Strajk dzieci z Wrześni we wspomnieniach Jędrzeja Moraczewskiego

opublikowano: 2021-10-25, 14:00
wszelkie prawa zastrzeżone
Strajk dzieci we Wrześni w 1901 roku odbił się szerokim echem wśród polskiego społeczeństwa. W jaki sposób sprawę wrzesińskich dzieci opisywał Jędrzej Moraczewski?
reklama

Ten tekst jest fragmentem książki „Jędrzej Moraczewski. Wspomnienia. Ludzie, czasy i zdarzenia. Część pierwsza. Młodość i praca inżynierska. Tom 3. Lata 1900–1907”.

Mój mózg tak wygimnastykowałem, że wchodząc do biura, zapominałem o Towarzystwie, wykładach, pogadankach, obrazach, salach i tym podobnych rozkoszach życia społecznego, a wychodząc z biura przestawałem myśleć o projekcie kolei, jej mostach, tunelach, przejazdach, nasypach, przekopach i innych murach oporowych. Wtedy nic mi nie przeszkadzało w obmyślaniu planów finansowania roboty społecznej. Chyba że w życie nasze wpadło coś o tak wielkim ciężarze gatunkowym, jak wieść o katowaniu dzieci polskich we Wrześni za to, że nie chciały pacierza mówić po niemiecku, tylko po polsku. Właśnie gdyśmy już zaczęli nasze wiejskie wykłady i miejskie pogadanki, doszła nas wiadomość o tym do głębi oburzającym, wstrząsającym cały nasz naród fakcie.

Dzieci z Wrześni uczestniczące w strajku

W „katolickiej” szkole ludowej w powiatowym mieście Września (woj. poznańskie, na południe od Gniezna), liczącym wówczas 6000 mieszkańców (w r. 1939 blisko 8500 mieszkańców) wprowadzono – w klasach wyższych – naukę religii w języku niemieckim, tak samo jak zresztą w całym zaborze pruskim. Odruchem narodu był szereg wieców protestujących przeciw temu zarządzeniu władz zaborczych, sprzecznemu nie tylko z traktatami międzynarodowymi, ale z sumieniem, z uczuciami naprawdę ludzkimi i zasadą chrześcijanizmu.

I we Wrześni odbyło się 16 maja protestujące zgromadzenie ludowe, które poruszyło sumienie prawie czysto polskiej ludności tego miasteczka. Dzieci, zgodnie z wolą rodziców, postanowiły nie uczyć się zadawanych lekcji religii. Nauczyciele, przeważnie gorliwi germanizatorzy, napominali, krzyczeli na dzieci, a gdy to nie pomogło, zapowiedzieli w szkole 18 maja, że w poniedziałek 20 maja zastosują wobec najoporniejszych karę chłosty, zgodnie z ustawą z 14 maja roku 1825 (a więc sprzed 86 laty!).

Zbrodnią dzieci było, że nie chciały się uczyć żadnej niemieckiej pieśni na obchód rocznicy niemieckiego zwycięstwa pod Sedanem nad Francuzami (1[–2] września 1870 r.), że jedna dziewczynka plunęła drugiej w twarz za to, że na niemieckie pytanie nauczycielki odpowiedziała po niemiecku, że 17 maja dzieci nie chciały śpiewać niemieckiej pieśni, zaczynającej się od słów „Jestem Prusakiem”. Tak przynajmniej twierdził na rozprawie sądowej okręgowy inspektor szkolny Winter. Z tych powodów zatrzymano 20 maja po nauce 14 najoporniejszych dzieci. Obecny w kancelarii inspektor Winter polecił bić dzieci kijem. Nauczyciel religii Schölzchen, wysoki, silny, spasiony drab bił, jako oprawca, dzieci po siedzeniu i po rękach, czemu z lubością przypatrywał się nauczyciel Feliks Koralewski, renegat „Volksdeutsch”, jak się dzisiaj takich gentlemanów nazywa. Znaki pobicia u wielu dzieci były widoczne jeszcze po 10 dniach. Rzeczoznawcy sądowi lekarze dr [Ludwik] Krzyżagórski i dr Michaelsohn zeznali na rozprawie sądowej, że bijący oprawca-pedagog, przynajmniej co do 4 dzieci, przekroczył prawnie dozwoloną granicę chłosty.

reklama

Skatowane dzieci z płaczem wychodziły ze szkoły. Na ulicy czekali na nie ich koledzy i rodzice. Barbarzyństwo nauczycieli niemieckich, niesłychane w XX wieku, wywołało w mieście zrozumiałe wrażenie. Przed szkołą zebrało się około 250 osób, przeważnie dzieci szkolnych. Tłum wyładowywał swoje oburzenie okrzykami pod adresem rektora szkoły Fedtkego, inspektora Wintera, nauczycieli: szczególnie w mieście znienawidzonego Koralewskiego, Schölzchena, Augusta Wenzla i innych. Zjawiła się na miejscu policja i żandarmeria, jednak nie dostrzegłszy cech zakłócenia spokoju – tak zeznawali ich funkcjonariusze przed sądem – nie rozpędzała zbiegowiska.

Zdjęcie oskarżonych w procesie wrzesińskim w 1901 roku

Proces o te zajścia toczył się od 14 do 19 listopada 1901 r. w gnieźnieńskim sądzie ziemiańskim, przed jego II wydziałem karnym. Przewodniczył prezes sądu Kah. Oskarżał prokurator Langer z Gniezna. Oskarżono 25 osób, 7 kobiet, 15 pełnoletnich mężczyzn i 3 chłopców od 13 do 15 lat. Prokurator, w swym końcowym przemówieniu wycisnął właściwe piętno na tym „wrzesińskim procesie szkolnym”. Wyraził bowiem zdziwienie, że jeden z obrońców, adwokat dr Dziembowski (poseł do parlamentu Rzeszy), wziął mu za złe, że jako prokurator wychwalał władze państwowe pruskie z powodu, iż w tej walce polonizmu z germanizmem stają bez ogródek po stronie niemczyzny.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę „Jędrzej Moraczewski. Wspomnienia. Ludzie, czasy i zdarzenia. Część pierwsza. Młodość i praca inżynierska. Tom 3. Lata 1900–1907” bezpośrednio pod tym linkiem!

Ilona Florczak (opr.)
„Jędrzej Moraczewski. Wspomnienia. Ludzie, czasy i zdarzenia. Część pierwsza. Młodość i praca inżynierska. Tom 3. Lata 1900–1907”
cena:
49,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego
Rok wydania:
2021
Liczba stron:
392
ISBN:
978-83-8220-391-2

Ten tekst jest fragmentem książki „Jędrzej Moraczewski. Wspomnienia. Ludzie, czasy i zdarzenia. Część pierwsza. Młodość i praca inżynierska. Tom 3. Lata 1900–1907”.

Świadkowie oskarżenia zeznawali, przeważnie, korzystnie dla obwinionych. Tym większą niespodzianką był drakoński wyrok ogłoszony przez prezesa sądu 19 września o 22. Najostrzejszą karę, 2 i pół lat więzienia dostała Nepomucena Piasecka, żona malarza. Oprócz niej jeszcze 9 innych oskarżonych skazał sąd zgodnie z wnioskiem aktu oskarżenia łącznie na 49 miesięcy więzienia (wśród nich 2 chłopców 14- i 15-letnich), 4 obwinionych sąd uwolnił. Między nimi był 3, dla których prokurator domagał się łącznie 21 miesięcy więzienia.

reklama
Szkoła we Wrześni

Okrucieństwo wyroku widzę w tem, że 11 obwinionym sąd orzekł o przeszło 40% wyższy wymiar kary od żądanego przez Rozdział I 73 oskarżyciela publicznego. Prokurator domagał się dla nich łącznie 81 miesięcy a sąd orzekł 138 miesięcy, w tym 12 miesięcy ciężkiego (Zuchthaus). Mianowicie – Franciszek Korzeniewski, robotnik, dostał rok ciężkiego, a prokurator żądał 6 miesięcy. Antoni Chojnacki, szewc, i Władysław Dzieciuchowicz, rzeźnik, po 2 lata więzienia – prokurator po 1 roku, Ignacy Balcerkiewicz, szewc, dostał 15 miesięcy – prokurator chciał dla niego 9, Helena Bednarowiczowa, żona kowala, 1 rok, prokurator 6 miesięcy, Ignacy Furmaniak, szewc, i Jan Ziętek, szewc, po 1 roku więzienia (prokurator po 9 miesięcy), Rozalia Pawlicka, żona robotnika, Jakub Sierakowski, robotnik, i Franciszek Musielak po 9 miesięcy (prokurator po 6 miesięcy). Ogółem sąd skazał 6 kobiet (oskarżona Elżbieta Kantorczykowa, żona szewca, powiła 18 września dziecko; sąd odroczył sprawę przeciwko niej), 11 mężczyzn i 3 chłopców na 201 miesięcy zwykłego i 12 miesięcy ciężkiego więzienia, a prokurator żądał 154 miesięcy zwykłego [i] 6 miesięcy ciężkiego więzienia.

Należy uznać, że byli jeszcze wtedy sędziowie w Niemczech!!! Nieprzerwanie, niemieccy, ludowi nauczyciele wpajali kijem w młodzież polską kul turę niemiecką i miłość do narodu i państwa niemieckiego – bez skutku!!!

Wśród oskarżonych było: 9 szewców, 3 cieśli, 2 robotników, 2 krawców, 1 rzeźnik, 2 żony szewców, 2 żony kowali, 1 żona robotnika, jedna malarza, jedna tokarza i 1 syn robotnika. Jest w narodzie siła niespożyta!!!

[…]

Na wiosnę [1902] rozpoczęły się roboty na linii Lwów–Sambor. W połowie kwietnia pracowało już 2600 robotników przy robotach ziemnych. Most w Rudkach zaczęto fundować. Nas zajęła tymczasem sprawa odruchu lwowskiej młodzieży, w którym pierwsze skrzypce grała jak zwykle Bratnia Pomoc politechników. Po procesie wrześnieńskim, po usuwaniu resztek języka polskiego z nauki religii w szkołach publicznych, w zaborze rosyjskim młodzież przez kilka dni demonstrowała przeciw Niemcom i przeciw Rosji przed oboma konsulatami. Do szału doprowadziła policję mała dziurka zrobiona przez młodzież w orle wiszącym nad konsulatem rosyjskim.

Za wszelką cenę trzeba było znaleźć winnych sprawców czy podburzających, aby dać zadośćuczynienie tym dwóm mocarstwom, dotąd zaprzyjaźnionym. Śledztwo w gimnazjach prowadzili profesorowie i dyrektorzy – poza tym porządni ludzie i nieźli pedagodzy – nadzwyczaj rygorystycznie i bynajmniej niepedagogicznie. Niektórzy profesorowie całkiem przekroczyli granice przyzwoitości. Zwłaszcza szalał prof. Z. Jaworski, który wprost domagał się od uczniów, by denuncjowali kolegów.

reklama

W rektorze Politechniki panu R. Dzieślewskim, w którym nie powiewał nigdy duch nauki, naraz obudził się duch policyjny. Zabronił młodzieży odbywania zgromadzeń w gmachu techniki, z trzech zwołujących poufne zebranie Kosteckiego, Milkę, T. Hartleba, relegował z techniki. Również relegował kol. Kobera, który za zbicie po mordzie Jaworskiego został aresztowany. Na represje rektorskie odpowiedzieli technicy strajkiem, który trwał cały tydzień (16 maja–21 maja). Minister oświaty Hartel cofnął zakaz odbywania zebrań w gmachu. Strajk zakończył się, ale zaczął się drugi w obronie, relegowanych w międzyczasie, trzech wymienionych i trwał blisko dwa tygodnie (31 maj–11 czerwca). Skończył się również zupełnym zwycięstwem młodzieży.

Jędrzej Moraczewski w 1932 roku

W tym drugim strajku pośredniczył między gronem profesorskim a młodzieżą profesor ekonomii na Uniwersytecie Lwowskim Stanisław Głąbiński, wybrany niedawno posłem do parlamentu. Był to jego, nie wiem czy jedyny, ale na pewno jeden z nielicznych dobrych występów publicznych. Aresztowanych trzymano długo w areszcie po to, by prokurator z braku wszelkich dowodów winy odstąpił od oskarżenia. Jeden Kober dostał dwa miesiące za mordobicie. Tadeusz Mokłowski, brat Kazimierza, sprał po gębie redaktora „Dziennika Polskiego” Ostaszewskiego-Barańskiego za łajdackie – z polskiego punktu widzenia – oświetlenie ruchu młodzieży, ale nie mógł się doprosić, by stanął przed sądem. Musiał kilka razy w pismach upominać się, że to przecież on bił p[ana] naczelnego redaktora. Nareszcie doprosił się. Dostał 24 godziny aresztu za obrazę. Zrobił to samo, co Kober. Tamten 2 miesiące – dla zagranicy – a ten tylko 24 godziny, na wewnętrzny użytek. Sąd o tyle lżej ocenił wartość honoru pana nie tyle Ostaszewskiego, co Barańskiego, niż Jaworskiego. Profesorowi Jamrógiewiczowi uszło na sucho jego pyskowanie na młodzież w klasie. W ogóle trochę nas te represje zaskoczyły.

Odzwyczailiśmy się od tłumienia przez władze odruchów społeczeństwa. Musiało się to dziać na polecenie Wiednia. Galicyjskie władze administracyjne zrobiły się znowu ultraczarno-żółte, ultraskrupulatne w baczeniu, by przyjaźń Austrii z Niemcami nie doznała najmniejszego szwanku z powodu barbarzyństwa pruskiego we Wrześni. Z tego samego powodu i na wskroś czarno-żółte Koło Polskie w Wiedniu nie ruszyło się, zdobywając się zaledwie na jakiś nic nie mówiący proteścik. Zresztą tak samo zachowało się Koło Polskie w parlamencie berlińskim, też przez ugodowców rządzone. Toteż zakazy zgromadzeń, wydawane przez starostów ex re Wrześni, blakły wobec tego milczenia naszych proforma niezależnych, a duchem całkiem zależnych reprezentantów „narodu”. Raziła wyjątkowo przesadna gorliwość pana starosty w Wieliczce, [Bolesława] Szczerbińskiego, który zabronił Towarzystwu Szkoły Ludowej wygłaszania we wsi Zborówek odczytu o Kościuszce w niedzielę 23 marca, bo „ jest to niedziela palmowa, w którym to dniu ludność włościańska odbywa praktyki religijne”. (A w inne niedziele niby nie)?

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę „Jędrzej Moraczewski. Wspomnienia. Ludzie, czasy i zdarzenia. Część pierwsza. Młodość i praca inżynierska. Tom 3. Lata 1900–1907” bezpośrednio pod tym linkiem!

Ilona Florczak (opr.)
„Jędrzej Moraczewski. Wspomnienia. Ludzie, czasy i zdarzenia. Część pierwsza. Młodość i praca inżynierska. Tom 3. Lata 1900–1907”
cena:
49,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego
Rok wydania:
2021
Liczba stron:
392
ISBN:
978-83-8220-391-2
reklama
Komentarze
o autorze
Jędrzej Moraczewski
Ur. 1870-zm. 1944. Polski polityk, pierwszy premier II Rzeczpospolitej. Poza tym minister komunikacji, inżynier kolejowy, kapitan saperów Legionów, działacz związkowy, polityk i publicysta, jeden z przywódców Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej i Polskiej Partii Socjalistycznej.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone