarzeń jest trudny do odtworzenia. Wydaje się, że rozkaz ogólnego natarcia na całym froncie został wydany 18 lub 19 sierpnia, sprowokowany przez muzułmańskie wypady oraz ostrzały z ich głównej linii rozpoczęte około południa. Godzina ta została, jak się zdaje, rozmyślnie wybrana przez arabskich dowódców, wtedy bowiem bizantyńscy żołnierze byli najbardziej udręczeni upałem. Choć ze strategicznego punktu widzenia Bizantyńczycy zajmowali względnie dobrą pozycję, stali wobec kilku problemów taktycznych, z których najważniejsze były: pofałdowany teren w centralnym i południowym sektorze obszaru, na którym rozciągnięte były obie armie, oraz nieuniknione rozczłonkowanie ich sił przez dwa wadi, przez które się przeprawiali. Jeszcze bardziej istotny był fakt, że nad wadi Ar-Rukad był tylko jeden most i że dopóki wojska znajdowały się między nim a biegnącym dalej na wschód wadi Allan, groziło im, że zostaną odizolowane i rozbite po kawałku.

REKLAMA
Bizancjum w początkach VII wieku (aut. Tataryn , domena publiczna)

W początkowym ataku w północnym sektorze siły bizantyńskiego lewego skrzydła zdołały odepchnąć stojące naprzeciw nich nieprzyjacielskie wojska i ruszyć w stronę muzułmańskiego obozu. Doniosłą rolę w tym natarciu odegrały jednostki bizantyńskiej piechoty z lewego skrzydła, jednak ich zapał został sprytnie wykorzystany przez muzułmanów, którzy udali bezładny odwrót i zaczęli hałaśliwie zwijać obóz, jak gdyby w panice. Jednocześnie spora liczba żołnierzy zdołała się ukryć w skalistym terenie, by czekać na sposobność do kontrataku, i jest wielce prawdopodobne, że taktyka ta została zawczasu zaplanowana na tego rodzaju sytuację. W trakcie pościgu piechota i konnica rozdzieliły się, co umożliwiło oddziałowi muzułmańskiej jazdy pod dowództwem Chalida Ibn al-Walida przebicie się przez bizantyńską linię i zaatakowanie konnicy na skrzydle. Wspólnie z ukrytymi żołnierzami, którzy znaleźli się teraz za linią natarcia bizantyńskiej jazdy, rozbili oni bizantyńskie jednostki konne, które pierzchły w nieładzie. Następnie, zapewne wczesnym wieczorem, wycofująca się muzułmańska piechota przeprowadziła kontratak na wyczerpanych już bizantyńskich piechurów. Pozbawione wsparcia konnicy, z nieprzyjacielską jazdą po jednej stronie i piechotą na tyłach, bizantyńskie wojska błyskawicznie poszły w rozsypkę i rzuciły się do ucieczki. Miało to szczególnie niefortunne konsekwencje, gdyż pozwoliło muzułmanom przejąć kontrolę nad jedynym mostem nad wadi Ar-Rukad. Mniej więcej w tym samym czasie ghassanidzcy sojusznicy, którym powierzono obronę tej pozycji, wpadli, jak się wydaje, w panikę, jedni przechodząc na stronę wroga, a inni porzucając swoje stanowiska. Następnie konnica pod Chalidem Ibn al-Walidem zatoczyła łuk, by zaatakować bizantyński obóz bazowy w Dżillik, który wzięła szturmem przy jedynie symbolicznym oporze. W nieco ponad cztery czy pięć godzin całe bizantyńskie lewe skrzydło przestało istnieć.

Tak dobiegł końca pierwszy dzień walk. Po początkowym sukcesie i niezwykle zaciętych walkach odnotowanych zarówno w muzułmańskich, jak i bizantyńskich źródłach, wstępna faza bitwy zakończyła się zepchnięciem cesarskich sił na północnym, czyli lewym skrzydle, z klinem muzułmańskich wojsk zajmującym przestrzeń między tymi jednostkami a bizantyńskim centrum. Wydaje się jasne, że taktyka zastosowana przez muzułmanów przy ich obozie w północnej części pola bitwy była starannie zaplanowana z wyprzedzeniem, by zwabić cesarskie siły do pościgu i umożliwić rozbicie ich szyku i spójności. Pod tym względem muzułmański wódz, Abu Ubajda Ibn ad-Dżarrah, znakomicie wykorzystał cechy terenu i odniósł nad przeciwnikiem czyste zwycięstwo w kategoriach ogólnej strategii. Południowe, czyli prawe skrzydło oraz centrum cesarskich wojsk zostały w tym czasie rozlokowane wokół obozu w Jakusie i, co ważniejsze, przeprawiły się przez wadi Ar Rukad, żeby zająć obszar między nim a wadi Allan na wschodzie. Z tej pozycji przeszły do natarcia i odepchnęły muzułmańskie siły umieszczone tam, by osłaniać muzułmańskie centrum i prawe skrzydło (oraz główny obóz), ale wydaje się, że zatrzymały się na wadi Allan. Gdy rozeszła się wieść o dezercji Ghassanidów, morale tej części armii zaczęło podupadać. Sytuacja pogorszyła się jeszcze, kiedy w nocnym ataku z zaskoczenia muzułmańskim siłom udało się wziąć szturmem bizantyński obóz w Jakusie, zmuszając rozstawione wokół niego oddziały do ucieczki przez kamieniste wadi albo na północny wschód, wzdłuż drogi do Damaszku.

REKLAMA
Barokowa rzeźba przedstawiająca Herakliusza, cesarza Bizancjum (aut. Andreas Praefcke, CC BY 3.0)

Utrata tego obozu na południowej, czyli prawej flance oraz mostu nad Ar-Rukadem oznaczała, że główne oddziały cesarskiej armii zostały nie tylko odcięte od lewego skrzydła (co do którego mogły sądzić, że wciąż jest na swoim miejscu), ale i pozbawione wszelkich szans na uporządkowany odwrót, gdyż były teraz uwięzione na obszarze między wadi Ar-Rukad i wadi Allan od zachodu i wschodu oraz wadi Jarmuk od południa. Rankiem 20 sierpnia, wraz z nadejściem silnego muzułmańskiego kontyngentu od północy, gdzie powinny były znajdować się wojska cesarskie, oraz natarcia muzułmańskich jednostek, które nocą zajęły ich obóz w Jakusie, wśród głównych oddziałów wybuchła panika i doszło do kompletnej rozsypki. W pewnym momencie, być może kiedy nadciągające od północy muzułmańskie formacje zwarły się z lewą flanką bizantyńskiego centrum, rozpętała się burza piaskowa i wszelkie pozory ładu prysły. Rozpaczliwie szukając ratunku, sporo ludzi i zwierząt zginęło, skacząc ze stromizny, by uciec kamienistym dnem wadi Ar-Rukad od zachodu lub Jarmuku od południa. Wielu żołnierzy wraz z oficerami po prostu rzuciło broń i usiadło, czekając, aż zostaną pojmani, jednak, co tragiczne, muzułmańscy dowódcy najwyraźniej wydali rozkaz, żeby nie brać jeńców, więc ci, którzy wybrali takie rozwiązanie, zostali wyrżnięci na miejscu.

Na tym etapie musiało już od dawna być jasne, że cesarskie siły zostały rozbite i nie zdołają przeprowadzić kolejnego ataku. Problem pozostałych bizantyńskich dowódców polegał na tym, jak wyprowadzić wojska w jakim takim porządku. Ostatecznie okazało się to niemożliwością i choć pokaźna liczba ludzi zdołała zbiec w stronę Damaszku (wielu, korzystając z mostu nad wadi Ar-Rukad, zanim został on zdobyty dzień wcześniej przez muzułmańską konnicę), wszystkie relacje są zgodne co do tego, że siły cesarskie poniosły bardzo ciężkie straty, zarówno z rąk zwycięskich muzułmanów, jak i w wyniku własnych prób ucieczki.

Ten tekst jest fragmentem książki Johna Haldona – „Wojny Bizancjum”:

John Haldon
„Wojny Bizancjum”
cena:
47,90 zł
Tytuł oryginalny:
The Byzantine Wars
Tłumaczenie:
Norbert Radomski
Okładka:
całopapierowa z obwolutą
Liczba stron:
276
Seria:
Historia do XIX wieku
Data i miejsce wydania:
1 (2019)
Premiera:
2019-03-26
Format:
150x225
ISBN:
978-83-8062-474-0

Pościg za pokonanymi wojskami był bezlitosny; wielu udało się ujść z terenu katastrofy, kilka wiarygodnych źródeł wspomina jednak o muzułmańskich oddziałach ścigających i koszących bizantyńskich żołnierzy do samego Damaszku i dalej, aż po leżącą na północy Emesę. Cesarska armia de facto przestała istnieć i choć niewykluczone, że armie polowe, które dostarczyły jednostek do tej siły – te z armeńskiego i wschodniego okręgu wojskowego – pozostały nietknięte, aczkolwiek znacznie okrojone liczebnie, wydaje się jasne, że muzułmańskie zwycięstwo przekreśliło wszelkie szanse na zorganizowanie skutecznego dalszego oporu wobec islamskich armii w Syrii i Palestynie. Utrzymać mogły się tylko pojedyncze garnizony i warowne miasta i faktycznie Herakliusz wkrótce potem wydał ogólny rozkaz, którego sens sprowadzał się do tego, że odtąd należy unikać bezpośrednich starć z muzułmańskimi wojskami.

REKLAMA

Chociaż opisy bitwy są zagmatwane i upstrzone półlegendarnymi szczegółami dodawanymi, w miarę jak opowieści o klęsce Bizantyńczyków rozrastały się z biegiem lat, pozwalają wyrobić sobie wyobrażenie o ogólnym przebiegu walk. Jasno widać też z nich, że cesarska armia cierpiała z powodu dwóch podstawowych bolączek. Po pierwsze, dowództwo tej niejednorodnej armii było rozczłonkowane. Choć miała jednego głównodowodzącego, Wahana, wśród jego podkomendnych istniały wyraźne różnice zdań i sporo wewnętrznych sporów. Wydaje się, że koordynacja działań jej poszczególnych części była bardzo słaba, i wygląda wręcz na to, że północne skrzydło oraz centrum i skrzydło południowe walczyły de facto jako trzy, a już na pewno dwie odrębne armie. Strategicznego mostu nad wadi Ar-Rukad, na przykład, broniły wojska zarówno potencjalnie zawodne – wszystko wskazuje na to, że dezercje na stronę muzułmańską oraz zwykłe ucieczki z pola bitwy zaczęły się już na samym początku – jak i wyraźnie nie dość silne, by oprzeć się zdecydowanemu szturmowi. Obozy, choć zgodnie ze standardową rzymską praktyką, jaką przedstawiają podręczniki wojskowe z epoki, znajdowały się dość daleko od terenu głównych walk, to jednak w sytuacji, w której należało spodziewać się wysoce mobilnej taktyki błyskawicznych ataków ze strony muzułmańskich wojsk arabskich (a ów sposób walki nie był Bizantyńczykom obcy), pozostały zaskakująco odsłonięte. Ta ostatnia kwestia jest bardzo istotna, gdyż wydaje się, że bizantyńskie dowództwo absolutnie nie doceniło ruchliwości i szybkości muzułmanów. Jednym ze skutków było to, że jego ewidentne próby ustanowienia „frontu” okazywały się żałośnie chybione, gdyż muzułmańskie siły wyraźnie dawały radę przecinać „front” w rozmaitych decydujących momentach bitwy, nie napotykając przy tym większych problemów. To dodatkowo osłabiło spójność cesarskich sił i oznaczało, że bitwa pod Dżabiją-Jarmukiem w rzeczywistości przybrała postać kilku odrębnych, choć połączonych ze sobą potyczek, w których wynik każdej miał wpływ na pozostałe, ale ich wzajemne powiązanie taktyczne było nadzwyczaj luźne.

REKLAMA

Po drugie, najwyższe dowództwo wojsk muzułmańskich najwyraźniej doskonale zdawało sobie sprawę z taktycznego potencjału poszatkowanego i bardzo nierównego terenu i ewidentnie zaplanowało w kilku przypadkach użycie taktyki, która wykorzystałaby te możliwości do maksimum. Pozorowane odwroty i, zwłaszcza, ukrywanie się oddziałów wśród obiektów terenowych, gdzie mogły pozostać przyczajone do czasu, aż zostaną wezwane do ataku, okazały się szczególnie skuteczne. Niewykluczone też, że muzułmańscy dowódcy postanowili zawczasu, iż bitwa zostanie przeprowadzona jako kilka powiązanych starć, dzięki czemu dowódcy poszczególnych jednostek mieli znaczną swobodę działania w ramach ogólnego planu, by wyzyskać pojawiające się sytuacje. Inicjatywa pozostawała więc niemal całkowicie po stronie muzułmanów, a Bizantyńczycy, usiłujący utrzymać mniej lub bardziej jednolity front, z wyjątkiem początkowych walk w sektorze północnym działali wyłącznie defensywnie.

Starcie wojsk Herakliusza z Persami (mal. Piero della Francesca, poł. XV w.)

Jednak skuteczność cesarskich sił obniżyło kilka innych czynników. Przede wszystkim pokaźną część wojsk stanowili albo rekruci, albo ludzie kompletnie nieobznajomieni z metodą walk i charakterem wroga, któremu mieli stawić czoło. Jedna z relacji wspomina, że Jerzy, dowódca armii polowej Armenii, stanął obozem w Jakusie, aby poświęcić kilka dni na przeszkolenie swych ludzi do radzenia sobie z taktyką wroga i zaznajomienie ich z wyglądem oraz sposobami walki Arabów. Inne relacje napomykają o załamaniu dyscypliny w szeregach niektórych części armii i o bardzo niskim morale żołnierzy. Namiestnik Damaszku pokłócił się z naczelnym dowódcą, Wahanem, w kwestii zaopatrywania wojsk z lokalnych zasobów. Udało mu się zasiać panikę wśród części zmierzających na plac boju oddziałów, skłoniwszy grupy obywateli, by w środku nocy uderzyli w czynele i narobili hałasu, co przepędziło je z miasta. Taka nerwowość i bojaźliwość rzekomo regularnych wojsk polowych nie wróżyły dobrze ich reakcji na samą bitwę.

Można przyjąć, że wiele z tego odzwierciedla ogólny stan armii cesarskich na Wschodzie po ostatecznym pokonaniu Persów w latach 626–627. Choć bowiem infrastruktura administracyjna armii polowych i wojsk granicznych lub garnizonowych została wedle wszelkiego prawdopodobieństwa odtworzona, potencjał bojowy, dyscyplina i wyszkolenie żołnierzy w tych armiach wydają się, delikatnie mówiąc, niezadowalające. Choć nie ma powodu wątpić, że klęska Bizantyńczyków była owocem znakomitej strategii i taktyki muzułmanów, jasne jest, że równie istotną rolę odegrały podzielone dowództwo, brak spójności i niskie morale wśród regularnych żołnierzy. Okazało się to spuścizną, z którą cesarstwo walczyło usilnie i długo, aż do połowy VIII wieku, i która bez wątpienia była jedną z głównych przyczyn utraty pozostałych wschodnich prowincji oraz Egiptu.

REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Johna Haldona – „Wojny Bizancjum”:

John Haldon
„Wojny Bizancjum”
cena:
47,90 zł
Tytuł oryginalny:
The Byzantine Wars
Tłumaczenie:
Norbert Radomski
Okładka:
całopapierowa z obwolutą
Liczba stron:
276
Seria:
Historia do XIX wieku
Data i miejsce wydania:
1 (2019)
Premiera:
2019-03-26
Format:
150x225
ISBN:
978-83-8062-474-0

Następstwa: zmiana strategii

Islamskie podboje radykalnie odmieniły strategiczną i polityczną geografię całego wschodniego regionu śródziemnomorskiego. Kompletne fiasko prób odparcia najeźdźców w otwartej bitwie pociągnęło za sobą gruntowną zmianę strategii, w myśl której zaczęto unikać otwartych starć z muzułmańskimi armiami. W następstwie katastrofalnej klęski z 636 roku armie polowe zostały wycofane najpierw do północnej Syrii i Mezopotamii, a wkrótce potem na linię pasm Taurus i Antytaurus. Armie polowe, które dawniej operowały w Syrii, Palestynie i Mezopotamii, wycofano do Anatolii i włączono w znacznie zmienione struktury gospodarcze i strategiczne. O tym, w których regionach je rozlokowano, decydowała zdolność tych okręgów do utrzymania żołnierzy, jeśli chodzi o prowiant i inne potrzeby. Cesarską armię polową ściągnięto z powrotem do jej pierwotnych baz w północno-wschodniej Azji Mniejszej i Tracji, gdzie występuje odtąd pod nazwą Opsikion. Wojska, którymi dowodził magister militum per Orientem (czyli głównodowodzący armii Wschodu), zajęły południową część centralnej Azji Mniejszej i były nazywane armią Anatolikon, natomiast podległe głównodwodzącemu Armenii, zwane odtąd Armeniakon, osadzono we wschodnich i północnych rejonach Azji Mniejszej. Armia głównodowodzącego Tracji, którą, jak się wydaje, przerzucono na wschodni teatr działań w połowie lat trzydziestych VII wieku i użyto bez powodzenia do obrony Egiptu, została umieszczona w bogatych centralnych prowincjach zachodniej Anatolii, nosząc odtąd nazwę Thrakesion. W ostatnich dziesięcioleciach VII wieku okręgi, w których rozlokowane były te wojska, zaczęto określać zbiorczo nazwami stacjonujących tam armii. Choć takie rozmieszczenie poszczególnych armii polowych w prowincjach wynikało niewątpliwie z wymogów logistycznych, miało też oczywiste implikacje strategiczne, oznaczało bowiem, że zorganizowanie rzymskiego kontrataku zajmuje stosunkowo dużo czasu, obrona zaś jest zdezintegrowana i organizowana nieco chaotycznie na szczeblu lokalnym.

Prowincje, które należały do utworzonej przez Justyniana quaestura exercitus, nie przetrwały słowiańskich i awarskich najazdów na Bałkany (chociaż cesarstwo wciąż kontrolowało znaczną część samego Dunaju poprzez izolowane twierdze w delcie rzeki i na wybrzeżu Morza Czarnego), ale region Morza Egejskiego nadal funkcjonował jako źródło okrętów i zasobów ludzkich, a korpusy marynarki, zwane pod koniec VII wieku „wojskami okrętowymi”, czyli karabisianoi, miały, jak się wydaje, pierwszą bazę na Rodos. Wobec wydatnie zwiększonego zagrożenia dla odsłoniętej linii brzegowej cesarstwa oraz terenów w głębi lądu, jakie stworzył gwałtowny rozwój arabskiej potęgi morskiej począwszy od lat sześćdziesiątych VII wieku, te „wojska okrętowe” z czasem przeistoczyły się w trzon środkowobizantyńskiej prowincjonalnej floty wojennej. Armie magistri militum oraz egzarchów Italii i Afryki (która obejmowała Sardynię) wciąż istniały, choć ostatnia zniknęła wraz z zakończeniem arabskiego podboju Afryki Północnej w latach dziewięćdziesiątych VII wieku, podczas gdy armia Italii przetrwała, na coraz bardziej okrojonym terytorium, aż do upadku Egzarchatu Rawenny w połowie VIII stulecia.

Ten tekst jest fragmentem książki Johna Haldona – „Wojny Bizancjum”:

John Haldon
„Wojny Bizancjum”
cena:
47,90 zł
Tytuł oryginalny:
The Byzantine Wars
Tłumaczenie:
Norbert Radomski
Okładka:
całopapierowa z obwolutą
Liczba stron:
276
Seria:
Historia do XIX wieku
Data i miejsce wydania:
1 (2019)
Premiera:
2019-03-26
Format:
150x225
ISBN:
978-83-8062-474-0
REKLAMA
Komentarze

O autorze
John Haldon
Profesor historii na Uniwersytecie Princeton. Studiował w Wielkiej Brytanii, Grecji i Niemczech, jest starszym pracownikiem naukowym Ośrodka Bizantynistyki Dumbarton Oaks w Waszyngtonie. Jednym z obszarów jego badań są dzieje wczesnego i średniego cesarstwa bizantyńskiego, w szczególności okres od VI do XII wieku. Opublikował między innymi: Bizancjum. Zarys dziejów, Byzantium in the Seventh Century, Constantine Porphyrogenitus: Three Treatises on Byzantine Imperial Military Expeditions, The State and the Tributary Mode of Production, Warfare, State and Society in Byzantium oraz The Palgrave Atlas of Byzantine History.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone