Sztuka kochania – reż. Maria Sadowska – recenzja i ocena filmu

opublikowano: 2017-02-09 20:01
wolna licencja
poleć artykuł:
„Sztuka kochania” sprzedała się w Polsce – tylko w oficjalnym obiegu – w ponad 7 milionach egzemplarzy. Jej autorka stała się twarzą polskiej rewolucji obyczajowej. Historię wzbudzającej kontrowersje lekarki na wielki ekran przeniosła Maria Sadowska. Czy udało jej się sprostać temu wyzwaniu?
REKLAMA
„Sztuka kochania”
nasza ocena:
7/10
Premiera:
27 stycznia 2017 (Polska), 21 stycznia 2017 (świat)
Gatunek:
Dramat biograficzny
Reżyseria:
Maria Sadowska
Scenariusz:
Krzysztof Rak
Produkcja:
Polska
Czas:
1 godz. 57 min.

Wzorzyste chustki na głowie, kolorowe ubrania uszyte z firanek, cięty język. Tak zapamiętano Michalinę Wisłocką – słynną ginekolog, której książka przyczyniła się do zmian w polskiej obyczajowości. Jej misja szerzenia wiedzy o kobiecym ciele, odwaga i otwartość w głoszeniu własnych poglądów, a przede wszystkim walka o niezależność i ambicje stworzyły życiorys, będący gotowym scenariuszem na film. Wykorzystali to twórcy „Sztuki kochania. Historii Michaliny Wisłockiej” – produkcji przedstawiającej biografię słynnej lekarki i jej batalię o wydanie podręcznika ars amandi. „To ja jestem rewolucją seksualną. I nadchodzę!” – wykrzyczy bohaterka ustami Magdaleny Boczarskiej. I ma rację.

Michalina Wisłocka była twarzą polskiej rewolty obyczajowej. Jej wydana w 1976 roku książka pt. „Sztuka kochania” wyprzedała się na pniu, zaś do nielegalnego obiegu trafiła jeszcze przed premierą. Tylko w Polsce oficjalnie kupiono aż 7 milionów egzemplarzy. Wydano ją także w innych krajach – w ZSRR dostała się w ręce co najmniej 5 milionów czytelników.

Film pokazuje drogę lekarki do tego sukcesu. Zanim przeobraziła się w niepokorną, ekstrawagancką i niezależną kobietę, długo tkwiła w okowach społecznych uprzedzeń i ograniczeń. Próbowała wyzwolić się z narzucanych w tamtych czasach tradycyjnych ról – zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Chciała być drugą Skłodowską-Curie, jednak środowisko naukowe i lekarskie bagatelizowało jej badania. Dopiero po ukończeniu 50 lat zdołała znaleźć sposób na realizację swoich ambicji.

Nie inaczej wyglądały jej prywatne losy – starała się wyzbyć konwenansów, by stworzyć szczęśliwe relacje z mężczyznami. Jej partnerzy mieli duży wkład w jej późniejsze sukcesy i postawę – filmowa Michalina wraz z mężem tworzyła parę napędzających się wzajemnie intelektualistów, zaś w późniejszym okresie u boku kochanka odkrywała w sobie kobietę. Stał się on także jej inspiracją do napisania książki. Czy wystarczyło to jednak, by ją uszczęśliwić?

Scena z filmu „Sztuka kochania”. Fot. Next Film

„Sztuka kochania” obrazuje trzy etapy w życiu Wisłockiej, które w oczach jej twórców stanowiły przełomy w biografii lekarki. Na tle powojennych gruzów rozgrywa się młodość u boku męża niestroniącego od miłosnych podbojów, w małżeńskim trójkącie, do którego dołącza najlepsza przyjaciółka. Ciemne pejzaże zniszczeń zastępuje następnie barwny PRL, a wraz z nim romans z Jurkiem (w tej roli Eruk Lubos), dzięki któremu około trzydziestoletnia Michalina odkrywa swoją kobiecość i powołanie. Widzimy wreszcie walkę o wydanie książki, którą wyrazista i nieprzebierająca w słowach bohaterka stoczyła w 1976 roku z przedstawicielami władzy i Kościoła.

REKLAMA

W roli Wisłockiej świetnie odnalazła się Magdalena Boczarska – udało jej się wykreować charakterną, pełną wigoru kobietę walczącą o dzieło swojego życia, lecz także postać dopiero się w nią przekształcającą. Jesteśmy świadkami ewolucji bohaterki – od poniekąd tworzonej przez mężczyzn, którzy nadają ton jej życiu, badaczki po wyzwoloną, pewną siebie i walczącą o swoje ambicje autorki. Obok Boczarskiej wyróżniają się także jej partnerzy – Piotr Adamczyk w roli egoistycznego, lecz wprowadzającego element humoru męża lekarki oraz Eryk Lubos wcielający się w jej wielką miłość. W epizodach błyszczą też Danuta Stenka jako generałowa, Karolina Gruszka odgrywająca pacjentkę Wisłockiej i Justyna Wasilewska jako Wanda – przyjaciółka Michaliny wciągnięta w miłosny trójkąt.

Scena z filmu „Sztuka kochania”. Fot. Next Film

„Sztuka kochania” cechuje także bardzo dobra realizacja – piękne zdjęcia i świetnie napisane, zabawne dialogi to mocne strony produkcji. Nie zawodzi też oprawa muzyczna – opracowane przez Radzimira Dębskiego utwory przenoszą nas w świat PRL (jeden z nich wykonuje chociażby Ania Rusowicz). I nie jest to świat szarych budynków, kolejek i powszechnego zniewolenia. PRL według Sadowskiej tętni życiem, barwami i dźwiękami muzyki Skaldów. Jego przedstawiciele to nieco nierozgarnięci, bojący się Kościoła aparatczycy, których w ręku trzymają kobiety. Nie jest to zbyt często spotykany obraz w polskim kinie – reżyserka maluje nieco idylliczną wizję czasów, nierzadko zapisanych w polskiej pamięci zbiorowej zgoła inaczej. Może będzie to impuls, by spojrzeć na ten okres z innej perspektywy?

Mimo tak dobrego wykonania, „Sztuce kochania” momentami brakuje dopełnienia pewnych wątków. Twórcy skupili się na pokazaniu przełomowych momentów z życia Wisłockiej, pominęli zaś elementy jej biografii, bez których opowieść wydaje się niepełna. Nie dowiemy się chociażby zbyt wiele o jej dzieciach – córce i synu jej męża, przez wczesne lata dzieciństwa uważającego Wisłocką za matkę. W filmie ich obecność ujawnia się między wierszami, jednak to za mało – ich historię poświęcono w imię niewiele wnoszących, a na dodatek urwanych scen. Momentami chyba zapomniano, że jak u Czechowa, raz zawieszona strzelba musi w końcu wystrzelić.

Scena z filmu „Sztuka kochania”. Fot. Next Film

Maria Sadowska stworzyła kawałek przyjemnego, a przede wszystkim świetnie zrealizowanego kina, które może wnieść nieco ożywczej energii do polskiej kinematografii. Wzorce wypróbowane przez twórców w „Bogach” sprawdzają się i tutaj – choć „Sztuka kochania” nie dorasta do poziomu wspomnianego filmu, pokazuje, że biografie silnych osobowości stanowią idealną podstawę udanej produkcji. I spotykają się z zainteresowaniem Polaków, co widać po zawrotnych wynikach oglądalności. Warto przekonać się, co przyciągnęło przed wielki ekran ponad 750 tys. widzów.

Polecamy e-book Agaty Łysakowskiej – „Damy wielkiego ekranu: Gwiazdy Hollywood od Audrey Hepburn do Elizabeth Taylor”:

Agata Łysakowska
„Damy wielkiego ekranu: Gwiazdy Hollywood od Audrey Hepburn do Elizabeth Taylor”
cena:
Wydawca:
Michał Świgoń PROMOHISTORIA (Histmag.org)
Liczba stron:
87
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-04-4
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Agnieszka Woch
Studentka filologii polskiej i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim, interesuję się wszelkiego rodzaju literaturą, historią XX wieku i językiem, a także filmem i teatrem. Redakcyjny mistrz boksu.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone